top of page
Szukaj
  • Zdjęcie autoragoniasz2

WARIACJE NA TEMAT


WARIACJE NA TEMAT

ULI I MARKA




PROLOG


Nad miastem zapadał grudniowy zmierzch i otulał szarością śpieszących po pracy do domów ludzi. Sypiący od jakiegoś czasu drobny śnieg powodował, że Warszawa przybrała bajkowy wygląd podsycany jeszcze przez światło ulicznych latarni. Od czasu do czasu ten sielankowy widok zakłócały ostre podmuchy wiatru powodując szaleńczy taniec śniegowych płatków. Było mroźno, dlatego przechodnie kulili się pod czapkami i postawionymi na baczność kołnierzami, chroniąc się w ten sposób przed przenikliwymi uderzeniami wiatru.

Zegar na jednej z kościelnych wież wybił właśnie godzinę dwudziestą i o tej porze większość mieszkańców stolicy ogrzewała się już we własnych domach oddzielających ich od mroźnej rzeczywistości. Nie wszyscy jednak mieli to szczęście zakosztować miłej, rodzinnej atmosfery. W budynku należącym do domu mody Febo&Dobrzański, jedno z okien jarzyło się intensywnym światłem. W gabinecie, przy zawalonym stertą dokumentów biurku siedział pochylony nad komputerem mężczyzna. Na jego urokliwej twarzy wyraźnie można było odczytać ślady zmęczenia. Przetarł dłońmi twarz i odchylił się na fotelu. Tak… Zdecydowanie miał dość na dzisiaj. W blasku małej, biurowej lampki jego szare, niemal metalicznego koloru oczy nabrały tej charakterystycznej cechy widzianej tylko u ludzi starszych, steranych życiem i umęczonych. Nie pasowało to do bądź co bądź młodego jeszcze człowieka. Oprócz zmęczenia bił z nich jakiś bezbrzeżny smutek, rozpacz i może odrobina tęsknoty, które objęły całą sylwetkę mężczyzny. Wstał z fotela i przeciągnął się żeby rozluźnić napięte od kilkugodzinnego siedzenia mięśnie. Nieśpiesznie podszedł do okna i odsunął rolety. To, co zobaczył za szybą nie nastroiło go optymistycznie. – Znowu ten śnieg – pomyślał z niechęcią –Jak ja nie znoszę zimy. Ula też jej nie lubiła. Ula, gdzie jesteś? Gdzie mam cię szukać? Tak bardzo mi ciebie brakuje, tak strasznie tęsknię za pieszczotą twych ust i dłoni… - Poczuł jak pod powiekami gromadzą mu się łzy. Nie miał siły aby je powstrzymać, więc potoczyły się po jego zapadniętych policzkach. -To już dwa lata. Dwa lata odkąd jej nie widziałem. – westchnął ciężko. Sam nie wiedział jak mógł przeżyć tyle czasu bez niej. Każdy dzień był udręką i każdy zaczynał się bólem serca spowodowanym rozpaczliwą tęsknotą za nią. Czuł się tak, jakby każdego ranka kładziono na jego klatkę piersiową ogromny głaz przytłaczający go z biegiem czasu coraz bardziej. Chwilami ból był nie do zniesienia. Myślał wtedy, że nie da już rady zmagać się z nim, że się podda. Gryzł wtedy palce i chciało mu się wyć. Jeszcze dochodziła do tego świadomość krzywdy, jaką jej wyrządził. To było najgorsze, bo nie potrafił sobie z tym radzić. Nie mógł zrozumieć sam siebie. Przecież nie był potworem, a jednak zranił tak bardzo dotkliwie istotę, którą pokochał nad życie. - Jestem beznadziejnym głupcem. Miałem w dłoniach szczęście i nie potrafiłem go zatrzymać, bo przeciekło mi między palcami przez moją własną głupotę. Tak… Dobrzański. Zapracowałeś na swój los w pocie czoła a teraz zbierasz plony, gorzkie plony…

Poczuł jak w gardle wyrasta mu dławiący kłąb waty. Nie panował już nad sobą i dał upust swojej bezsilności. Głośno załkał, a łzy swobodnym strumieniem rozlały się po jego twarzy. Zachłannie łapał ustami powietrze, a mimo to długo nie potrafił się uspokoić. Żal nad sobą, nad miłością, którą stracił, zdeptał i sponiewierał przez własną nieodpowiedzialność i ta obezwładniająca tęsknota za nią, za Ulą powodowały, że ten potok gorzkich łez nie miał końca.

Nie miał pojęcia jak długo stał przy oknie bezmyślnie wpatrując się w wirujące płatki śniegu. Z odrętwienia wyrwało go ciche pukanie do drzwi. Otarł z twarzy łzy i jeszcze drżącym od płaczu głosem powiedział – proszę. - Drzwi uchyliły się i do gabinetu wślizgnął się ochroniarz Władek. Był dobrym obserwatorem, więc nie umknął jego uwadze dziwny wygląd prezesa.

- Pppanie Marku wszystko w porządku? Już pppo dwudziestej pierwszej, nnnie zbiera się pan dddo domu?

- Och! Nie wiedziałem, że jest już tak późno. Ogarnę tylko trochę ten bałagan – wskazał ręką na biurko- i wychodzę. Rzeczywiście zasiedziałem się trochę. Dziękuję panie Władku, że pan mnie pogonił. W przeciwnym razie byłbym zmuszony tu nocować.

- Nnnie ma zzza co panie prezesie. Ttto ja w takim rrrazie schodzę na dół.

Powiedziawszy to Władek wyszedł z gabinetu z nieodpartym wrażeniem, że z prezesem Dobrzańskim dzieje się coś niedobrego. – Wyglądał dziwnie. Taki jakiś smutny i nieswój. Ela może mówić, co chce, ale ja swoje wiem. Na pewno tęskni za panią Ulą. Od kiedy odeszła, Febo&Dobrzański już nie jest takie samo i on też się bardzo zmienił. Wierzyć się nie chce, że on – pierwsza partia w stolicy, bywalec klubów i amator szybkich panienek zmienił się nie do poznania. Teraz siedzi do późna w pracy i ani w głowie mu jakieś panny. Co ta miłość robi z człowieka? - Westchnął, bo to, że prezes kochał i kocha nadal byłą panią dyrektor finansową F&D, w ochroniarzu nie budziło żadnych wątpliwości.


Po wyjściu Władka Marek spakował najpotrzebniejsze dokumenty do swojej skórzanej teczki. Następnego dnia miał spotkanie biznesowe i nie chciał wracać po nie do biura. Resztę posegregował tematycznie i poukładał w równe stosiki na biurku. Tak zawsze robiła to Ula. Odkąd pamiętał, to ona robiła porządek na jego biurku, żeby łatwiej mógł ogarnąć piętrzące się każdego dnia papiery. Jakże mu teraz tego brakowało. Nie musiałaby nic robić. Wystarczyłaby sama jej obecność i jej ciepły, pokrzepiający uśmiech, a on zaraz poczułby się szczęśliwy. Ta myśl wyzwoliła kolejną falę pustki i beznadziei. Skurczył się w sobie – Czy tak już będzie do końca moich dni? Czy zawsze będę się tak czuł, gdy tylko pomyślę o niej? - Nie widział dla siebie szansy na szczęśliwe życie u jej boku. Już nie. Nie po tym co zrobił. Wprawdzie jego najlepszy przyjaciel Sebastian, wielokrotnie usiłował wyciągnąć go do klubu na ostrą popijawę i łatwe panienki, jak on to mawiał – w ramach zapomnienia o tym co było, ale Marek nie miał ochoty na takie imprezy. Zmienił się. Ula go zmieniła. Nie wiedzieć czemu myślał, że to już nie dla niego i czuł obrzydzenie na samą myśl, że mógłby pójść z jakąś dziewczyną na jedną noc do łóżka. Przecież to byłoby jak zdrada, a on nie chciał zdradzać Uli. Sebastian tego nie rozumiał. Nie rozumiał również tego dzikiego pędu do pracy, który przejawiał Dobrzański. Sam nigdy nie przykładał się do swoich obowiązków, więc tym bardziej ciężko było mu zrozumieć, że Marek w taki sposób chce choć na parę godzin zagłuszyć dręczące go wyrzuty sumienia i dlatego rzuca się w wir firmowych obowiązków.


Odetchnął ciężko. Narzucił płaszcz i otulił szyję szalikiem. Zabrawszy z biurka teczkę pogasił po drodze do drzwi wszystkie lampy i skierował się do windy. Na parterze pożegnał się jeszcze z Władkiem i wyszedł z biurowca wprost do zimnego, nieprzyjaznego świata. Szybko pokonał te kilka metrów dzielących go od samochodu. Odpalił silnik i ruszył na Sienną tam, gdzie od niemal dwóch lat był teraz jego dom. Po piętnastu minutach zaparkował samochód w podziemnym garażu i windą wyjechał na dwunaste piętro. Zziębniętymi dłońmi wyszukał w kieszeni klucz i otworzył drzwi do mieszkania. Po przekroczeniu progu znowu poczuł to dojmujące uczucie pustki i samotności. - Jakże inaczej wyglądałoby to mieszkanie, gdyby Ula była tu ze mną – przemknęło mu przez głowę. – Wystarczyłaby sama jej obecność, a to mieszkanie byłoby o wiele cieplejsze i przytulniejsze. Póki co, to rzeczywiście wygląda jak dom samotnego mężczyzny. Jest takie surowe i bez wyrazu. Chyba naprawdę nie można nazwać tego domem – pomyślał. Przypomniał sobie swój poprzedni dom, który dzielił z Pauliną. Tamtego domu też nie mógł nazwać domem, a jedynie miejscem do spania. Wprawdzie mieszkała z nim kobieta, narzeczona, była narzeczona, ale atmosfera jaką w nim stworzyła przypominała mu bardziej klimat bieguna północnego niż ciepłe domowe ognisko. Wzdrygnął się na samą myśl. - Jakie to szczęście, że nie doszło do ślubu. - Nie byłby z nią szczęśliwy. Ta wyniosła, dumna Włoszka uzurpowała sobie prawo do jego życia. Niemal go ubezwłasnowolniła. Ciągłe podejrzenia, kontrole, wieczne awantury o jego domniemane i nie domniemane zdrady sprawiły, że wbrew rodzicom, których reakcji obawiał się najbardziej, zdecydował się przerwać ten emocjonalny kołowrotek i odwołał ślub. Już wtedy kochał Ulę. Bardzo. To przede wszystkim dla tego uczucia i również własnego szczęścia poświęcił ten długoletni związek z Pauliną. Myślał, że teraz będzie już tylko lepiej. Jakże się mylił. Wszystko się posypało w dniu posiedzenia zarządu. To właśnie wtedy stracił Ulę. Na zawsze.

58 wyświetleń0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie
bottom of page