top of page
Szukaj
Zdjęcie autoragoniasz2

TRWAĆ MIMO WSZYSTKO - rozdział 4

ROZDZIAŁ 4


- To bardzo smutne i przygnębiające. Najgorsza jest bezradność. Człowiek patrzy na cierpienie bliskiej osoby i nie jest w stanie nic zrobić, bo stoi na przegranej pozycji. Jeśliby się pan zgodził, to ja chętnie podjęłabym się opieki nad pańską narzeczoną. Od momentu, kiedy przeniosłam się do Warszawy szukam pracy, ale bezskutecznie…

Popatrzył na nią zaskoczony.

- Naprawdę zrobiłabyś to? To nie będzie ani łatwe, ani przyjemne. Od razu cię lojalnie uprzedzam – nawet nie zauważył, że zaczął mówić jej na „ty”. - Przepraszam za to mówienie per „ty”, ale chyba nie jestem o wiele starszy i dobrze byłoby mówić sobie po imieniu.

- Nie mam nic przeciwko temu. To chyba nawet lepiej.

- A od kiedy mogłabyś zacząć? Nie ukrywam, że tu każdy dzień jest ważny.

- Choćby od jutra. Mam zdecydowanie za dużo czasu – uśmiechnęła się – i nie znoszę go marnować. A gdzie mieszkacie?

- Mamy dom na Saskiej Kępie przy Berezyńskiej.

- To chyba nie tak daleko ode mnie, bo ja mieszkam przy Bazarze Różyckiego.

- To faktycznie niedaleko. Jeśli się zgodzisz przyjadę jutro po ciebie i zawiozę do Pauliny. Wszystko ci objaśnię. Pensja to trzy tysiące do ręki. Jeżeli to za mało, po prostu mi powiedz.

- To w sam raz. Tu jest dokładny adres i mój numer telefonu – podała mu kartkę. To o której mam być gotowa?

- Myślę, że o ósmej. Zawiozę cię, oprowadzę, objaśnię i będę musiał jechać do pracy. A może teraz mógłbym odwieźć cię do domu? Przekonałbym się, czy to daleko.

- Bardzo dziękuję, to miłe z twojej strony.



Po powrocie do mieszkania usiadła do komputera, żeby prześledzić trasę od siebie do domu Marka. Sprawdziła połączenia autobusowe i wydrukowała rozkład jazdy. Koniecznie musiała zaopatrzyć się w bilet miesięczny. To dzisiejsze spotkanie nad Wisłą wydawało jej się niesamowitym zbiegiem okoliczności. Spotyka obcego zupełnie człowieka, który najwyraźniej czuje się już tak stłamszony i przytłoczony przez uwierającą rzeczywistość, że zwierza się ze swoich trosk całkiem obcej kobiecie. Może rzeczywiście nie ma nikogo z kim mógłby porozmawiać tak szczerze, od serca? Jego wynurzenia tak pełne bólu i zwyczajnej bezradności wobec tej strasznej choroby jaką jest rak, dla niej niespodziewanie okazały się bardzo pozytywne. Nareszcie zacznie robić coś pożytecznego. Nie będzie gnuśnieć w domu lub zdzierać buty chodząc od firmy do firmy na nieprzynoszące żadnych, pożądanych skutków, rozmowy kwalifikacyjne. Praca opiekunki nie była szczytem jej marzeń i ambicji. W dodatku miała pracować właściwie na czarno, bo przecież pieniądze będzie dostawać do ręki bez płacenia podatku i składek. To nie było coś z czym czuła się najlepiej, ale póki co uważała, że nie ma prawa wybrzydzać. Pensja, jaką zaproponował Marek, była naprawdę wysoka i adekwatna do trudności, jakie ją czekały. Paulina nie była aniołkiem i nie znosiła z pokorą swojej choroby. Z drugiej strony, czy można było się temu dziwić, że obarcza winą cały świat za swój stan, a najbardziej Marka? On był najbliżej i stanowił łatwy cel.


Kilka minut przed ósmą wyszła z domu i stanęła przed wejściem do kamienicy. Marek zjawił się punktualnie. Przywitała się z nim i wsunęła do wnętrza samochodu.

- Gotowa na wielkie wyzwania? – zapytał uśmiechając się półgębkiem.

- Gotowa i mam nadzieję, że sobie poradzę.

- A ja wczoraj jeszcze długo myślałem nad stroną finansową i doszedłem do wniosku, że powinienem zawrzeć z tobą jakąś umowę. Pomyślałem, że wciągnę cię na listę płac mojej firmy, jako pracownika zatrudnionego na umowę-zlecenie. Przynajmniej będziesz mogła wykazać się jakimkolwiek zatrudnieniem i uczciwie odprowadzać podatek od wynagrodzeń. Suma, jaką zaproponowałem na pewno się nie zmieni, ale dodamy do niej właśnie wartość podatku. Tak chyba będzie uczciwie.

Ula pokręciła z niedowierzaniem głową.

- Nie uwierzysz, ale ja wczoraj myślałam o tym samym. To znaczy myślałam o tym, że to będzie praca na czarno. Jednak uznałam, że nie będę grymasić, bo przecież od tak dawna szukam już jakiegokolwiek zajęcia…

- No to przynajmniej jeden kłopot mamy z głowy. Opowiem ci trochę o Paulinie. Ogólnie więcej leży, jak chodzi. Wciąż powtarza, że jest słaba. Ja uważam, że zdarzają jej się lepsze dni, które powinna wykorzystać. Przez to leżenie w łóżku za chwilę przypląta jej się zanik mięśni i to pogorszy jej stan. Myślę, że ona już się poddała. Rokowania nie napawają optymizmem i tak naprawdę, to żaden z lekarzy nie był w stanie udzielić mi informacji, jak długo potrwają jej męczarnie. Bywa, że wyje z bólu i wtedy dostaje silne opioidy. Generalnie jednak wygląda to tak, jakby straciła motywację do walki o siebie. Sama twierdzi, że nie ma na to siły. Sądzę, że to tylko wygodna wymówka, bo tej siły ma aż nadto wyżywając się na mnie. Ulegam jej. Nie znoszę awantur z nieuzasadnionych powodów. Jest bardzo uparta i niezależna. Nie liczy się z niczym i z nikim. Nie przebiera też w słowach obrażając wszystkich dookoła. Wciąż robi opiekunkom pod górkę i to głównie z tego powodu nie wytrzymują z nią za długo. Jest złośliwa, bezczelna i pełna buty. Zawsze taka była, ale teraz, kiedy dopadła ją ta straszna choroba, wszystkie te złe cechy jeszcze bardziej się w niej nasiliły.




Na przykład wytłukła wszystkie lustra w domu, gdy po chemii całkowicie wyłysiała. Teraz włosy zaczynają odrastać, ale czeka ją kolejna chemia więc nie wiadomo, czy nie będzie powtórki z rozrywki. Choroba zmieniła ją fizycznie. Chemia dodała jej kilogramów i odarła z urody. Przykro to mówić, ale rzeczywiście nie przypomina w żadnej mierze dawnej Pauliny. Ja tylko mam nadzieję, że jakoś sobie z nią poradzisz, a przede wszystkim przetrwasz te jej napady złości.

- Może nie będzie tak źle…? – Ula pocieszała siebie i Marka, który zatrzymał się przed bramą i otworzył ją pilotem. Wolno wjechał na podjazd i zaparkował.

- Tu właśnie mieszkam. Sto metrów wcześniej jest przystanek autobusowy. Chciałbym, żebyś tu była od ósmej do szesnastej. Jeśli miałabyś coś pilnego do załatwienia, czy potrzebowała dzień wolny, po prostu daj mi wcześniej znać. Jutro podpisalibyśmy tę umowę. Tu daję ci klucze od domu i furtki. A teraz chodź, przedstawię ci Paulinę i oprowadzę po domu.


Wprowadził Ulę najpierw do sypialni, w której leżała Paulina. Całe łóżko zasłane było kolorowymi czasopismami i przez to panował bałagan. Ona sama oparta o wezgłowie czytała jakiś magazyn.

- Dzień dobry – przywitała się Ula stając obok Marka.

- Dzień dobry? – prychnęła. – A dla kogo dobry, bo chyba nie dla mnie? Kto to jest? – zwróciła się do Marka.

- To Urszula Cieplak, twoja dwudziesta trzecia opiekunka. Mam nadzieję, że wytrzyma z tobą chociaż przez miesiąc.

Paulina uśmiechnęła się złośliwie.

- Skąd wytrzasnąłeś to bezguście. Brzydka jak noc listopadowa.



- No cóż… - odezwała się Ula uprzedzając ripostę Marka – pani też nie powala urodą i w dodatku nieładnie pachnie. Myślę Marek, że zaczniemy od kąpieli.

Twarz Pauliny wykrzywiła się z wściekłości.

- Jak śmiesz tu przychodzić i obrażać mnie w moim własnym domu? Odpraw ją Marek. Nie chcę słuchać jej impertynencji.

- Rozumiem, że tylko pani wolno obrażać innych i to z powodu choroby dała sobie pani na to przyzwolenie. Nie mam zamiaru użalać się nad panią ani jej współczuć. Trzeba wziąć się w garść i doprowadzić do pionu. Jeśli nie zrobi pani tego po dobroci, ja panią do tego zmuszę. Jeśli nie zależy pani na życiu, to pani sprawa, ale ja tu jestem po to, żeby o nie zawalczyć nawet wbrew pani woli. A teraz pokaż mi Marek resztę domu i opowiedz, gdzie co jest.

Opuścili sypialnię zostawiając Paulinę z otwartą ze zdziwienia buzią. Marek uśmiechał się pod nosem.

- Widziałaś, jak ją zatkało? Jeszcze nikt do niej nigdy tak nie mówił. Myślę, że obrałaś właściwą taktykę. Żadnego pobłażania.

- To nie może tak wyglądać, bo ona zachowuje się tak, jakby czekała na śmierć. Z takiego założenia wyszła, a skoro tak, to nie musi robić już niczego. Nie musi się myć, czesać, wstawać z łóżka i dbać o siebie. Będę starała się to zmienić. To trochę, jak poskromienie złośnicy. Mam nadzieję, że się uda.

Marek oprowadził Ulę pokazując najistotniejsze rzeczy. Przed dziesiątą zostawił ją samą na placu boju i pojechał do pracy. Ula nie traciła czasu. Wyciągnęła z szafy zmianę pościeli i nalawszy do wanny trochę pachnącego płynu do kąpieli napuściła do niej ciepłej wody. Weszła do sypialni informując Paulinę, że może skorzystać z kąpieli.

- Jeśli potrzebuje pani mojej pomocy, proszę powiedzieć.

- Niczego od ciebie nie chcę. Wynoś się stąd - wysyczała.

- Ani myślę – odparła ze stoickim spokojem. - Jeśli za chwilę pani nie wstanie będę zmuszona zmienić pościel bez względu na to, czy nadal będzie pani zalegać w łóżku, czy nie. Proszę się więc pospieszyć, bo mam sporo rzeczy do zrobienia.

Słowa Uli przeszły bez echa i żadnej reakcji ze strony Pauliny. Złapała za róg kołdry i pociągnęła ją do siebie. Gazety na niej zalegające rozsypały się wokół łóżka. Zaczęła je zbierać na kupkę.

- Woda pani wystygnie. Proszę iść do łazienki. Nie wstyd pani leżeć w takim smrodzie? I pomyśleć, że była pani kiedyś taką atrakcyjną kobietą. Nic dziwnego, że Marek czuje do pani niechęć. Każdy mężczyzna by czuł.

- Nie bądź bezczelna i nie pozwalaj sobie. Nie masz tu nic do gadania – wypluła z siebie Febo. – Poza tym nie mam siły, żeby dojść do łazienki.

- Ale na to, żeby się wykłócać, to pani ma. Nie lepiej tę energię wydatkować na coś przyjemnego? – podsunęła Paulinie wózek inwalidzki i wyciągnęła do niej dłoń. –Proszę mocno mnie chwycić. - Zrobiła to bez słowa. Ula zawiozła ją do łazienki. Ściągnęła z niej przepoconą piżamę i figi. Pomogła wejść do wanny. Paulina uczepiona uchwytów wyciągnęła się w niej z przyjemnością wdychając owocowy zapach płynu.

- Od razu lepiej, prawda? Tu kładę gąbkę i szampon do włosów. Proszę się dokładnie umyć i kiedy pani skończy, proszę mnie zawołać. Ja zmienię w tym czasie pościel i doprowadzę łóżko do porządku.

Podczas, gdy Paulina szorowała swoje ciało Ula gruntownie wywietrzyła pokój. Łóżko pachniało świeżością, a gazety spoczywały na nocnym stoliku. Mimo, że Paulina jej nie wołała, poszła sprawdzić, jak sobie radzi. Najwyraźniej kąpiel ją zrelaksowała.

- Chciałabym już wyjść.

Ula otuliła ją wielkim kąpielowym ręcznikiem wycierając jej ciało do sucha. Podała świeżą bieliznę i piżamę.

- Tu czysty szlafrok. Ten zabieram do prania. Teraz może się pani położyć, a ja przygotuję śniadanie. Jakieś specjalne życzenia? – Paulina pokręciła przecząco głową.

Upchnąwszy w pralce brudne rzeczy nastawiła ją i przeszła do kuchni. Podsmażyła kawałek drobno pokrojonego boczku i na nim zrobiła jajecznicę. Do niej podała chrupiącą, świeżą bułeczkę, którą Marek kupił w pobliskiej piekarni. Ułożyła naczynia na tacy i poszła do sypialni. Wszystkie tak dokładnie przez nią ułożone gazety ponownie zajęły miejsce na całej powierzchni łóżka. Zacisnęła zęby. Odgarnęła ich część stawiając tacę na kolanach Pauliny.

- Bardzo proszę. Smacznego.

Paula popatrzyła na nią złośliwie chcąc wywalić tacę z całą zawartością, ale powstrzymała się. Zapach jajecznicy był zniewalający. Nie pamiętała, czy kiedykolwiek jadła coś tak bosko pachnącego. Sięgnęła po kubek i upiła z niego łyk. Kakao! Kiedy ostatni raz piła kakao? Chyba w dzieciństwie. Mama przyrządzała przepyszne. Czekoladowe i słodkie. To miało identyczny smak. Z przyjemnością ugryzła kęs bułki posmarowanej świeżym masłem przyglądając się, jak Ula cierpliwie zbiera kolejny raz rozrzucone gazety.

73 wyświetlenia0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

Comentarios


bottom of page