top of page
Szukaj
gajazolza

TRWAĆ MIMO WSZYSTKO - rozdział 8

ROZDZIAŁ 8


Marek wywiózł Paulinę z gabinetu lekarskiego i podjechał z nią do Uli, która z przerażeniem zobaczyła łzy płynące strumieniem po jej policzkach.

- Rany boskie, Paulina, co się stało? Masz złe wyniki?

- Nie… - chlipnęła.

- To dlaczego płaczesz?

- Właśnie dlatego, że są dobre. Są na tyle dobre, że czeka mnie za chwilę operacja i kolejna radioterapia czy coś w tym rodzaju. Ja tego nie zniosę. Panicznie się boję. Ula, oni odetną mi całą pierś! Okaleczą mnie!



Ula przykucnęła przy niej i tak jak kiedyś, ujęła jej dłonie w swoje przemawiając do niej łagodnie.

- Posłuchaj, kochanie. Oni wiedzą, co robią. Ty przecież też to wiesz, że możesz przeżyć poświęcając jedną pierś. To nie jest aż tak wysoka cena za życie. Chemia po zabiegu jest po to, żeby lekarze mieli pewność co do zniszczenia wszystkich komórek rakowych. To nie będzie łatwe ani przyjemne. Będziesz się źle czuła i będziesz wymiotować, ale nie będziesz z tym sama. Zadbamy o ciebie najlepiej, jak się da i spróbujemy złagodzić skutki tej radioterapii. Musisz być dzielna i wierzyć, że wszystko się uda. Lekarz wyznaczył już termin operacji?

- Tak. Od dzisiaj za dwa tygodnie –odezwał się Marek.

- Mamy więc dwa tygodnie intensywnej terapii. Wzmocnisz się jeszcze bardziej. Będziesz silniejsza i lepiej zniesiesz to wszystko. Nie płacz już. Pomyśl, że za kilka miesięcy możesz być zupełnie zdrową osobą – podała jej chusteczkę. – Wytrzyj twarz. Jedziemy do domu. Zrobię wam dzisiaj coś dobrego.


Paulina była rozbita emocjonalnie. Od razu położyła się do łóżka i wciąż płakała w poduszkę. Ula przyniosła jej kurkumę i szklankę soku z marchwi i jabłka. Przysiadła na brzegu łóżka głaszcząc trzęsące się plecy Pauliny.

- Paulina, posłuchaj… Wypij to, proszę. Ja wiem, że nie masz na nic ochoty, ale zmuś się i wypij nawet wbrew sobie. To, czy zniesiesz ten zabieg dobrze, czy źle, zależy od twojej fizycznej kondycji, a ta na dzisiaj jest względnie dobra. Nie psuj efektów swojej ciężkiej pracy. Wiesz, że o pogorszenie jest bardzo łatwo.

- Umieram ze strachu, Ula… - wykrztusiła stłumionym głosem.

- Wiem, Paula. Wiem też, że soki i zdrowa żywność nie dodadzą ci odwagi, ale na pewno dodadzą siły, żebyś mogła to przetrwać. Poza tym pomyśl o pozytywach. Uśpią cię do operacji i nie będziesz nic czuła. Obudzisz się i będzie już po wszystkim. Wypij to na zdrowie, a na obiad zrobię wam mule. Marek kupił ich chyba ze dwa kilo. Lubisz je, prawda?

- Bardzo – usiadła na łóżku i wytarła twarz. – Daj te szklanki. Muszę się wziąć w garść.

- I tak mi mów – Ula uśmiechnęła się do niej promiennie. – Przecież jesteś dumną Włoszką i nic cię nie złamie. Masz powtarzać sobie to jak pacierz. Odpocznij troszkę, a ja idę do kuchni.

W niej natknęła się na Marka robiącego dla wszystkich kawę.

- I jak ona? – zapytał z lękiem w glosie.

- Trochę się posypała, ale już jest dobrze.

- Podobnie jak ona, zaczynam wpadać w panikę. Nie mam pojęcia jakbym sobie z nią poradził bez ciebie. Poznanie cię stało się przełomem w życiu moim i Pauliny. Naprawdę jestem ci bardzo wdzięczny.

Z przyjemnością przyglądał się jej zaróżowionym z zażenowania policzkom. Ostatnio tak bardzo wypiękniała. Zadbała o wygląd inwestując w lepsze gatunkowo ubrania. Teraz przyjemnie było na nią popatrzeć. Gdyby jeszcze ściągnęła te niemodne okulary…

- Powinnaś zainwestować w soczewki. Teraz robią takie nowej generacji. Masz takie piękne oczy i zamiast się nimi chwalić, zasłaniasz je tymi ciężkimi okularami.

- Może kiedyś się zdecyduję. Na razie nawet nie mam ochoty chodzić do optyka. Przebiorę te mule i podgrzeję wam zupę.


- A jaką?

- Krem z kalafiora i innych warzyw. Mam nadzieję, że będzie wam smakować.


Przez dwa tygodnie Ula zintensyfikowała masaże ujędrniając w ten sposób wiotczejące mięśnie Pauliny. Wmuszała w nią hektolitry warzywnych i owocowych soków i serwowała wątróbkę. Paulina najwyraźniej miała dość, ale zmuszała się widząc pozytywne skutki takiej diety. Jadąc na zabieg czuła się silniejsza i chyba pogodzona z losem. I tym razem Ula towarzyszyła jej do szpitala. Sporo czasu zmitrężyli na izbie przyjęć, ale w końcu trafili na oddział. Od razu Paulinie pobrano krew i porobiono inne badania przygotowując ją do zabiegu. Miał się odbyć następnego dnia o dziesiątej rano. Przesiedzieli u niej do późnego popołudnia nie chcąc zostawiać jej samej. W końcu Marek zadecydował, że wracają do domu.

- Jutro przyjedziemy tu wszyscy. Będą też rodzice i Alex. Bądź dobrej myśli i nie płacz, bo jestem pewien, że wszystko skończy się dobrze.



Opuścili szpital raczej w minorowych nastrojach. Oboje martwili się, jak Paula zniesie ten drastyczny zabieg i czy później nie odbije się to na jej psychice.

- Głodny jestem – mruknął Marek podchodząc do samochodu. – Jedźmy gdzieś na jakiś obiad. Ty też jesteś tylko o śniadaniu i kawie.

- Możemy. Mnie również burczy w brzuchu.

Podjechał do Baccaro. To była jego ulubiona restauracja. Paulina także ją preferowała, bo karmili tu naprawdę smacznie. Zajęli stolik, a kelner podał im menu.

- Wezmę ziemniaki, marchewkę z groszkiem i pieczeń, i może jeszcze krem z brokułów.

- Brzmi nieźle. Ja wezmę to samo.

Już przy posiłku Marek z zaciekawieniem spojrzał na Ulę i rzucił: – Nigdy nie spytałem cię o twoje wykształcenie. Nie wiem czemu wcześniej nie przyszło mi to do głowy. Co ty kończyłaś, że tak trudno było ci dostać pracę?

Uśmiechnęła się. Rzeczywiście nigdy nie mówiła mu o swoim wykształceniu, bo nigdy ją o to nie pytał.

- Zdziwisz się. Skończyłam dwa kierunki na SGH, ekonomię a także zarządzanie i marketing z wyróżnieniem.

Marek zachłysnął się ziemniakiem i zaczął się dławić. Wstała i nie zważając na nic mocno klepnęła go w plecy. Odkrztusił, ale był czerwony jak burak. Wziął głęboki oddech i wytrzeszczył na Ulę oczy.

- Mówisz poważnie…?

- Śmiertelnie poważnie. Mam wszelkie dokumenty potwierdzające ten fakt – ironizowała.

- Rany boskie, dlaczego mi tego wcześniej nie powiedziałaś?

- A po co? Potrzebowałeś opiekunki dla Pauliny, a ja potrzebowałam jakiejkolwiek pracy. Gdybym ci powiedziała, jaką uczelnię skończyłam, nie zatrudniłbyś mnie.

- Nieprawda. Zatrudniłbym cię w firmie. Potrzebujemy zdolnych ekonomistów.

- Na to zawsze będzie czas. Jak Paulina stanie na nogi, ja nie będę już potrzebna i wtedy będziesz mógł mnie zatrudnić.

- Umowa stoi. Zamówimy jeszcze kawę?

- Kawę wolałabym wypić już w domu. Jeśli masz ochotę, to zapraszam.


Zatrzymał się przed starą kamienicą i szarmancko otworzył Uli drzwi. Zadarł do góry głowę przyglądając się odrapanemu budynkowi.

- Na którym piętrze mieszkasz?

- Na trzecim. Niestety nie ma windy. Chodźmy. - Przekręciła w zamku klucz i otworzyła na oścież drzwi. – Zapraszam. Czuj się, jak u siebie w domu, choć myślę, że to nie będzie takie proste, bo to mieszkanko jest wielkości twojego salonu. Ja nastawię wodę. Niestety nie posiadam expresu więc zrobię nam taką zwykłą, rozpuszczalną.

Podczas, gdy Ula wsypywała do kubków kawę, Marek rozglądał się ciekawie po tej klitce. Rzeczywiście to było maleństwo. Ktoś cierpiący na klaustrofobię mógłby nie wytrzymać w tym miejscu. Mimo mikroskopijnej powierzchni panował tu idealny porządek. Wszędzie dominowały ciepłe, przytulne barwy począwszy od ścian, a skończywszy na kolorowych poduszkach, które w sporej ilości zalegały na kanapie i fotelach.

- Ładnie się tu urządziłaś. Bardzo przytulnie.

- Dziękuję – uśmiechnęła się niosąc kubki z kawą. – Bardzo proszę. Mam nadzieję, że nie będzie wiele gorsza od tej z expresu.

Przytknął kubek do ust.

- Gorąca, ale naprawdę niezła. Trochę się martwię tą operacją.



- Martwię się też jej skutkami. Nie wiem, czy do Pauli to dotarło, ale on mówił o wycięciu węzłów chłonnych pachowych, a to skutkuje później problemami z rękami. Ponoć puchną i nie bardzo można się tej opuchlizny pozbyć. Przez usunięcie węzłów naruszają układ limfatyczny i to z tego powodu występują obrzęki. Ona zawsze miała świra na punkcie swojej urody i figury. Choroba zmieniła ją fizycznie i to na niekorzyść. Lekarz mówił, że może nawet dojść do niedowładów, a tego to chyba by już nie zniosła. Bardzo mi jej żal. Żal mi jej nie jako narzeczonej, ale jako człowieka. Do tych zaręczyn nigdy nie powinno było dojść. Wprawdzie nie jesteśmy spokrewnieni, ale wychowaliśmy się razem od najmłodszych lat. Paulina i Alex byli dziećmi, kiedy zginęli ich rodzice. Wychowywaliśmy się jak rodzeństwo. Ja wiem, że to głupie, ale wciąż mam nieodparte wrażenie, że gdybyśmy się pobrali, to byłby to związek kazirodczy. Ja tak przynajmniej czuję.

- Mówiłeś, że jej nie kochasz, a jednak poświęcasz się dla niej. To świadczy o tobie jako o człowieku. Rzadko zdarzają się tacy mężczyźni. Opiekuńczy, wrażliwi, pełni współczucia i zwykłej, ludzkiej dobroci. Paulina ma szczęście w swoim nieszczęściu, że ma ciebie. Gdyby nie ty, nie wiadomo, gdzie byłaby dzisiaj.

- Pewnie na cmentarzu. Nie jest tam też dzięki tobie, a może przede wszystkim tobie. Nikt przed tobą nie dbał o nią tak bardzo. Myślę, że nawet jeśli ta choroba ją pokona, to i tak przeżyje dłużej niż mówią rokowania – Marek dopił kawę i podniósł się z kanapy. – Będę leciał, Ula. Dziękuję za kawę. Jutro przyjadę po ciebie przed dziewiątą.


81 wyświetleń0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

Opmerkingen


bottom of page