top of page
Szukaj
Zdjęcie autoragoniasz2

WYZWANIE - rozdziały: 6, 7, 8, 9, 10 ostatni (z cyklu: inne moje opowiadania)

ROZDZIAŁ 6


Ostatniego kwietnia rano dopakowywała swoją torbę podróżną. Za chwilę miał się zjawić Miro. Tak się umówili. Omiotła jeszcze wzrokiem swoją klitkę i sprawdziła, czy wszystko wyłączyła. Mieli wrócić dopiero pojutrze. Usłyszała dzwonek i poszła otworzyć. Miro wszedł do przedpokoju z szerokim uśmiechem.

- Gotowa? – zapytał. Odwzajemniła uśmiech.

- Bardziej już nie będę.

- W takim razie zabiorę torbę a ty zamknij mieszkanie.

W samochodzie ustawił GPS.

- Mówiłeś, że zabierzesz kajak. Gdzie on jest?

- Zrezygnowałem, bo dzwoniłem jeszcze do organizatorów i powiedzieli mi, że nie będzie problemów z wynajęciem. Zabrałem tylko rowery. Na miejscu dowiem się o zakwaterowaniu. Ruszamy.


Droga nie była ani zbyt długa ani męcząca. Za niespełna dwie godziny dotarli do Żywca, a kilkanaście minut później do Pietrzykowic, gdzie znajdował się Ośrodek Sportów Wodnych i Rekreacji „Neptun”. Miro był bardzo operatywny. Kiedy wrócił do samochodu był bogatszy o wszystkie informacje dotyczące i zawodów i zakwaterowania.

- Okazuje się, że uczestnicy będą mieszkać w domkach letniskowych. Tam je widać – pokazał ręką. My mamy domek numer piętnaście. Dali mi klucz. Ponoć są tam dwie osobne sypialnie. Najważniejsze jednak, że dają tu jeść i w dodatku prowadzą dietetyczną kuchnię. Teraz pojedziemy się rozpakować, a potem na obiad. Po nim długi spacer po okolicy, żeby się nie zastać. Zawody rozpoczynają się jutro o godzinie dziesiątej. Mamy się stawić przy molo. Aha i kajak też załatwiłem. To chyba wszystko. Teraz trzeba znaleźć ten domek.

Domek okazał się domkiem typu Brda”, bardzo wygodnym o dwóch sypialniach, pokoju dziennym i wyposażonym aneksie kuchennym. Klara natychmiast skorzystała z tego ostatniego zaparzając im kawę. Sypialnie były na piętrze podobnie jak obszerny balkon, z którego mogli podziwiać górskie widoki.

- Pięknie tu – Klara upiła łyk kawy z kubka. – Mam tylko nadzieję, że nie każą nam wjeżdżać na szczyt którejś z tych gór.

- Myślę, że nie. Dla zawodowca byłoby to trudne, a co dopiero dla amatora. Zrelaksuj się i staraj się nie myśleć o jutrzejszym dniu. Dopijemy kawę i pójdziemy zobaczyć co serwują w menu.


Weszli do zbudowanej na styl góralski restauracji i zajęli stolik. Klara zagłębiła się w kartę.

- Wezmę sałatkę z grillowanym kurczakiem i razowymi grzankami, a ty?

- Ja to samo i może jeszcze wodę niegazowaną z cytryną.

Po posiłku wyszli na zewnątrz. Klara dopięła polar.

- Trochę chłodno, nie?

- Jutro nie będzie wiele cieplej. Musisz się na to nastawić. To dlatego będziesz płynąć w piance, żeby nie wyziębić organizmu. Jak wsiądziesz na rower będzie lepiej.

Powędrowali wolno wzdłuż zbocza do molo, przy którym huśtały się na wodzie przycumowane kajaki.

- To stąd jutro ruszycie. Widzisz ten biały dom po drugiej stronie jeziora? To Oczków. Tam będzie meta i stamtąd ruszymy na rowerach dalej. Jak mnie zapewniono trasa jest świetnie przygotowana i bardzo dobrze oznakowana. Wieczorem przestudiujemy ją, żeby mieć rozeznanie. Jutro o dziewiątej podjadą samochody i zabiorą do Oczkowa wszystkie rowery. Muszę je jeszcze oznaczyć numerami, które dostałem, a raczej jednym numerem. Masz numer trzydzieści trzy. Będzie naklejony na twoich plecach i na klatce piersiowej a także na czepku. Celowo wybrałem jaskrawy kolor, żebym mógł cię dobrze widzieć.


Spać poszli wcześnie. Mironowi zależało, żeby Klara stanęła do zawodów wypoczęta i zrelaksowana. Rano pozwolił jej tylko na filiżankę kawy.

- Jeśli się najesz bardzo prawdopodobne, że zaczniesz wymiotować w wodzie, a tego chciałbym uniknąć. Po drodze będą stanowiska z jakimiś koktajlami odżywczymi, ale to już na trasie rowerowej. Będziemy się zbierać.

Uczestników było całkiem sporo, bo na molo stał tłum. Przez mikrofon przypomniano zasady i kazano im podejść do brzegu jeziora. Klara kątem oka zarejestrowała jak Miro wsiada do jednego z kajaków oznaczonych cyfrą trzydzieści trzy. Poranne zdenerwowanie gdzieś zniknęło. Uspokoiła się. To nie jest walka o życie, ale o to, by sprawdzić własne możliwości. Padł sygnał. Pobiegła do wody i zaczęła płynąć. Przez piankę czuła, że woda jest lodowata, ale po chwili przyzwyczaiła się. Rytmicznymi ruchami rozbijała lustro jeziora prąc do przodu. Zrobiło się luźniej. Wokół siebie dostrzegła tylko kilka osób. Któryś z mężczyzn wysforował się naprzód. Nie zwracała na to uwagi. Przepłynęła jakieś dwieście metrów, gdy usłyszała za sobą głos Mirona.

- Nie oglądaj się Klara. Jestem tuż za tobą. Dobrze sobie radzisz. Oddychaj i utrzymuj stałe tempo.

Poczuła się pewniej. Był z nią i dodawał otuchy. Minęła pierwszą białą boję, co oznaczało pięćset metrów. Jeszcze dwa kilometry. – Dasz radę, dasz radę – powtarzała w myślach.

- Klara odpocznij, przejdź do klasyka na jakieś sto metrów. Powiem, kiedy będziesz mogła przyspieszyć.

Zwolniła nieco i uspokoiła oddech. Druga boja. Znowu przyspieszyła. Crawl był zdecydowanie najszybszym stylem. Przy motylku, czy delfinie z pewnością wydatkowałaby o wiele więcej energii. Odwróciła się na chwilę na plecy nie przestając płynąć, by móc spojrzeć na Mirona. Uśmiechał się do niej mówiąc - Dzielna dziewczynka. Oby tak dalej.

Trzecia biała boja. Miała za sobą trzy piąte dystansu. Czuła się całkiem nieźle i miała jeszcze sporo sił. Kolejny raz przyspieszyła.

- Brawo Klara – usłyszała za plecami. – Jesteś wspaniała.

Uśmiechnęła się. Nikt inny nie potrafił jej tak zmotywować. Miron był w tym mistrzem. Minęła czwartą boję. – Jeszcze tylko pięćset metrów. - Coraz wyraźniej widziała drugi brzeg i stojących na nim gapiów.

- Zostawię cię na chwilę samą i popłynę szybciej. Muszę odnaleźć nasze rowery i przygotować ci suche ubranie. Trzymaj się - pchnął mocniej wiosłem i wyprzedził ją. Rowery odnalazł bez trudu. Wyciągnął z sakwy duży ręcznik i suche rzeczy dla Klary. Widział, że finiszuje. Podbiegł do niej i okrył ją rozcierając jednocześnie jej plecy. Zaprowadził ją za stojące w rzędzie parawany.

- Przebieraj się szybciutko. Musimy ruszać jak najprędzej.

Błyskawicznie ściągnęła piankę, która jeszcze do niedawna sprawiała jej tak wiele trudności. Przebrała się w krótkie spodenki, bluzkę z numerem i adidasy. Miron zapakował wszystko na swój rower i już ruszali.

- Żeby cię pocieszyć powiem, że prawdopodobnie znalazłaś się w pierwszej trzydziestce. Wiedziałem, że doskonale sobie poradzisz. Na ramie roweru masz bidon z ciepłą herbatą. Napij się, to trochę cię rozgrzeje.

Posłuchała go. Parę łyków gorącego płynu zdziałało cuda. Poczuła przyjemne ciepło w środku. Mocniej nacisnęła na pedały.

Trasa rowerowa była urozmaicona i tylko szkoda, że Klara skupiona na kierownicy nie mogła docenić jej piękna. Długie podjazdy i jeszcze dłuższe zjazdy, na których mogła przyspieszyć.

- Jeszcze dziesięć kilometrów. Robimy pętlę – poinformował ją Miron. Jechali teraz w dość zwartej grupie zawodników, ale przy kolejnym podjeździe kilku się wykruszyło.

- Dajesz Klara, dajesz! – dopingował Miron. Stanęła na pedałach naciskając na nie z całej siły. Wreszcie dotarła na szczyt i rozpędzona pognała w dół. Zobaczyła transparent z napisem „Meta” i ostro wyhamowała. Po kilku sekundach dołączył Miron i odebrał od niej rower.

- Teraz jesteś zdana sama na siebie. Biegnij. To już ostatni etap. Będę czekał na mecie.

Była już porządnie zmęczona. Ten dwudziestokilometrowy, rowerowy dystans dał jej mocno w kość. Czuła, że słabnie. Minęło ją kilku zawodników. – Nie…, nie teraz, kiedy jestem już tak blisko… - zebrała wszystkie siły i przyspieszyła. – Gdzie ta meta? – pytała samą siebie. – Jest, wreszcie jest – ucieszyła się. – Widzę Mirona.

Jego widok i emocje, które jej towarzyszyły sprawiły, że po policzkach pociekły jej łzy. Przecięła linię mety witana przez rozentuzjazmowany tłum i wpadła wprost w rozpostarte ramiona trenera. Rozpłakała się rozpaczliwie a on tulił ją w ramionach powtarzając w kółko.

- Już dobrze Klara, już dobrze. Jesteś najsilniejszą kobietą jaką znam. Dokonałaś tego. Zwalczyłaś demona, który w tobie tkwił. Jestem z ciebie bardzo, bardzo dumny i kocham cię moja ty siłaczko.

Oderwała się od niego. Kurz, który osiadł podczas biegu na jej policzkach wymieszany ze łzami utworzył na jej twarzy prawdziwe błoto.

- Coś ty powiedział? – wykrztusiła drżącym głosem. Kolejny raz przytulił ją do siebie całując z czułością jej spocone czoło.

- Powiedziałem, że cię kocham i to nie są żadne kpiny z mojej strony. Nie jest kpiną też to, że osiągnęłaś dwudziesty trzeci czas w tych zawodach. Rewelacyjny wynik i wieczorem odpowiednio to uczcimy. Mają rozdawać medale i dyplomy. A teraz chodźmy, bo musisz zmyć z siebie ten kurz i solidnie odpocząć. Masz jeszcze siłę wsiąść na rower? Pojedziemy powolutku do ośrodka. To niedaleko.


Siedzieli pod wiatą wśród innych uczestników zawodów i oklaskiwali tych, którzy zajęli trzy pierwsze miejsca. Potem zaczęto rozdawać dyplomy uczestnictwa tym, którym poszczęściło się mniej. Klarę rozpierała radość i to podwójna. Po pierwsze nie spodziewała się, że zmieści się w pierwszej trzydziestce, a po drugie w ogóle nie spodziewała się, że Miron wyzna jej miłość. Siedziała teraz przytulona do niego i było jej dobrze jak nigdy wcześniej. W dodatku okazało się, że podczas triatlonu zgubiła kolejne cztery kilogramy. Teraz ważyła siedemdziesiąt cztery kilo. – Jeszcze tylko dziesięć i będę wyglądać normalnie.

Następnego dnia tuż po śniadaniu wyruszyli w drogę powrotną. Był poniedziałek, ale i tak nie miała zamiaru dzisiaj otwierać biura. Postanowiła, że po południu pojedzie do rodziców i pochwali się swoim osiągnięciem.

Miron wniósł jej torbę do domu i pożegnał się z nią czułym całusem. Umówili się na następny dzień. Wypakowała rzeczy i wzięła relaksującą kąpiel. Potem wyskoczyła jeszcze do sklepu, bo w lodówce miała niemal puste półki. Koło szesnastej pojawiła się przed drzwiami mieszkania rodziców. Tym razem otworzył jej ojciec. Niemal w progu pokazała mu dyplom.

- Udało się tatusiu. Zajęłam dwudzieste trzecie miejsce, a startowało stu trzydziestu pięciu zawodników. Było wspaniale.

Ojciec uściskał ją i cmoknął w policzek.

- Coraz częściej dajesz mi powody do dumy. Wchodź. Mama za chwilę przyjdzie. Poszła po śmietanę, bo jej brakło.

Nie minęło dziesięć minut, gdy do domu weszła Łopacka. Zdziwiła się na widok córki.

- Mogłaś chociaż zadzwonić, że przyjdziesz – powiedziała z wyrzutem.

- Mnie też jest miło cię widzieć mamo. Przyjechałam się pochwalić, że brałam udział w triatlonie i zajęłam dobre miejsce.

- A czym tu się chwalić? Zachowujesz się jak nastolatka i ekscytujesz byle czym. Lepiej o zamążpójściu byś pomyślała. Masz trzydzieści lat na karku.

- Dwadzieścia dziewięć mamo. Jeszcze zdążę ze wszystkim. Na razie muszę ze sobą zrobić porządek, a potem będę myśleć o ewentualnym zięciu dla was.

- Dziewczyny w twoim wieku mają już po dwoje dzieci.

- I wyglądają na pięćdziesiąt lat. Ciągle niedospane, zapuszczone i zaniedbane, bo nie mają chwili czasu dla siebie. Mam generalnie w dupie takie życie. Na dzieciach mi też nie zależy. Jeśli kiedyś będą to dobrze, a jeśli nie, to nie będę rozpaczać.

- Wszystkie sąsiadki mają wnuki tylko my jeszcze nie. Jesteś egoistką.

- A ty nie? Z czysto egoistycznych powodów wydałabyś mnie za pierwszego lepszego byle tylko mieć wnuki. Rzecz w tym, że to nie ty miałabyś je wychowywać, tylko ja musiałabym się z nimi użerać. Chcesz mieć wnuki, zaadoptuj jakieś.

- To odchudzanie całkiem przewróciło ci w głowie.

- Wręcz przeciwnie mamo. Wreszcie nabrałam rozumu. Po co ja tu w ogóle przychodzę? Za każdym razem prowokujesz kłótnię. Mam tego dosyć. Wychodzę. Z tobą tato widzę się w sobotę. Na razie.

Wybiegła z mieszkania rodziców oburzona. Matka wtrącała się do wszystkiego. Nie mogła się powstrzymać od robienia jej złośliwych uwag. Nigdy nie popierała żadnych jej wyborów. Potrafiła ją tylko krytykować na każdym kroku i wytykać wady nie zauważając zalet. To było nie do zniesienia. Na pewno upłynie sporo czasu zanim odwiedzi ją kolejny raz.



ROZDZIAŁ 7


Był początek lipca. Klara jak zwykle po pracy poszła na siłownię. Nie odpuszczała sobie i z żelazną konsekwencją pod troskliwym okiem Mirona ćwiczyła intensywnie. Przywitała się ze swoim chłopakiem i weszła na bieżnię. To od niej zaczynała cały zestaw ćwiczeń. Maszerując szybkim krokiem rozmawiała z Mironem.

- Będę musiała iść do lekarza w sprawie tej obwisłej skóry. Powoli zaczyna mnie to przerastać. Wszystko pod nią mnie boli i szczypie.

- Wiem jak cierpisz. Sam przez to przechodziłem.

- A gdzie cię operowali?

- Jest taka prywatna klinika w Warszawie na Królewicza Jakuba. Prowadzi ją doktor Szczyt. Jest znany w Polsce. Ma nawet jakiś program telewizyjny.

- Wiem. Widziałam kilka razy. Taki siwy pan z brodą. To on cię operował?

- Nie, ale to on kwalifikował mnie do operacji. Jak chcesz, to jutro odpuścimy sobie trening i pojedziemy do Warszawy. Dzisiaj jeszcze zważę cię tylko, żebyśmy wiedzieli na czym stoimy.

Po ćwiczeniach weszła na wagę. Było sześćdziesiąt sześć kilo.

- Myślę Klara, że jak usuną ci tę obwisłą skórę, to możesz ważyć niewiele ponad sześćdziesiąt. Osiągnęłaś swój cel kochanie. Teraz mógłbym cię na rękach nosić, bo jesteś lekka jak piórko.

- No do piórka to mi jeszcze daleko, ale jestem zdecydowana na wizytę w klinice.



Weszła nieśmiało do gabinetu lekarskiego i przywitała się z lekarzem. Uśmiechnął się do niej ciepło i wskazał krzesło przy biurku.

- Co panią do mnie sprowadza?

- Przez rok bardzo dużo schudłam. Sześćdziesiąt dwa kilogramy. Została mi po nich obwisła skóra na rękach, brzuchu i nogach. Również piersi nie wyglądają tak jak powinny. Może nie przeszkadzałoby mi to tak bardzo, ale ciągle cierpię na jakieś infekcje i nie potrafię się z nich wyleczyć. Chciałabym bardzo pozbyć się tej zbędnej skóry nie tylko ze względów estetycznych, ale przede wszystkim zdrowotnych.

- Może się pani rozebrać? Muszę to zobaczyć.

Kiedy stanęła przed nim tylko w bieliźnie pokiwał głową.

- Faktycznie. Bardzo dużo tej skóry. Oceniam w przybliżeniu, że jakieś siedem kilo. Nie sądzę, żeby była pani w stanie schudnąć jeszcze więcej. Pod skórą jest niewiele tkanki tłuszczowej. Możemy panią operować choćby zaraz. Proszę zrobić wszystkie podstawowe badania i przyjść z nimi za tydzień. Jeśli wyniki będą zadowalające, przeprowadzimy tę operację. Najlepiej byłoby wykonać wszystko za jednym zamachem i tak będziemy starali się zrobić. Gdyby jednak nastąpiły komplikacje z powodu dużej utraty krwi, będziemy musieli przerwać i dokończyć w innym terminie. Jeśli chodzi o piersi, to być może uda się odessać trochę tkanki tłuszczowej z pośladków i bioder, i dzięki niej uniknąć implantów, bo wszczepię ją i potraktuję jak wypełniacz. Wymodeluję piersi tak, żeby wyglądały jak najbardziej naturalnie.

Wyszła od lekarza przeszczęśliwa. Podekscytowana opowiadała przebieg rozmowy Mironowi.

- Za tydzień jak dobrze pójdzie, będę już po zabiegu. Mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze i skończy się szczęśliwie. Matki nawet nie będę zawiadamiać. Nie chcę słuchać jej zrzędzenia. Powiem tylko tacie.


Po powrocie do Krakowa poszła do laboratorium przy przychodni, gdzie pobrano jej krew. Zostawiła też pojemnik z moczem. Nazajutrz miała odebrać wyniki. Ten tydzień wlókł jej się jak flaki z olejem, choć pracy miała sporo. Koniecznie chciała sfinalizować kilka zleceń przed operacją. Nie miała pojęcia jak długo będzie dochodzić po niej do siebie i kiedy wróci do pracy.

W sobotę jak zwykle poszła z ojcem na błonia. Mówiła mu o swoich obawach i o tym, że trochę się boi, bo jakby na to nie patrzeć, to rozległa operacja.

- Wiem, że się boisz, ale ten zabieg będzie ukoronowaniem twoich wysiłków. Ciężko pracowałaś, żeby osiągnąć ten wygląd. Musisz doprowadzić cały proces do końca.

- Tak zrobię tato. A jak mama? Ciosa ci kołki na głowie?

- Trochę wyhamowała. Po twojej ostatniej wizycie powiedziałem jej co myślę na jej temat. Wygarnąłem, że jedyne co od niej otrzymujesz, to wieczną krytykę. Zapytałem, gdzie w tym wszystkim matczyna, bezwarunkowa miłość. Zapytałem, czy ona w ogóle cię kocha i czy ma pojęcie przez co przechodzisz. Rozpłakała się. Wiedziała, że mam rację. Mówiłem, że mamy cię tylko jedną i powinniśmy cię kochać bez względu na to czy ważysz sto dwadzieścia kilo, czy sześćdziesiąt. Myślę, że jednak coś do niej dotarło i liczę na to, że zmieni się jej stosunek do ciebie. A wracając do operacji, to kiedy wyjeżdżasz?

- We wtorek rano. Miron mnie zawiezie i zostanie ze mną. Obiecał, że zaopiekuje się mną. Jak będę się czuła lepiej to zadzwonię do ciebie, żebyś się nie martwił. Miron mówi, że jego operacja trwała pięć godzin. Moja pewnie potrwa dłużej, bo jemu nie operowano ani nóg, ani piersi. Mam tylko nadzieję, że jednak zrobią mi wszystko za jednym zamachem.


Doktor Szczyt z zadowoleniem oglądał wyniki Klary.

- Są wręcz podręcznikowe. Teraz przejdzie pani z pielęgniarką do sali i przebierze się pani. Za chwilę zjawi się anestezjolog, żeby przeprowadzić krótki wywiad, a potem przyjdę ja. Muszę porobić trochę znaków na pani ciele.

Pielęgniarka przyniosła jej specjalną koszulę z flizeliny, którą miała założyć do operacji. Usiadła na łóżku ciężko wzdychając. Obok na krześle przysiadł Miron. Ujął jej drżące dłonie w swoje i przycisnął do ust.

- Wszystko będzie dobrze. Zobaczysz, że jak tylko otworzysz oczy pierwsze co ujrzysz, to moją twarz. Nie ruszę się stąd nawet na krok. Kocham cię.

- Ja też cię kocham. Bardzo. Nie poradziłabym sobie bez ciebie i dziękuję ci, że mnie tak wspierasz.

Do pokoju wszedł anestezjolog i Miron musiał na chwilę wyjść. Lekarz zadał jej kilka pytań i wpisał coś do karty. Zaraz po nim pojawił się doktor Szczyt i pozaznaczał na jej ciele kluczowe dla operacji miejsca. Aż do sali operacyjnej towarzyszył jej Miron ściskając jej dłoń. Pocałował ją jeszcze i po chwili został na korytarzu sam. Już nie wyobrażał sobie życia bez niej. Pokochał ją całym sercem za jej odwagę, determinację, niespotykany upór i konsekwencję. To była kobieta, której szukał przez lata. Nie dość, że piękna, to jeszcze błyskotliwa i mądra, niezwykle zaradna i przedsiębiorcza. Dla niego była ideałem.

Wyjął z kieszeni małe pudełeczko i uchylił wieczko. Uśmiechnął się do swoich myśli. Postanowił, że jak tylko oprzytomnieje po operacji, oświadczy się jej. Na pewno będzie bardzo zaskoczona, może nawet się popłacze, ale właśnie dzisiaj powiedziała mu przecież, że też go kocha, więc dlaczego miałaby się nie zgodzić?


Czas wlókł się niemiłosiernie. Zszedł do szpitalnej kawiarenki i zamówił sobie kawę i jakąś zupę. Czuł ściskanie w żołądku i sam nie wiedział czy to z głodu, czy z nerwów. Wziął też dwie butelki wody mineralnej. Jak się Klara obudzi, na pewno będzie jej się chciało pić. W kiosku kupił „Politykę”, ale nie bardzo potrafił skupić się na czytaniu.

Minęło sześć długich godzin. Denerwował się. Już prawie ścieżkę wydeptał przez całą długość korytarza. Zauważył wychodzącą z sali pielęgniarkę. Podbiegł do niej pytając czy z Klarą wszystko w porządku.

- Już kończą. Za chwilę przewiozą ją na pooperacyjną. Informacji udzieli panu lekarz.

Po dwudziestu minutach wreszcie zobaczył wyjeżdżające z bloku operacyjnego łóżko.

- Wszystko w porządku doktorze? – zapytał nerwowo łapiąc Klarę za rękę.

- W jak najlepszym. Udało się wykonać wszystko, co założyliśmy. Teraz będzie dochodzić do siebie. Jeszcze przysypia, ale za jakieś pół godziny powinna wybudzić się całkowicie.

- Mogę z nią zostać?

- Oczywiście. Nie ma przeciwskazań.

- Bardzo panu dziękuję.

Sanitariusze zablokowali kółka łóżka i opuścili salę. Pielęgniarka sprawdziła jeszcze, czy wszystko jest w porządku i też się wyniosła. Miron pochylił się i powiedział cicho.

- Klara, Klara…, obudź się kochanie, już po wszystkim – pogładził jej bladą twarz. – Otwórz oczy, proszę…

- Słyszę cię Miron, – wyszeptała – ale mam takie ciężkie powieki… Daj mi kilka minut…

- Spokojnie. Usiądę tu sobie obok i zaczekam.

Ocknęła się po czterdziestu minutach i uśmiechnęła blado do niego.

- Jak się czujesz? Bardzo cię boli?

- Boli, ale przecież wytrzymam. Dam radę… Pić mi się chce… Całkiem zaschło mi w gardle.

- Nie mogę ci jeszcze dać pić, ale zmoczę wacik i nawilżę ci usta. To na pewno pomoże.

Został z nią do wieczora. Jeszcze była oszołomiona po narkozie, więc postanowił poczekać z oświadczynami do jutra.

- Wracam do hotelu kochanie. Głodny jestem i zmęczony. Przyjdę jutro rano. Wtedy będziesz na pewno w lepszej formie.


Rano zdążył przyjść jeszcze przed wizytą. Przywitał się czule z Klarą.

- Ponieważ wyglądasz dzisiaj znacznie lepiej, to chciałbym zrobić coś, z czym noszę się już od dawna. Wiesz, że cię bardzo kocham. Jesteś dla mnie najważniejszą osobą na ziemi, dlatego chciałbym cię spytać, czy zgodzisz się zostać moją żoną – wyjął pudełko z pierścionkiem i patrzył z napięciem w jej oczy.

- Miron, – szepnęła – jaki on piękny… Oczywiście zgadzam się, choć muszę przyznać, że oświadczyny w szpitalu są mało romantyczne - roześmiała się, ale po chwili skrzywiła się z bólu. – Jeszcze mnie boli. Nie mogę się śmiać, ale jestem bardzo, bardzo szczęśliwa.

Przylgnął do jej ust całując je delikatnie.

- A ja myślałem, że jednak doszukasz się w tym choć odrobiny romantyzmu. W takim razie powiem ci coś jeszcze. Mam zamiar romantycznie porwać cię do ołtarza na początku września. Musisz się więc bardzo postarać, żeby do tego czasu całkowicie wydobrzeć. Nie mam zamiaru chodzić z tobą przez kolejne pięć lat. Mam już trzydzieści dwa lata i najwyższy czas się ustatkować.

- Ależ ty jesteś w gorącej wodzie kąpany. Wrzesień to za wcześnie. Nie zdążymy wszystkiego pozałatwiać.

- Zdążymy. Zrobię wszystko, żebyśmy zdążyli.

Do sali wszedł doktor Szczyt, któremu towarzyszyli dwaj lekarze i pielęgniarka. Miron dyskretnie wyszedł na korytarz.

- Jak się pani czuje? – zapytał lekarz standardowo.

- Dobrze. Trochę mnie boli, ale to jest do wytrzymania.

- Zoperowaliśmy wszystko zgodnie z tym, co założyliśmy przed operacją. Przez jakiś czas będzie obrzęk, ale to normalne i z czasem zniknie. W sumie usunęliśmy prawie osiem kilo skóry. Poprawiliśmy wygląd piersi i tak jak przewidywałem implanty nie będą potrzebne. Przesunęliśmy sutki do właściwej pozycji. Blizny staraliśmy się ukryć jak najlepiej. Z czasem i one zbledną. Poleży pani tutaj przez tydzień i jak nie będzie żadnych przykrych niespodzianek, to po tym czasie usuniemy dreny i wypiszemy panią do domu. Po dwóch tygodniach pójdzie pani już u siebie na ściągnięcie szwów, a po miesiącu pierwsza kontrola tu w klinice lub u chirurga plastycznego w pani rodzinnym mieście. To chyba wszystko. Proszę teraz odpoczywać. Dzisiaj dostanie pani już normalny posiłek.

- Bardzo jestem panu wdzięczna doktorze i bardzo za wszystko dziękuję.

- Cała przyjemność po naszej stronie.

Do sali ponownie wsunął się Miron. Opowiedziała mu o czym mówił lekarz.

- Wypuszczą mnie dopiero za tydzień, bo operacja była rozległa. Zostaniesz w Warszawie, czy wracasz do Krakowa?

- Klara, jak w ogóle możesz mnie o to pytać? Wziąłem dwa tygodnie urlopu i nie mam zamiaru wyjechać stąd bez ciebie.


Po tygodniu ściągnięto jej dreny. Rany goiły się dobrze i bolały coraz mniej. Wypisano ją z listą zaleceń. Poruszała się jeszcze wolno bojąc się zerwać szwy zwłaszcza na brzuchu. Jednak wracała do Krakowa bardzo szczęśliwa. Na drugi dzień po operacji zadzwoniła do ojca i uspokoiła go, że wszystko przebiegło bez powikłań i że za tydzień będzie już w domu.

Miron na czas rekonwalescencji miał zamieszkać u niej. Nie mogła jeszcze wszystkiego koło siebie zrobić sama i musiała mieć pomoc.



ROZDZIAŁ 8


Rozłożył kanapę i ułożył na niej pościel. Pomógł się Klarze przebrać w piżamę i zaprowadził ją do łóżka okrywając troskliwie cienką kołdrą.

- To ty sobie poleż, a ja ogarnę trochę ten bałagan. Rzeczy z twojej torby dać do pralki tak? Na pewno tak, bo przesiąkły zapachem szpitalnym. Za chwilę pojadę do sklepu. Trzeba uzupełnić zapasy, bo nic prawie nie masz.

- Kup dużo jarzyn. Paprykę uwielbiam, więc możesz wziąć nawet dwa kilo i zgrzewkę wody mineralnej. Jajka, pomidory i może pumpernikiel.

Przysiadł na krawędzi kanapy i pogładził jej włosy.

- Kochanie, nie kupię niczego, czego sam bym nie zjadł. Przecież wiesz, że też muszę trzymać dietę. Pojadę na targowisko. Może dostanę jakieś smaczne owoce. Ty sobie pośpij. Ja wrócę za jakąś godzinę.

Po jego wyjściu zamknęła oczy i pomyślała, że będzie najlepszym mężem na świecie, bo ma dobry charakter i jest opiekuńczy. Dba o nią i martwi się o nią. Przysnęła.

Tymczasem Miron objuczony siatkami wszedł do klatki schodowej natykając się na kobietę i mężczyznę stojących przed drzwiami Klary. Domyślił się, że to jej rodzice.

- Dzień dobry państwu – przywitał się. – Państwo Łopaccy, prawda? Rodzice Klary.

- A pan? Kim pan jest? – zapytała kobieta taksując go uważnym spojrzeniem.

- Miron Zwoliński, narzeczony Klary.

- Narzeczony?

- Tak, zaręczyliśmy się jeszcze tam w Warszawie, a na początku września planujemy ślub.

Kobieta najwyraźniej była w ciężkim szoku. Natomiast ojciec Klary uścisnął mocno dłoń Mirona.

- Bardzo się cieszę, że mam okazję cię poznać, bo córka wiele opowiadała mi o tobie. Dużo ci zawdzięcza i chyba kocha cię bardzo. Nie mówiła mi tego wprost, ale tego raczej nie można ukryć.

- Ja też kocham ją całym sercem. Wspaniała kobieta. Zaraz otworzę drzwi. Musiałem wyskoczyć po zakupy, bo nic nie miała w lodówce. Teraz pewnie śpi. Jest jeszcze trochę obolała po operacji - przekręcił w zamku klucz i puścił przodem Łopackich. – Proszę się rozgościć, ja zaraz zaparzę kawę. Niestety żadnych słodkości do niej nie kupowałem, bo oboje unikamy takich rzeczy, ale kupiłem trochę owoców, jeśli państwo mieliby ochotę.

Łopaccy weszli do pokoju i z troską spojrzeli na śpiącą Klarę.

- Jaka ona mizerna… - matka miała łzy w oczach. – Chyba długo jeszcze się nie przyzwyczaję, że jest taka szczupła.

- Taka chciała być. Schudła wyłącznie dla siebie i własnego zdrowia. Ciężko pracowała na ten sukces. Ja bardzo ją za to podziwiam – powiedział cicho Łopacki.

Klara poruszyła się i otworzyła oczy. Ze zdumieniem zarejestrowała obecność w swoim domu matki. Ona była tu raczej rzadkim gościem.

- Mama?

- Musiałam przyjechać kochanie. Bardzo niepokoiłam się o ciebie. Bałam się wyniku tej operacji, bo tato mówił, że była bardzo rozległa. W dodatku nie miałam pojęcia, że masz kogoś i jesteś zaręczona. On jest bardzo przystojny i kocha cię.

- Wiem. Ja też go kocham. Inaczej nie zgodziłabym się za niego wyjść.

Miron pojawił się w drzwiach niosąc tacę, na której parowały filiżanki wypełnione aromatyczną kawą.

- Proszę bardzo – postawił tacę na niewielkim stoliku. – Napijesz się kochanie?

- Bardzo chętnie. Pysznie pachnie - powoli usiadła na kanapie. – Jeszcze jestem obolała. To zaledwie tydzień jak mnie operowali, ale lekarz twierdzi, że wszystko ładnie się goi – uśmiechnęła się na widok przerażonej miny matki. – Mamo, spokojnie, to tylko tak nieciekawie wygląda, ale naprawdę nie jest tak źle. Musieli usunąć skórę z rąk, bo wisiały mi u ramion dwie, wiotkie fałdy. Najgorzej wyglądało to na brzuchu. Jakbym miała na sobie płaszcz. Nogi też wymagały interwencji. Jak wszystko się pogoi, będę miała naprawdę ładną figurę.

- Ważyłaś się po operacji? – zapytał ojciec.

- No pewnie. Doktor powiedział, że usunęli mi prawie osiem kilo zbędnej skóry. To dużo. Jak weszłam na wagę okazało się, że ważę pięćdziesiąt osiem kilo. W życiu nie ważyłam tak mało i zrobię wszystko, żeby to utrzymać. Zresztą mam najlepszego trenera na świecie, który nie pozwoli mi się z powrotem zatuczyć – spojrzała z miłością na Mirona.

Ta wizyta była bardzo udana. Po raz pierwszy matka Klary nie wygłaszała swoich mądrości, ale wykazała troskę o córkę. Zapraszała też ich oboje do odwiedzin.

- Na pewno zajrzymy mamo. Najpierw jednak ja muszę stanąć na nogi. Za kilka dni Miron wraca do pracy, a ma też sporo załatwiania a związku ze ślubem, bo ja na razie nie jestem zbyt pomocna. Musimy sporządzić listę gości, a to na pewno nie będzie łatwe.

Rodzice pożegnali się. Już za drzwiami matka powiedziała.

- Nasza córka jest bardzo dzielna i taka śliczna. Żałuję, że nie potrafiłam nigdy okazać jak bardzo ją podziwiam.

- To powiedz jej to. Ona w życiu na nic tak nie czekała jak na akceptację z twojej strony.

- Powiem. Na pewno jej powiem. Będzie jeszcze ku temu okazja.


Klara zdrowiała. Po dwóch tygodniach Miron zabrał ją na ściągnięcie szwów. Wszystko pięknie się goiło. Blizny rzecz jasna były czerwone, ale Klara ufała chirurgowi i skoro zapewniał ją, że z czasem zbledną, to tak na pewno będzie.

Podczas urlopu Mirona dokonali kilku rzeczy, a mianowicie wybrali wzór zaproszeń na ślub ustalili liczbę gości, która oscylowała w granicach pięćdziesięciu osób i wybrali świadków. Klara nie miała żadnych koleżanek ani przyjaciółek, natomiast Miron miał ich mnóstwo. Zaproponował parę trenerską, którą Klara dobrze znała z zajęć na siłowni i zaakceptowała ten wybór. Postanowili, że na weselu będą tylko ich najbliżsi krewni i kilka osób z siłowni. Tuż obok niej znajdowała się nieduża restauracja, gdzie zmęczeni treningiem ludzie często przychodzili na jakąś kawę, czy herbatę, lub po prostu coś zjeść. To Miron wpadł na pomysł, żeby urządzić tam wesele.

- Sala spokojnie pomieści pięćdziesiąt osób – mówił podekscytowany. Wiem, że mają tam kuchnię i gotują posiłki. Na pewno mogliby coś zaproponować. Koniecznie muszę tam pojechać i pogadać z właścicielem. Może się zgodzi.

Negocjacje z właścicielem nie trwały długo. Mówił Mironowi, że to trzecia taka propozycja jaką dostał odkąd otworzył działalność.

- Najlepiej by było, żebyście tort weselny, czy ciasta zamówili gdzieś indziej, bo my nie robimy takich rzeczy. Alkohol też musicie załatwić we własnym zakresie. Natomiast, jeśli chodzi o zimną płytę i gorące dania, to jesteśmy w stanie to zapewnić, również obiad dwudaniowy. Przyniosę menu i zobaczy pan co mamy w ofercie.

Miron wybrał rosół, a na drugie danie kluski lub ziemniaki do wyboru, zestaw surówek, pieczeń i kurczaka według uznania. Dla siebie i dla Klary zażyczył sobie tylko surówki z duszoną we własnym sosie indyczą piersią.

Kiedy Klara poczuła się już całkiem dobrze zabrał ją do jubilera i wspólnie wybrali obrączki. Były skromne i proste. Nic wyszukanego, ale to właśnie dlatego bardzo im się spodobały. Prosto stamtąd podjechali na osiedle, gdzie mieszkali rodzice Mirona. Państwo Zwolińscy przyjęli ją bardzo wylewnie i niezwykle życzliwie. Podziwiali jej urodę i zapewniali, że bardzo się cieszą, że ich syn spotkał tak wyjątkową kobietę.

Kilka dni później obejrzała salę weselną. Nie wyróżniała się niczym specjalnym, ale pomyślała, że dobrze by było jednak ją przystroić. Może jakieś kwiaty?

- Już wszystkim się zająłem kochanie – uspokoił ją Miron. – Stoliki ustawimy w kształcie litery „U”, a środek będzie to tańca. Kolega ma zespół muzyczny i zgodził się grać na naszym weselu. Kwiaty także zamówiłem, a dziewczyny z siłowni zadeklarowały pomoc przy strojeniu sali. Ogarnąłem wszystko. Najważniejsze jednak, że mamy zaklepany kościół na drugiego września. O dwunastej w południe zostaniesz moją prawowitą małżonką.

- Podziwiam cię, wiesz? Nie sądziłam, że jesteś taki zorganizowany. Dużo masz jeszcze tych zalet?

Roześmiał się rozbawiony.

- Trochę się znajdzie, ale sama musisz je odkryć. Czeka nas dzisiaj jeszcze jedna wizyta. W salonie ślubnym. Musisz wybrać sukienkę. Oczywiście podglądał nie będę. Usiądę sobie gdzieś na ławce, albo poczekam na ciebie w samochodzie. Mój garnitur już się szyje.


Miała poważny dylemat, bo sukien było mnóstwo, a co jedna to ładniejsza.

- Musi pani wybrać coś dopasowanego, coś, co podkreśli pani figurę.

- Niech tylko nie będzie to coś, co za dużo odsłania. Nie chcę wyglądać jak wyuzdana panna młoda. Najlepiej też, gdyby miało rękawy z jakiegoś cienkiego materiału.

- Na pewno coś znajdziemy.

Przymierzyła chyba z dziesięć sukien aż wreszcie trafiła na taką, która odpowiadała jej najbardziej. Miała skromny dekolt i tiulowe rękawy skutecznie zasłaniające jej blizny, które jeszcze nie wyglądały zbyt dobrze. Była dopasowana i leżała idealnie. Do sukni zaproponowano jej stroik i białe szpilki.

- Są za wysokie. Nie umiem chodzić w takich butach. Może macie coś na szerszym obcasie i przede wszystkim niższym.

Czółenka, które jej przyniesiono były zdecydowanie odpowiedniejsze i wygodne. To było to. Podała sprzedawczyni kartę i zapłaciła za wszystko. Suknię miała odebrać pod koniec sierpnia po wykonaniu niezbędnych poprawek.


W połowie sierpnia wybrali się ponownie do Warszawy. Minął miesiąc od operacji i Klara nie chciała szukać innego chirurga plastycznego w Krakowie. Chciała usłyszeć opinię doktora Szczyta.

On obejrzał ją dokładnie i wyraził swoje zadowolenie.

- Wszystko ładnie się zagoiło. Piersi mają prawidłowy kształt a sutki są na swoim miejscu. Brzuszek płaski bez żadnych fałdek. Ramiona też zagojone podobnie jak nogi. Odczuwa pani jeszcze jakiś dyskomfort?

- Żadnego. Czuję się już naprawdę świetnie i jestem zachwycona wynikiem operacji.

Lekarz uśmiechnął się od ucha do ucha.

- Skoro pacjentka jest zadowolona, to ja również.

Wracała już spokojna. Nic się nie działo i wszystko było w najlepszym porządku. Teraz mogła skupić się na zbliżającym się wielkimi krokami ślubie.


Od rana w małym mieszkanku Klary panował ruch jak na Marszałkowskiej. O dziewiątej przyszła zamówiona przez nią fryzjerka i kosmetyczka w jednym, żeby uczesać jej włosy i zrobić makijaż. Potem pojawili się jej rodzice. Matka uparła się, że musi pomóc ubrać się córce do ślubu. Kiedy już stanęła przed nimi zalśniły im oczy.

- Jesteś taka piękna córeczko. Śliczna ta suknia i cudnie ci w niej.

Ojciec przytulił ją mocno.

- Bardzo cię kocham. Nigdy nie widziałem piękniejszej panny młodej. Bądź szczęśliwa dziecko, bo zasługujesz na szczęście jak mało kto.

Ostatkiem sił panowała nad tym, żeby się nie rozpłakać i żeby nie popłynął ten misternie zrobiony makijaż.

Podjechał Miron limuzyną a za nim samochodem jego rodzice. Wraz z nimi do kościoła mieli się zabrać rodzice Klary. Kiedy ją zobaczył całą w bieli i z nieśmiałym uśmiechem na ustach, aż westchnął z zachwytu.

- Będę miał najpiękniejszą żonę na świecie – szepnął jej do ucha – i najmądrzejszą.

Czas było jechać. Punktualnie o dwunastej zaczęła się ceremonia. Wzruszeni przysięgali sobie miłość i wierność, trwanie w szczęściu i nieszczęściu, w chorobie i zdrowiu. Wreszcie ksiądz ogłosił ich małżeństwem.

To było naprawdę udane wesele. Goście nie narzekali. Zespół pięknie przygrywał do tańca, a jedzenie było smaczne. Całe towarzystwo rozjechało się nad ranem. Miron i Klara wsiedli do zamówionej taksówki i pojechali do mieszkania Mirona. Było nieco większe od tego Klary, ale też niezbyt ustawne i ciasne. Tam zrzuciwszy ślubne stroje zalegli w łóżku, by skonsumować to małżeństwo.



ROZDZIAŁ 9 +18


Wpił się zachłannie w jej usta rozpalając ją i siebie. Już nawet nie pamiętał od jak dawna o tym marzył. Jej ciało, choć nosiło jeszcze blizny dla niego było posągowo piękne. Gładził jej płaski brzuch, pięknie wymodelowane piersi i całował jej sutki.

- Boże jak bardzo cię pragnę… - wyszeptał między pocałunkami.

- Bądź ostrożny Miron. Wiesz, że nie mam doświadczeń damsko męskich.

- Zrobię to najdelikatniej jak się da.

Pogładził jej płeć i wdarł się w nią palcami. Drażnił to najwrażliwsze miejsce kobiety sprawiając, że zaczęła wilgotnieć. Nadeszło pożądanie i ogromna chęć poczucia go w sobie. Rozłożyła szerzej nogi. Uklęknął między nimi i podniósł do góry pośladki. Jej płeć lśniła. Przylgnął do niej ustami i pieścił językiem. Czuła, że długo tak nie wytrzyma. Jęknęła cicho.

- Zrób to…

Wszedł w nią wolniutko napierając lekko, aż do samego końca. Myślała, że będzie gorzej, ale nie poczuła żadnego bólu, a jedynie przyjemność. Zaczął się poruszać. Najpierw powoli chcąc przyzwyczaić ją do siebie, potem ruchy stały się mocniejsze i bardziej rytmiczne. Oplotła nogami jego umięśnione ciało. Odpływała. Zatraciła się do końca w tym erotycznym tańcu. Przez jej ciało przebiegł błogi dreszcz wywołując na nim gęsią skórkę. Zaczęła drżeć, by po chwili poddać się rozkosznym spazmom, które zawładnęły nią całkowicie. Miron jeszcze bardziej przyspieszył, by po chwili wystrzelić w niej i znieruchomieć. Przez następne kilka minut trwał tak bez ruchu zanurzony w błogiej ekstazie. Klara leżała z zamkniętymi oczami przeżywając wciąż ten piękny akt.

- Byłaś cudowna – wyszeptał w jej usta. Otworzyła oczy zamglone jeszcze rozkoszą.

- Nie miałam pojęcia, że to może być takie wspaniałe. Chcę jeszcze raz… - wyszeptała wstydliwie.



Tydzień później Klara wyszła z pewnego budynku przy ulicy Królowej Jadwigi. Była poekscytowana, bo właśnie dokonała wyceny domu. Wyciągnęła telefon i zadzwoniła do Mirona.

- Co tam kochanie? – usłyszała jego wesoły głos.

- Muszę koniecznie coś ci pokazać i o czymś porozmawiać. Mogę przyjechać? Znajdziesz chwilkę?

- Dla ciebie znajdę nawet dziesięć chwilek. Przyjeżdżaj.

Zatrzymała taksówkę i podała adres siłowni. Dziesięć minut później wchodziła do jej wnętrza. Przywitała się z personelem i zauważywszy Mirona pożeglowała w jego stronę.

- Przed chwilą wyceniałam dom. Sto pięćdziesiąt metrów kwadratowych, cztery pokoje, duża kuchnia dwie toalety w tym jedna z łazienką. Dom jest dość stary, bo zbudowano go w tysiąc dziewięćset dwudziestym pierwszym roku, ale kolejne remonty sprawiły, że posiada centralne ogrzewanie, nowy dach, wymienioną instalację kanalizacyjną, wodną i elektryczną. Poza małym liftingiem nic nie trzeba tam robić. W dodatku w całym domu jest parkiet. Otoczenie wokół budynku jest po prostu bajkowe. Mnóstwo zieleni a piętro porasta malowniczy bluszcz. Spójrz. Zrobiłam kilka zdjęć. Czyż nie jest piękny?

- Rzeczywiście. Bardzo piękny. Na ile wyceniłaś to cudo?

- Na milion trzysta tysięcy, bo dom stoi na dużej działce, na której urządzony jest ogród. Obejrzałam wszystko dokładnie i jestem zachwycona. Rozmawiałam z właścicielem, bo on chce go sprzedać. Jest gotów zejść do miliona dwustu. Coś go pili, ale nie dociekałam. Myślę, że jak byśmy sprzedali nasze mieszkania, trochę dołożyli z oszczędności i wzięli niewielki kredyt, byłoby nas na niego stać. Co ty na to? Atutem też jest to, że posadowiony jest niedaleko centrum. Mielibyśmy blisko do pracy.

Miron patrzył na swoją żonę z rozbawieniem. Była tak podekscytowana, że dostała wypieków na policzkach.

- Kochanie. Mam do ciebie stuprocentowe zaufanie. Jeśli twierdzisz, że dom ma wszystko, co potrzebne do życia, to ja jestem za. Mogę postarać się o kredyt, ale muszę wiedzieć ile go wziąć. Trzeba podliczyć wszystko co mamy i dopiero wtedy zadecydować. Zrobimy to wieczorem.


Wieczorem istotnie usiedli przy stole podliczając to, czym dysponują.

- Ja za swoją kawalerkę mogę wziąć jakieś dwieście dwadzieścia tysięcy, ty za to mieszkanie jakieś trzysta sześćdziesiąt, to razem pięćset osiemdziesiąt. Jakieś trzysta dwadzieścia mam oszczędności.

- Serio? Nie sądziłem, że aż tyle.

- Uzbierało się. Niewiele na siebie wydawałam, a zlecenia są świetnie płatne. Razem to będzie dziewięćset tysięcy.

- Dolicz moje dwieście sześćdziesiąt, to daje nam milion sto sześćdziesiąt tysięcy. Musielibyśmy pożyczyć czterdzieści tysięcy? To wcale nie tak wiele. Zadzwonię do rodziców. Może oni będą nam mogli pożyczyć taką sumę. Wtedy nie musielibyśmy brać kredytu – Miron złapał za słuchawkę i już wybierał numer do ojca. Wyłuszczył mu w czym rzecz. Ojciec wysłuchał go spokojnie i powiedział, że on może wyłożyć jakieś dwieście pięćdziesiąt tysięcy.

- Nie potrzebujemy aż tyle tato.

- Tak czy owak, tyle ci oferuję. Zanim sprzedacie swoje mieszkania, to pewnie trochę potrwa, a mówisz, że właściciel domu chce go szybko sprzedać.

- No tak… Masz rację. Bardzo ci dziękuję. Odezwę się jeszcze. Pozdrowienia macie od Klary – rozłączył się. - To teraz policzmy ile mamy dostępnej gotówki. Nasze oszczędności i to, co chce pożyczyć nam tata daje… osiemset trzydzieści tysięcy. Trzeba porozmawiać z tym gościem, czy zgodzi się na dwie raty. Nie załatwimy tego inaczej – rozłożył bezradnie ręce.

- Porozmawiam z nim. Najlepiej jakby zechciał umówić się ze mną na jutro.


Klara kuła żelazo póki gorące. Nie chciała zaprzepaścić takiej okazji. Następnego dnia wczesnym popołudniem dotarła na ulicę Królowej Jadwigi. Właściciel zaprosił ją na werandę i poczęstował pomarańczowym sokiem.

- Musiałam się z panem koniecznie zobaczyć, bo mam dla pana pewną propozycję – zagaiła, kiedy usiedli już w wiklinowych fotelach przy niewielkim ogrodowym stoliku. – Otóż. Rozmawiałam wczoraj z mężem o tym domu, pod którego urokiem jestem od kiedy przekroczyłam jego próg. Pokazałam mu zdjęcia i jemu także bardzo się spodobał. Bylibyśmy zainteresowani jego kupnem. Problem tylko w tym, że nie dysponujemy taką sumą na jaką wyceniłam dom. I tu moje pytanie, czy zgodziłby się pan na dwie raty. Pierwsza w wysokości ośmiuset trzydziestu tysięcy a druga trzystu siedemdziesięciu, jeśli podtrzymuje pan to, co powiedział mi wczoraj, że jest gotów zejść z ceny o sto tysięcy. My musimy sprzedać nasze kawalerki, a na pewno nie sprzedamy je od ręki i stąd problem z całą kwotą. Oczywiście zawarlibyśmy stosowną umowę i dali panu odpowiednie gwarancje.

Mężczyzna zastanowił się chwilę.

- A ja mam jeszcze inną propozycję. Umówilibyśmy się na kwotę pierwszej raty, a jeśli chodzi o drugą ratę to może mógłbym wziąć w rozliczeniu jedną z tych kawalerek i tak miałem zamiar zainwestować w jakieś małe mieszkanko. Niech mi pani o nich opowie.

- Moja kawalerka jest bardzo malutka. To zaledwie dwadzieścia osiem metrów kwadratowych i wyceniona jest na dwieście dwadzieścia tysięcy, bo ma dobrą lokalizację. Kawalerka męża, to właściwie małe mieszkanie posiadające dwa pokoje, kuchnię, przedpokój i łazienkę. Samo centrum, wszędzie łatwy i wygodny dojazd. Jest warte trzysta sześćdziesiąt tysięcy.

- I tu dochodzimy do sedna sprawy. Ja wezmę mieszkanie i gotówkę, którą pani proponuję. Wtedy będziemy kwita.

Twarz Klary rozpromieniła się w szerokim uśmiechu.

- Bardzo, bardzo się cieszę. Ja zredaguję umowę nawet na jutro. Podpiszemy ją i przeleję panu pieniądze na konto. Opróżnimy jak najszybciej mieszkanie męża, żeby mógł się pan wprowadzić. A może obejrzałby pan wcześniej, co pan dostaje?

- To nie będzie konieczne, bo tak naprawdę to jest mi wszystko jedno. Centrum bardzo mi odpowiada. Czy tam potrzebny jest remont?

- Raczej nie. Wszystkie media działają bez zarzutu, a w zeszłym roku mąż malował ściany. W łazience i kuchni są kafelki, a na podłogach panele. Okna również są wymienione na plastikowe.

- I bardzo dobrze. Najważniejsze, że nie będę musiał tam nic robić, bo już zdrowie nie to. Czyli umawiamy się jutro na podpisanie umowy, tak?

- Jak najbardziej tak. Przyjadę po południu jeśli pan pozwoli i zabiorę ze sobą męża.

- Chętnie go poznam. Do jutra w takim razie – uścisnął Klarze dłoń.



Nie tracili czasu. Przy pomocy kolegów z siłowni opróżnili mieszkanie Mirona i przeprowadzili do niego pana Zygmunta, właściciela domu. W międzyczasie dali ogłoszenie o sprzedaży kawalerki Klary. W domu odświeżyli tylko ściany, bo nic więcej nie było trzeba i mogli się przeprowadzać. Cała akcja przebiegła błyskawicznie i w krótkim czasie Klara mogła na stałe zachwycać się posiadłością. Dokupili trochę mebli, ale większość przewieźli z własnych mieszkań. Samochód Mirona wreszcie znalazł przytulny garaż i nie musiał stać pod chmurką. Urządzili się tak jak chcieli. Pod koniec września w pewną sobotę zorganizowali parapetówkę zapraszając rodziców i tych wszystkich, którzy zaangażowani byli w przeprowadzkę. Było dość ciepło i impreza przeniosła się na zewnątrz. Matka Klary nie mogła wyjść z podziwu.

- To piękny dom Klara. Bardzo przytulny i tyle tu zieleni.

- Mnie też urzekł mamo. Latem możecie przyjeżdżać i wypoczywać w ogrodzie. To tak, jakbyście byli na wczasach.

- Boże, gdzie ja mam głowę! – Łopacka sięgnęła do torebki. – Przyszedł list do ciebie na nasz adres. Widocznie ten ktoś nie zna nowego. Masz – wcisnęła jej białą kopertę.

- Odłożę. Nie będę teraz czytać, kiedy są goście. Przeczytam wieczorem.

Rodzice Mirona też zachwycili się posesją. Spacerowali po ogrodowych alejkach podziwiając dorodne drzewa i ładnie utrzymane grządki kwiatowe.

- Sporo tu miejsca. Wiosną będziecie mieć trochę roboty, żeby utrzymać w takim stanie ogród.

- Ja się na tym kompletnie nie znam, - roześmiała się Klara – ale wierzę, że moi rodzice nam pomogą. Tata od lat ma działkę i ją uprawia, więc doświadczenie posiada. Mama zagląda tam rzadziej, głównie wtedy, jak trzeba zebrać warzywa, ale na pewno ma większe pojęcie o ogrodnictwie niż ja.

Wieczorem towarzystwo się rozjechało. Klara wyszła z łazienki wcierając w dłonie krem. Jej uwagę przykuła biała koperta więc sięgnęła po nią. W środku znalazła zaproszenie o treści:


„Dawny przewodniczący klasy IVb Mateusz Wójcik ma zaszczyt zaprosić panią Klarę Łopacką na zjazd absolwentów ww. klasy, który odbędzie w dniu drugim października bieżącego roku w budynku liceum ogólnokształcącego. Zbiórka i sprawdzenie obecności odbędzie się świetlicy szkolnej (I piętro) o godzinie szesnastej.

Bardzo prosimy o potwierdzenie obecności i wpłatę kwoty w wysokości dwustu złotych na konto podane poniżej, w ramach której zapewniamy napoje i catering. Alkohol we własnym zakresie

Można przyjść z osobą towarzyszącą (mąż/żona, narzeczony/narzeczona, chłopak/dziewczyna), ale wówczas należy wpłacić podwójną kwotę. Z poważaniem Mateusz Wójcik”.



ROZDZIAŁ 10

ostatni


Jak oniemiała wpatrywała się w to zaproszenie. Nie miała pojęcia co o tym myśleć. Tak zastał ją Miron.

- Nie kładziesz się jeszcze?

- Tak…, za chwilę…

- A co ty masz taką dziwną minę?

- Bo dostałam to – podała mu kartkę. Przebiegł wzrokiem po tekście i uśmiechnął się.

- Wygląda na to, że kroi nam się impreza.

- No chyba nie do końca. Nie wiem co zrobić. Ja nie miałam w tej klasie ani koleżanek, ani kolegów. Nigdy nie miałam przyjaciół. Zawsze dawali mi odczuć, że jestem dla nich kimś gorszym. Kimś, kto nie zasługuje na ich towarzystwo. Gnębili mnie, wyśmiewali się ze mnie, wyzywali epitetami, od których włos się jeżył na głowie i co, ja mam teraz tam pójść i udawać, że wszystko jest w porządku?

- Nie kochanie, to nie było w porządku, ale uważam, że powinnaś tam pójść z podniesioną głową, bo nie masz się czego wstydzić. Jesteś mądra, inteligentna i śliczna. To twoje atuty i tym powinnaś się pochwalić. Ja chętnie z tobą pójdę. Nawet w poniedziałek mogę przelać im pieniądze na konto. Będzie dobrze, zobaczysz.


Miron kolejny raz ją podbudował i chociaż to zaproszenie mocno zachwiało jej pewnością siebie, to jego słowa sprawiły, że znowu poczuła się mocna. Postanowiła zrobić z siebie prawdziwą piękność. W ekskluzywnym sklepie wybrała na tę okazję piękną i bardzo drogą sukienkę, do tego markowe, zamszowe niezbyt wysokie szpilki i torebkę bardzo elegancką z lakierowanej skóry. Mironowi kupiła szykowną koszulę i piękny krawat. Garniturów miał dość, więc na pewno wybierze odpowiedni. Zainwestowała też w wysokogatunkowy szampan kupując cztery butelki. – Nie wiadomo tylko, czy te chamskie gardła go docenią – pomyślała.


W dniu zjazdu przygotowywała się praktycznie od rana. Poszła do fryzjera, który modnie ostrzygł jej włosy i narzucił czekoladowy kolor z miedzianymi refleksami. Makijażystka zrobiła jej piękny makijaż i zapewniła, że będzie się trzymał przez cały wieczór. Manicurzystka nadała kształt jej paznokciom i pomalowała stonowanym lakierem.

Kiedy już w domu narzuciła na siebie sukienkę i włożyła buty Miron stwierdził, że wygląda zjawiskowo.

- Utrzesz im wszystkim nosa. Żałowałbym, gdybym miał odpuścić widok min twoich koleżanek, bo że rozdziawią buzie, jestem tego pewien.

On sam prezentował się oszałamiająco. Barczysty, wysoki, w eleganckim garniturze jak spod igły będzie na pewno obiektem westchnień wszystkich pań.

Podał jej ramię i jeszcze raz spojrzał w lustro.

- Czyż nie wyglądamy pięknie? Dobrana z nas para kochanie. A teraz chodźmy, taksówka czeka.



VII Liceum Ogólnokształcące imienia Zofii Nałkowskiej rozbrzmiewało gwarem rozmów. Na korytarzu i świetlicy zaczęły gromadzić się grupki absolwentów tej szkoły. Dwie roześmiane kobiety zobaczywszy trzecią w drzwiach podbiegły do niej ściskając ją serdecznie.

- Ewa! Wieki cię nie widziałyśmy. Ależ się zmieniłaś! Gdyby nie te blond włosy, w życiu byśmy cię nie poznały.

- No cóż…, wy też już nie te same dzierlatki, co kiedyś. Wyszłyście za mąż?

- Wyszłyśmy i nawet zdążyłyśmy się rozwieść, a ty?

- Mam podobnie. Mąż odpłynął w siną dal zostawiając mi na pocieszenie trójkę dzieci. Wy macie dzieci?

- Ja mam dwoje, – odezwała się Zośka – a Kaśka syna. Spójrz na chłopaków. Niektórzy nie do poznania. Wielkie mięśnie piwne i wielkie zakola nad czołem. Starość nie radość – roześmiała się. – Chyba tylko nasz przewodniczący Wójcik trzyma formę. Trochę posiwiał, ale bruneci tak mają. Większość jest żonata i dzieciata. Chyba tylko dwóch mamy singli w grupie: Piotrka i Marcina, ale oni zawsze byli jacyś „homo nie wiadomo”, więc może są kochający inaczej. Nadal mieszkasz w Krakowie?

Ewa potarła nos zastanawiając się, co odpowiedzieć wścibskim koleżankom.

- Właściwie to wróciłam do Krakowa po rozwodzie. Mieszkam z matką. Nie stać mnie na utrzymanie trójki dzieci i na kupno własnego „M”. Nie mam aż takich dochodów. A wy? Jak sobie radzicie? Skończyłyście studia? Macie dobrą pracę?

- Obie nie skończyłyśmy. Ja mam tylko pomaturalne, a Kaśka wprawdzie zaczęła, ale rzuciła na drugim roku. Pracuję w sklepie spożywczym. Beznadziejna robota.

- A ja sprzątam biura. Tak naprawdę to przecież nie mam żadnego zawodu – uśmiechnęła się smutno Kaśka. – A ty? Skończyłaś coś?

- Gdzie tam. Zaraz po szkole wyszłam za mąż przecież, a potem zaszłam w pierwszą ciążę. Od razu obrosłam w pieluchy. Nie było czasu na naukę. Od tych ciąż posypała mi się figura. Pamiętacie jaka byłam szczupła?

- Wszystkie byłyśmy. Teraz możemy tylko powspominać. A tak już wspominając… Pamiętacie Klarę Łopacką? Ciekawe, czy przyjdzie?

- Na to bym raczej nie liczyła – parsknęła śmiechem Zośka. – Pewnie przez te lata stała się jeszcze bardziej „puszysta” – powiedziała z przekąsem. - Na pewno byłoby jej wstyd tu przyjść. Ona zawsze była taka dzika.

- I samolubna – dodała Kaśka. – Pamiętacie jak nie dawała nam odpisywać, jak nas umoralniała, że to nieuczciwe? Prawdziwa snobka.

- No, mnie trochę jednak pomogła – odezwała się Ewa. – W końcu przez prawie rok dawała mi korepetycje i to zupełnie bezinteresownie.

- A potem się na ciebie wypięła, pamiętasz?

- To nie była jej wina, tylko moja. To raczej ja się na nią wypięłam, ale to już bez znaczenia – machnęła ręką. – Mimo wszystko chciałabym ją zobaczyć i przeprosić.

- No to chyba w przyszłym życiu, bo dzisiaj nie będziesz miała okazji. Zresztą najlepiej zapytać Wójcika, czy ona wpłacała pieniądze na imprezę. Chodźcie. Mateusz! Pozwól na chwilę.

Mężczyzna odwrócił się i podszedł do tej trójki.

- Powiedz nam, czy Klara Łopacka wpłacała pieniądze na imprezę?

Wójcik wyjął z kieszeni listę i przebiegł po niej wzrokiem.

- Łopacka nie, ale przyszła podwójna wpłata od niejakiej Klary Zwolińskiej. To pewnie ona. Wyszła za mąż i zmieniła nazwisko. Ile było dziewczyn o tym imieniu w klasie? Tylko jedna, nie?

Dziewczyny odeszły i znowu zaczęły szeptać.

- Wyszła za mąż? A kto by chciał takiego paszteta za żonę? Pewnie taki sam pasztet jak ona. Za chwilę wtoczą się tutaj dwa grubasy, zobaczycie.

Gwar nagle ucichł. W drzwiach ukazała się piękna para. Ona niezwykle elegancka i bardzo piękna, on jak młody bóg. Ewa westchnęła ciężko.

- Ale laska i pomyśleć, że tak kiedyś wyglądałyśmy wszystkie…

- Kto to jest w ogóle? Nie przypominam sobie ani jej, ani jego. Podejdę i zapytam – Zośka oderwała się od dziewczyn i pożeglowała w stronę drzwi.

- Przepraszam, nazywam się Zofia Sztranc…

- Witaj Zosiu, poznaję… - odezwała się kobieta.

- To ciekawe, bo ja nie znam ani ciebie ani tego pana. Przedstawicie się?

- Klara Łopacka teraz Zwolińska, a to mój mąż Miron Zwoliński.

Gdyby na sali pokazały się w tym momencie ufoludki nie wywołałyby większego szoku. Cisza, której towarzyszyła ogólna konsternacja była nie do zniesienia. Klara poczuła się nieswojo.

- Nie wygłupiajcie się, przecież nie zmieniłam się aż tak bardzo…

- Nie zmieniłaś się? - podeszła do niej Ewa i uściskała ją. – Dziewczyno dokonałaś cudu. Wyglądasz jak milion dolarów. Naprawdę jestem pełna uznania.

- Ty jesteś Ewa, prawda?

- No tak, nie poznałaś, bo ja też bardzo się zmieniłam, ale jak widać na gorsze.

Po kolei zaczęli podchodzić do nich ludzie i przedstawiać się. Wszyscy patrzyli na Klarę z niekłamanym podziwem. Mężczyźni wzdychali. Pewnie ich żony też daleko odbiegały od tego ideału, który mieli przed sobą. Kobiety zazdrościły jej męża.

- Jak ona wyrwała takiego przystojniaka? – dziwiły się.

Zaproszono wszystkich do świetlicy, gdzie przygotowano stoły z jedzeniem i napitkami. Miron wyjął z torby cztery szampany i postawił na stole. Usiedli. Do nich dosiadła się Ewa i żądna sensacji Zośka.

- Co porabiałaś przez te wszystkie lata Klara? Często myślałam o tobie i o tym, jak źle cię potraktowałam. Chciałabym cię teraz za to bardzo przeprosić. To naprawdę było podłe z mojej strony.

- No cóż… Było, minęło. Ja nie wracam pamięcią do tamtych lat, bo były dla mnie przykre i bolesne. Po szkole poszłam na prawo, ale po skończeniu studiów ciężko mi było znaleźć pracę w zawodzie, więc zrobiłam jeszcze podyplomowe studia dające mi uprawnienia rzeczoznawcy majątkowego. Mam swoją działalność i dobrze sobie radzę.

- A twój mąż? Czym się zajmujesz Miron?

- Jestem współwłaścicielem siłowni i trenerem. Tam właśnie poznałem tę cudowną kobietę. A ty gdzie masz swoją drugą połówkę?

- Odeszła w siną dal. Rozwiedliśmy się. Za to mam trójkę cudownych dzieciaków. A wy macie dzieci?

- Jeszcze nie, ale pracujemy nad tym – roześmiał się ściskając Klarze dłoń. – Napijmy się szampana za to spotkanie po latach.


Tego wieczora była rozchwytywana. Tańczyła chyba ze wszystkimi kolegami. Miron w tym czasie obtańcowywał jej koleżanki, które były nim zachwycone i zazdrościły jej go.

- Masz wspaniałego męża, – mówiły – tylko pozazdrościć.

- Wiem. To najwspanialszy człowiek jakiego znam – odpowiadała.

Zośka, Kaśka i Ewa rozmawiały cicho.

- Wiecie – mówiła ta ostatnia – Klara najlepiej poradziła sobie z życiem. Skończyła studia, potem drugie studia, ma swoją firmę, spektakularnie schudła. Spójrzcie jaka jest szczuplutka i zgrabna. Wręcz filigranowa i przy tym taka piękna i zadbana. Nie obnosi się z tym, bo pozostała skromna. Pozostała sobą. Wszystkie możemy jej pozazdrościć, bo chociaż się nie zapowiadało, to ona odniosła największe zwycięstwo, największy sukces dzięki swoim zdolnościom i swojej mądrości. Nie doceniałyśmy jej, wyśmiewałyśmy ją, a ona odsunęła się od nas robiąc nadal swoje. Naprawdę zaimponowała mi dzisiaj. Jest bardzo wrażliwa i nie taka powierzchowna jak my. Dzisiaj zrozumiałam jak bardzo byłyśmy wobec niej podłe i niesprawiedliwe. O wartości człowieka nie decyduje jego wygląd, ale to, co ma w środku.

Dziewczyny spoważniały słuchając słów Ewy. Miała w stu procentach rację i sprawiła, że poczuły się naprawdę głupio.


Zabawa przeciągnęła się do północy. Klara uznała, że czas wrócić do domu. Szpilki dały jej trochę w kość. Miron przyniósł ich okrycia z szatni i pomógł jej się ubrać. Podeszła jeszcze do nich Ewa chcąc się pożegnać.

- Bardzo się cieszę, że cię poznałam Miron i bardzo się cieszę, że odkryłam nową Klarę. I chociaż fizycznie zmieniłaś się niesamowicie, to mentalnie wciąż jesteś tą samą skromną Klarą.

Klara sięgnęła do torebki i wyciągnęła z niej mały kartonik.

- Słyszałam od dziewczyn, że jesteś w trudnej sytuacji. Nie masz pracy i żyjesz tylko ze skromnych alimentów. Jeśli ci zależy na zatrudnieniu, to ja chętnie przyjmę cię do mojego biura. We wszystko cię wprowadzę, żebyś była zorientowana. Tu masz moją wizytówkę. Zadzwoń, jeśli będziesz na to gotowa.

Ewie zalśniły w oczach łzy.

- I po tym wszystkim co ci zrobiłam, ty chcesz mnie zatrudnić?

- Przecież przeprosiłaś, a ja nie chowam urazy. Przemyśl moją propozycję i po prostu zadzwoń. Pożegnamy się już. Miron zamówił taksówkę. Trzymaj się. Do zobaczenia mam nadzieję.

Wyszli przed budynek szkoły. Miron szarmancko otworzył Klarze drzwi taksówki i wsunął się zaraz za nią do środka. Ewa stała jak zahipnotyzowana odprowadzając wzrokiem znikający w ciemności samochód. Wiedziała, że Klara dała jej ogromną szansę i nie miała zamiaru jej zaprzepaścić. Zadzwoni do niej wkrótce i nauczy się wszystkiego, co tylko Klara zechce jej przekazać. Mama jej pomoże. Na pewno dopilnuje dzieci, gdy dowie się, że znalazła pracę. Otarła z policzków łzy. Może znowu Klara jej zaufa na tyle, że będą mogły się zaprzyjaźnić? Czas pokaże.


- Widzisz kochanie, – mówił Miron podając jej dłoń i pomagając jej wysiąść z taksówki – wcale nie było tak źle. Powiedziałbym nawet, że było zaskakująco dobrze. Nikt cię nie poznał i gdybyś się nie przedstawiła, oni nadal nie wiedzieliby kim jesteś. Byłaś dzisiaj królową wieczoru. Dziwię się tylko, że chcesz zatrudnić Ewę. Chyba nie bardzo na to zasłużyła. Chcesz jej znowu zaufać?

- Przeprosiła mnie. Widać, że bardzo żałuje. W końcu każdy zasługuje na drugą szansę. – Miron uśmiechnął się i przytulił ją do swojego boku.

- Nie dość, że piękna, nie dość, że mądra, to jeszcze bardzo szlachetna. Mam żonę anioła i niech nikt nie śmie twierdzić, że jest inaczej. A teraz chodź mój ty aniele, pójdziemy popracować nad bobasem. W końcu nie chcę robić z gęby cholewy. Od dzisiaj zaczynamy solidnie się do tego przykładać.

- A jak znowu przytyję podczas ciąży?

- Wtedy będę cię intensywnie odchudzał i zafunduję ci kolejny triatlon. Na wszystko jest rada, więc nie migaj się i nie stwarzaj przeszkód, które istnieją tylko w twojej ślicznej główce. Dzisiaj będę cię kochał do utraty tchu, do białego rana.

- Trzymam cię za słowo kochanie.


K O N I E C

20 wyświetleń0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

Comments


bottom of page