top of page
Szukaj

TA TRZECIA - rozdziały: 7, 8, 9, 10, 11 ostatni

  • Zdjęcie autora: goniasz2
    goniasz2
  • 31 sty 2021
  • 35 minut(y) czytania

Zaktualizowano: 1 lut 2021

ROZDZIAŁ 7



Jak tylko dotarł do biura wybrał numer do matki. Spokojnie wyłuszczył jej dlaczego dzwoni.

- Po aferze z Pauliną jestem przekonany, że oboje Febo nie „zaszczycą” nas swoją obecnością w wigilię. Pomyślałem o Uli. Byłoby mi miło, gdybyście zgodzili się, żeby towarzyszyła mi w ten dzień. Ona nie ma żadnej rodziny i zawsze święta spędza sama. Zrobiło mi się przykro, gdy mi o tym opowiadała. To też dobra okazja, żebyście mogli ją poznać. To niezwykła kobieta i bardzo wartościowy człowiek. Myślę, że znajdzie wspólny język z ojcem, który wydaje się zaintrygowany jej ekonomicznym talentem…

- Już dobrze synku, już dobrze… - Helena Dobrzańska ze śmiechem przerwała tę tyradę. – Myślę, że nie tylko ojciec jest nią zaintrygowany, prawda? Oczywiście nie ma najmniejszego problemu. Bardzo chętnie poznamy Ulę i będzie mile widziana na wigilii.

Marek odetchnął z ulgą. Miał świadomość, że nieco się pośpieszył proponując Uli spędzenie wigilii u swoich rodziców bez ich wyraźnej zgody. Teraz, gdy ją otrzymał, mógł popracować nad przekonaniem Uli do tego pomysłu.

- Dziękuję mamo. To dla mnie bardzo ważne. Ona jest dla mnie bardzo ważna.

Tyle, co skończył rozmowę z matką i rozłączył się, usłyszał pukanie do drzwi. Po chwili ujrzał w nich Alexandra Febo, brata jego już byłej narzeczonej. Obaj nie pałali do siebie jakąś szczególną sympatią, ale ich współpraca układała się poprawnie. Mieli świadomość, że dobro firmy jest najważniejsze. Alex był dyrektorem finansowym w F&D i koordynował jedynie rzeczy dotyczące stanu jej finansów, ogólnego budżetu, zakupu maszyn i wypłat pracowniczych. Pod tym względem nie wchodzili we własne kompetencje, bo Marek zdawał Alexowi właściwie tylko raporty miesięczne będące już wypadkową kosztów ponoszonych na pokazy, faktur za materiały dla Pshemko, czy dodatków. Oczywiście jako prezes musiał wiedzieć o wszystkim i w razie potrzeby odpowiednio zadziałać. Obecność Febo w jego gabinecie była rzadkością, dlatego nieco zdziwiony spojrzał na swojego gościa.

- Alex… Co cię do mnie sprowadza?

Febo podszedł do kanapy i usiadł na niej z westchnieniem. Spojrzał na Marka milcząc przez dłuższą chwilę.

- Paulina, a cóżby innego? Zupełnie nie mogę się z nią dogadać. Przyjechała do mnie objuczona walizami i oświadczyła, że się wprowadza. Możesz mnie oświecić i wyjaśnić, co się stało? Powiedziała mi tylko, że zerwała zaręczyny.

- Ona zerwała? – Marek wytrzeszczył oczy i wbił je w Alexa. – Jednak nie potrafi przyjąć do wiadomości najbardziej oczywistych rzeczy. Teraz będzie robić za ofiarę tego związku. – W tym miejscu opowiedział Alexowi historię z restauracji i późniejszą rozmowę z seniorami. – To ojciec kazał jej się wynosić z domu i powiedział, że nie chce mieć takiej dwulicowej synowej. Ja też kazałem jej się wynieść. Jeśli przyszedłeś coś dla niej utargować, to wiedz, że nic jej nie jestem winien. Pasożytowała na mnie przez pięć lat i to wystarczy. Nie partycypowała w kosztach ani zakupu domu, ani jego utrzymania. Dom jest wyłącznie mój. I tak zabrała z niego kilka cennych drobiazgów należących do mnie, ale mam to gdzieś. Zrobiła przy okazji taki bałagan, że początkowo sądziłem, że przeszło przez chałupę tornado. Do czwartej rano sprzątałem ten syf. Wiedz też, że nie chcę już jej więcej widzieć. W firmie również. I tak nie było z niej żadnego pożytku, bo jakoś szczególnie nie przepracowywała się biorąc pieniądze porównywalne do naszych pensji. To chyba ją jednak trochę zepsuło.

- Szczerze powiedziawszy to nie bardzo wiem co zrobić. Ja nie mam najmniejszego zamiaru jej utrzymywać, a tak niechybnie się stanie, jeśli ona ma zamiar zadomowić się u mnie na dobre. Przykro mi to mówić, ale ona nie przywykła płacić za cokolwiek.

- Alex, ona ma trzydzieści lat i od dawna jest dorosła. Skoro nie wydawała na siebie, bo ja to za nią robiłem, zapewne ma dość zasobne konto. Na twoim miejscu wywaliłbym z chałupy, kazał szukać jakiegoś mieszkania i roboty. Jeśli ulegniesz, będziesz miał na karku pasożyta przez kolejne lata do momentu aż nie znajdzie frajera, który udźwignie finansowo jej niemałe wymagania. Musisz z nią porozmawiać. A jeśli już, to może zapytaj ją, co zamierza zrobić ze swoimi udziałami. Nigdy nie dopuszczę, żeby miała tu wrócić. Nie będzie też już zabierała głosu na zarządzie. Albo więc odda ci udziały, albo je odsprzeda nam, Dobrzańskim. Trzeciej możliwości nie ma. Nie będę się już nad nią litował, bo zalazła mi za skórę jak mało kto.

Alex podniósł się z kanapy i przetarł zasępione czoło.

- Tak… Myślę, że masz rację i tak właśnie zrobię. Inaczej nie uwolnię się od niej. Przynajmniej wiem, jak sprawy stoją, bo jej wersja wydarzeń bardzo się różni od twojej. Naprawdę nie wiem, skąd w niej te skłonności do konfabulacji. Pójdę już.

- Powodzenia i nie daj się sterroryzować.

Było mu żal Alexa. Paulina była typem kobiety-pijawki, kobiety-modliszki. Jak już się raz uczepiła, niełatwo było się jej pozbyć. Pewnie pomyślała, że brat nie pozwoli jej zginąć marnie i weźmie na siebie trud utrzymywania jej. - A to się zdziwi. Żeby tylko Alexowi starczyło odwagi… - ale o to był jakoś dziwnie spokojny, bo Febo był raczej stanowczym facetem rzadko idącym na kompromis.



Ula walczyła dzisiaj sama ze sobą. Przez kilka porannych godzin biła się z myślami, czy towarzyszyć Markowi na wigilii u jego rodziców, czy też taktownie odmówić. Z jednej strony nie chciała sprawiać mu przykrości, a z drugiej, to jednak obcy dla niej ludzie. Jak ma się zachować? W wigilię daje się prezenty. Co ma im kupić, skoro ich zupełnie nie zna? To naprawdę może być krępujące. W końcu zadecydowała, że jeśli ma już iść to upiecze swój popisowy tort. To nic zobowiązującego i bezpiecznego. Rozmyślając wciąż o tej niespodziewanej propozycji z trudem skupiła się na pracy. Po niej planowała odwiedzić galerie i zrobić jakieś świąteczne zakupy a przynajmniej ich część.


Punktualnie o siedemnastej zamknęła biuro i ruszyła w kierunku samochodu. Miała zamiar podjechać pod jeden z dyskontów i zaopatrzyć się w produkty potrzebne do zrobienia tortu. Jak pójdzie sprawnie pojedzie jeszcze do Złotych Tarasów. Może kupi Markowi jakiś drobiazg?

W spożywczym poszło gładko. Nawet nie było zbyt wielu klientów. Zapakowawszy do bagażnika zakupy ruszyła do galerii. Akurat parkowała, kiedy odezwał się jej telefon. Odebrała natychmiast widząc na wyświetlaczu „Marek”.

- Witaj Ula – odezwał się. – Jesteś jeszcze w biurze? Może mógłbym podjechać?

- Już nie. Właśnie parkuję przy Złotych Tarasach. Chcę pójść do galerii. Może uda mi się skorzystać z jakichś promocji.

- Chciałbym się z tobą zobaczyć. Mogę być tam za dwadzieścia minut…

- No dobrze. Mam nadzieję, że mnie znajdziesz. Jeśli nie, to dzwoń.

Weszła do środka i od razu poczuła atmosferę świąt. Wszędzie choinki, ozdoby, światełka i zapach ciast unoszący się w powietrzu. Najpierw poszła oglądać ciuchy. Liczyła na to, że kupi jakąś ładną sukienkę, w której mogłaby pójść do Dobrzańskich. Systematycznie przesuwała wieszaki z odzieżą, gdy tuż za plecami ktoś wymówił jej imię. Odwróciła się gwałtownie. Przed sobą miała Dorotę, koleżankę z liceum. Wiedziała tylko, że Dorota tuż po maturze wyjechała do Stanów więc jej widok tutaj był dla Uli totalnym zaskoczeniem.

- Dorota? Dobry Boże, skąd się tutaj wzięłaś? Myślałam, że siedzisz w Nowym Jorku.

- Siedziałam parę lat, ale jakiś czas temu wróciłam na dobre. Już nie chcę tam wracać tym bardziej, że tu znalazłam swoją wielką miłość – rozejrzała się dokoła i zlokalizowawszy jakiegoś mężczyznę zawołała – Piotr! Piotr, pozwól tutaj. Chcę ci kogoś przedstawić.

Ula drgnęła na dźwięk tego imienia, które nie kojarzyło jej się zbyt dobrze. Jakby tego było mało zmaterializował się przed nią Piotr Sosnowski we własnej osobie. Zbladła. Była w ogromnym szoku. - To niemożliwe, żeby świat był taki mały. To jak to tak? Już znudziła mu się Irena i znalazł sobie nową kochankę? Dziecko też już przestało być priorytetem?

- To jest właśnie Piotr Ula, mój narzeczony.

Ula z trudem odzyskała równowagę.

- Narzeczony powiadasz… A wiesz, że twój narzeczony ma żonę i dziecko? Powiedział ci o tym? Co ci naobiecywał? Że zostawi ją dla ciebie? – Piotr zrobił się purpurowy i nie mógł wykrztusić słowa. Podobnie jak Ula nim tak i on był zaskoczony jej obecnością tutaj.

- Jesteś żonaty? Masz dziecko? – wysapała Dorota pełnym paniki głosem.

- Nie jestem żonaty – zaczął się usprawiedliwiać. – Jestem po rozwodzie i dobrze Ula o tym wiesz. Dziecko mam. Córkę.

Ula uśmiechnęła się drwiąco.

- No rzeczywiście nie jestem na bieżąco. Sądziłam, że skoro wróciłeś do Ireny, to pobraliście się ponownie, ale z drugiej strony to bardzo wygodne, bo to co robisz nawet nie można nazwać zdradą. W końcu jesteś wolnym człowiekiem, prawda? – Popatrzyła na Dorotę z napięciem w oczach. – A dla ciebie Dorota dobra rada. Zwiewaj od niego gdzie pieprz rośnie. On nigdy nie odejdzie od Ireny. Jeśli nawet snułaś jakieś plany w związku z nim, one nie wypalą. To zwykły tchórz. Czy wiesz, że mamił mnie przez dwa lata wspólną, wspaniałą przyszłością? Rzeczywiście doszło do rozwodu. Kilka godzin po nim, zanim do mnie zadzwonił ubłagał Irenę, by pozwoliła mu wrócić do domu. Okazało się, że ona jest w ciąży, a jemu ponoć na niczym tak nie zależało jak na dziecku. Oto jest twój Piotr w całej okazałości. Jeśli masz trochę ambicji nie pozwól, żebyś była tą trzecią, bo stać cię na porządnego, uczciwego faceta. Przy Piotrze będziesz zawsze kochanką – nawet nie zdawała sobie sprawy, że mówi podniesionym głosem, co zwróciło uwagę kilku osób przebywających w sklepie.

- Ula, co się dzieje? – odwróciła się. Przy niej stał Marek i zdziwionym spojrzeniem omiatał całe towarzystwo. – Wszystko w porządku kochanie?

- Tak… w porządku. Pamiętaj co ci powiedziałam – szepnęła do Doroty. – Pogoń go, bo zniszczy ci życie. Trzymaj się – chciała odejść, ale Dorota schwyciła ją za rękaw płaszcza.

- Zaczekaj Ula. Możesz mi dać swój numer telefonu? Chciałabym się jeszcze z tobą spotkać i pogadać.

Ula wyjęła z torebki mały kartonik.

- Tu jest moja wizytówka. Dzwoń kiedy zechcesz. Do widzenia – ruszyła przodem a za nią pociągnął zdezorientowany Marek. Już na zewnątrz zaproponował jej kawę w małym bistro.

- Jesteś zdenerwowana. Kawa cię trochę uspokoi.

Popijając aromatyczne espresso opowiedziała mu o całym zajściu.

- Dorota, to moja koleżanka z liceum. Niedawno wróciła ze Stanów. Była tu jak twierdziła ze swoim narzeczonym, którego koniecznie chciała mi przedstawić. Kiedy się pokazał wbiło mnie w ziemię. To był Piotr, człowiek, który zrujnował mi życie, a teraz rujnuje je Dorocie. Teraz to ona jest tą trzecią. Co za padalec – wysyczała. – Na szczęście ostrzegłam ją przed nim. Mam nadzieję, że zrobi z nim porządek i zniknie z jego życia. Mam nadzieję, że okaże się mądrzejsza ode mnie – podsumowała drżącym głosem. Była na granicy płaczu. Marek ujął jej dłonie i przycisnął do ust.

- Już dobrze kochanie. Nie denerwuj się, bo naprawdę nie warto. Ty już tę przykrą historię masz za sobą. Szkoda zdrowia dla takiego dupka. Dopijmy kawę i chodźmy na te planowane zakupy.



ROZDZIAŁ 8



Usłyszawszy dźwięk domofonu podbiegła do niego i nerwowo nacisnęła przycisk. Otworzyła drzwi i stanęła w nich słysząc jak Marek szybko pokonuje schody. Nieco zdyszany stanął przed nią i omiótł ją zachwyconym spojrzeniem.

- Pięknie ci w tej sukience – wyszeptał. – Wyglądasz zjawiskowo – pochylił się i przywarł do jej ust.

- Co nie zmienia faktu, że jestem trochę spięta. Wciąż się obawiam jak oni mnie przyjmą…

- Będzie dobrze. Zobaczysz. Jesteś gotowa? Obiecałem mamie, że będziemy na siedemnastą. – Podała mu ostrożnie ogromne pudło. – Co to?

- To tort, który upiekłam. Mam nadzieję, że będzie im smakował. To zamiast prezentów – wyjaśniła. – Nie znam twoich rodziców i nie miałam pojęcia co im kupić pod choinkę i czy w ogóle wypada.

- Tort będzie idealny – uśmiechnął się szeroko. – Chodźmy.


Rodzinny dom Marka zrobił na niej piorunujące wrażenie. Był ogromny. Zastanawiała się nawet na co dwojgu starszym ludziom tak wielki dom, ale zaraz pomyślała, że być może po prostu go kochają i przywykli do dużej przestrzeni tak jak ona do minimalistycznej. Marek zatrzymał się na odśnieżonym podjeździe i szarmancko otworzył Uli drzwi. Wsparta na jego dłoni zgrabnie wysiadła z samochodu. Zabrawszy z bagażnika pudło z tortem Marek już dzwonił do drzwi. Przywitali ich oboje Dobrzańscy. Senior z wielką kurtuazją ucałował dłoń Uli wyrażając radość ze spotkania. Helena z szerokim uśmiechem podała jej swoją mówiąc, że była jej bardzo ciekawa i cieszy się, że ona spędzi z nimi ten szczególny dzień. Ta wielka życzliwość ich obojga wywołała na policzkach Uli dorodne rumieńce. Nieco zakłopotana przekazała Helenie wielkie pudło mówiąc, że to słodki prezent od niej dla nich. Tort natychmiast został rozpakowany a jego widok wzbudził podziw.

- Sama go robiłaś? Jeśli tak, to masz dziecko wielki talent. Pięknie wygląda, jak z najlepszej cukierni.

- Dziękuję. Bardzo się starałam.

- Siadajcie proszę – Helena zakrzątnęła się koło stołu. – Zosia za chwilę zacznie podawać.

Zosia, gospodyni seniorów poruszała się bezszelestnie. Stół zaczął zapełniać się pachnącą, grzybową zupą, różnymi gatunkami ryb, pierogami z kapustą i specjalnie dla Marka, który nie bardzo przepadał za grzybami, czerwonym barszczem z pasztecikami. Zgodnie z tradycją podzielili się opłatkiem i złożyli sobie życzenia. Ula była pod urokiem tych ludzi. Byli tacy normalni. Nie wywyższali się, traktowali ją z wielkim szacunkiem i ogromną życzliwością. Wypytywali o jej pracę i firmę. Krzysztof poruszył sprawę budżetu nowej kolekcji.

- Nigdy nie mieliśmy tak fantastycznego budżetu. Byłem pod ogromnym wrażeniem kwoty jaką udało ci się zaoszczędzić. To wielka szkoda, że nie mieliśmy okazji poznać cię wcześniej. Sporo straciliśmy. Marek nie jest geniuszem ekonomicznym i wszyscy o tym doskonale wiemy. Gdyby nie fakt, że masz własną firmę ja bardzo chętnie zatrudniłbym cię w Febo&Dobrzański. Ona potrzebuje utalentowanych ekonomistów z analitycznym umysłem. Nigdy nie spotkałem wcześniej tak zdolnej osoby jak ty Ula. Byłabyś wspaniałym nabytkiem. Bezcennym.

Ula rumieniła się od tych komplementów. Ona nigdy wcześniej nie usłyszała tylu miłych słów na swój temat.

- Przecenia mnie pan panie Krzysztofie. Może liczę trochę szybciej od innych, ale naprawdę nie jestem nikim wyjątkowym. Mówiłam już Markowi, że chętnie podejmę się nowych zleceń. Z tym nie ma problemu. Natomiast nie chciałabym rezygnować z własnej firmy, chociaż firma, to chyba za dużo powiedziane, bo pracuję sama bez żadnych pomocników. Nikogo nie zatrudniam. Czasem przydałby się ktoś do pomocy, bo są takie okresy w roku, że ledwie ogarniam, ale jakoś sobie radzę. Najważniejsze, że są zlecenia i jest co robić.

- No proszę, skromna i pracowita. Naprawdę podziwiamy cię Ula.

Na takich mniej więcej rozmowach przebiegała ta wigilia. Marek mało się udzielał. Słuchał z przyjemnością rozmowy Uli i ojca. Czasem Helena wtrąciła jakąś uwagę. Doszedł do wniosku, że oni naprawdę nie udają. Polubili Ulę i to napawało go radością. On sam pozostawał pod urokiem jej łagodności, miłego, ciepłego głosu i niezwykłej delikatności. Te cechy były z gruntu obce Paulinie. Przy niej nigdy nie doświadczył tych wszystkich ciepłych uczuć, jakie żywił względem Uli. Dla niego panna Cieplak była chodzącym ideałem. Wieczorem słuchali kolęd, delektowali się aromatyczną kawą i zajadali się pysznym tortem Uli.

Opuszczali gościnny dom Dobrzańskich dość późno. Seniorzy zarzuciwszy płaszcze wyszli wraz z nimi na podjazd i serdecznie się żegnali dziękując Uli za miłe towarzystwo. Wymogli na niej obietnicę, że ponownie ich odwiedzi. Stali jeszcze chwilę przed domem patrząc na znikające światła samochodu Marka. Było mroźno i zaczął prószyć drobny śnieg.

- Myślę Helenko, że Marek się w niej zakochał. Widziałaś jak on na nią patrzy? – Krzysztof uśmiechnął się pod nosem. – Nie przypominam sobie, żeby kiedykolwiek tak patrzył na Paulinę. Pomyliliśmy się. Chcieliśmy go na siłę z nią ożenić. Niewiele brakowało, a zniszczylibyśmy mu życie. Naprawdę go podziwiam, że wytrzymał z nią pięć długich lat. Jak mogliśmy wcześniej nie dostrzec, że ona to żywioł z niszczycielskimi skłonnościami a nasz syn, to zdeklarowany pacyfista? Chyba sama opatrzność ustrzegła go przed życiowym błędem. Już nigdy nie będę ingerował w jego decyzje dotyczące życia prywatnego i ty też nie powinnaś. Jest dorosły od dawna. Nie przeżyjemy za niego życia, a on, powinien popełniać błędy i wyciągać z nich wnioski. Ula to wspaniała osoba i jakże różna od Pauliny. Jest taka skromna, czasem wstydliwa… Zauważyłaś jak ładnie się rumieniła słysząc nasze pochwały? Marka ciągnie do niej to widać i myślę, że wreszcie dokonał słusznego wyboru.

- To prawda. Paulina była mi jak córka, ale bardzo mnie rozczarowała. Przecież nie tak ją wychowaliśmy. Akurat w jej przypadku chyba ponieśliśmy sromotną klęskę. Ona i Ula, to antypody. Sama jestem ciekawa, czy oni rzeczywiście mają się ku sobie. Marek na pewno, a ona? Czas pokaże. Chodźmy do środka. Straszny ziąb. Nie chcę, żebyś się przeziębił.


Ula przykleiła czoło do szyby i zapatrzyła się w wirujące płatki. Marek miał rację. Jego rodzice okazali się wspaniali. Dobrze się czuła w ich towarzystwie i usłyszała od nich mnóstwo komplementów na swój temat. Poczuła rękę Marka gładzącą delikatnie jej ciepły policzek.

- Królestwo za twoje myśli księżniczko.

- Było wspaniale, – odwróciła w jego stronę twarz – a twoi rodzice są niezwykle mili i uprzejmi. Niepotrzebnie się denerwowałam.

- Polubili cię. Było widać, że ojciec jest tobą oczarowany, a i mama poczuła sympatię. Bardzo mnie to cieszy. A zmieniając temat, to co robimy z jutrzejszym dniem?

- Może wspólne śniadanie i długi spacer? – zaproponowała. – Nie zrozum mnie źle, ale nie widzę głębszego sensu w tym, byś miał o tej porze pchać się na drugi koniec miasta do domu. Możesz zostać u mnie. Jest przecież gdzie spać. Kanapa jest ogromna. Spokojnie zmieszczą się na niej cztery osoby.

Zaskoczyła go ta propozycja. Sam nigdy by się nie odważył jej zaproponować czegoś takiego, bo bałby się, że ją urazi. Serce podskoczyło mu z radości.

- Naprawdę mogę zostać? To wspaniale Ula. Marzyłem o tym, żeby móc się do ciebie przytulić ot tak, bez żadnych „podtekstów”.

Ta noc rzeczywiście była ich pozbawiona. Po prostu zasnęli przytuleni do siebie i było im naprawdę dobrze. Ula poczuła się niezwykle bezpiecznie wtulona w ramiona Marka, a on szczęśliwy, że ma ją tak blisko.


Dwa dni świąt minęły im jak w bajce. Były wspólne posiłki, romantyczne spacery i słowa mówione z miłością. Pierwszy dzień spędzili u Uli, drugi u Marka. Oprowadził ją po domu, ale od razu zastrzegł, że ma zamiar sprzedać to igloo i kupić coś bardziej przytulnego.

- Sądziłem, że będę w stanie mieszkać tu nadal, ale z każdego kąta wyziera mi wykrzywiona w złości twarz Pauliny i w zasadzie wszystko mi się z nią kojarzy. Koniecznie muszę pozbyć się tych przykrych wspomnień i odciąć przeszłość grubą kreską. Mam zamiar zająć się tym już w styczniu.

Atrakcja sylwestrowa w postaci przedniej zabawy w drogim hotelu była kolejną niespodzianką, jaką sprawił jej Marek. Pierwszy raz spędzała tę noc w taki sposób. Znakomite jedzenie, wspaniałe trunki i świetny zespół muzyczny. Bawili się do białego rana i wrócili do domu z bólem nóg, ale za to w szampańskich nastrojach.


Nowy Rok był niespodzianką dla nich obojga. Obudzili się późno, ale ani Uli, ani Markowi nie chciało się wychodzić z łóżka. Leżąc w nim rozmawiali i wspominali przednią zabawę. Bawiąc się kosmykiem włosów Uli w pewnym momencie Marek spojrzał na nią pożądliwie i wyszeptał.

- Bardzo cię pragnę…

Nie zaskoczył jej tym wyznaniem. Przecież ona czuła to samo. Nie sądziła tylko, że ten ich pierwszy raz zdarzy się właśnie dzisiaj. Przytuliła się do niego całując delikatnie jego usta. Uznał to za zachętę. Powoli rozpalał ją i siebie. Nie sądziła, że gra wstępna może być aż tak przyjemna. Seks z Piotrem był wspaniały, ale ciągle musieli się śpieszyć, bo on nie mógł zbyt późno wrócić do domu. To było stresujące dla niej i nieco irytujące, że nie może poświęcić jej tyle czasu, ile by chciała. Marek pieścił ją powoli delektując się każdym dotykiem, muśnięciem warg, przytuleniem. Zanim w nią wszedł nie ominął ani jednego centymetra jej ciała. Pod wpływem jego pocałunków drżała. Od tak długiego czasu nie uprawiała seksu, że te pieszczoty doprowadzały ją do granic wytrzymałości. Powoli traciła poczucie rzeczywistości i kiedy wreszcie poczuła go w sobie jęknęła przeciągle. Owinęła jego biodra swoimi długimi nogami i przylgnęła do niego ściślej poddając się wolnym pchnięciom. To była istna celebracja, którą Marek przeciągał jak tylko mógł. Cieszył się tym zbliżeniem i pragnął dać Uli tyle szczęścia ile tylko zdoła. Nagły spazm wygiął ich ciała i sprawił, że zastygli na moment w bezruchu. Marek otworzył oczy i z miłością przylgnął do ust Uli.

- To było coś niesamowitego i pięknego – wyszeptał w nie. – Już nie pamiętam czy kiedykolwiek czułem coś podobnego. Kocham cię…

Ula uniosła powieki i uśmiechnęła się promiennie.

- Ja ciebie też…


Początek nowego roku sprowadził na ziemię ich oboje. Nie mieli taryfy ulgowej i każde z nich zabrało się z kopyta do pracy. Marek skupił się na założeniach budżetu sporządzonego przez Ulę i systematycznie wdrażał je w życie. Ona realizowała kolejne zlecenia napływające od firm. W połowie stycznia zadzwoniła Dorota. Powiedziała, że jest w centrum i błagała wręcz o spotkanie.

- Muszę powiedzieć ci coś bardzo ważnego. Ważnego dla ciebie i dla mnie i może jeszcze dla kogoś – zabrzmiało to nieco tajemniczo i zaintrygowało Ulę.

- Ja bardzo chętnie się z tobą spotkam, ale teraz jestem w pracy i nie mam możliwości się urwać. Jeśli dysponujesz czasem to zapraszam cię do biura. Tu będziemy mogły spokojnie pogadać – podała Dorocie adres. – W takim razie czekam na ciebie. Do zobaczenia.



ROZDZIAŁ 9



Dorota wjechała na mały parking i zatrzymała się. Wysiadła z samochodu i zerknąwszy przelotnie w boczne lusterko ruszyła do oficyny. Ula czekała już na nią ze świeżo zaparzoną, mocną kawą. Dorota dostrzegła zdjęcie Uli i jej ojca stojące na biurku. Podniosła delikatnie ramkę i przyjrzała się mu.

- Takiego właśnie go zapamiętałam. Dobrego, poczciwego pana Cieplaka. Był wspaniałym człowiekiem i wielka szkoda, że zmarł w sile wieku. Dowiedziałam się już po fakcie od rodziców. Podobno chorował na serce? Naprawdę żal, że dobrzy ludzie odchodzą tak młodo. Słyszałam, że po jego śmierci sprzedałaś dom.

- Tak, to prawda. Nie byłabym w stanie go utrzymać. Zresztą wymagał kapitalnego remontu, na który nie było mnie stać. Sprzedaż, to było najlepsze rozwiązanie, - rozsiadły się przy stoliku a Ula spojrzała na koleżankę z ciekawością – ale nie o tym na pewno chciałaś rozmawiać. To co to za rewelacje, o których chcesz mi opowiedzieć?

- A żebyś wiedziała, że to rewelacje. Zacznę chyba od momentu, w którym natknęłam się na ciebie w galerii. Nie miałam pojęcia, że coś, kiedyś łączyło cię z Piotrem i przyznaję, że byłam w szoku. Po pierwsze dlatego, że świat okazał się wielką wiochą, a po drugie dlatego, że to co mówiłaś było prawdą. Po twoim, a raczej po waszym wyjściu zażądałam wyjaśnień. Zaciągnęłam go do jednej z tych kafejek i od razu zastrzegłam, że ma mi opowiedzieć wszystko jak na świętej spowiedzi. Oczywiście próbował się wybielać, chciał wzbudzić we mnie litość. Mówił jaka byłaś zaborcza i wymagająca wobec niego, że żądałaś niemożliwego. Przecież znam cię od tak dawna i doskonale wiem, że wcale taka nie jesteś.

Nie uwierzyłam mu. Zapytałam, dlaczego wrócił do Ireny jeszcze tego samego dnia po rozwodzie, dlaczego w ogóle złożył pozew. Dlaczego robił ci jakieś nadzieje na wspólne życie? Usłyszałam, że działał pod wpływem impulsu i tego, że kazałaś mu się określić, czy chce być z tobą, czy z Ireną. W dniu rozwodu, jak już było po wszystkim dowiedział się, że jego była żona jest w ciąży i to wyłącznie z tego powodu wrócił do niej, chociaż wcale jej nie kochał. Kolejne kłamstwo. Nie potrafił mi wyjaśnić, dlaczego wcześniej uchodził za człowieka wolnego i bez zobowiązań i nie wyznał mi prawdy. To łgarz i krętacz Ula. Skorzystałam z twojej rady i odeszłam od niego. Oczywiście próbował się ze mną skontaktować, ale zmieniłam numer telefonu i wreszcie mam spokój. Kiedy już ochłonęłam, pomyślałam sobie, że ten dupek podryw ma we krwi, bo lubi żyć w trójkącie i jeśli nie będę to ja, to będzie kolejna naiwna. Kolejna ta trzecia. Nie mogłam i nie chciałam tego tak zostawić. On zasługiwał na nauczkę, a ja postanowiłam mu ją dać. Dowiedziałam się, że ta jego Irena pracuje jako pielęgniarka na laryngologii w tym samym szpitalu co on. Zadzwoniłam tam i poprosiłam ją do telefonu.

- Dzień dobry pani, nazywam się Dorota Muszyńska. Moje nazwisko nic pani nie powie, bo nie znamy się, ale bardzo mi zależy na rozmowie z panią. Rzecz dotyczy pani męża Piotra Sosnowskiego.

- Czy jemu coś się stało? – zapytała zaniepokojona.

- O ile wiem, wszystko z nim w porządku.

- W takim razie nie bardzo rozumiem…

- Proszę pani, jeśli spotka się pani ze mną, wszystko pani wyjaśnię. Teraz powiem tylko, że to pies na baby i żałosny podrywacz, który nie potrafi pani dochować wierności od przynajmniej czterech lat. Wiem, że są państwo po rozwodzie…

- Byliśmy. Ponownie zawarliśmy związek małżeński głównie z powodu dziecka.

- Tym bardziej uważam, że powinnyśmy porozmawiać.

- Dobrze – zdecydowała się. – Gdzie i kiedy? Jutro mam nocną zmianę i mogłybyśmy się spotkać do południa, kiedy córka jest w żłobku.

- Świetnie. Zna pani tę małą knajpkę obok budynku sądu? Będę tam około godziny jedenastej. Jestem blondynką z długimi włosami i będę ubrana w czarny kostium.

Możesz wiedzieć jak bardzo mnie zaskoczyła mówiąc, że znowu za niego wyszła. Przecież w galerii wyparł się tego, pamiętasz? Następnego dnia spotkałyśmy się. Irena jest trochę zahukana. Ewidentnie pozostaje pod wpływem tego łajdaka. Taka wiesz… kurka domowa, co to zawsze obiad na czas, koszule wyprane i wyprasowane, wykrochmalone, lekarskie fartuchy i takie tam… Opowiedziałam jej o tobie a potem o sobie. Uświadomiłam, że nie od początku wiedziałyśmy o tym, że jest żonaty, bo nam o tym nie powiedział. Mimo to nigdy nie wyrażał się o niej źle i zawsze do niej wracał. To miało ją pocieszyć, ale nie wiem, czy odniosło taki skutek. Było mi jej żal.

- On powinien dostać nauczkę, bo najwyraźniej oszukuje i panią i kobiety, do których ucieka kłamiąc, że ma dyżury w szpitalu. Zdecydowanie powinna pani od niego odejść i zażądać wysokich alimentów na dziecko. Da pani sobie radę. On nie jest pani wart. Jak długo można wybaczać takie rzeczy? Jak długo można się dawać upokarzać? Ja i moja znajoma byłyśmy jego kochankami, ale proszę mi wierzyć, że gdybyśmy od razu wiedziały, że nie jest wolnym mężczyzną, nigdy byśmy z nim nie były. Zostawiam panią z tym, bo ma pani o czym myśleć i przepraszam, że byłam niczego nieświadomą kochanką pani męża. Żadna z kobiet nie chce być tą trzecią.

Zostawiłam ją z tymi myślami. Mam nadzieję, że tym razem postąpi słusznie i rzuci tego lowelasa. Wcześniej, czy później pewnie dowiemy się o tym.

Ula milczała. Dlaczego sama nie spotkała się z Ireną? Przecież to było takie proste. Nie miała pojęcia, że Piotr tak ją omota, że ponownie za niego wyjdzie. Biedna kobieta… Dorota okazała się od niej odważniejsza w dodatku niejako reprezentowała je obie. Dwie te trzecie, dwie kochanki doktorka.

- Podziwiam cię, wiesz? – odezwała się cicho po chwili. – Ja nie znalazłabym w sobie tyle odwagi, żeby porozmawiać z Ireną, chociaż nadszedł moment, że czułam się bardzo winna wobec niej. Początkowo nic takiego nie odczuwałam. Uważałam, że i mnie należy się trochę szczęścia, że na nie zasługuję i dopiero później zaczęłam mieć wątpliwości. Mam nadzieję, że Piotr dostanie za swoje. Ja już od dawna o nim nie myślę. Mam Marka i to dzięki niemu otrząsnęłam się z tych bolesnych dla mnie wspomnień. Bardzo go kocham. Ty też na pewno znajdziesz swoją połówkę. Żadna z nas nie zasłużyła sobie, żeby żywić się resztkami z pańskiego stołu. W tej galerii wszystko potoczyło się tak szybko, że nawet nie zdążyłyśmy pogadać. Co porabiasz po powrocie? – Dorota uśmiechnęła się.

- Tak naprawdę to nic. Dopiero się rozglądam. W Stanach skończyłam kursy biznesowe a zwłaszcza jak budować własny biznes. To łączyło się trochę z zarządzaniem, trochę z ekonomią i z rachunkowością. Wszystkiego po trochu. Jadąc tu do ciebie pomyślałam sobie nawet, że mogłabym zainwestować w twoją firmę, o ile oczywiście się zgodzisz. Mogłybyśmy stworzyć spółkę, co ty na to?

- Trochę mnie zaskoczyłaś. Wprawdzie już od jakiegoś czasu myślę o zatrudnieniu kogoś, bo kroi mi się trochę stałych zleceń, ale ciągle to odkładam. Jeśli odpowiada ci praca od ósmej do szesnastej do ja jestem „za”.

- Oczywiście, że mi odpowiada. Od jutra zacznę załatwiać formalności. Bardzo się cieszę Ula na tę współpracę. Zarobiłam trochę grosza w Stanach, ale przecież kiedyś to źródełko wyschnie. Wolę się zabezpieczyć na przyszłość – podniosła się z fotela. – Będę lecieć. Nie chcę ci przeszkadzać. Przyjdę jutro na ósmą i omówimy wszystko. Trzymaj się i dzięki za kawę.

Po wyjściu Doroty Ula pomyślała, że dziewczyna spadła jej jak z nieba. Pracy było coraz więcej a ona coraz dłużej przesiadywała w biurze. Już nawet Marek zaczął narzekać, że się przepracowuje.


Późnym popołudniem przyjechał Dobrzański. Wtoczył się do mieszkania Uli z jedzeniem w styropianowych pudełkach. Wiedział, że jest zawalona robotą i nawet nie ma czasu zjeść porządnego posiłku nie mówiąc już o gotowaniu. Odebrała od niego pakunki i wstawiła jedzenie do mikrofalówki, żeby się podgrzało. Przy posiłku opowiedziała mu o wizycie Doroty i jej propozycji.

- To nie jest głupi pomysł Ula. Nie dość, że wniesie kapitał do spółki, to z pewnością cię odciąży, bo ja znowu przyniosłem ci nowe zlecenia tym razem na eleganckie kolekcje dla pań i na garnitury dla panów. One nie będą wystawiane na pokazie, bo trafią do naszych butików znacznie wcześniej. Każdy z modeli zostanie powielony w liczbie dwunastu sztuk i po jednym egzemplarzu trafi do sklepów. Czasem tak praktykujemy chcąc uciec od masowej produkcji, a klienci, zwłaszcza panie chętnie się w to zaopatrują, bo mają niemal stuprocentową pewność, że na imprezie nie zjawi się konkurencja w identycznej kreacji – wyjął ze skórzanej teczki dokumenty i rozłożył na stole. – W sumie trzy zlecenia na trzy kolekcje: suknie wieczorowe, płaszcze letnie damskie i garnitury. Dasz radę?

- Na pewno dam. Teraz, gdy zaistnieje w firmie Dorota, będzie mi dużo lżej. Nie mam tylko pojęcia jak my się tam pomieścimy. O ile biurko uda mi się wcisnąć tak dodatkowej szafy już nie – rozłożyła ręce bezradnie. – Sam wiesz jak mało tam miejsca.

- No wiem, wiem…, ale chyba mam na to lekarstwo – ożywił się. – Mogłabyś się przenieść z całym tym majdanem do Febo&Dobrzański. Ostatnie piętro jest zagospodarowane tylko w połowie. Siedzą tam informatycy, bo tam właśnie jest serwerownia i sprzątaczki, które mają tam swój socjalny pokój i przebieralnię. Całe lewe skrzydło jest wolne i o ile pamiętam jest tam około sześciu lub siedmiu pokoi. Rok temu cały biurowiec przeszedł gruntowny lifting więc nic nie trzeba remontować. Przewiózłbym cię w ciągu jednego dnia, a największym plusem tego pomysłu jest fakt, że miałbym cię wtedy bardzo blisko i nie musiałbym latać na Koszykową - wyszczerzył się. Popatrzyła mu w oczy zaskoczona.

- Jak ty to robisz, że zawsze na wszystko masz gotowe rozwiązanie?

- Kochanie tu nie ma co łamać głowy, kiedy to rozwiązanie jest takie oczywiste. Że ja też wcześniej o tym nie pomyślałem. Żeby nie tracić czasu przyślę jutro wielki samochód i sam przyjadę pomóc ci w pakowaniu rzeczy. Dorota i tak ma jutro załatwiać w urzędach więc wróci już na Lwowską. Stracisz jeden dzień, ale na pewno to nadrobisz. Poza tym jestem pewien, że w magazynie zalegają jakieś biurka i szafy. Kolejna oszczędność.

- To brzmi jak bajka Marek, ale mnie nie stać na czynsz w takim biurowcu.

- A czy ja coś wspominałem o czynszu? Zaoszczędziłaś tyle pieniędzy dla firmy, że nigdy bym ci tego nie zaproponował. Jestem pewien, że ojciec by się ze mną zgodził w tej kwestii. Pomieszczenia stoją odłogiem i najwyższy czas, żeby ktoś zaczął je użytkować.

- Ale to nieuczciwe. To wygląda tak jakbym chciała wykorzystać nasze relacje do prywatnych celów.

- Ula, proszę cię nie załamuj mnie – objął ją ramieniem i mocno przytulił. – Jesteś najuczciwszą osobą jaką znam. Nikt nawet tak nie pomyśli. No zgódź się kotku, błagam.

- No dobrze…, - odpowiedziała bez przekonania – niech tak będzie.

Do późna omawiali jeszcze szczegóły tego szalonego według Uli pomysłu. Ona widziała wciąż piętrzące się problemy, a Marek krok po kroku zbijał je wszystkie. Zasiedział się aż do północy i w końcu został na noc. Nie było sensu, żeby o tej porze wracał do domu.


Następnego dnia jak tylko Marek dotarł do firmy pobrał klucze do magazynu mieszczącego się w piwnicach F&D i wraz z Władkiem ochroniarzem poszedł przejrzeć meble. Sam się zdziwił, gdy dostrzegł, że niektóre z nich są w bardzo dobrym stanie i dość nowoczesne. Wybrał kilka biurek, obrotowych krzeseł i regały na dokumenty. Znalazły się też fotele, jakiś szklany stolik i kanapa, która kiedyś stała w jego gabinecie, a którą wymienił na bardziej nowoczesną z Ikei. Samoprzylepnymi kartkami oznaczył wszystko, co go interesowało i poprosił Władka o zwerbowanie kilku osób, żeby przewiozły to na szóste piętro.

- Będę przeprowadzał małą firmę zewnętrzną, która wykonuje dla nas zlecenia – wyjaśnił – i bardzo zależy mi, żeby wszystko poszło sprawnie i szybko. Niech pan uruchomi też sprzątaczki, żeby chociaż podłogę wytarły w tych pokojach na górze zanim wstawimy meble. Zostawiam to na pana głowie panie Władku i z góry dziękuję. Jak się pan spisze będzie ekstra premia – zmotywował ochroniarza. I bez tej obietnicy Władek zrobiłby dla prezesa wszystko. Bardzo go lubił i cenił.

Marek nie tracił czasu. Już z gabinetu zadzwonił do szefa kierowców i zamówił duży samochód.

- Niech od razu podjedzie na Koszykową sześćdziesiąt jeden i czeka tam na mnie. Będziemy przewozić meble i dokumenty. Jeśli może pan dać mi jeszcze dwóch ludzi do noszenia, to byłbym wdzięczny.

- Nie ma sprawy prezesie. Za chwilę wydam dyspozycje.

Rozłączył się i wybrał numer Uli. Odebrała natychmiast.

- Jak tam kochanie? Rozmawiałaś z Dorotą?

- Rozmawiałam i wszystko już ustaliłyśmy. Jak upora się z biurokracją przyjedzie na Lwowską. Ja zajęłam się pakowaniem segregatorów.

- A ja za chwilę tam będę i ci pomogę. Zaraz też podjedzie samochód z ludźmi, którzy poprzenoszą meble. Rozłączam się. Na razie.



ROZDZIAŁ 10



Niemal biegiem przemierzył odległość z Lwowskiej na Koszykową. Zdyszany wpadł do oficyny z okrzykiem – już jestem! Ula podeszła do niego i cmoknęła go w policzek.

- Bardzo się cieszę, ale uspokój się trochę, bo mi jeszcze zawału dostaniesz. Naprawdę niewiele już zostało. Tu pod ścianą są pudła z dokumentami. Wszystkie opisane. Meble opróżniłam i można zabierać. Przy kserokopiarce pewnie się namęczą, bo wielka i ciężka.

- Poradzą sobie. Odwaliłaś kawał dobrej roboty – rzekł z podziwem. – Jestem pod wrażeniem. Ja też nie próżnowałem. Kazałem wysprzątać pomieszczenia i wybrałem meble z magazynu. Z czasem jak się dorobisz, to wymienisz na nowocześniejsze. Dzwoniłaś do właściciela oficyny?

- Tak. Umówiłam się na jutro, żeby rozwiązać umowę najmu. Odkręcisz szyld? – podała mu długi śrubokręt – a ja dokończę pakowanie.

Piętnaście minut później pojawił się samochód. Marek podszedł do kierowcy witając się z nim i dwoma ludźmi do pomocy. Objaśnił im co i jak i poprosił o ostrożność.

- Głównie chodzi o dokumenty, bo te nie mogą się pomieszać i o ksero. Do roboty panowie.

Mebli nie było dużo więc uporali się z nimi bardzo szybko. Równie sprawnie zapakowano resztę pudeł. Już na Lwowskiej wszystkim zarządził Władek. Ula wysprzątała puste już pomieszczenia i wraz z Markiem ruszyła do nowego lokum. Była mile zaskoczona. Szeroki korytarz i sześć przestronnych, jasnych i ustawnych pokoi. Meble, które wybrał z magazynu Marek też przypadły jej do gustu.

- Wybierz sobie pokój kochanie. Dorota też dostanie swój własny. Pomyślałem także, że ten największy mógłby posłużyć za salę spotkań ze zleceniodawcami. Nawet znalazłem duży stół i sześć jednakowych krzeseł. Na razie więcej pomieszczeń nie potrzebujesz, chociaż myślę, że nie byłoby źle przyjąć jeszcze ze dwie osoby. Mogłabyś rozszerzyć działalność i mieć dodatkową pomoc, ale to już później. Tak czy owak zagospodarujemy wszystkie pokoje na wszelki wypadek, bo mebli jest dość.

Ula była pod ogromnym wrażeniem operatywności Marka. Nie minęło jeszcze południe, a ona już była przewieziona na Lwowską i rozdysponowywała meble. Pomyślała, że nie bez powodu został prezesem. Bez wątpienia posiadał talent logistyczny. Przytuliła się do niego.

- Naprawdę nie wiem jak ja ci się odwdzięczę za to wszystko, co dla mnie zrobiłeś. To wspaniały gest i bardzo, bardzo go doceniam. Nawet w snach nie wyobrażałam sobie, że tu jest tak wspaniale.

- Za nic nie musisz mi się odwdzięczać. Kocham cię przecież jak wariat i zrobiłem to z czysto egoistycznych pobudek, bo jak tylko zatęsknię pokonam kilka schodów i już będę cię miał na wyciągnięcie ręki.

Spojrzała mu z miłością w oczy.

- Jesteś najlepszym prezentem jaki dostałam od losu… Kocham cię – przylgnęła do jego ust.

- Ula? – usłyszała swoje imię i oderwała się od Marka. To Dorota wróciła. Podeszła do nich i przywitała się.

- Pozwól Marek, to jest właśnie Dorota z którą znamy się właściwie od przedszkola, a to Dorotko jest Marek Dobrzański, prezes tej firmy i mój chłopak. – Marek pochylił się i ucałował Dorocie dłoń.

- Bardzo mi miło. Dobrze, że dotarłaś, bo Ula właśnie rozdysponowuje pokoje i już jeden z nich wybrała dla ciebie. Mam nadzieję, że ci się spodoba. Właśnie go urządzają. Pokażemy ci. - Po drodze do pokoju Doroty Marek pokazał im jeszcze toalety i mały aneks kuchenny. – A oto twój pokój. Uli jest tuż obok. Podoba ci się?

Dorota omiotła wzrokiem całkiem spore pomieszczenie i pokiwała głową.

- Jest idealny. Nie spodziewałam się czegoś takiego. Myślałam, że będziemy się gniotły w tej oficynie. Zrobiłeś nam ogromną niespodziankę. Ja dla Uli też mam niespodziankę, bo załatwiłam wszystko co trzeba. Wprawdzie mówię to trochę na wyrost, bo w tym kraju nie można niczego załatwić od ręki i trzeba czekać, ale możemy już zamówić nowy szyld dodając na nim moje nazwisko. Przelałam też swój wkład na konto firmy.

Usłyszawszy to Ula strapiona popatrzyła na Marka. Wiedziała o czym myślał.

- Przepraszam cię kochanie, że kazałam ci odkręcać ten stary. Zupełnie wyleciała mi z głowy ta zmiana a ty nieźle się namęczyłeś, żebyśmy go mogli zabrać. Niestety trzeba będzie zamówić nowy.

- To już nie ważne. Najważniejsze, że tu…

- Dzień dobry – nie dane mu było skończyć, bo w drzwiach zobaczył Alexandra Febo we własnej osobie.

- Alex? A co ty tu robisz?

- Wszędzie cię szukam. Koniecznie muszę z tobą pogadać. Masz chwilę?

- Bardzo to pilne? Mam tu trochę roboty. Pozwól, że ci przedstawię. To Urszula Cieplak, moja dziewczyna i współwłaścicielka firmy Pro-S i Dorota Muszyńska – druga współwłaścicielka tej firmy. Właśnie przeprowadzam je tutaj.

Alex przywitał się bardzo kurtuazyjnie nieco dłużej ściskając dłoń Doroty. I ona była pod wrażeniem tego przystojnego, choć dość posępnego mężczyzny.

- Marek idź przecież my damy tu sobie radę. Jak załatwisz sprawę z panem, to przyjdziesz.

- Alex. Proszę mówić mi po imieniu.

Ula spłonęła rumieńcem i uśmiechnęła się do Febo nieśmiało. Fizycznie bardzo przypominał siostrę, ale zdecydowanie był milszy.

- W porządku – Marek zapiął środkowy guzik marynarki. - W takim razie zostawiam was, a my chodźmy do mnie – wskazał Alexowi dłonią drzwi i sam za nim wyszedł. Nim dotarli do prezesowskiego gabinetu Marek zamówił u Violetty dwie kawy.

- Czarne i bez cukru, tylko pospiesz się – pogonił ją. Tym razem faktycznie się uwinęła i już wkrótce obaj siedzieli nad parującymi filiżankami.

- No to opowiadaj – zachęcił Alexa Marek. – Nie masz zbyt szczęśliwej miny więc mniemam, że chodzi o moją byłą narzeczoną. Co u niej? – strzepnął niewidzialny pyłek z rękawa.

- Chyba nie najlepiej…

- Chyba? To ty nie wiesz, co dzieje się z twoją siostrą?

- Wiem…, trochę wiem… - obruszył się. - Pamiętasz jak rozmawialiśmy tuż po waszym rozstaniu? Zrobiłem tak jak sugerowałeś. Jeszcze tego samego dnia rozmawiałem z nią i powiedziałem, że jest u mnie zawsze mile widzianym gościem, ale utrzymywał jej nie będę. Albo będzie się dokładać do opłat, albo będzie musiała poszukać czegoś tańszego. Powiedziałem też, że musi sobie znaleźć jakąś pracę. Nie chcesz wiedzieć jak zareagowała.

- Nooo, wyobrażam sobie. Najpierw był rozpaczliwy, udawany płacz. Użalanie się nad sobą, jaka to ona biedna i nieszczęśliwa i nawet własny brat jej nie rozumie, a potem zaczęła ci robić awanturę i wyzywać od najgorszych.

Alex spojrzał na Marka z uznaniem.

- Jednak dobrze ją znasz… Było dokładnie tak jak to przedstawiłeś. Koniec końców spakowała swój majdan i wyniosła się. Pojęcia nie miałem, dokąd. Kilka dni później zadzwoniła Sofia, wiesz…, ta opiekunka babci i powiadomiła mnie, że Paulina przyleciała do Milano i zaanektowała pierwsze piętro domu. Po całych dniach zbija bąki a wieczorami wychodzi zabalować. Oczywiście nic babci nie płaci a Sofii każe usługiwać. Obie są na nią wściekłe. Babcia powiedziała, że nie chce jej w tym domu, ale ta zignorowała ją zupełnie. Powiedziała, że to dom jej rodziców i ma takie samo prawo do niego jak babcia. Staruszka niemal padła na zawał. Wczoraj Sofia znowu zadzwoniła. Powiedziała mi, że Paulina prowadza się z jakimiś żonatymi typami. Łajdaczy się i wielokrotnie była policzkowana przez żony tych facetów. Przedwczoraj jednak doszło do prawdziwej afery w jakiejś modnej mediolańskiej knajpie. Żona jednego z tych gachów okazała się być dość krewką kobitką i zaczęła się z Pauliną szarpać. Zdemolowały cały lokal. Ponoć wytrzaskały jakieś drogie weneckie lustra, którymi były wyłożone ściany. Tak, czy owak właściciel lokalu wezwał policję i obie zabrano na komisariat. Ponieważ mąż tej zdradzanej kobiety okazał się kimś ważnym, jego żonę wypuszczono po dwóch godzinach. Paulina niestety nadal siedzi. Czeka ją rozprawa i grube odszkodowanie za zniszczenia w tej knajpie. Ponoć jest załamana. Powiedz mi co ja mam robić?

Marek otworzył usta ze zdumienia.

- A co? Chcesz jechać do Mediolanu i wyciągnąć ją z ciupy? Ja na twoim miejscu nie kiwnąłbym palcem. Ma to na co zasłużyła. Jeśli spowodujesz, że wyjdzie z więzienia za kaucją, którą ty oczywiście zapłacisz, to nie licz na to, że ona poczuje jakąś skruchę i wdzięczność. Przeciwnie. Będzie uważała, że na gorsze rzeczy może sobie pozwolić, bo ty zawsze pomożesz. Nic nie rób Alex i nie miej wyrzutów sumienia. Ona będąc na twoim miejscu nie miałaby najmniejszych. Ja wiem, że ona jest Febo, ale przekroczyła już chyba wszystkie dopuszczalne granice. Ja ci dobrze radzę, skup się na pracy, albo zajmij głowę czymś innym. Na przykład chodź z nami na obiad do Baccaro. Dziewczyny na pewno są już głodne a i mnie burczy w brzuchu. Rozerwiesz się trochę i przestaniesz myśleć o Paulinie. Pójdziesz?

Możliwość spędzenia czasu w towarzystwie Doroty podziałała na Alexa mobilizująco. Bardzo chciał poznać bliżej tę intrygującą dziewczynę.

- To o której mam być gotowy?

Marek uśmiechnął się szeroko.

- I tak mi śpiewaj. Leć po płaszcz, a ja już dzwonię do Uli. Niech zjadą na parter i tam się spotkamy.


W drodze do restauracji rozmawiali z ożywieniem. Ula uczepiła się ramienia Marka, a Dorota co rusz ślizgała się na nieposypanym solą chodniku. Wreszcie Alex zareagował podając jej ramię.

- Złap się, bo za chwilę połamiesz nogi. Jak można chodzić w zimie na tak wysokich obcasach?

- Weź pod uwagę fakt, że zazwyczaj poruszam się samochodem i nie uskuteczniam pieszych wędrówek – odgryzła się.

- Dużo wam jeszcze zostało? – zapytał Marek. – Jak wrócimy do firmy obaj możemy pomóc.

- To nie będzie konieczne, bo twoi ludzie byli bardzo uczynni i poustawiali nam meble tak jak chciałyśmy. Od jutra możemy zacząć pracować pełną parą.


Powoli sprawy zaczęły wychodzić na prostą. Na szóstym piętrze, na drzwiach lewego skrzydła zawisł nowy szyld. Identyczny zamontowano przy wejściu do biurowca. Ula obdzwoniła wszystkich zleceniodawców informując ich o zmianie lokalu firmy i podając dokładny adres. Obie podzieliły się też obowiązkami. Dorota zajęła się zleceniami dla małych firm, a Ula przejęła te większe z najważniejszą dla niej F&D. Nie wchodziły sobie w paradę i może dlatego zaczęły stanowić zgrany tandem. W przerwie na lunch spotykały się w pomieszczeniu socjalnym lub wychodziły razem z Markiem i Alexem. Stosunki między tym ostatnim i Dorotą zaczęły się powoli zacieśniać. Już na pewno można było powiedzieć, że są bardzo przyjacielskie i wkraczają na wyższy poziom. Alex zauroczony eteryczną blondynką coraz częściej organizował im czas po pracy. Zabierał ją na koncerty do filharmonii, gdzie odkryła zamiłowanie do Straussa, Vivaldiego i Mozarta. Bywali w kinie na sprawdzonych wcześniej przez Alexa filmach, lub też chodzili do eleganckich restauracji. Z całą pewnością mroczny do niedawna Febo odżył przy Dorocie i już nie myślał o Paulinie. Od tak dawna nie miał żadnej dziewczyny, że każda chwila spędzona z Dorotą była jak gwiazdkowy prezent. Marek tylko kiwał z podziwu głową.

- Dorota dokonała cudu. Znam Alexa całe życie. Wychowałem się z nim, ale nigdy nie widziałem, żeby był tak szczęśliwy.

- Ona też promienieje. Jeśli jeszcze nie zakochała się w nim to na pewno pozostaje pod jego urokiem. Bardzo lubię ich oboje i wiem, że zasługują na szczęście – odpowiadała Ula.


Powoli na świat pchała się wiosna. Dni stawały się coraz dłuższe i coraz cieplejsze. Marek sprzedał dom i na czas kupna nowego przeniósł się do kawalerki Uli zostawiając wszystkie swoje meble w domu rodziców. Powoli szykowali się do pokazu wiosna-lato. Marek właśnie po raz kolejny zliczał faktury, żeby mieć jasność ile do tej pory wydali pieniędzy na przygotowania do pokazu. Bardzo pilnował i trzymał się założeń budżetu sporządzonego przez Ulę. Do gabinetu wsunęła się Violetta. Spojrzał na nią pytającym wzrokiem.

- Co jest Viola?

- Nie uwierzysz… Paulina jest w recepcji… Właśnie rozmawia z Anią.

Wytrzeszczył oczy i głośno przełknął ślinę.

- Paulina?



ROZDZIAŁ 11

ostatni


Skrzyp zawiasów oderwał Alexa od pracy. Podniósł zmęczony wzrok i zamarł. W drzwiach stała Paulina. Przeleciało mu przez głowę, że nic się nie zmieniła. Jej wzrok ciskał pioruny a zaciśnięte usta niemal zbielały z wściekłości.

- Paulina? Co ty tutaj robisz? – wyrzucił niemal szeptem. – O ile wiem…

- Co, myślałeś, że gniję nadal w mediolańskim więzieniu? – przerwała mu brutalnie. - Jak mogłeś?! Jak mogłeś na to pozwolić, by mnie tak upokorzono?!

- O nie, nie, nie. Nie pozwolę na to, żebyś oskarżała mnie o takie rzeczy. Sama jesteś sobie winna. O ile pamiętam, to nie ja zdemolowałem najlepszą knajpę w Mediolanie, nie ja się upijałem, nie ja się łajdaczyłem z facetami, którzy mają żony. Nie sądziłem, że możesz być do tego stopnia głupia. To była nauczka dla ciebie, chociaż widzę, że mimo iż miałaś mnóstwo czasu na przemyślenia, to jednak nie wyciągnęłaś z niej żadnych wniosków. Zapamiętaj sobie raz na zawsze, że już nigdy nie pomogę ci w niczym, bo na to nie zasługujesz. Ty potrafisz tylko żerować jak najgorszy pasożyt na kimś i wyciągać od niego pieniądze. Najpierw Marek stał się twoją ofiarą a potem ja. Nie sądziłem, że to kiedyś powiem, ale w świetle ostatnich wydarzeń zdecydowanie wolałbym nie mieć siostry. Splugawiłaś nasze nazwisko, babcia przez ciebie płacze, a rodzice przewracają się w grobie. Nie mam pojęcia, dlaczego tu jesteś. Marek wyraźnie chyba dał ci do zrozumienia, że nie chce cię więcej widzieć w firmie.

- Jesteś podły. Zamiast mnie wspierać stajesz przeciwko mnie i to w dodatku po stronie Marka. Ale właściwie mam to już gdzieś. Przez ciebie jestem kompletnie spłukana. Zapłaciłam horrendalne odszkodowanie i wyzerowałam konto. Potrzebuję pieniędzy i dlatego chciałam sprzedać ci swoje udziały.

Alex spojrzał na nią kpiąco.

- Jeszcze pół roku temu chciałaś mi je dać w prezencie – przypomniał jej niedawną deklarację.

- Owszem, bo myślałam, że jesteś inny, ale sytuacja się zmieniła.

- Przykro mi, ale nawet gdybym policzył poniżej kursu nie mam takich pieniędzy, które pokryłyby ich zakup. Jedyne wyjście, to pójść do Marka i jemu zaproponować kupno. Nawet jeśli nie dysponuje taką gotówką, to Dobrzańscy mu pożyczą.

Paulina podniosła się z krzesła. Nie przypuszczała, że brat odmówi kupna jednej czwartej udziałów F&D. Kiedyś dla niego ten pakiet był łakomym kąskiem. Czyżby priorytety mu się zmieniły?

- Nie bardzo mam ochotę widzieć się z nim, ale nie mam wyjścia. Idę.

W przeciwieństwie do Alexa Marek uprzedzony przez Violettę nie był zdziwiony, gdy Paulina weszła do jego gabinetu. Ba, nawet trafnie podejrzewał w jakim celu zawitała do firmy. Złożył dwa do dwóch i jak nic mu wyszło, że ona jest bez kasy i przyjechała sprzedać udziały. Bezceremonialnie usiadła na kanapie zakładając nogę na nogę i wypluła z siebie.

- Interesuje cię mój pakiet udziałów? Są na sprzedaż. – Uśmiechnął się szeroko widząc, że nie owija w bawełnę i od razu przystępuje do rzeczy.

- A gdybym ci powiedział, że nie mam takich pieniędzy, które mógłbym wydać na twój pakiet?

- Ty nie masz pieniędzy? Słyszałam, że sprzedałeś dom więc chyba nie jest tak źle.

- Masz rację. Jest nawet znakomicie, ale nie kupię ich po kursie. Przez te wszystkie lata nie wniosłaś do tej firmy nic, nie zabiegałaś, żeby pięła się do góry. Nie robiłaś tutaj kompletnie nic. Mogę zaoferować dwa i pół miliona i ani grosza więcej.

- Oszalałeś?! Dobrze wiesz, że są warte trzy razy tyle.

- Oczywiście, że wiem. Mam nadzieję, że pamiętasz aneks do umowy dotyczący sprzedaży kapitałowi obcemu? Doskonale wiesz, że nie wolno ci tego zrobić, więc albo przyjmiesz moje warunki, albo zostaniesz z tymi udziałami i będziesz czerpać z nich dywidendy, które jednak nie zapewnią ci życia na odpowiednim poziomie.

Widział jak gotuje się w niej, jak wrze. Była na granicy wybuchu, ale opanowała się jednak. Zrozumiała, że krzykiem już nic nie wskóra i że to on ma rację.

- Dobrze. Niech będzie moja strata. Możesz to jakoś zorganizować?

- Jutro o jedenastej tutaj w gabinecie podpiszemy akt notarialny. To wszystko co mogę dla ciebie zrobić. Liczę na to, że jutrzejszego dnia będę cię widział po raz ostatni.

- Bez obawy. Nie mam zamiaru wracać tu nigdy więcej. Ty i Alex jesteście siebie warci – zerwała się z kanapy i stukając wysokimi obcasami wymaszerowała z gabinetu Marka. On natychmiast zadzwonił do rodziców i opowiedział o całej sprawie.

- Nie mam takiej sumy i potrzebuję pożyczyć przynajmniej siedemset tysięcy. Możecie pomóc? To jedyna okazja, żeby siedemdziesiąt pięć procent udziałów znalazło się w naszych rękach.

- Nie ma sprawy synu. Ja zaraz przeleję pieniądze na twoje konto. Cieszę się, że zbiłeś cenę o niemal dwie trzecie – pochwalił go Krzysztof. – Dobra robota.


Wieczorem przy kolacji opowiedział Uli całą historię Pauliny. Była wstrząśnięta zwłaszcza tym mediolańskim epizodem i tym, że Paulina podrywała z premedytacją żonatych mężczyzn z zasobnym portfelem. – W końcu się doigrała. Nie wszystkie żony wierzą w zdradę mężów, a jeśli mają dowody, to mszczą się najpierw na ich kochankach, a potem na nich samych. A co by było, gdyby Irena okazała się taka asertywna i taka mściwa? Gdyby za wszelką cenę chciała wierności Piotra? Czy byłaby w stanie mnie pobić? Byłabym drugą Pauliną

- Kochanie słuchasz mnie?

- Tak, tak… Przepraszam, zamyśliłam się.

- Jutro definitywnie kończę z Pauliną. Zamówiłem notariusza. Podpiszemy akt i przeleję jej pieniądze. Niech znika z mojego życia. W końcu trzeba skupić się na pokazie. To teraz priorytet.


Pokaz okazał się wielkim przebojem. Pshemko triumfował, a Marek wciąż zawierał nowe kontrakty na sprzedaż kolekcji. Wszyscy byli zachwyceni Pomarańczarnią. Zwłaszcza seniorzy nie kryli podziwu dla pomysłowości Uli i gratulowali Markowi wspaniałej organizacji.


To był jeden z tych pięknych, ciepłych, słonecznych dni, kiedy wiosna stała w pełnym rozkwicie mamiąc soczystą zielenią młodych liści i barwnymi klombami różnokolorowych kwiatów. Ula idąc obok Marka przymknęła oczy i wystawiła twarz do słońca.

- Pięknie tu. Te wszystkie zapachy przyprawiają o zawrót głowy. Pokochałam ten park, choć wcześniej kojarzył mi się wyjątkowo źle. Chodźmy do kaczek. Usiądziemy na tej ławce blisko stawu – ściągnęła apaszkę i do końca rozpięła cienki płaszczyk. Pomyślała, że jeszcze tak niedawno była wrakiem człowieka, strzępem nerwów obsesyjnie myślącym o utraconej miłości. Jak mogła się wtedy tak zadręczać? Piotr nie był wart ani jednej jej łzy. Niemal popadła przez niego w depresję. Dorota okazała się o wiele silniejsza i lepiej to zniosła. Obie spotkała nagroda, chociaż wcale na nią nie liczyły. Obie są już na innym etapie. Ona kocha Marka nad życie. Ta miłość jest inna niż ta do Piotra. Jest uczciwa, szlachetna i czysta. Jest też niezwykle silna. Marek odpłaca jej tym samym. W jego oczach znajduje ogromne pokłady tej miłości. A Dorota zakochała się w Alexie. Oboje świata poza sobą nie widzą. Powiedziała jej kiedyś, że nie rozumie, jak mogła zadurzyć się w Piotrze. Ula też tego nie rozumiała. Marek i Alex w porównaniu do niego, to dobrzy, opiekuńczy faceci, a przede wszystkim zupełnie pozbawieni obłudy, uczciwi do szpiku kości.

Marek ujął jej dłoń i przycisnął do ust. Nie mógł oderwać oczu od jej ładnego profilu.

- Kocham cię Ula – wyszeptał. – Wiesz, że jesteś dla mnie wszystkim i nie wyobrażam już sobie, że miałoby cię przy mnie nie być – wyjął z kieszeni aksamitne pudełko i uniósł wieczko. Na czerwonym atłasie spoczywał najpiękniejszy pierścionek, jaki kiedykolwiek w życiu widziała. Jej oczy zrobiły się ogromne. – Nie chcę już tracić czasu. Nie chcę dłużej czekać. Wyjdź za mnie Ula i zacznijmy razem dzielić życie. To przecież takie naturalne, że jeśli dwoje ludzi tak bardzo się kocha jak my, to pragną być razem, pragną założyć rodzinę i mieć dzieci. Byłbym najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi, gdybyś się zgodziła.

- Oczywiście, że się zgadzam – zalśniły jej w oczach łzy. – Nie mogłabym się nie zgodzić, bo jesteś miłością mojego życia.

Uszczęśliwiony wsunął jej to jubilerskie cacko na palec a na jej ustach wycisnął słodki pocałunek.

- Musimy powiedzieć rodzicom i szybko zacząć planować ślub. Mam też dla ciebie niespodziankę. Jutro jestem umówiony z pośrednikiem. Pokaże mi dom, który sobie upatrzyłem i bardzo bym chciał, żebyś mi towarzyszyła. Nie ukrywam, że kupno uzależniam od twojej opinii.

- Pojadę. Bardzo jestem ciekawa, co to za dom.


Wracali. Wysiadając z windy na piątym piętrze Marek zauważył przy recepcji Alexa.

- Dobrze, że cię widzę. Mam sprawę, ale nie tutaj. Chodźmy do ciebie. - Marek przyjrzał mu się z ciekawością. Febo był ewidentnie podekscytowany i sprawiał wrażenie, jakby nie mógł sobie znaleźć miejsca. Zanim przysiadł na kanapie wyjął z kieszeni mały pakunek i rozwinął go. – Spójrz. Widziałeś kiedyś takie cudo?

- Widziałem wiele takich cudów, ale to cudo jest chyba dość stare.

- To prawda. Należał do mojej matki. Myślisz, że będzie w sam raz dla Doroty?

- Aaa, teraz rozumiem. Chcesz się oświadczyć…

- No chcę. Kocham ją, na co mam czekać? Na pierwszą siwiznę? Poza tym do dla nas chyba już najwyższy czas, prawda?

- Prawda. Ja oświadczyłem się przed chwilą i zostałem przyjęty. Wyciągnij Dorotę do parku i zrób to samo. Dzisiejszy dzień jest idealny na oświadczyny, wierz mi.

Alex zrobił wielkie oczy.

- Nie wiem, czy rzeczywiście tak uważasz, czy jaja sobie robisz. Naprawę oświadczyłeś się?

- Naprawdę. Wyszedłem z podobnego założenia, że dość już się naczekałem.

- W takim razie i ja tak zrobię i to zaraz.

Po jego wyjściu Marek roześmiał się na całe gardło. Lubił takiego spontanicznego Alexa. Kiedyś takie zachowanie było nie do pomyślenia. Po raz drugi pomyślał, że Dorota dokonała cudu.


Dorota jak burza wpadła do Uli gabinetu. Miała rozwiane włosy, czerwone policzki i załzawione oczy.

- Stało się coś? – widok koleżanki nieco przeraził Ulę.

- Stało się, ale coś bardzo dobrego i wyjątkowego – Dorota ciężko opadła na fotel. – Wyobraź sobie, że Alex mi się oświadczył! – Ula roześmiała się serdecznie.

- No to witaj w klubie, bo przed dwoma godzinami Marek zrobił to samo. Spójrz – podsunęła jej przed oczy dłoń uzbrojoną w pierścionek. Dorota wyciągnęła swoją.

- Mój podobno należał do mamy Alexa, ale pasuje idealnie. Wychodzimy za mąż moja droga i to w dodatku z miłości. Ale jestem szczęśliwa!


Piętnastego sierpnia odbyły się dwa śluby. Tak postanowili. Skoro do tej pory szli łeb w łeb, to i ślub powinni wziąć w tym samym dniu. Gości nie było zbyt wielu. Seniorzy Dobrzańscy reprezentowali obu swoich synów, a dodatkowo Krzysztof prowadził do ołtarza Ulę w zastępstwie jej nieżyjącego ojca. Doroty rodzina też nie była zbyt liczna, ale oboje rodzice żyli, a jej ojciec z dumą wiódł córkę pod sam ołtarz. Uroczystość była bardzo wzruszająca. Obie panny młode miały zalane łzami policzki a i panom młodym zwilgotniały oczy. Obie wyglądały zjawiskowo w pięknych, białych sukniach wybranych w najbardziej ekskluzywnym salonie w mieście. Obaj panowie prezentowali się niezwykle przystojnie wzbudzając ogólny zachwyt. Po zaślubinach już przed kościołem składano im życzenia. W pewnym momencie podeszła do Doroty elegancko ubrana kobieta. Dorota z trudem rozpoznała w niej Irenę Sosnowską.

- Dziękuję pięknie za życzenia pani Ireno. Wspaniale pani wygląda.

- To głównie dzięki pani. To pani otworzyła mi oczy. Zostawiłam tego drania i po raz drugi rozwiodłam się z nim już definitywnie. Wywalczyłam możliwie największe alimenty dla dziecka. Nie będzie żadnych powrotów do przeszłości. Zmieniłam pracę na lepiej płatną w prywatnej klinice i zwyczajnie odżyłam. Już nigdy więcej Piotra w naszym życiu.

- Amen – roześmiała się Dorota. – Bardzo dziękuję za życzenia. Wszystkiego najlepszego i dla pani.

Kiedy opowiadała Uli o tej metamorfozie Ireny obie nie mogły uwierzyć, że ta kobieta przyszła podziękować. Dorota wstrząsnęła nią i chyba faktycznie otworzyła jej oczy na to, że nie musi żyć z nie potrafiącym dotrzymać wierności dupkiem.

- Ja też życzę jej jak najlepiej. Ona także zasłużyła na szczęście i porządnego faceta – podsumowała Ula.


Wesele odbywało się w jednym z lepszych hoteli. Nie oszczędzali na niczym. To miał być dla całej czwórki wyjątkowy dzień i koszty podzielili po połowie.


Na szczęście nie było żadnych przykrych niespodzianek, chociaż Alex obawiał się nalotu Pauliny, ale chyba nie dotarły do niej wieści o ślubie. On zawiadomił babcię, ale prosił staruszkę o dyskrecję. Obiecał też, że odwiedzi ją wraz z Dorotą już po ślubie, zanim rozpoczną miesiąc miodowy na południu Włoch. Marek i Ula postanowili spędzić trochę czasu nad polskim morzem. Marek po zakupie domu i urządzeniu go musiał nieco spasować z wydatkami. Obiecał sobie jednak, że w następnym roku zabierze żonę w jakieś egzotyczne miejsce.

Pobyt nad morzem zaowocował ciążą i wkrótce rodzina Dobrzańskich powiększyła się o nowego członka – małą, słodką Zuzię. Dwa lata później i Alex przywitał na świecie potomka, z którego był bardzo dumny. Potem jeszcze Dorota urodziła córkę podobnie jak Ula. Alex naśmiewał się czasem z Marka, że ma w domu babiniec, ale on uparcie twierdził, że nieprzytomnie kocha wszystkie swoje dziewczyny i nie zamieniłby tego na nic.

Obie przyjaciółki były kiedyś tymi trzecimi, ale teraz ich mężczyźni wynieśli je na piedestał i traktowali tak, jak na to zasługiwały otaczając szacunkiem, wielkim przywiązaniem i ogromną miłością.


K O N I E C


 
 
 

留言


bottom of page