ROZDZIAŁ 2
Obudziła się zmęczona i kompletnie wyzuta z sił. Znowu popłynęły jej łzy, gdy uświadomiła sobie, że wejdzie do kuchni i nie zobaczy w niej krzątającego się taty. Nigdy nie usłyszy już od niego, jak bardzo jest z niej dumny. To ze względu na pamięć o nim powinna wziąć się w garść i pomyśleć, co dalej. Na pewno powinna jechać do Warszawy i załatwić sprawy w ZUS-ie i w PZU, gdzie tata był ubezpieczony. Powinna też chyba zacząć działać w sprawie wynajmu jakiejś taniej kawalerki. Ma tylko miesiąc, żeby się stąd wynieść. Na samą myśl boleśnie ścisnęło się jej serce. Kochała ten dom. Stąd miała najlepsze wspomnienia. Z drugiej strony, to tylko mury. Pamięć o rodzicach zawsze będzie nosić w sercu i zawsze będzie przyjeżdżać na ich mogiłę.
Westchnąwszy ciężko wstała z łóżka i schowawszy pościel przeszła do kuchni. Nastawiła wodę w czajniku i z niechęcią popatrzyła na zastawiony stół w gościnnym pokoju. – Co się odwlecze, to nie uciecze - pomyślała. - Zanim pojadę do Warszawy, muszę wywalić te resztki jedzenia i pomyć to wszystko.
Popijając małymi łykami gorącą kawę stała przy zlewie myjąc z dużą wprawą talerze i układając je na suszarce. To co nadawało się jeszcze do zjedzenia schowała do lodówki. Reszta wylądowała w koszu. Ogarnęła się trochę i narzuciła na siebie czarną sukienkę. Ze smutkiem pomyślała, że ten kolor będzie jej towarzyszył przez okrągły rok. Nie znosiła czerni, bo zawsze kojarzyła jej się z żałobą. Kiedy zdawała maturę, zmarła jej mama rodząc martwy, nie do końca ukształtowany, sześciomiesięczny płód. I ona, i ojciec przeżyli to strasznie. Od tego właściwie momentu zaczęły się jego kłopoty z sercem i z każdym rokiem było tylko gorzej. Potrząsnęła głową chcąc odgonić te przykre myśli. Musiała się pospieszyć, a nie tracić czas na rozpamiętywanie. Zebrała do torebki wszystkie potrzebne jej dokumenty i ruszyła na przystanek.
Najpierw podjechała na Senatorską do ubezpieczyciela. Złożyła dokumenty wraz z aktem zgonu, a uprzejma kobieta poinformowała ją o wypłacie ubezpieczenia.
- Myślę, że do tygodnia te osiem tysięcy powinno znaleźć się na pani koncie.
Podziękowała i już bez zwłoki ruszyła na Jana Pawła II, gdzie mieścił się Zakład Ubezpieczeń Społecznych. Odległość była dość znaczna, bo obie instytucje oddalone były od siebie o prawie dwa kilometry, ale nie zawracała sobie głowy czekaniem na autobus. Dzień był słoneczny i ciepły, a ona potrzebowała przewietrzyć umysł.
W ZUS-ie musiała odstać swoje i wypisać wniosek o zasiłek pogrzebowy. Wprawdzie wszystkie formalności związane z pogrzebem załatwiała sama, ale w domu nie było takich pieniędzy, z których mogłaby pokryć jego koszty. Pomocna znowu okazała się Szymczykowa i to do niej trafi znakomita większość tego zasiłku. Dowiedziała się jednak, że musi czekać na przelew pieniędzy od dwóch do ośmiu tygodni więc postanowiła całą sumę, którą winna była sąsiadce wypłacić ze swojego konta jeszcze dzisiaj. Nie chciała mieć żadnych długów wobec nikogo.
Załatwiwszy wszystko ruszyła nad Wisłę. Miała tu takie swoje, ukochane miejsce, w którym lubiła siadywać i patrzeć na płynącą rzekę.
Dojeżdżając do Szkoły Głównej Handlowej, gdzie studiowała ekonomię, a także zarządzanie i marketing, często odwiedzała ten zakątek. Tu mogła pozbierać wszystkie myśli i uporządkować je w głowie. Był spokojny i cichy, trochę zarośnięty dziko rosnącymi wierzbami. Siadywała na ściętym pniu i kontemplowała widok przed sobą. Tym razem nie było inaczej. Siedząc i grzejąc stopy na ciepłym piasku zastanawiała się nad swoimi priorytetami. Gdyby nie śmierć taty, a po niej pogrzeb i nieprzyjemna sytuacja na stypie, dzisiaj rozsyłałaby swoje CV wszędzie, gdzie to tylko możliwe z nadzieją, że jakaś firma przyjmie ją do pracy. Zanim zacznie to robić powinna poszukać sobie jakiegoś lokum. Może będzie miała szczęście i trafi na coś niedrogiego? Spojrzała na zegarek. Czas wracać i zająć się czymś pożytecznym. Podniosła się z pnia i ruszyła ścieżką rozgarniając wszędobylskie, wierzbowe gałązki. Była już w połowie drogi, gdy przed nią wyrósł, jak spod ziemi, jakiś mężczyzna. Szedł wolno, zamyślony i ze spuszczoną głową.
Ustąpiła ze ścieżki schodząc na bok, żeby ułatwić mu przejście. Mijając ją podniósł głowę i wtedy zobaczyła te jego przejmująco smutne oczy wyrażające kompletną bezsilność. Przeszedł ją dreszcz. Pomyślała, że on, podobnie jak ona, przeżywa własną tragedię. Może też ktoś mu umarł?
- Bardzo panią przepraszam, – powiedział cicho, a na jego twarzy pojawił się cień uśmiechu – zamyśliłem się…
- Nic nie szkodzi. Jakoś się wyminiemy.
Dotarła na przystanek i sprawdziła rozkład jazdy. Autobus do Rysiowa odjeżdżał za piętnaście minut. Przysiadła na ławce. Poczuła głód. Było już dobrze po piętnastej, a ona była tylko o kawie.
Dotarłszy do domu rzuciła się na jedzenie. Zostało go całkiem sporo po wczorajszej stypie. Najadłszy się pobiegła do Szymczykowej, żeby uregulować dług. Dziękowała jej też dziesięć razy, bo gdyby nie ta kobieta, nie miałaby nawet za co pochować ojca. Postała z nią chwilę na podwórku opowiadając jej o propozycji ciotki i o tym, że będzie musiała opuścić rodzinny dom.
- To prawdziwe świństwo, Ula – Szymczykowa była oburzona. – Jak oni mogli ci coś takiego zrobić? I co teraz?
- Teraz będę szukała jakiegoś mieszkania w Warszawie, a jak już znajdę i przeprowadzę się, zacznę szukać pracy. Muszę być silna. Już nie ma taty, który zawsze służył radą. Pożegnam się już, pani Marysiu i jeszcze raz za wszystko dziękuję.
Wróciła do siebie i odpaliła wiekowy komputer. Jednak w internecie nie znalazła żadnych odpowiadających jej ofert, a wyłącznie takie, które przekraczały jej możliwości finansowe. Na więcej ogłoszeń natknęła się w zakupionych dzisiaj gazetach. Wynotowała kilka i zaczęła dzwonić. Umówiła się w paru miejscach na jutro. Nie chciała zwlekać. To było trochę irracjonalne, bo niby miała miesiąc na wyprowadzkę, a zachowywała się tak, jakby palił jej się grunt pod nogami.
Następnego dnia do godziny dwunastej obejrzała trzy mieszkania. Mimo, że były to kawalerki o niewielkim metrażu, to nie było ją na nie stać. Znajdowały się w stosunkowo nowych blokach, gdzie czynsz był dość wysoki, a właściciele tych klitek żądali od niej jeszcze odstępnego. Trochę rozczarowana kupiła sobie zapiekankę i przysiadła na jakiejś ławce. Następne spotkanie miała za godzinę na Starej Pradze. Z tego, co przeczytała w ogłoszeniu, mieszkanie znajdowało się w wiekowej kamienicy. Może tam jej się poszczęści?
Wsiadła w autobus i przejechała na drugą stronę Wisły. Dotarła na ulicę Brzeską i odszukała właściwy numer domu. Kamienica nie przedstawiała się jakoś imponująco. Była raczej zaniedbana i aż się prosiła o generalny remont. Ula postanowiła nie zrażać się od razu. Mieszkanie znajdowało się na ostatnim, trzecim piętrze. Zapukała nieśmiało do odrapanych drzwi, które otworzyły się błyskawicznie i stanęła w nich tęga, starsza kobieta. Ula przedstawiła się i weszła do środka. Stan tego mieszkania nie był lepszy od całej reszty kamienicy. Jedynym plusem były niedawno wstawione okna, o czym poinformowała ją właścicielka.
- Jest też wymieniona cała instalacja. Niestety nie było mnie już stać, żeby wyremontować całą resztę. Jeśli pani się zdecyduje na remont, policzę niższy czynsz. Oczywiście za media płacić będzie pani we własnym zakresie. Ja wzięłabym tylko dwieście pięćdziesiąt złotych.
Brzmiało zachęcająco, ale stan lokalu był jednak dramatyczny. Brakowało tu wszystkiego. Łazienka nie posiadała żadnej armatury, nie było wanny, junkersa i toalety. W kuchni brakowało pieca. W ścianach było mnóstwo dziur, które należało zagipsować. Była przerażona ogromem pracy, jaką należało tu włożyć, a jeszcze bardziej kosztami, jakie będzie musiała ponieść, żeby doprowadzić to mieszkanie do stanu używalności. Poza tym miała ogromne wątpliwości, czy zdoła uporać się ze wszystkim w miesiąc. Z drugiej strony pomyślała, że nigdzie taniej nic nie dostanie.
- Dobrze. Niech będzie. Możemy spisać jakąś umowę? Na ile może pani mi to wynająć?
- A choćby na dziesięć lat – kobieta była wyraźnie ucieszona takim obrotem sprawy. – Zejdźmy na dół do mnie i tam spiszemy umowę.
Wracała do Rysiowa z mieszanymi uczuciami. Od właścicielki dostała dwa komplety kluczy. Teraz musiała pomyśleć nad wynajęciem jakiejś ekipy, która mogłaby wyremontować lokal w ciągu niespełna miesiąca. Musiała się kogoś poradzić i wpadła na pomysł, że zajdzie do najbliższych kolegów taty, tych, którzy byli na stypie. Wprost z przystanku poszła do Mateckich. Małżonkowie byli już na zasłużonych emeryturach, ale Ula wiedziała, że kiedyś pan Matecki parał się budowlanką.
Przyjęli ją bardzo serdecznie. Usadzili przy stole i zaproponowali kawę. Przy niej opowiedziała im o swoich kłopotach. Część z nich już znali od Marysi Szymczykowej.
- Zachodziliśmy w głowę, jak ta twoja ciotka cię potraktowała. To oburzające. Nawet nie wygląda na taką podłotę. Jest zupełnie inna niż Józef. O nic się dziecko nie martw. Twój tata pomagał nam przez wiele lat i czas, żebyśmy my coś zrobili dla jego córki. Skrzyknę kolegów, a oni na pewno chętnie pomogą. Musisz nam tylko przedstawić jakiś plan, bo powinniśmy wiedzieć, od czego zacząć.
- To mieszkanie wygląda strasznie. Wygląda, jak pustostan. Muszę zainwestować w armaturę łazienkową, w zlew i kuchenkę gazową do kuchni. Właścicielka zapewniła mnie, że zostały wymienione wszystkie instalacje, to znaczy wodna, elektryczna i gazowa. Są też nowe okna wprawdzie drewniane, ale szczelne. Ściany są w opłakanym stanie. Wszędzie pełno dziur do łatania. Naprawdę nie wiem, czy damy radę z tym się uporać, a przecież jeszcze muszę dom doprowadzić do jakiegoś ładu. Część rzeczy na pewno wyrzucę, ale większość zabiorę, bo nie chcę tracić pieniędzy na nowe meble.
- I słusznie. W takim razie ty zacznij powoli ogarniać w domu, ja za chwilę wyjdę z tobą i pójdę powiadomić tych, którzy mogą nam pomóc. Jutro zawiozę cię do Warszawy. Najpierw obejrzę mieszkanie i zadecyduję ile czego trzeba kupić. Przy okazji zamówisz wyposażenie do łazienki i kuchni, chociaż uważam, że powinniśmy wymontować to co masz w domu, bo wtedy zmniejszymy koszty. Myślę, że jak nam się to uda, to za dwa dni będziemy mogli zacząć.
Uli zaszkliły się oczy i rozpłakała się głośno.
- Naprawdę nie wiem, jak ja się wam odwdzięczę. To co chcecie zrobić, jest nie do przecenienia – chlipała. – Bardzo, bardzo wam dziękuję. Sądziłam, że zostanę z tym wszystkim sama. Tata jednak czuwa nade mną.
Comments