ROZDZIAŁ 12
ostatni
Paulina bardzo szybko zaczęła tracić na wadze. Wymioty sprawiły, że nie miała ochoty na nic. Ula patrząc na nią myślała z lękiem, że nie ma już dla niej ratunku, bo ta choroba zbyt szybko wyniszcza jej ciało i psychikę. Praca, którą obie włożyły w poprawę zdrowia, w regularne posiłki i zdrową dietę, wydawała się iść na marne. W ciągu miesiąca z Pauliny zrobił się prawdziwy szkielet. Skutek poprzedniej chemii był inny, bo zmienił jej sylwetkę i rysy twarzy poprzez obrzęk, który ludzie brali za lekką nadwagę. Tym razem działo się wręcz odwrotnie. Jej twarz zapadła się, a kości policzkowe mocno uwydatniły. Prawa ręka znacznie różniła się od lewej. Była bardzo opuchnięta. Cała reszta ciała, to były kości obciągnięte skórą. Nie miała już siły chodzić. Na ostatnie dwa zabiegi chemii Marek wniósł ją na rękach.
Po chemii były trzy tygodnie pozornego spokoju. Przyjmowała leki przeciwbólowe i przeciwwymiotne. Nie jadła za wiele, bo wciąż bała się skutków. Od treściwego jedzenia wolała owocowe i warzywne soki. Opioidy usypiały ją. Większość dnia przesypiała osłabiona bólem i wymiotami. Uli kroiło się serce, jak patrzyła na to wyniszczenie Pauliny. Częściej niż zwykle przyjeżdżali seniorzy i Alex, ale widok tak chorej i znękanej kobiety wywoływał u nich falę płaczu. Paulina nie płakała. Zamknęła się w sobie, w milczeniu czekając na to, co nieuchronne. Ula siedziała teraz przy niej od rana do wieczora. Marek proponował jej, żeby zajęła jeden z pokoi, ale nie zgodziła się. Uznała, że to nie byłby dobry pomysł.
Pod koniec lutego bóle nasiliły się. Lekarz zadecydował o podawaniu morfiny i kroplówek wzmacniających. Codziennie pojawiała się w domu pielęgniarka, która podpinała te kroplówki i jednocześnie uczyła Ulę, jak je zmieniać podczas jej nieobecności.
Kiedy wieczorami Ula opuszczała dom Pauliny i Marka miała wrażenie, że śmierć krąży nad nim jak złowrogi sęp. Teraz już nie modliła się o powrót do zdrowia Pauli, ale o jej lekką śmierć. Marek cierpiał. Nie mógł znieść widoku wyniszczonej Pauli. Nie taką ją znał. Nie kochał jej, ale też nigdy nie życzył jej tak okrutnego losu. Mimo, że nie traktowała go dobrze, to nie zasłużyła na to wszystko, co ją spotkało. On też już nie miał złudzeń. Nikt w tak tragicznym stanie nie podźwignie się z tej strasznej choroby. Rak przerzucił się na jedno z płuc. Znacznie gorzej oddychała i mówiła z trudem. Konieczna była butla z tlenem i maska, którą Ula zakładała jej na twarz.
Na początku marca zrobiła się jakby przytomniejsza. Któregoś sobotniego wieczoru poprosiła Marka, żeby usiadł koło niej.
- Chcę cię za wszystko przeprosić. Za to, że byłam taka podła, że podejrzewałam cię o okropne rzeczy. Za to, że nie miałeś przez lata spokoju tylko karczemne awantury. Nie zasłużyłeś sobie na takie traktowanie. Dzisiaj to już wiem. Dziękuję ci, że opiekowałeś się mną, choć wcale nie musiałeś tego robić. Masz wielkie i szlachetne serce, a ja byłam głupia, że nie potrafiłam tego docenić. Przyglądam ci się od dłuższego czasu i widzę, jak patrzysz na Ulę. Tak patrzy tylko człowiek zakochany. Kochasz ją, prawda?
Marek spuścił głowę. Po jego policzkach płynęły łzy.
- Kocham… Nie chciałem ci tego mówić, żeby nie było ci przykro.
- Nie jest mi przykro i zdziwisz się, ale wcale nie jestem o Ulę zazdrosna. To najlepsza osoba pod słońcem. Ona o tym wie?
- Wie, Paula i odwzajemnia tę miłość. Bała się cię urazić. Bała się, że poczytasz to, jak zdradę i dlatego nic ci nie mówiliśmy.
- Nie miejcie wyrzutów sumienia. Ja szczerze się z tego cieszę i wierzę, że będziecie ze sobą szczęśliwi. Ona tak bardzo wypiękniała. Ma nie tylko piękne wnętrze, ale i zewnętrze. Dbaj o nią Marek i dbaj o tę miłość. Trzymam za was kciuki.
W poniedziałek rano opowiedział Uli przebieg tej rozmowy. Była niesamowicie zaskoczona. Nie sądziła, że tę ich miłość aż tak widać, a jednak Paulina dostrzegła ją i nie była zła.
Od czasu tej rozmowy już nie miała takich przytomnych momentów. Coraz większe dawki morfiny mające uśmierzyć jej ból sprawiały, że zapadała w jakiś rodzaj narkotycznej śpiączki. Już nawet soków nie chciała przyjmować. Uznała, że już czas zakończyć tę nierówną walkę.
Paulina zmarła pierwszego kwietnia i dla nich to nie był Prima Aprilis, a ponury, koszmarny żart zgotowany przez los. Ten dzień i tę noc Ula spędziła u Marka. Zmieniali się czuwając przy chorej. Oddychała chrapliwie i z dużym trudem. Już nawet maska tlenowa nie spełniała swojej roli. Przed północą ocknęła się na chwilę i wyciągnęła do nich dłonie. Ujęli ją za nie. Wiedzieli, że to już koniec.
- Bardzo was kocham – wyszeptała. – Bądźcie szczęśliwi.
Po tych słowach nastąpiło jeszcze kilka chrapliwych oddechów, po których nastała dzwoniąca w uszach cisza. Ula wybuchła płaczem. Marek usiadł obok niej i przytulił ją mocno. Sam nie mógł opanować łez.
- Już dobrze, kochanie, już dobrze… Ona wreszcie jest po tamtej stronie i nie cierpi tego potwornego bólu. Odeszła szczęśliwa i spokojna. Odeszła z wielką klasą i pogodzona sama ze sobą. Trzeba zadzwonić po pogotowie. Trzeba zawiadomić rodziców i Alexa. Zaraz to zrobię.
Podczas, gdy Marek wydzwaniał, Ula wciąż szlochając odpięła Paulinie kroplówkę i zdjęła maskę tlenową. Zakręciła butlę i odstawiła ją do kąta. Czekali na pogotowie, które przyjechało kilka minut po wezwaniu. Alex i rodzice mieli przyjechać rano.
Po zabraniu Pauliny Ula zaczęła uprzątać sypialnię. Musiała czymś zająć ręce i głowę. Pościągała pościel z łóżka i zmieniła na czystą. Potem zrobiła cały dzbanek czarnej jak smoła, kawy. Przy niej przesiedzieli do rana wciąż nie mogąc uwierzyć, że Pauliny już nie ma.
- Nie chcę tu mieszkać, Ula. W tym domu wydarzyło się zbyt wiele złych rzeczy. Zanim czegoś nie znajdę, chyba przeniosę się do rodziców.
- Mógłbyś przenieść się do mnie, ale tam jest strasznie mało miejsca. Nie wiem, jakbyśmy się pomieścili.
- Pomieścimy się. To naprawdę nie potrwa długo i na pewno uda mi się coś znaleźć. Wytrzymamy. Najpierw jednak trzeba pochować Paulinę.
Paulina spoczęła na Cmentarzu Kamionkowskim położonym w bezpośrednim sąsiedztwie Jeziora Kamionkowskiego przy Parku Skaryszewskim. Dzięki Uli, która często ją tu przywoziła, pokochała to miejsce i lubiła tu przebywać. Pogrzeb ściągnął mnóstwo ludzi z firmy i znanych celebrytów, bo Paulina pełniła przed chorobą funkcję ambasadora firmy i miała liczne koneksje. Alex bardzo rozpaczał. Miał tylko ją. Na stypie wciąż powtarzał, że to niesprawiedliwe, bo ona miała zaledwie trzydzieści lat i życie przed sobą. Ula pocieszała go. Mówiła mu, jak bardzo Paulina była dzielna, jak walczyła do samego końca.
- Kazałam jej powtarzać jak pacierz, że jest dumną, silną Włoszką, która nigdy się nie poddaje. To była nierówna walka Alex, której ona nie mogła wygrać, ale ja jej odwagę i wielką determinację zapamiętam do śmierci.
Po pogrzebie Pauliny Marek zlecił pośrednikowi szukanie domu wystawiając jednocześnie swój na sprzedaż. Pośrednik otrzymał wszystkie dane, jaki to ma być dom i jakie ma spełniać oczekiwania przyszłego właściciela. Wymagania były dość wysokie, bo dom miał być duży, w ładnej okolicy z dwoma garażami i dużym ogrodem. Na czas poszukiwań Marek przeniósł się do Uli. Ciasno tam było, ale mimo tej ciasnoty byli ze sobą bardzo szczęśliwi. Ich pierwsze zbliżenie było niezwykle emocjonalne, zwłaszcza dla Uli. Pełna obaw oddawała mu swoje ciało, ale Marek był niebywale delikatny, a seks z nim dostarczał wielu przyjemnych doznań.
Dom Marka i Pauliny został wreszcie sprzedany, ale propozycje, jakie przedstawiał Markowi agent nieruchomości, nie odpowiadały mu w ogóle. W końcu zdesperowany pośrednik powiedział mu, że ma piękne mieszkanie do sprzedania.
- To oczywiście nie jest dom, ale uważam, że warto je zobaczyć.
Umówił się z nim na konkretny dzień i godzinę. Zabrał ze sobą Ulę. Nie chciał sam decydować. To mieszkanie urzekło ją od samego początku, jak tylko przekroczyła jego próg. Znajdowało się niedaleko od centrum, na ulicy Siennej, na dwunastym, ostatnim piętrze, z którego roztaczał się przepiękny widok na Warszawę. To mieszkanie nie było zwykłym mieszkaniem, ale dużym apartamentem.
- Marek, tu jest idealnie – powiedziała do niego cicho. – Nie musimy mieć domu. Ten widok rekompensuje wszystko. Spójrz ile tu przestrzeni. Duża kuchnia otwarta na ogromny salon, cztery pokoje, łazienka wielkości mojego mieszkania i te parkiety. Tu od razu można by się było wprowadzić.
- Może masz rację? Rodzice też nie pochwalili tego pomysłu z zakupem domu. Twierdzą, że ich jest na tyle duży, że jak nam się naprawdę zamarzy, to możemy tam zamieszkać. Ja, póki co, chcę mieszkać osobno. To jak? Kupujemy?
Z radości rzuciła mu się na szyję.
Wnoszono ostatnie meble. Ula układała ich odzież w szafie. Powoli mieszkanie nabierało charakteru i swoistego klimatu.
- I jak, kochanie? Szczęśliwa? – zapytał Marek, gdy zamknęły się drzwi za ostatnim tragarzem.
- Bardzo – podeszła do niego i zarzuciła mu ręce na szyję. – Kiedy rugowali mnie z Rysiowa, na odchodne przysięgłam sobie, że kiedyś odzyskam ten dom, ale wiesz, co? Przeszło mi, kiedy zobaczyłam go w wigilię. To już nie jest mój dom. Został przebudowany i kompletnie go nie przypomina. Niech się nim udławią. Pamięć o rodzicach mieszka w moim sercu, a nie w tych czterech ścianach. Tak samo, jak pamięć o Paulinie będzie żyła w nas, a nie w domu na Berezyńskiej. Pojedziemy w sobotę na jej grób zapalić światełko?
- Pojedziemy, dokąd zechcesz. Chciałbym, żebyś od poniedziałku przyszła do firmy. Alex chce wyjechać, żeby odreagować te ciężkie przejścia. Zastąpiłabyś go.
- Tak, wiem… On też prosił mnie o to. Obiecałam mu, że na pewno to zrobię. Cieszę się, że będę mogła pracować w wyuczonym zawodzie. Nie chcę przez to powiedzieć, że praca opiekunki mi nie odpowiadała, ale była dla mnie zbyt trudna psychicznie, bo pokochałam Paulinę jak siostrę i ciężko mi było patrzeć, jak odchodzi – zwilgotniały jej oczy.
- Byłaś jej darem od losu. Gdyby nie ty, ona nie przeżyłaby tak długo. To dzięki twojej opiece i wiecznej motywacji miała ochotę o siebie walczyć. Dla mnie też jesteś darem od losu. Pięknym, mądrym i wspaniałym. Dlatego w tych niezbyt romantycznych warunkach chciałbym cię prosić, żebyś została moją żoną - uklęknął przed nią wyciągając w jej kierunku prawdziwe cacko sztuki jubilerskiej.
- Oczywiście, że zostanę twoją żoną. Przecież kocham cię nad życie.
Wstał, wsunął jej na palec pierścionek i przylgnął do jej ust.
- Ja też bardzo, bardzo cię kocham. Niech ta miłość nigdy się nie skończy i trwa wiecznie. Już zawsze i na zawsze razem, na dobre i na złe, w chorobie i zdrowiu, w szczęściu i nieszczęściu do końca naszych dni.
K O N I E C
Comments