To krótkie opowiadanie jest efektem rozwinięcia pomysłu BIEDRONKI, który ujęty przez nią w tekst stanowi Prolog tej historii. Rozdziały wyszły spod moich palców.
Gośka Sz.
WE MNIE WSZYSTKO TWOJE
„Jak to się mogło stać? Jak to się mogło z nami stać?
Obojętności szary ptak
Wyleciał z gniazd
Nic nie zostało już
Prócz pustych serc
I pustych dusz”.
P R O L O G
Od kilku godzin patrzyła tępo w ścianę. Łzy ciekły po policzkach i nie dawały ukojenia. Nie potrafiła zrozumieć, dlaczego ona? Co zrobiła nie tak? W czym była gorsza? No tak…, przecież ta kobieta była młodsza, ładniejsza i pewnie lepsza w łóżku. Ciągle słyszała jej słowa "On pani już nie kocha, bał się o tym pani powiedzieć. Postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce, za kilka miesięcy urodzi się nasze dziecko, moje i Marka. Proszę aby zgodziła się pani na rozwód , aby pani nie utrudniała..."
Nie potrafiła przestać go kochać, chociaż bardzo tego chciała. Chciała uwolnić się od miłości jaką go darzyła. To tak bardzo bolało. Przecież byli szczęśliwi. Ok, zdarzały się kłótnie, ale zawsze po kilku godzinach, a nawet minutach godzili się i wszystko było po staremu. Zawsze jej powtarzał, że to co ich łączy jest wyjątkowe, że bardzo ją kocha. A dziś już wiedziała, że kłamał. Tak naprawdę nic dla niego nie znaczyła. Nie miał nawet odwagi, żeby powiedzieć jej prosto w oczy, że chce rozwodu. Był zwykłym tchórzem.
Z rozmyślań wyrwał ją zgrzyt otwieranych drzwi. Wrócił .Pośpiesznie otarła łzy z oczu. Nie chciała żeby widział, że płacze.
- Kochanie dlaczego jeszcze nie śpisz? Już jestem przy tobie. Chodź położymy się, pewnie jesteś zmęczona.
- Przestań udawać, że ci na mnie zależy – wyrzuciła z siebie oskarżycielskim tonem. Zdezorientowany spojrzał na nią.
- O czym ty mówisz?
- Była dziś u mnie…, jak jej tam... Anita, tak? Zresztą nieważne. Podobno chcesz rozwodu.
Nic nie mówił. Był zaskoczony.
- I co, nic nie powiesz? Zdradziłeś mnie i nie masz odwagi powiedzieć mi tego prosto w oczy? Ty chyba nie zdajesz sobie sprawy z tego co zrobiłeś? - Krzyczała
- Ula wiem..., przepraszam. To wszystko jakoś samo się potoczyło - podszedł do niej bliżej, położył dłoni na jej plecach. Gwałtownie się odwróciła
- Nigdy więcej mnie nie dotykaj.
- Ja wiem, że cię skrzywdziłem, ale bardzo cię kocham…
- Kochasz? I to dlatego mnie zdradzasz? Ja już nie wierzę w żadne twoje słowa. Nigdy mnie nie kochałeś. Ty chyba nawet nie wiesz co to znaczy... Boże, ja nie wiem jak mogłam być taka głupia. Jak mogłam wierzyć w twoje słowa, zapewnienia... Spakuj swoje rzeczy i wynoś się z mojego życia. Za pół godziny nie chcę cię tu widzieć.
- Ula porozmawiajmy spokojnie. Daj mi szansę... Ja jej nie kocham, kocham tylko ciebie. Pamiętasz? Dwa miesiące temu pokłóciliśmy się, wybiegłem z domu i poszedłem do klubu. Ona też tam była. Wypiłem trochę za dużo, a następnego dnia obudziłem się z nią w hotelowym pokoju. Potem przyszła do mnie z informacją, że jest ze mną w ciąży. Szantażowała mnie... To był jeden jedyny raz. Ja nie wiem co ona ci powiedziała, ale nigdy nie mówiłem, że chcę się z tobą rozwieść. To kłamstwo. Ula ja nie mam pewności, czy to jest moje dziecko. Proszę daj mi szansę, daj nam szansę. Gdyby nie alkohol i nasza kłótnia, nigdy by się to nie wydarzyło.
- Marek, Marek... Czy ty siebie słyszysz...? Gdyby wszyscy mężczyźni zdradzali swoje żony po każdej kłótni, to na tym świecie nie było by małżeństw. Spakuj swoje rzeczy i wyjdź. Chcę zostać sama.
„Ja nawet nie poczułam, gdy przestałeś być...”
Drzwi się zatrzasnęły... Tak bardzo chciała go zatrzymać. Powiedzieć, że go kocha. Była od niego uzależniona. Nie wyobrażała sobie życia bez niego, bez jego obecności. Chciała powiedzieć, że nosi pod sercem jego dziecko, ale to już nie miało sensu. Przecież nie potrafiłaby mu wybaczyć, zaufać. Zbyt dużo się wydarzyło. Osoba, którą kochała nad życie za bardzo ją skrzywdziła. Mniej by bolało, gdyby go nie kochała, gdyby był jej obojętny, gdyby nie był ojcem jej nienarodzonego jeszcze dziecka. Wtedy wszystko byłoby prostsze...
Biedronka
ROZDZIAŁ 1
Wrzucił niedomkniętą walizkę do bagażnika i z hukiem zatrzasnął jego wieko. Był wściekły. Był wściekły na Anitę. Na siebie również. Nie spodziewał się, że ta dziwka może być zdolna do tego, żeby nachodzić w domu jego żonę. Już on się z nią policzy. Na pewno nie daruje jej tego.
Z nerwów przez dłuższą chwilę szukał stacyjki i nie potrafił uruchomić samochodu. Kiedy wreszcie mu się udało ruszył z piskiem opon. Nawet nie wiedział dokąd. Powrót do rodziców był wykluczony, bo musiałby im wytłumaczyć dlaczego chce się u nich zatrzymać. Sebastian odpadał. Mimo, że miał spore mieszkanie, dzielił je z Violettą, od trzech lat jego prawowitą małżonką i dwójką małych dzieci. Podświadomie zupełnie droga poprowadziła go do hotelu, w którym zdradził Ulę. Zaparkował na hotelowym parkingu i wysiadł z samochodu. Postawił kołnierz płaszcza na sztorc. Zaczęło dość intensywnie padać. Wyjął torbę z bagażnika i ruszył do recepcji. Nie miał problemu, by wynająć pokój. O tej porze roku nie było zbyt wielu turystów i hotele nie były oblegane.
W pokoju poczuł głód. Zabrał tylko portfel i zszedł do hotelowej restauracji. Tam zamówił jakieś ciepłe danie nie zwracając specjalnie uwagi na to co zjada. Przeszedł do baru i tam zamówił szkocką. Usiadł na wysokim krześle i opróżnił szklaneczkę. Poczuł jak alkohol przyjemnie rozlewa się w gardle i pieści jego wnętrze. Poprosił barmana o dolewkę. Rozejrzał się dokoła. Przy stolikach siedziało kilka osób. Jego uwagę przykuła dość hałaśliwa gromadka młodych ludzi żywo dyskutujących przy jednym ze stolików. Zaskoczony dojrzał wśród nich Anitę. Pomyślał, że mimo wszystko ma dzisiaj szczęście.
Nawet się nie zastanawiał. Podszedł do jej stolika i pochylił się nad nią szeptając do ucha.
- Mogę cię na chwilę prosić? Chciałbym porozmawiać.
- Marek! Skąd się tu wziąłeś? – Ucieszyła się. - Miło cię widzieć. Postawisz mi drinka? – Podniosła się z krzesła i przeprosiła towarzystwo rzucając jeszcze – zaraz wracam.
Pociągnął ją na ustawione w holu miękkie kanapy i delikatnie pchnął na jedną z nich zajmując miejsce obok.
- To o czym chciałeś pogadać? – Zatrzepotała zalotnie rzęsami.
- O twojej wizycie u mojej żony, w moim domu. Możesz mi powiedzieć jakim prawem ją nachodzisz? To, że spędziliśmy ze sobą noc nie upoważnia cię do tego, by decydować, czy chcę się z nią rozwieść, czy nie. Jeśli okaże się, że to moje dziecko, wezmę na siebie odpowiedzialność i będę łożył na jego utrzymanie. To, że twierdzisz, że jest moje wcale nie oznacza, że właśnie tak jest. U lekarza byłaś? – Kobieta pokręciła przecząco głową. – W takim razie umawiamy się na jutro rano. Zawiozę cię do prywatnej kliniki. Tam przejdziesz wszystkie badania i dopiero po nich będzie wiadomo, czy to ja jestem ojcem dziecka. I jeszcze jedno. Nigdy, przenigdy nie rozwiodę się z żoną dla kogoś takiego jak ty. Zapamiętaj sobie. Nie byłem aż tak pijany, żeby nie pamiętać, że to ty bardzo nalegałaś na spędzenie nocy ze mną i to ty wynajmowałaś pokój. Nawet nie muszę być specjalnie inteligentny, żeby się domyślić jaki zawód uprawiasz. Nie wiem, co sobie myślałaś i co sobie uroiłaś, ale wiedz o tym, że dziwki nie nadają się na żony – zakończył pogardliwie.
- Nie jestem dziwką – wysyczała przez zaciśnięte zęby.
- Nie, a kim? – Odparował. – Dziewczyną z dobrego domu? Nie rozśmieszaj mnie. Dziewczyny z dobrego domu nie chodzą do łóżka z obcymi mężczyznami i nie zachodzą z nimi w ciążę. Skoro w niej jesteś, to chyba nie powinnaś pić alkoholu i palić trawki. Może to jednak nie jest prawda z tą ciążą?
- To jest prawda i jutro ci to udowodnię – rzuciła napastliwie. - Zedrę z ciebie skórę i w sądzie zażądam najwyższych, możliwych alimentów. Nie wypłacisz się do końca życia.
- A więc to o pieniądze ci chodziło? Teraz rozumiem – podniósł się z kanapy. – Jutro czekam tu na ciebie o dziesiątej i nie próbuj się wymigać, bo i tak cię znajdę. Nie pozwolę się szantażować jakiejś gówniarze. Jeśli będę musiał wykopię cię spod ziemi, więc staw się punktualnie i nie kombinuj.
Wrócił do pokoju i sięgnął po telefon. Wybrał numer znajomego ginekologa pracującego w prywatnej klinice, w której Ula i on przechodzili badania starając się o potomka. Doktor Mioduszewski odebrał po kilku sygnałach.
- Cześć Marek, coś nie tak z Ulą? Jak ją badałem wczoraj wydawało się wszystko w porządku.
- Ula była u ciebie wczoraj?
- No tak. Potwierdziłem ciążę. Szósty tydzień.
Niemal zapomniał oddychać. Jego kochanie jest w ciąży. Tak długo czekali na takie wiadomości, a on to wszystko schrzanił. Nawet nie potrafił sobie wyobrazić, co czuła Ula słuchając wynurzeń Anity. To dlatego nic mu nie powiedziała.
- Posłuchaj Tomek, mam poważny problem. Dwa miesiące temu pokłóciłem się z Ulą. Wyszedłem z domu i wylądowałem w pubie. Upiłem się, a kiedy się obudziłem okazało się, że leżę w łóżku z panienką o wątpliwej reputacji. Dzisiaj była u mnie w domu do południa. Powiedziała Uli, że jest ze mną w ciąży i ja chcę rozwodu. Oczywiście o rozwodzie nie ma mowy, ale muszę koniecznie wiedzieć, czy to dziecko jest na pewno moje. Dziewczyna jest przekonana, że tak i chce pieniędzy. Ula wyrzuciła mnie z domu. Zatrzymałem się w hotelu i już rozmawiałem z Anitą. Chciałbym jutro przywieźć ją do ciebie na badania, o ile będziesz miał dla mnie czas. Umówiłem się z nią o dziesiątej…
- Zawsze byłeś trochę szalony, ale o coś takiego bym cię nie podejrzewał. Jak mogłeś tak się dać wkręcić? Ula cię potrzebuje. Tak bardzo zależało wam przecież na dziecku, a teraz ma zostać sama?
- Nie zostanie sama. Nigdy nie zgodzę się na rozwód i zrobię wszystko, żeby mi wybaczyła i pozwoliła wrócić do domu.
- No dobrze… W takim razie przyprowadź tę dziewczynę. Zobaczymy, czy to co ci powiedziała jest prawdą.
Punktualnie o dziesiątej pojawił się w holu. Wysiadając z windy zauważył siedzącą Anitę. Podszedł do niej i zamiast zwyczajowego „dzień dobry” rzucił.
- Jesteś gotowa? Jeśli tak, to jedziemy. Lekarz już czeka.
Bez słowa podniosła się z miejsca i ruszyła do wyjścia. Szedł tuż za nią. Na parkingu otwarł jej drzwi od samochodu i kazał zapiąć pas. Sam usadowił się za kierownicą i ruszył. Szybko dojechali, bo na ulicach nie było zbyt dużego ruchu. Złapał ją za łokieć i poprowadził długim korytarzem do lekarskiego pokoju. Tam przywitał się z Tomkiem przedstawiając mu Anitę.
- Zaczekaj na zewnątrz – Mioduszewski uścisnął mu dłoń i skinieniem głowy pokazał na drzwi. – Porozmawiamy po badaniach.
Wyszedł i usiadł w jednym z miękkich foteli. Po dwudziestu minutach drzwi otworzyły się i ujrzał Anitę z plikiem jakichś papierków, a za nią ginekologa.
- Proszę przejść do tego pokoju na końcu korytarza. Tam pobiorą pani krew i z wynikami wróci pani do mnie. - Kiedy oddaliła się rzekł do Marka. – A ty wejdź. Pogadamy. – Usiedli przy biurku lekarza. Ten splótł dłonie i uważnie spojrzał na Marka. – Co zrobisz, jeśli okaże się, że to twoje dziecko?
- To jednak jest w ciąży? Powiedziała mi prawdę? No cóż… Nie zostawię jej bez pomocy. Będę płacił alimenty, ale nie zwiążę się z nią. Nawet nie znam jej dobrze. Poza tym kocham Ulę i gdyby nie ta kłótnia i to morze alkoholu, które wówczas w siebie wlałem, nigdy nie spotkałbym Anity.
Mioduszewski uśmiechnął się.
- Nie będę cię już dłużej trzymał w niepewności. Powiedziałeś wczoraj, że spędziłeś z nią noc dwa miesiące temu, tak?
- Zgadza się.
- No to możesz odetchnąć. Ona jest w ciąży, ale dziecko nie jest twoje. Prawdopodobnie chciała cię naciągnąć na kasę i wrobić w tę ciążę. Naiwna gąska. To już trzynasty tydzień. Jeśli to byłoby twoje dziecko musiałoby mieć osiem tygodni.
Marek odetchnął głośno i z wielką ulgą.
- To bardzo dobre wiadomości. Chcę, żebyś dał mi wydruk USG i wpisał wszystkie parametry. Muszę teraz udowodnić Uli, że ciąża Anity, to nie moje dzieło. Może zdoła mi wybaczyć i pozwoli wrócić do domu.
- Mam nadzieję przyjacielu. A teraz poproszę o dwie kawy dla nas. Zanim ta mała zjawi się z wynikami, zdążymy ją wypić.
Anita zjawiła się po czterdziestu minutach z kompletem badań. Tomasz nie wypraszał już Marka z gabinetu, ale przy nim powiedział dziewczynie w czym rzecz.
- Jest pani w trzynastym tygodniu ciąży, co potwierdza badanie USG. Z całą pewnością nie jest to dziecko pana Dobrzańskiego i tylko pani najlepiej wie, z kim współżyła przed nim. Poza tym z badań wynika, że ma pani anemię i znacznie poniżej normy poziomy magnezu, potasu i hemoglobiny. Złapała też pani rzeżączkę i mam poważne podejrzenia, że zaraziła nią pani pana Dobrzańskiego. Nie wypuszczę cię stąd wcześniej – zwrócił się do Marka – zanim nie przeprowadzimy badania bakteriologicznego. Czujesz jakieś pieczenie lub ból przy oddawaniu moczu? Zauważyłeś jakąś ropną wydzielinę? – Marek przecząco pokręcił głową. – To dobry znak. Mam nadzieję, że wynik wyjdzie negatywny. Pani zaczeka sobie na korytarzu, a ty pójdziesz teraz do laboratorium.
ROZDZIAŁ 2
Po raz kolejny tego dnia wszedł do gabinetu doktora Mioduszewskiego. Ten z wielką uwagą prześledził wyniki badań i rzekł.
- Jesteś w czepku urodzony. Nie masz rzeżączki, a ta panna musiała się nią zarazić całkiem niedawno. Nie jest zbyt wstrzemięźliwa seksualnie. Przepiszę jej penicylinę. Zawołam ją jeszcze.
Wręczył jej plik recept na witaminy i antybiotyki. przestrzegł, żeby prowadziła higieniczny tryb życia, jeśli chce urodzić zdrowe dziecko bez obciążeń.
- Proszę unikać alkoholu i papierosów. Ma pani dopiero dwadzieścia lat, to chyba trochę za wcześnie, żeby niszczyć sobie życie. Proszę pokazać się u mnie za miesiąc do kontroli.
Odwiózł ją do domu. Drogę przebyli w milczeniu, ale zanim wysiadła wysyczał przez zaciśnięte zęby.
- Co ty sobie myślałaś, co? Że wrobisz mnie w cudzego dzieciaka? Na co liczyłaś? Myślałaś, że lekarz nie ustali wielkości ciąży? Ty naprawdę jesteś taka naiwna?
Płakała cicho rozmazując po policzkach łzy.
- Tak poradził mi mój chłopak. Powiedział, że taki bogaty frajer jak ty na pewno da się na to złapać. Poza tym byłeś pijany i on uznał, że można będzie wmówić ci wszystko. My nawet ze sobą nie spaliśmy, bo byłeś tak zamroczony alkoholem, że zaraz usnąłeś.
To co powiedziała zatkało go zupełnie. A więc jednak nie zdradził Uli. Nie zdradził jej! Koniecznie musi jej o tym powiedzieć. Pokaże wyniki z USG dziewczyny i powie, że to nie jego dziecko.
- Musisz się od niego uwolnić – powiedział już nieco łagodniej. - Ma na ciebie zły wpływ. Teraz nie żyjesz już wyłącznie dla siebie. Będziesz miała dziecko. Musisz zadbać o nie. Tu masz trochę pieniędzy – wyjął plik banknotów. - Mam nadzieję, że pozwolą ci stanąć na nogi. I jeszcze jedna rada. Nigdy nie próbuj wchodzić z buciorami w czyjeś małżeństwo. Tym co zrobiłaś skrzywdziłaś nie tylko mnie, ale przede wszystkim moją żonę, którą ja kocham nad życie. Teraz muszę je poskładać do kupy i mam nadzieję, że ona mi wybaczy. Idź już.
Wysiadła z samochodu i pochyliła się jeszcze wsuwając głowę w drzwi.
- Przepraszam cię Marek. Głupio wyszło. Chyba powinnam przeprosić też twoją żonę.
- To już pozostaw mnie. Trzymaj się.
Podjechał pod budynek firmy. Było już południe, ale liczył, że Ula znajdzie czas i porozmawia z nim. Ostatnie tygodnie miała bardzo pracowite, bo po pokazie domykała wszystkie finansowe sprawy z nim związane i rozliczała wszystkie wydatki. Nie lubiła takich rzeczy zrzucać na swoich podwładnych. Miała zaufanie wyłącznie do siebie. To nie było ani dobre, ani mądre z jej strony, bo tym samym dodawała sobie mnóstwo roboty.
Wychodząc z windy natknął się na Sebastiana. Przyjaciel był zaaferowany.
- Chłopie, gdzieś ty był? Od rana cię szukam. Z Ulką nie można porozmawiać, bo zajęta, a ja mam sprawę.
- Będzie musiała zaczekać Seba, bo ja też nie mam czasu. Koniecznie muszę pogadać z Ulą. To dla mnie bardzo ważne.
- A nie mogłeś pogadać z nią w domu?
- Nie, nie mogłem. Później porozmawiamy OK?
- No niech ci będzie.
Marek nie tracił już czasu i niemal biegiem udał się do gabinetu dyrektora finansowego. Przed drzwiami zatrzymała go sekretarka Uli.
- Jest zajęta. Prosiła, żeby nikogo nie wpuszczać.
- Trudno. To pilne i też nie może czekać.
Z rozmachem otworzył drzwi. Ula i siedzący naprzeciwko przy biurku główny księgowy Adam Turek jak na komendę podnieśli głowy.
- Prosiłam Dorota, żeby nam nie przeszkadzano! – Krzyknęła do sekretarki. Zamiast niej odezwał się Marek
- Mówiła mi, że jesteś zajęta, ale to, co mam ci do powiedzenia nie może czekać. Adam zostaw nas proszę na pół godziny.
Turek zniknął za drzwiami. Na jego miejscu usiadł Marek i przez chwilę mierzył Ulę wzrokiem. Nie wytrzymała spojrzenia i spuściła głowę.
- Co cię tak ważnego sprowadza, że przerywasz mi pracę? – Spytała cicho. – Chyba wczoraj powiedzieliśmy już sobie wszystko, prawda?
- Okazuje się, że jednak nie wszystko. Zawiniłem wobec ciebie Ula. Jestem idiotą, kretynem, debilem, nazwij to jak chcesz. Jednak ty też ukryłaś przede mną najważniejszą wiadomość i też nie byłaś wobec mnie szczera. Jak mogłaś mi nie powiedzieć, że jesteś w ciąży? Wiedziałaś, że czekam na takie wieści od dawna.
Poruszyła się niespokojnie i podniosła głowę. Była zaskoczona, skąd posiada te informacje. Przecież jeszcze nikomu nie mówiła o swoim błogosławionym stanie. Nerwowo odgarnęła spadające na czoło kosmyki kasztanowych włosów.
- Nie sądzę, żeby było to dla ciebie tak ważne jak twierdzisz. Będziesz miał dziecko z inną kobietą i…
- Nie będę miał żadnego dziecka – przerwał jej gwałtownie. - Byłem dzisiaj u Mioduszewskiego. To on mi powiedział, że badał cię wczoraj i stwierdził ciążę. Zbadał Anitę i już wiem, że dziecko nie jest moje, bo zaszła w ciążę, zanim się poznaliśmy. Tu masz na to dowód – wyciągnął z kieszeni zdjęcie USG. – Ciąża Anity ma trzynaście tygodni, gdybym to ja był jej autorem musiałaby mieć osiem. Poza tym dowiedziałem się od niej, że uknuła to wszystko ze swoim chłopakiem. Uznali, że pijanemu facetowi można wmówić wszystko, również wspólnie spędzoną noc. Chcieli mnie szantażować i wyciągnąć ode mnie pieniądze. Powiedziała mi, że byłem tak pijany, że do niczego nie doszło, bo zaraz zasnąłem. Nie zdradziłem cię Ula – zakończył i spojrzał na nią wyczekująco. Siedziała w milczeniu przetrawiając te rewelacje. W końcu wyrzuciła z siebie.
- I co? Mam ci tak po prostu uwierzyć i przejść z tym do porządku dziennego jak gdyby nic się nie stało? Jej ciąża może i nie jest twoją sprawką, ale w to, że z nią nie spałeś na pewno nie uwierzę. Uwierzyłabym każdemu, ale nie tobie. Za dobrze cię znam. Pamiętam jak kiedyś żyłeś. Nie potrafiłeś przejść obojętnie obok żadnej kobiety. Uwierzyłam ci, gdy zapewniałeś mnie przed ślubem o swojej wielkiej miłości do mnie. Uwierzyłam twoim słowom, że inne kobiety już się nie liczą, tylko ja. Że jestem dla ciebie całym światem, a okazało się, że wystarczy byle kłótnia, byś poszedł topić smutki w alkoholu i pocieszać się panienkami z baru. Wracasz do korzeni Marek, a ja nie chcę tak żyć. Nie chcę dzielić się tobą z innymi. Wczoraj przemyślałam sobie wszystko bardzo dokładnie. Już nigdy więcej nie dopuszczę, żeby przygodne panienki nawiedzały mnie w domu naruszając moją prywatność i informowały mnie o twoich zdradach i ewentualnym rozwodzie. Może zbyt pochopnie postąpiłam wyrzucając cię z domu. Nie powinnam była, bo to przede wszystkim twój dom i masz do niego większe prawo niż ja. Jeśli się zgodzisz ja zostanę na dole, a ty zajmiesz górę. Jeśli nie, wyprowadzę się do taty. To sytuacja przejściowa. Tylko do porodu. Po nim dam ci wolność i będziesz żył tak jak ci pasuje. Ustalimy warunki opieki nad dzieckiem.
Siedział jak skamieniały wytrzeszczając na nią oczy.
- Na litość boską Ula! O czym ty mówisz?! Przecież ja cię kocham! Nie zdradziłem cię! Pragnę tego dziecka tak samo jak ty i pragnę resztę życia spędzić z tobą. Nie zgodzę się na żaden rozwód. Rozumiem, że poczułaś się zagrożona, gdy usłyszałaś słowa Anity. Jej już nie ma, rozumiesz? Nie ma. Przysięgam ci, że nigdy nie dopuszczę, żeby jakakolwiek kobieta miała wkroczyć między nas i naruszać naszą prywatność. To nigdy się nie zdarzy. Nie odtrącaj mnie Ula, bo ja nie potrafiłbym bez ciebie żyć i bez naszego dziecka też. Teraz, gdy ono jest w drodze na świat, ty chcesz pozbawić go pełnej rodziny zupełnie bezpodstawnie? Nie rób tego kochanie, błagam. - Nadal nie wydawała się przekonana o prawdziwości jego słów. Widział to w jej oczach wypełnionych łzami. – Ula, jeśli mi nie wierzysz ja jestem w stanie ściągnąć tu Anitę. Ona chciała tu przyjechać, przeprosić cię i wszystko wyjaśnić. Uznałem, że to nie jest dobry pomysł, ale widzę, że moje słowa cię nie przekonują, chociaż powiedziałem ci prawdę. Najszczerszą prawdę i powtórzę ją raz jeszcze. Nie spałem z Anitą, nic mnie z nią nie łączy, nie zdradziłem cię, ale padłem ofiarą szantażu, choć wyłącznie z własnej winy, jakbym prosił się o to i sam szukał kłopotów.
Po tych słowach już nie wydawała się tak pewna swego, ale nadal tkwił w niej ogromny żal do męża, że był na tyle słaby, że szukał pociechy u innej kobiety, choć jak usłyszała, nic między nimi się nie wydarzyło. Mimo to wciąż bolało.
- Muszę to przemyśleć. Musisz mi dać czas. Ja nie potrafię przejść nad tym wszystkim do porządku dziennego. Sprawiłeś, że przestałam ci ufać jak dawniej. A Anity nie chcę więcej widzieć. Nie obchodzi mnie, co ona ma do powiedzenia w tej sprawie. Po rozmowie z nią poczułam się tak bardzo upokorzona jakbym dostała w twarz, bo jeśli byłaby to prawda, to nie od niej powinnam usłyszeć o rozwodzie, ale od ciebie. Chciałam ci zrobić niespodziankę. Chciałam przygotować kolację przy świecach i uczcić fakt, że po tylu staraniach w końcu będziemy mieli dziecko, a tymczasem przyszła ona i zburzyła cały mój świat. Kiedyś obiecaliśmy sobie szczerość. Obiecaliśmy sobie, że nie będziemy przed sobą niczego ukrywać, a ty nawet mi nie powiedziałeś, że wylądowałeś po naszej kłótni w hotelu, w jednym łóżku z obcą kobietą. Wtedy doceniłabym tę szczerość, teraz nie potrafię tego zrobić. Chyba to rozumiesz? – Zwiesił głowę. Nie miał już argumentów, które mogłyby ją przekonać, że powinna dać im szansę.
- Mam nadzieję kochanie, że kiedyś będziesz mogła mi wybaczyć tę głupotę – wyszeptał - i być może zapomnieć o tym pożałowania godnym incydencie. Jeśli pozwolisz, to wrócę do domu. Zrobię tak jak sobie życzysz. Ostatnią rzeczą jakiej bym chciał, to zakłócanie ci spokoju, którego teraz potrzebujesz. Dziękuję ci chociaż za to, że pozwoliłaś mi być obok. To wiele dla mnie znaczy, chociaż nie tak wyobrażałem sobie moją obecność przy tobie w czasie ciąży.
Dźwignął się z krzesła i popatrzył jeszcze na nią smutno. Westchnął ciężko i zabrawszy z podłogi teczkę opuścił gabinet żony.
Po jego wyjściu machinalnie podniosła wydruk z USG Anity. Wszystko się zgadzało. To był trzynasty tydzień ciąży. Ciąży, której sprawcą nie był jej mąż. Nieznacznie odetchnęła. Sytuacja byłaby bardziej skomplikowana, gdyby okazało się, że jednak będzie ojcem tego dziecka. Wtedy jej świat by runął i zamienił się w gruzy. Znała siebie i wiedziała, że nie potrafiłaby już z nim być, choć miłość do niego tkwiłaby w niej aż do śmierci.
Przez cały okres małżeństwa nigdy nie dał jej powodów do zazdrości, czy podejrzeń o romanse. Był wręcz wzorowym mężem. To był pierwszy raz, gdy nie zachował się właściwie. Czy powinna mu wybaczyć? Powinna. Więc dlaczego tak tkwi w uporze i nie potrafi się przełamać. Jednak jej nie zdradził jak zapewniał, a ona odniosła wrażenie, że zapewniał szczerze. Przecież znała go jak nikogo innego. Dzisiaj wyglądał tak jak przed tym pamiętnym pokazem. Wtedy był zdesperowany i za wszelką cenę starał się ją odzyskać. Dziś sprawiał podobne wrażenie. Walczył o nią. A ona? Czy będzie potrafiła docenić ten jego wysiłek? Kiedyś na pewno tak, ale teraz jest zbyt zraniona i upokorzona i to w większej mierze nie przez niego, ale przez tę smarkulę, która wdarła się do jej domu i zburzyła jej spokój. Potrząsnęła głową jakby chciała odgonić te niemiłe myśli i otarła łzy z policzków. Nacisnęła guzik telefonu i już opanowanym głosem powiedziała.
- Dorota, poproś do mnie Adama. Musimy skończyć to, co zaczęliśmy.
Wyszedł z sekretariatu i poluzował krawat. To była ciężka rozmowa i poza jej zgodą na jego powrót do domu nie wniosła w zasadzie nic. Odsunęła się od niego jak wtedy, gdy wykorzystał ją i podle okłamał. Przed oczami stanęło mu to piekło, które przechodził wówczas każdego dnia widząc ją w obecności swojego rywala Piotra Sosnowskiego.
Ten dupek nie szczędził mu niczego. Przy nim obejmował Ulę i bezczelnie całował. Dobrze pamięta, jak bardzo nie potrafił tego znieść i najchętniej przywaliłby mu w twarz. A jednak to właśnie Piotr przyszedł w dniu pokazu powiedzieć mu, że to jego Ula kocha i nie pojedzie do Bostonu.
To był najpiękniejszy dzień jego życia. Pojawił się na pokazie, gdzie spełniły się jego największe marzenia. Ula była znowu jego. Wyznał jej miłość i ona jemu też. Czy teraz też będzie musiał przechodzić przez podobny koszmar w dodatku za rzecz, której nie popełnił? Gdybyż Ula zechciała mu uwierzyć… Rozumiał ją. Nie był przed poślubieniem jej uczciwy i szczery wobec kobiet. Wykorzystywał je. Czasem bez skrupułów. Ją też wykorzystał. Ją i jej zaufanie, jakie w nim pokładała. Teraz zrobił to po raz kolejny. Wszak powiedziała mu, że przestała mu ufać…
Wrócił do hotelu. Pozbierał swoje rzeczy i wymeldował się. Pojechał do domu. Postanowił, że nie będzie się sprzeciwiał woli Uli. Znał ją na tyle dobrze, by wiedzieć, że ona potrzebuje o wiele więcej czasu niż inne kobiety, by móc mu uwierzyć ponownie. Przecież to między innymi za jej charakter tak bardzo ją pokochał. Wszedł na piętro do jednej z sypialni położonej na wprost schodów i przygotował sobie pościel. To była przykra czynność, bo od kiedy byli małżeństwem zawsze spali w jednym łóżku wtuleni w siebie jak kocięta. Ta noc spędzona z Anitą była niechlubnym wyłamaniem się z tego schematu.
Spojrzał na zegar stojący na kominku w salonie. Pokazywał godzinę szesnastą. Kilka minut po siedemnastej wróci Ula. Postanowił, że przygotuje jakiś obiad. Podgrzał rosół z poprzedniego dnia i mięso. Obrał ziemniaki. Na stole w salonie rozpostarł biały obrus i ustawił świece. Pomyślał, że przynajmniej w taki sposób uczczą mającego im się urodzić potomka.
Usłyszał chrzęst opon na wysypanym na podjeździe żwirze. Wyszedł przed dom i pomógł jej wysiąść.
- Dziękuję, poradzę sobie.
- Przygotowałem obiad Ula. Zjesz ze mną? – Zapytał z nadzieją.
- Nie jestem głodna – rzuciła pośpiesznie.
- Nie odmawiaj mi. Poza tym powinnaś coś zjeść. Nie odpowiadasz już tylko za siebie.
Była zła. Nie chciała tego okazywać, a jednak to było silniejsze od niej.
- Nie pouczaj mnie. To nie ty będziesz nosił to dziecko przez dziewięć miesięcy i to nie ty je urodzisz. Chyba najlepiej wiem, czego potrzebuję, prawda? Twoja troska jest naprawdę zbyteczna.
Ruszyła w stronę wejścia mijając go. Rozebrawszy się weszła do salonu i zauważyła od razu rozłożony stół, palące się świece i poczuła zapach potraw. Zachowywała się tak, jakby nie zrobiło to na niej żadnego wrażenia. Minęła salon i udała się do ich do niedawna wspólnej sypialni zamykając za sobą drzwi. Z ciężkim sercem patrzył na to wszystko. Zjadł samotnie obiad, pogasił świece i poszedł do swojego pokoju.
ROZDZIAŁ 3
Przez niemal miesiąc schodzili sobie z drogi. Nawet w pracy Ula unikała Marka jak ognia, a firmowe sprawy załatwiała albo przez Dorotę, albo przez Adama. Dla Marka taka sytuacja była istnym koszmarem szczególnie dlatego, że mimo iż był niewinny, to zachowanie jego żony wzbudzało w nim skutecznie poczucie winy. Żeby nie zwariować rzucił się w wir pracy. Często wychodził z biura późnym wieczorem, zapominał o posiłkach, co w krótkim czasie spowodowało, że zaczął wyglądać źle, blado i anemicznie. Sebastian kilka razy skrytykował jego poczynania i igranie z własnym zdrowiem, ale Marek zbywał to milczeniem. Nie chciał opowiadać przyjacielowi o tym niemiłym incydencie z Anitą.
Zupełnie inaczej zareagowała Ula. Ich chwilowa separacja nie umknęła uwadze Ani, z którą od jej ślubu z Maćkiem młoda Dobrzańska zaprzyjaźniła się jeszcze bardziej. Ania nadal sprawowała swoje obowiązki stojąc za ladą firmowej recepcji i siłą rzeczy nie mogła nie odnotować faktu, że państwo prezesostwo od jakiegoś czasu przychodzi do firmy osobno i w ogóle ze sobą nie rozmawia. Któregoś dnia wyciągnęła Ulę na lunch do bufetu i wybrawszy stolik stojący z dala od wejściowych drzwi spytała wprost, co się dzieje.
- I nie mów mi tylko, że nic, bo za dobrze cię znam.
Ula długo zbierała się w sobie, aż w końcu opowiedziała Ani całą historię rzekomej zdrady Marka, opowiedziała o swojej ciąży i o tym, że nie potrafi się przełamać, żeby wybaczyć Markowi. Była pewna, że Ania stanie po jej stronie, jednak tym razem tak się nie stało, bo zawsze rozsądna i trzeźwo myśląca Ania sprowadziła ją na ziemię.
- Wiesz Ulka, ja myślałam, że ty już dawno wyrosłaś z tej dziecinady, a wychodzi na to, że nadal tkwisz w skorupie głupiego uporu i dziecięcej naiwności. Uwielbiam was oboje i nie mogę patrzeć jak chodzicie nadąsani i obrażeni na siebie, a właściwie to ty sprawiasz takie wrażenie, bo Marek wchodzi do firmy z miną sponiewieranego psa. Jak możesz go tak traktować? Przecież jedyną jego winą jest tylko to, że upił się do nieprzytomności. Upił się do tego stopnia, że nawet nie był w stanie cię zdradzić, a ty karzesz go tak, jakby popełnił kryminał. Naprawdę myślałam, że jesteś rozsądna, a ty obrażasz się i to nie wiadomo o co. Jako żywo przypominasz mi Paulinę Febo, bo ta też miała ciągle muchy w nosie i o wszystko do niego pretensje. Różnica między wami jest tylko taka, że ciebie Marek kocha naprawdę. Czekał na to dziecko i marzył o nim, a ty traktujesz go perfidnie. Nie dopuszczasz do siebie jedynej prawdy jaka istnieje, a mianowicie tego, że jednak cię nie zdradził. Myślisz, że nie widzę jak haruje w robocie od rana do nocy? Wiele razy mówił mi Władek, że wychodzi z pracy późnym wieczorem. Nie martwisz się o niego? Kiedy ostatni raz mu się przyjrzałaś? Nie widzisz jak bardzo schudł? Do czego ty chcesz doprowadzić? Po prostu pastwisz się nad nim psychicznie. Nie spodziewałam się tego po tobie. – Ula otworzyła usta chcąc przerwać tę tyradę, ale Ania nie dała jej szansy. – Jesteś moją najlepszą przyjaciółką, ale czas wreszcie dorosnąć moja droga. Możesz się obrażać, ale ja wiem, że mam rację i ty też o tym wiesz. Ukarałaś go za coś, czego nie zrobił. To niesprawiedliwe Ula – zakończyła.
Ta ostatnia siedziała sztywno na krześle jak rażona piorunem. Nie takich słów i reakcji spodziewała się po przyjaciółce.
- Myślałam, że jesteś po mojej stronie… - wykrztusiła z trudem.
- Jestem – Ania zareagowała gwałtownie na te słowa. - Zawsze jestem i zawsze będę, ale to, co wyprawiasz i to jak traktujesz własnego męża powoduje, że staram się być obiektywna i tym razem będę go bronić, bo nie masz racji. On powinien teraz cię wspierać, być przy tobie, a tymczasem odizolowałaś go od siebie zupełnie. Naprawdę tego nie rozumiem. Przestałaś go kochać? Dążysz do rozwodu? Na litość boską będziecie mieli dziecko! Czas się opamiętać!
Po lunchu wróciły do swoich obowiązków. Ta rozmowa sprawiła, że Ula poczuła się urażona i zraniona słowami Ani. Przyrzekła sobie, że to był ostatni raz, gdy zwierzyła się jej z czegokolwiek. Nikt nie lubi, żeby go pouczano. Po kolejnej godzinie siedzenia bezczynnie za biurkiem doszła jednak do wniosku, że Ania miała w wielu sprawach rację. Trochę zaniepokoiła się tym, co powiedziała jej o Marku. Rzeczywiście starała się na niego nie patrzeć i nawet nie zauważyła, że źle wygląda. Teraz i ona poczuła wyrzuty sumienia. Chyba za ostro go potraktowała. Postanowiła, że po powrocie do domu zdobędzie się na szczerą rozmowę z nim. Chyba jednak powinna go przeprosić…
Przed siedemnastą usłyszała na korytarzu jakieś hałasy. Pomyślała że to pewnie Pshemko ma jeden z tych swoich złych dni, kiedy to staje się nieobliczalny, wrzeszczy na personel i rzuca czym popadnie. Jednak wtargnięcie do gabinetu przerażonej Doroty spowodowało, że śmiertelnie zbladła.
- Ula chodź szybko! Marek zemdlał w gabinecie. Ania zadzwoniła po pogotowie.
Zerwała się i na ile pozwalały jej wysokie obcasy popędziła w kierunku sekretariatu męża. Tam zgromadził się już całkiem spory tłumek ciekawskich. Przedarła się przez niego i wparowała do środka. Marek leżał na podłodze, a klęcząca obok Ania okładała mu czoło mokrym ręcznikiem i delikatnie klepała po bladych, zapadniętych policzkach, których mizerność podkreślał trzydniowy zarost.
- Marek…, Marek… - uklękła obok i ułożyła jego głowę na kolanach. – Ocknij się kochanie…, proszę… - jak na komendę zaczęły płynąć jej po policzkach łzy. – Jak długo jest nieprzytomny?
- Jakieś piętnaście minut – wystraszona Ania przełknęła nerwowo ślinę. – Pogotowie powinno już być.
Rzeczywiście chwilę po tych słowach ujrzały lekarza i dwóch pielęgniarzy. Wstały, by zrobić im miejsce. Buteleczka amoniaku, którą lekarz podsunął Markowi pod nos zdziałała cuda, bo zakrztusił się silnym i nieprzyjemnym zapachem. Głęboko odetchnął i wolno otworzył oczy. Był zdezorientowany.
- Co się stało…? - wyszeptał.
- Zemdlał pan. Proszę się nie ruszać. Zmierzę panu ciśnienie i poziom cukru. Kiedy pan jadł ostatnio?
- Nie wiem…, nie pamiętam…, chyba dawno…
Lekarz pokiwał głową i ściągnął mu z przedramienia opaskę ciśnieniomierza i spojrzał na wyświetlacz glukometru.
- Bardzo niskie ciśnienie i cukier też. Zabieramy pana. Jest pan silnie osłabiony, żeby nie powiedzieć - wycieńczony. Zbyt ofiarne poświęcenie się pracy też może być zgubne.
- Możecie powiadomić moją żonę…? – wyartykułował słabo.
Ula schwyciła jego dłoń i płaczliwie powiedziała.
- Jestem tu kochanie. Pojadę za pogotowiem.
Odetchnął nieznacznie. Powiedziała do niego „kochanie”. Trzymała go za rękę. Czy to oznacza, że jednak wybaczyła mu i nie żywi już do niego urazy? Z jednej strony pragnął, żeby tak właśnie było, a z drugiej pomyślał, że być może ona zachowuje się tak tylko przy pracownikach, żeby nie powzięli podejrzeń, że między nimi jest coś nie tak i nie rozsiewali plotek.
Poprosiła Dorotę o przyniesienie jej torebki i płaszcza. Marka ułożono na noszach i zwieziono na dół do karetki. Ona jechała tuż za nią.
Na izbie przyjęć pobrano mu jeszcze krew i osłuchano dokładnie, a potem przewieziono na oddział wewnętrzny. Podpięto mu kroplówkę i dopiero wtedy pozwolono Uli wejść.
Tym razem to ona miała wielkie poczucie winy za to, że tak go potraktowała, chociaż nie zasłużył sobie. Że nie zauważyła i nawet nie starała się zauważyć, jak bardzo się zaniedbał i poświęcił wyłącznie pracy. Doskonale wiedziała dlaczego. Nie chciał po prostu myśleć, a raczej zająć myśli czymś zupełnie innym niż powolny rozkład ich małżeństwa. Wiedziała też, że za wszelką cenę musi poskładać je do kupy, bo nie potrafiłaby być z kimś innym. Kochała wyłącznie jego i w dodatku nosiła pod sercem owoc ich miłości. Była wielką egoistką, bo interesowało ją jedynie własne dobro i własne, zranione ego. Rzeczywiście Ania miała rację, bo ona w niczym nie odbiegała od Pauliny Febo, którą wielokrotnie krytykowała i ganiła w myślach za to jak traktuje Marka. Ona zrobiła dokładnie tak samo.
Przysunęła sobie krzesło i usiadła przy łóżku ujmując jego dłoń. Przytuliła ją do mokrego policzka.
- Tak bardzo cię przepraszam kochanie…, tak bardzo przepraszam… Nie chciałam, żeby tak wyszło. Niesprawiedliwie cię osądziłam. Nawet nie wiesz jak bardzo mi głupio, przykro i wstyd. Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. Zrozumiem, jeśli nie zdołasz mi wybaczyć tego jak podle cię potraktowałam, jednak teraz najważniejsze jest twoje zdrowie. Musisz zacząć regularnie się odżywiać, a ja o to zadbam. Przysięgam. Przepraszam, że nie zauważyłam jak bardzo schudłeś, bo widziałam tylko czubek własnego nosa. Potrzebowałam wstrząsu, żeby się opamiętać, ale na pewno nie twoim kosztem. Zrobię wszystko, żebyś poczuł się lepiej, - płakała już teraz na cały głos wylewając z siebie cały żal – tylko mi na to pozwól, proszę.
Na jego bladej twarzy pojawił się słaby uśmiech. I on miał w oczach łzy. Ledwo słyszalnym szeptem powiedział.
- Tak bardzo chciałem to usłyszeć. Już zaczynałem wątpić, czy kiedykolwiek mi wybaczysz. Kiedy widziałem cię taką zacietrzewioną w gniewie, upartą i nieprzejednaną, nie chciało mi się już nic. To było tak, jakbyś była zupełnie kimś innym, obcym, a nie moją Ulą. Tylko praca jeszcze trzymała mnie w kupie. Zawiniłem Ula, ale kara była niewspółmierna do tego, co zrobiłem. Mogę ci przysiąc, że już nigdy po kłótni nie pójdę się upić do knajpy, bo pociąga to dla mnie zbyt bolesne konsekwencje, ale ty też musisz być bardziej wyrozumiała i trzeźwo oceniać sytuację, a nie od razu odsądzać mnie od czci i wiary. Będziemy mieli dziecko, którego tak bardzo pragnęliśmy i które ja już kocham całym sercem i na nim powinniśmy się skupiać. – Z czułością pogładził jej gęste włosy. – Pozwolisz mi wrócić do ciebie? Do naszej sypialni? Chcę się tobą opiekować i być przy tobie przez cały czas. Nie potrafię spać sam w tym wielkim, zimnym łóżku.
Roześmiała się przez łzy.
- I mnie bardzo ciebie brakuje. Najpierw jednak musisz się trochę wzmocnić i nabrać sił, bo rzeczywiście będę cię potrzebować, a raczej będziemy. Przestraszyłam się, kiedy Dorota powiedziała mi, że zemdlałeś. Pomyślałam o najgorszym. Nie wiem jak mogłabym żyć bez ciebie. Powiedziałam ci tyle przykrych słów, byłam nieobiektywna i niesprawiedliwa. Przepraszam. Jak tylko wyzdrowiejesz będzie jak dawniej. Jak sprzed Anity i tego całego zamieszania z nią związanego. Nie chcę już do tego wracać i zapominam o tym. Liczy się tylko nasza rodzina i to, że się kochamy.
Wypisano go po trzech dniach, kiedy wyniki badań osiągnęły w miarę zadowalający poziom. Kroplówki i odpowiednio dobrana dieta pomogły. Jednak jeszcze przez tydzień musiał pozostać w domu.
- Okrzepnie pan i wypocznie, a przede wszystkim zacznie nadrabiać te utracone kilogramy – mówił jego lekarz prowadzący. – Praca nie zając, nie ucieknie. Przez te kilka dni poradzą sobie bez pana.
Jadąc z Ulą do domu ciągle wyrażał swoje niezadowolenie z decyzji lekarza.
- Nie wiadomo po co dał mi to zwolnienie. Dobrze się już czuję i śmiało mógłbym iść do pracy.
- Nie narzekaj Marek. Zastąpię cię przez ten tydzień i obiecuję, że niczego nie zawalę. Ty posiedzisz w domu i będziesz gotował nam pyszne obiadki – oderwała głowę od przedniej szyby i wyszczerzyła się do niego. – Teraz musisz być silny. Dla nas.
Ich życie wróciło do normy. Znowu sypiali przytuleni do siebie jak dwa kociaki. Brakowało mu tej bliskości, zresztą Uli podobnie. Nie mógł się powstrzymać, by każdego wieczora nie pieścić jej brzucha i całować każde miejsce na jej ciele. Uśmiechała się błogo, gdy wciąż powtarzał, że to wszystko jest jego, każdy jej skrawek i to w jej środku najbardziej cenne i wyczekiwane.
- We mnie wszystko twoje – mawiała. – Podarowałeś mi największy skarb.
Ten skarb przez pierwsze miesiące dawał się jej nieźle we znaki. Na początku miała okropne mdłości, nawet w nocy i wtedy trwał przy niej Marek z troską trzymając jej głowę nad miską. Umęczoną torsjami brał na ręce i zanosił do łóżka. Okrywał swoje kochanie kołdrą i przytulał do siebie. Otoczył ją opieką i troską, uchylał jej nieba. Z wielką cierpliwością znosił jej chwile złego humoru i samopoczucia. Próbował łagodzić stresy. Nie chciał, żeby denerwowała się byle głupstwem. Nawet jeśli zdarzały się jakieś nieporozumienia nigdy nie pomyślał, żeby odreagować je w klubie alkoholem. Brał na przeczekanie i to przynosiło dobre efekty.
Wreszcie doczekali się. Na początku maja Ula powiła ich skarb, na który czekali tak długo. Poród był długi i bardzo ją wymęczył, ale na szczęście był na miejscu doktor Mioduszewski, który bardzo pomógł w sprowadzeniu maleństwa na świat. Dziewczynka urodziła się krzepka i silna, co udowadniała głośnym krzykiem. Oboje mieli łzy w oczach, gdy Mioduszewski mówił, że ma zdrowe płuca.
Leżała już na sali poporodowej z maleństwem przytulonym do jednej z jej pełnych pokarmu piersi, a Marek chłonął ten widok wszystkimi zmysłami. W końcu powiedział cicho.
- Obiecaj mi kochanie, że to nie koniec, że będziemy mieć jeszcze co najmniej dwójkę takich wspaniałych maluchów.
- Nie mam zamiaru przestać – odpowiedziała rozbawiona. – Poród to trudna sprawa, ale na końcu czeka najlepsza nagroda. Nie chcę zwlekać Marek. Jak tylko skończy się połóg będziemy próbować aż do skutku. Na początek zrobimy Gabrysi braciszka, a potem może siostrzyczkę? – Rozmarzyła się.
Uśmiechnął się uszczęśliwiony słysząc te słowa. Ucałował czółko swojej córeczki i usta żony. Obiecał, że przyjedzie jutro z samego rana. Pijany szczęściem wyszedł ze szpitala z szerokim uśmiechem na twarzy.
K O N I E C
Comments