top of page
Szukaj
Zdjęcie autoragoniasz2

Z CZYSTEJ DESPERACJI - rozdziały: 7, 8, 9, 10, 11 ostatni

ROZDZIAŁ 7


Wreszcie zaczęła pracować. Wreszcie robiła to co lubi. Marek przynosił jej zlecenia a ona korzystając z jego komputera w gabinecie rozwiązywała najpilniejsze sprawy dla firmy Febo&Dobrzański. Firma zaliczyła kolejny pokaz swojej kolekcji i trzeba było się zająć pisaniem umów dla starych i nowych kontrahentów. Przy okazji Ula zaglądała też do wcześniejszych dokumentów zwłaszcza tych, które przedstawiały budżety takich imprez. Bardzo oszczędna z natury uważała, że firma niejednokrotnie przepłaca za różne rzeczy i nie omieszkała tego powiedzieć Markowi.

- Moglibyście sporo zaoszczędzić, gdybyście uczciwie pochylili się nad tymi budżetami. Czytam je i zastanawiam się, co robi wasz dyrektor finansowy. Dlaczego nie dostrzega takich astronomicznych sum za rzeczy, które spokojnie można byłoby załatwić za połowę ceny?

- Mówisz poważnie? Przecież on zawsze podkreśla jaki jest doskonały w tym co robi. Wciąż powtarza, że to on stoi na straży wydatków firmy. Naprawdę jestem zaskoczony. Weźmiesz na tapetę budżet następnej kolekcji i sporządzisz go niezależnie od Alexa. Potem porównamy obydwa. Wygra oczywiście lepszy i jeśli będzie to twój, to bardzo chciałbym zobaczyć minę mojego szwagra, który uważa się za eksperta w sprawie finansów. Poza tym masz coś dla mnie?

- Tak. Przesłałam ci na maila siedem umów. Trzeba je wydrukować i dać do sprawdzenia prawnikom. Myślę jednak, że są w porządku.

- Dziękuję Ula. Cieszę się, że zajęłaś się stroną finansową mojego działu. Moja sekretarka zupełnie nie ogarnia i często nie rozumie nawet, co do niej mówię.

- To po co trzymasz ją w firmie?

- To przyjaciółka Pauliny i dziewczyna mojego przyjaciela, dyrektora HR. Nie mogę jej tak po prostu zwolnić, bo miałbym piekło w domu. A jak się czujesz? Nie przemęczasz się za bardzo?

- W ogóle. Ta praca sprawia mi wiele radości i wcale nie męczy. Wreszcie robię coś, na czym się znam.



Dzisiaj Marek przelał na jej konto kolejną ratę, z której ona trzy tysiące wpłaciła na konto ojca. Zadzwoniła też do niego ciekawa nowin z domu. Tęskniła za nimi, ale wiedziała, że musi wytrzymać, żeby mogli żyć lepiej.

- Jesteś zdrowy tato? Jak serce?

- Czasami pobolewa, ale trzymam się. Regularnie biorę już leki, bo wykupiłem wszystkie recepty. Wreszcie dbam o siebie. Jasiek pomaga i też czasem przyniesie do domu jakieś pieniądze. Bardzo tęsknimy za tobą a najbardziej Betti.

- Ja też tęsknię, ale wiem, że dzięki tej pracy staniemy na nogi. Ciułam na twoją operację a na razie przelałam ci na konto trzy tysiące. Popłać rachunki, wykup leki i zróbcie zaopatrzenie. Mam nadzieję, że poradzicie sobie. W następnym miesiącu też wyślę taką sumę.

- Dziękujemy córcia. Bardzo nam pomagasz – zadrżał mu głos i rozpłakał się do słuchawki. – Gdyby nie to moje choróbsko nie musiałabyś szukać pracy na obczyźnie i byłabyś z nami.

- Nie płacz tatusiu. Ten rok szybko przeleci a ja znów będę z wami. Uściskaj dzieciaki ode mnie. Za jakiś czas się odezwę.

Rozmowy z ojcem, który podczas nich często nie radził sobie z emocjami i wybuchał płaczem Ulę też mocno dołowały. Po nich długo dochodziła do równowagi usiłując się uspokoić. Pociechą było to, że dobrze sobie dają radę bez niej a jej pieniądze wystarczają na wszystko.


Regularnie co miesiąc wraz z Markiem jeździła na badanie USG. Paulina odpuściła sobie całkowicie i nie wykazywała żadnego zainteresowania przebiegiem ciąży a jej mąż nie potrafiąc zrozumieć tego nagłego odpływu zaangażowania miał do niej o to pretensje.

- Naprawdę ciebie nie rozumiem. Nie ciekawi cię jak wygląda nasz maluch? Czy wiesz jakie to fascynujące obserwować jak rośnie z miesiąca na miesiąc?

- A ja nie rozumiem co w tym takiego niezwykłego. Brzuch rośnie, bo rośnie w nim dziecko. To chyba normalne, czy nie? Za pięć miesięcy się urodzi i jak już będzie na tym świecie, to być może wtedy uznam to za fascynujące. Nie widzę najmniejszego powodu do tej niezdrowej ekscytacji każdego miesiąca. Mam naprawdę ciekawsze rzeczy do roboty niż oglądanie wnętrza brzucha surogatki.

Te słowa bolały. Obrażały i jego, i Ulę. Coraz częściej zastanawiał się o co tak naprawdę chodziło Paulinie, kiedy szukała matki zastępczej w internecie. Był już w stu procentach przekonany, że powody, dla których to zrobiła nie miały nic wspólnego z chęcią i pragnieniem posiadania dziecka. W stosunku do Uli nie przejawiała żadnych ciepłych uczuć. Traktowała ją poprawnie i uprzejmie, ale nigdy żadnego życzliwego słowa czy wsparcia tylko chłodny dystans.


Nadszedł dzień, w którym mieli poznać płeć dziecka. Ula czuła już pierwsze ruchy i kiedy się pojawiały pozwalała Markowi na przykładanie dłoni do jej brzucha. Uszczęśliwiony uśmiechał się w takich momentach szeroko i pieszczotliwie przemawiał do malucha.


Lekarz rozprowadził na brzuchu żel i przyłożywszy głowicę aparatu uważnie wpatrzył się w monitor. Nacisnął mocniej i dziecko przekręciło się ukazując płeć w całej krasie.

- Widzicie państwo? – odwrócił monitor w kierunku Uli i Marka. – To dziewczynka. Piękna, zdrowa dziewczynka.

Markowi zalśniły w oczach łzy.

- Córeczka… Będę miał córeczkę… Jestem taki szczęśliwy. Dziękuję ci Ula – przycisnął jej dłoń do ust.

- Ja też bardzo się cieszę – powiedziała cicho. – Cieszę się, że jest zdrowa i cieszę się, że to dziewczynka.


Brak jakichkolwiek komplikacji w przebiegu ciąży Ula uznawała za cud. Jednak na początku siódmego miesiąca szczęście się od niej odwróciło. W nocy poczuła coś dziwnego. Bolał ją brzuch i miała wrażenie jakby w jego dole umiejscowiła jej się ciężka sztaba ołowiu. Zwlekła się z łóżka i zaświeciła światło. Z przerażeniem zobaczyła wielkie plamy krwi na prześcieradle i koszuli. Poczuła się słabo i miała wrażenie, że za chwilę zemdleje. Nie miała siły wchodzić na piętro do sypialni Dobrzańskich. Chwyciła za telefon i wybrała numer Marka. Odebrał po dłuższej chwili.

- Ula?- zapytał zaspanym głosem. – Co się dzieje?

- Musimy jechać do szpitala – mówiła chaotycznie. – Krwawię i nie wiem dlaczego. Pośpiesz się. Boję się o dziecko.

Obudził Paulinę i kazał jej się ubrać.

- Musisz jechać ze mną. Sam mogę sobie nie poradzić. Z Ulą i dzieckiem nie jest dobrze.

Była wściekła, że tak brutalnie wyrwał ją ze snu w środku nocy, ale ubierała się szybko, podczas gdy Marek podtrzymując Ulę zszedł z nią do garażu.

- Wszystko będzie dobrze. Zaufaj mi. Zaraz będziemy w klinice – pocieszał ją.

Przez całą drogę Paulina nie odezwała się ani słowem. Siedziała obok Marka z zaciśniętymi ustami i nie miała zamiaru pomagać mu w czymkolwiek. Już na miejscu Marek otworzył tylne drzwi i wziął Ulę na ręce.

- Zamknij samochód – rzucił do Pauliny – i przyjdź do nas.

Już w środku wszczął alarm. Pielęgniarki widząc go wchodzącego z ciężarną na rękach momentalnie podsunęły mu inwalidzki wózek. Ułożył na nim Ulę.

- To początek siódmego miesiąca ciąży. Krwawi i boli ją brzuch. To pacjentka doktora Żamojdy. Błagam zróbcie coś…

Natychmiast zawieziono Ulę na oddział. Na szczęście doktor Żamojda miał dzisiaj nocny dyżur i błyskawicznie zajął się Ulą.

- Nie rozumiem co się stało, przecież dwa tygodnie temu wszystko było w najlepszym porządku – mruczał sam do siebie.

Na badanie nie wpuszczono Dobrzańskich. Oboje siedzieli na korytarzu. Paulina była dziwnie spokojna natomiast Marek wyłamywał palce z nerwów. Wreszcie doktor wyszedł z sali i usiadł obok nich.

- Na szczęście sytuacja opanowana i póki co pacjentce i dziecku nic nie zagraża. Nastąpiło przedwczesne odklejenie się łożyska. Zazwyczaj zdarza się wskutek urazu brzucha lub nagłego wzrostu ciśnienia tętniczego U pani Urszuli miało miejsce to drugie. Łożysko odkleiło się na niewielkiej powierzchni i między nim a ścianą macicy utworzył się nieduży krwiak. Jest naprawdę mały i powinien się wchłonąć sam. Zostawimy pacjentkę na kilka dni w szpitalu i poobserwujemy ją. Jest jeszcze jedna wiadomość jednak nienajlepsza. Nie wiem dlaczego nie zauważyłem tego przy ostatnim USG. Skupiłem się na odczytaniu płci dziecka a powinienem był popatrzeć na serce. Nie mam pewności, ale wydaje mi się, że jedna z zastawek nie działa prawidłowo. Musimy to dokładnie zbadać. Jeśli to się potwierdzi dziecko po narodzinach będzie musiało przejść operację. Jak jednak mówię, mogę się mylić i najlepiej, żeby tak było. Teraz możecie wejść państwo do chorej.

Lekarz odszedł a oni podnieśli się z krzeseł stając przy drzwiach sali, w której leżała Ula. Nie zauważyli, że były uchylone.

- Wada serca? – warknęła Paulina. – Nie tak się chyba umawialiśmy. Ona miała urodzić nam zdrowe dziecko nieobciążone żadnymi chorobami. Chyba nie sądzisz, że będę się użerać z chorym bachorem?

Marek wbił w nią oniemiały wzrok.

- Paulina, czy ty siebie słyszysz? Jak w ogóle możesz tak mówić? Bachor? Przecież to nasze dziecko na litość boską.

- Nasze? – roześmiała się cynicznie wbijając w jego pierś wskazujący palec. – Twoje. Twoje dziecko. Ja nie mam z nim nic wspólnego. Jak możesz mówić, że dziecko jest nasze, skoro ma tylko twoje geny?

- Przecież sama się na to zgodziłaś?

- Byłam głupia. Chciałam cię uszczęśliwić, ale moje poświęcenie na niewiele się zdało. Nie jesteś tego wart – odwróciła się na pięcie i szybkim krokiem opuściła oddział. Marek był w szoku. Wreszcie otrząsnął się i wszedł do sali. Ula leżała w łóżku i zalewała się łzami.

Podszedł i usiadłszy obok ścisnął jej dłoń.

- Błagam Ula, nie płacz. Wszystko będzie dobrze. Jutro zrobią dokładniejsze badania i zobaczą, czy naszej córeczce nic nie jest.

- Naszej? – spojrzała na niego zapłakana. – Tak samo mówiłeś przed chwilą do Pauliny. Jak ona mogła nazwać to dziecko bachorem? Jej chyba naprawdę na nim nie zależy. Ileż w tej kobiecie jest nienawiści i jadu. Naprawdę jej nie rozumiem, chociaż z drugiej strony skoro jej tak bardzo na tobie zależy i skoro tak bardzo cię kocha to nie powinna mieć problemu z pokochaniem twojego dziecka. Chciałam wam je dać a przez to sprawić, żebyście poczuli się pełną rodziną. Paulina robi wszystko, żebym złamała warunki umowy. Nie pozwolę, żeby temu dziecku stała się jakakolwiek krzywda. Jeśli wy go nie pokochacie, ja wychowam je w miłości i dam mu wszystko, co tylko zdołam najlepszego. Pieniądze oczywiście zwrócę.

- Ula proszę cię, nawet tak nie mów. Przecież ja kocham to dziecko jak wariat i już nie wyobrażam sobie, że miałbym nie być dla niego ojcem. Porozmawiam z Pauliną. Też chciałbym zrozumieć motywy jej działania i dlaczego tak nagle zmieniła podejście. Ty niczym się nie przejmuj. Odpoczywaj. Ja przyjadę tu jutro rano. Być może będą już wiedzieć coś więcej.


ROZDZIAŁ 8


Wrócił do domu nad ranem. Był rozdrażniony i wściekły. Gdyby mógł udusiłby swoją żonę gołymi rękami. – Co za podła suka! – zmełł kolejne przekleństwo w ustach. Wprost z garażu ruszył na piętro, ale nie zastał Pauliny w ich małżeńskiej sypialni. Obszedł resztę pomieszczeń wołając jej imię, jednak bez efektu. Zbiegł na dół, ale i tu jej nie było. – Ciekawe, gdzie się szwenda? Może znowu pojechała się poskarżyć braciszkowi jaki to ja jestem zimny drań.

Zajrzał do pokoju Uli. Łóżko było w nieładzie a prześcieradło zakrwawione. Zaczął ściągać pościel. Powinna mieć czystą jak wróci z kliniki. Poczuł silny ból głowy. – To pewnie z nerwów – pomyślał. – Paulina doskonale wie, jak zadbać o moje dobre samopoczucie – pomyślał złośliwie. Skończył słać łóżko i ruszył do łazienki na górze. Głowa bolała go coraz mocniej i musiał zażyć jakiś proszek. Przekopał się przez apteczkę, ale nic nie znalazł. Pomyślał, że być może u Pauliny coś znajdzie w szafce nocnej. Ku jego ogromnemu zdumieniu szafka była zamknięta na cztery spusty. – Przede mną ją zamknęła? Co w niej chowa takiego, że musiała to zamknąć na klucz? - Zaczął szarpać za szufladkę i robił to tak mocno, że wyrwał jej front. Zaczął wygarniać zawartość. Jakieś leki, jakieś teczki i o dziwo dwa opakowania testów ciążowych. – Na co jej testy, przecież jest bezpłodna? – Złapał kolejne pudełko. Na jego wierzchu napisane było „Limetic”. – Nie znam tego leku…, może to na ból głowy… - Wyciągnął z niego ulotkę i zaczął czytać.

„Doustny preparat antykoncepcyjny zawierający tylko progestagen - dezogestrel. Antykoncepcyjne działanie preparatu osiąga się głównie poprzez hamowanie owulacji. Skuteczność antykoncepcyjna może ulec osłabieniu, jeśli odstęp czasowy między przyjęciem dwóch kolejnych tabletek jest większy niż 36 h.”

- To jednak nie przeciwbólowe… - Nie czytał dalej, bo chyba zaczynał rozumieć. Otworzył jedną z teczek. Na kolana wysypał mu się plik jakichś wyników badań. Pochylił się nad nimi usiłując odczytać.

„Wynik USG wskazuje na całkowitą zdolność pacjentki do prokreacji. Nie stwierdzono mięśniaków. Jajniki drożne. Macica właściwie ukształtowana. Układ rozrodczy prawidłowy bez cech patologii”.

Był zdruzgotany. Jego żona oszukała go w okrutny sposób. Była zdrowa. Mogła rodzić dzieci a tymczasem zażywała środki antykoncepcyjne, żeby ich nie mieć. Zebrał wszystkie dowody i zbiegł do garażu. Było wcześnie, zaledwie kilka minut po szóstej, ale nie zamierzał z tym zwlekać. Musiał podzielić się wiedzą, którą posiadł z rodzicami. Oni powinni wiedzieć do czego zdolna jest ich synowa. Nigdy przed nimi niczego nie ukrywał. Wiedzieli o Uli. Cieszyli się razem z synem, że wreszcie przyjdzie na świat ich upragnione wnuczę. Te dokumenty będą dla nich ciosem, ale wiedział, że postępuje słusznie.

Podjechał pod ich posesję i wysiadł z samochodu pamiętając o dokumentach. Matka była już na nogach. Po chwili w salonie zjawił się ubrany w piżamę Krzysztof. Oboje zdziwili się tak wczesną wizytą syna.

- Możesz mi dać mamo coś przeciwbólowego? Głowa mnie boli… - wyjaśnił zaraz na początku. - Przepraszam was, że zjawiam się o tak morderczej porze, ale nie mogłem z tym czekać – pomachał teczkami. Zajął miejsce w fotelu i popił przyniesioną przez matkę tabletkę szklanką wody. – W nocy Ula zaczęła krwawić i musieliśmy pojechać do kliniki. Jest podejrzenie, że dziecko może mieć wadę serca, ale to ustalą dzisiaj. Przyczyną krwawienia okazało się odklejone łożysko, na szczęście w niewielkim stopniu. Szybko opanowali sytuację. Paulina się wściekła, gdy usłyszała o wadzie serca. Powiedziała, że nie będzie się zajmować chorym bachorem. Tak dosłownie się wyraziła. Najgorsze, że Ula wszystko słyszała. Pokłóciłem się z Paulą. Ja zostałem a ona pojechała do domu. Tak przynajmniej sądziłem, lecz po powrocie z kliniki nie zastałem jej. Rozbolała mnie głowa i zacząłem szukać jakichś proszków, żeby uśmierzyć ból. Zamiast nich znalazłem to – uniósł papierową teczkę i pomachał nią. - Wiecie co to jest? To wyniki badań naszej kochanej Paulinki. Są więcej niż świetne. Z USG wynika, że jest zdrową kobietą w stu procentach zdolną do zajścia w ciążę. Nie ma co do tego żadnych przeciwskazań ani najmniejszych wątpliwości. A wiecie co to jest? – wyciągnął podłużne pudełko. – To są tabletki antykoncepcyjne, które notorycznie zażywa, żeby w tę ciążę nie zajść. A to – pokazał im kolejny dokument – jest zaświadczenie, za które moja żona musiała zapłacić kupę pieniędzy. Jakiś bliżej nieznany ginekolog potwierdza, że Paulina jest kompletnie bezpłodna i nie może mieć dzieci. Czuję się tak, jakby ktoś przyłożył mi w twarz. Czuję się jak ostatni naiwniak, jak wsiowy głupek, bo ślepo wierzyłem jej słowom. Nigdy jej tego nie wybaczę. Nie chcę jej znać. Jeszcze dzisiaj pojadę do naszego adwokata i poproszę, żeby napisał pozew rozwodowy. Oszukała nie tylko mnie, ale i was. Chcę, żeby jak najszybciej zniknęła z mojego życia. Teraz najważniejsza jest dla mnie Ula i moje dziecko. Tak rozstroiła ją ta kłótnia, że gotowa była zrezygnować z umowy i wychować dziecko sama. Nigdy do tego nie dopuszczę chociaż wiem, że byłaby wspaniałą matką, bo jest dobra, wrażliwa i czuła, kompletnie pozbawiona egoizmu w przeciwieństwie do mojej jeszcze żony. Chcę cię prosić tato, żebyś zastąpił mnie dzisiaj w firmie. Muszę jechać do kliniki a potem załatwić ten pozew.

- Nie ma sprawy synu. Zrób to, co musisz. My na pewno nie będziemy cię namawiać, żebyś wybaczył Paulinie. Mogliście być prawdziwą rodziną i dać nam wnuki a przez jej egoizm wszystko przepadło.

- Nie wszystko. Za dwa i pół miesiąca zostaniecie dziadkami wspaniałej dziewczynki i to jest prawdziwe szczęście.


U rodziców wziął ciepły prysznic, przebrał przepoconą koszulę i zjadł solidne śniadanie. Po nim pełen obaw o zdrowie swojej córeczki ruszył do kliniki. Nie zastał Uli w sali. Poinformowano go, że właśnie przechodzi serię specjalistycznych badań. Postanowił zaczekać. Minęły dwie długie godziny. Zdążył wypić dwa kubki kawy, ale w końcu się doczekał. Przywieziono Ulę. Wyglądała dużo lepiej. Przyszedł też doktor Żamojda.

- Panie Dobrzański napędziłem wam wczoraj strachu, ale i lekarze mogą się mylić a od długiego wpatrywania się w monitor wzrok czasem płata figle. Wszystko z dzieckiem w porządku. Jest zdrowe i nie obarczone żadnymi wadami. Możecie odetchnąć. Krwiak także się zmniejszył i najwyraźniej się wchłania. Nie ma już zagrożenia, jednak pani Urszula będzie musiała tu zostać jeszcze przez kilka dni. Lepiej dmuchać na zimne, prawda?

Marek podszedł do lekarza i mocno uścisnął mu dłoń.

- Uspokoił mnie pan. To naprawdę wspaniałe wiadomości, prawda Ula? Jesteśmy bardzo panu wdzięczni.

- Nie ma za co. Do zobaczenia – pożegnał się.

Marek usiadł przy łóżku i odetchnął.

- Bardzo się martwiłem Ula. Cieszę się, że wszystko dobrze z dzieckiem. W nocy odkryłem, że Paulina mnie oszukała. Natknąłem się na dokumenty, które świadczą o tym, że ona wcale nie jest bezpłodna. Jest zdrowa jak koń i może rodzić co roku. Znalazłem tabletki antykoncepcyjne i wściekłem się. Byłem z tym u rodziców. Powiedziałem, że nie chcę jej znać. Prosto od ciebie jadę do adwokata i wnoszę pozew o rozwód. Nikt nigdy mnie tak nie upokorzył jak ona.

- Przykro mi to słyszeć. Nie wiem co ona ma w głowie, ale instynktu macierzyńskiego mogłaby ci pozazdrościć. Mam nadzieję, że jakoś ci się ułoży.

- Chcę to załatwić jak najszybciej. Jeszcze przed twoim porodem. Chcę, żeby wyniosła się z domu i z mojego życia raz na zawsze.


Tak jak mówił, prosto z kliniki udał się do kancelarii prawnika, który od wielu lat reprezentował interesy rodziny Dobrzańskich. Poprosił go o zredagowanie pozwu i złożenie go w sądzie. Zostawił też dokumenty zabrane z nocnej szafki Pauliny. Wrócił do kliniki ponownie przywożąc Uli smaczny obiad z Baccaro, trochę owoców i soków. Przesiedział u niej do późnych godzin popołudniowych.

Tymczasem Paulina zjawiła się w domu nieco wcześniej niż zwykle. Nie natknęła się w firmie na swojego teścia, chociaż słyszała, że właśnie dzisiaj zastępował Marka. Wchodząc do sypialni stanęła jak wryta. Jej nocna szafka była wybebeszona. Wokół walały się jakieś mało ważne papiery a to, co było w niej najważniejsze, po prostu zniknęło. Domyśliła się, że Marek przetrząsnął jej prywatne dokumenty i z nich dowiedział się o wszystkim. A skoro on już wie, to seniorzy na pewno też. Zaczęła gorączkowo się zastanawiać, co teraz zrobić. Pierwsza myśl jaka przyszła jej do głowy, to porozmawiać ze swoją teściową Heleną i wybielić się w jej oczach. Zamówiła taksówkę i kazała się wieźć do Anina. Helena przyjęła ją bardzo chłodno, wręcz wrogo.

- Masz tupet dziewczyno, że śmiesz nam się w ogóle pokazywać na oczy.

- Przepraszam Helenko, ale to nie jest tak jak myślicie.

- Widziałam dokumenty, które mówią, że jesteś płodna jak królowa pszczół. Sugerujesz, że nasz własny syn nas okłamał?

- Niczego takiego nie sugeruję. Wiecie, że kocham Marka nad życie i zrobiłabym dla niego wszystko. Dziecka jednak nie mogłam mu dać. Panicznie boję się ciąży i porodu. Nie mogłam się przełamać. To dlatego załatwiłam to zaświadczenie o bezpłodności.

- Raczej dlatego, żeby dał ci spokój i przestał nagabywać o dziecko. Nie obrażaj mojej inteligencji. Myślę Paulinko, że miałaś zupełnie inne powody, żeby tak postąpić. Powody czysto egoistyczne. Teraz dopiero zrozumiałam skąd w tobie ta obsesyjna dbałość o figurę. Nie poświęcisz jej dla jakiejś ciąży, prawda? Za dużo wysiłku kosztowało cię, żeby wyglądać atrakcyjnie. Dlaczego miałabyś to psuć piersiami gotowymi do laktacji i rozstępami po porodzie? To co zrobiłaś Markowi było podłe i wstrętne. On nie chce cię znać, bo doprowadziłaś go do ostateczności. Właśnie dzisiaj złożył w sądzie pozew o rozwód. Radzę się zgodzić i podpisać. Jeśli nie, on zacznie prać brudy i wywlecze wszystkie skandaliczne smaczki, które będą pożywką dla brukowej prasy. Chcesz tego uniknąć, zgódź się na rozwód bez orzekania o winie, w przeciwnym wypadku zniszczy cię.


Paulina wyjechała od Dobrzańskich wściekła jak osa. Nie sądziła, że Marek będzie chciał się z nią rozwieść. Była pewna, że przekona Dobrzańskich o swojej wymyślonej na prędce traumie związanej z ciążą i porodem. Helena nie dała się nabrać, nie stanęła tym razem po jej stronie i w dodatku doradzała, żeby zdecydowała się na rozwód bez orzekania o winie, ale ona miała inny plan. Wracając taksówką do domu układała sobie w głowie jego założenia. Przede wszystkim wyciągnie z sejfu umowę, którą zawarli z Ulą i korespondencję mailową. To będą dowody, które pogrążą Marka. W końcu to co zrobił jest nielegalne. W swojej naiwności sądziła, że ta sprawa spadnie wyłącznie na głowę męża a jej ujdzie na sucho.

Wpadła do domu jak burza. Marka nie było. Ruszyła do jego gabinetu, bo tam właśnie był sejf a w nim dokumenty, które miały go skompromitować. Wystukała szyfr i otworzyła żelazne drzwiczki. Sejf był pusty. Stała przed nim chwilę niedowierzając temu co widzi.

- Zgubiłaś tam coś? – usłyszała za plecami i odwróciła się gwałtownie. Marek trzymając ręce w kieszeniach spodni stał w progu i przyglądał się jej z nieodgadnionym wyrazem twarzy. – Wiesz, kim jesteś? Jesteś najgorszym, najpodlejszym gatunkiem człowieka, chociaż w twoim przypadku słowo „człowiek” to ogromne nadużycie. Jesteś wredną, kłamliwą suką, która dba wyłącznie o siebie i dąży do celu po trupach innych. Cieszę się, że to wszystko wyszło właśnie teraz, bo byłabyś najgorszą matką na świecie. Nie będę sobie już strzępił języka. Poinformuję cię tylko, że właśnie złożyłem pozew rozwodowy. Sprawa ma się zakończyć szybko i bezboleśnie, o ile nie zechcesz jej nagłaśniać. Jeśli pójdziesz z tym do prasy załatwię cię tak, że pożałujesz, że się urodziłaś, bo to ja mam w ręku dowody przemawiające na twoją niekorzyść. Teraz spakujesz się i wyniesiesz z mojego domu. Nie będzie żadnego podziału majątku, bo jak zapewne pamiętasz akt notarialny zakupu domu jest podpisany tylko przeze mnie. Wyniesiesz się też z firmy. Z dniem jutrzejszym przestajesz w niej pracować. Możesz zachować udziały lub oddać je Alexowi. To mnie już nie obchodzi. W pocie czoła zapracowałaś sobie na to co cię spotkało. Pretensje możesz mieć wyłącznie do siebie.


ROZDZIAŁ 9


Stała przed nim w milczeniu przetrawiając to co przed chwilą od niego usłyszała. Zdała sobie sprawę, że w tym momencie straciła wszystko a zwłaszcza swój status społeczny. To nie mogło się tak skończyć.

- Jak możesz mi to robić? Przecież ja cię kocham... – Roześmiał się tak głośno, że echo tego śmiechu rozniosło się po całym domu.

- Ty mnie kochasz? I to z tej wielkiej miłości oszukiwałaś mnie przez tyle lat? Zrobiłaś ze mnie kompletnego idiotę a ja byłem tak naiwny, że jeszcze ci współczułem. Jedyną dobrą rzeczą jaką zrobiłaś w życiu, było znalezienie Uli. Nic więcej ci nie zawdzięczam. Kłamstwo to twoje drugie imię. Okłamałaś mnie i okłamałaś moich rodziców. Teraz uważasz, że jeśli zapewnisz mnie o swojej miłości, to wszystko będzie jak dawniej? Nie będzie moja droga, bo ja nie potrafię ci wybaczyć. To wszystko co mam ci do powiedzenia. Radzę zacząć się pakować, bo ani chwili dłużej nie pozwolę zostać ci w tym domu.

Wyminęła go bez słowa. Ze schowka wyciągnęła dwie duże walizki i zaczęła je zapełniać. Nie minęło pół godziny, gdy zamówioną taksówką opuszczała ich wspólny dom.

Marek odetchnął z ulgą. Miał nadzieję, że rozwód odbędzie się szybko. Tak przynajmniej nadmienił prawnikowi.


Tymczasem Paulina wysiadła pod domem Alexa i ciągnąc dwie walizki naraz stanęła przed jego drzwiami. Otworzył natychmiast. Wiedział, że przyjedzie, bo uprzedziła go telefonicznie. Nie znał tylko tej nagłej przyczyny wyprowadzki siostry od męża.

- Może wyjaśnisz mi co się stało? – zapytał kiedy już usadowiła się na kanapie.

- Wyjaśnię. Najpierw potrzebuję mocnego drinka.

Popijając dobrego gatunku koniak opowiedziała mu wszystko tak jak było. Opowieść ubarwiła jednak wersją przez siebie wymyśloną o panicznym strachu przed ciążą i porodem. Musiała się wybielić przynajmniej przed nim. Chciała, żeby jej współczuł, żeby wziął jej stronę i potępił Marka. Kiedy skończyła Alex nie odezwał się słowem.

- Nic mi nie powiesz? Nie uważasz, że Marek postąpił pochopnie występując o rozwód? Przecież chciałam jak najlepiej.

- Paulina – odezwał się wreszcie – Jesteś moją siostrą, ale gdyby mnie moja żona wywinęła taki numer, po prostu bym ją zabił. Jestem pełen podziwu dla mojego szwagra, że potrafił w tym wszystkim zachować zdrowy rozsądek. Jak mogłaś go tak perfidnie oszukać? Każdy facet ma swoją dumę i jeśli już się żeni, to chyba normalne jest, że z czasem chce mieć dzieci. Ty zrobiłaś z niego dętego wała. Czy wiesz, co to byłby za skandal, gdyby dowiedziała się o tym prasa? Nie zostawiliby na tobie suchej nitki. Zniszczyliby cię, bo oczywistym jest, że w całej tej sprawie to Marek jest pokrzywdzony. Ty naprawdę upadłaś na głowę. Jedyny sposób, żeby wyjść z tej sytuacji z twarzą, to przystać na jego warunki. Nikt nie będzie wycierał sobie gęby naszym nazwiskiem. Ja do tego nie dopuszczę. Schowaj więc swoje chore ambicje do kieszeni i zrób jak ci mówi. Szybki, bezproblemowy rozwód bez prania brudów, odejście z firmy, a potem wyjazd do Mediolanu. Zaczniesz wszystko od nowa. Ja nawet jestem skłonny pomóc ci finansowo. Może jakiś sklep z ekskluzywną odzieżą, lub mała firma? To jest jeszcze do przemyślenia. Tu na pewno nie zostaniesz, bo gdyby jednak coś wyszło na jaw ja nie będę za ciebie świecił oczami. Masz nauczkę. Tak kończą się związki, w których jedna ze stron oszukuje i mataczy. Wiem co mówię. Też to przerabiałem.

- Dobrze. Zrobię tak jak mówisz. Nie będę mu robić trudności z rozwodem.



Podjechał pod klinikę i zaparkował. Minęło pięć dni od kiedy Ula trafiła na oddział. Dzisiaj miał ją odebrać, bo było już wszystko w porządku. Wysiadł i zabrał torbę z rzeczami dla niej. Czekała na niego. Miała już dość badań i strachu o dziecko. Na jego widok uśmiechnęła się.

- Masz ciuchy dla mnie?

- Mam. Proszę – podał jej reklamówkę. – Poczekam na zewnątrz aż się przebierzesz.

Wyszła po kilkunastu minutach. Wstał i odebrał od niej torbę.

- Pięknie wyglądasz, aż miło popatrzeć. Zdrowo i kwitnąco.

- Tak się też czuję. Był moment kiedy spanikowałam, bo nie czułam jej ruchów, ale teraz jest wszystko w porządku. Żyje i ma się dobrze. A co u ciebie?

- Paulina wyprowadziła się kilka dni temu. Mój prawnik szybko działa. Złożył pozew i teraz czekam tylko na termin rozprawy. Chciałbym to mieć już za sobą i skupić się wyłącznie na tobie i dziecku.


Rzeczywiście od tego dnia wszystko zaczęło układać się pomyślnie. Ula czuła się świetnie. Wciąż pracowała teraz już bez stresu, że Paulina nakryje ją w gabinecie Marka. Na tapecie był budżet do nowej kolekcji. Obstawiona segregatorami przywiezionymi z firmy przez Marka porównywała ceny i oferty firm, żeby budżet był jak najkorzystniejszy. Wydzwaniała do dostawców i zestawiała tabelarycznie ceny, żeby mieć jak najlepsze rozeznanie. W międzyczasie gotowała im obiady proste i smaczne. Marek nie wybrzydzał. Smakowały mu kopytka i kluski śląskie. Zachwycał się pierogami i ziemniaczanymi plackami z mięsnym gulaszem. Z czasem uznał, że rozstanie z Pauliną było najlepszym posunięciem w jego życiu. Ta kobieta urodziła się tylko po to, żeby leżeć i pachnieć. Na żonę nie nadawała się zupełnie. Dwie lewe ręce do roboty, zero umiejętności kulinarnych. Do sprzątania musiał wynająć pomoc, żeby Paulina nie zniszczyła sobie wypielęgnowanych rączek a w kuchni była tak zdolna, że nawet wodę przypalała. Ula była w ósmym miesiącu ciąży i radziła sobie ze wszystkim. Czas sprawił, że przylgnął do niej. Podziwiał ją i doceniał. Uwielbiał jej towarzystwo i mądre dyskusje, które prowadzili głównie wieczorami. Zadziwiała go swoją dojrzałością, życiową mądrością, skromnością i obiektywizmem. Nawet nie chciał myśleć jak to będzie, kiedy ona urodzi dziecko i zgodnie z umową zostawi mu je, i odejdzie. Nie wierzył, że stać by ją było na taką chłodną kalkulację. Przekonał się już przecież jak bardzo była wrażliwa, jak bardzo troskliwa. Martwiła się o tę kruszynkę i robiła wszystko, żeby szczęśliwie sprowadzić ją na świat. Uważał, że ona kocha to dziecko bezgranicznie i podświadomie czuł, że przeżyje dramat, gdy będzie musiała się z nim rozstać.



Pod koniec ósmego miesiąca wysłała ojcu pieniądze na zabieg. Wcześniej rozmawiała o tym z Markiem.

- Bardzo się o niego martwię. Ta operacja uratowałaby mu życie. Mamy tylko jego. Mama zmarła przy porodzie Beatki. To wtedy tak podupadł na zdrowiu.

- Ula ja ci pomogę. Znam specjalistów kardiologów, bo przecież mój ojciec od dawna leczy się na serce. Zadzwonię do któregoś i poproszę dla taty o miejsce w klinice. Zrobią mu wszystkie badania i wykonają zabieg.

- Bardzo bym chciała wtedy przy nim być, ale wiem, że to niemożliwe – zalśniły jej w oczach łzy. Współczuł jej jak mało komu i postanowił, że zrobi wszystko, żeby Cieplak tę operację przeszedł.

- Nie martw się. Ja wszystkiego dopilnuję. Dzieci będą miały z kim zostać?

- Poprosimy sąsiadkę. Ona zawsze nam pomaga odkąd pamiętam. Na pewno nie odmówi.

- W takim razie ja jutro zacznę działać.

Marek nie tylko zadzwonił, ale pojechał osobiście do kliniki, w której leczył się senior i rozmawiał z ordynatorem kardiochirurgii. Naświetlił mu sytuację, powiedział, że sprawa jest dość pilna, bo człowiek słabnie w oczach. Zastrzegł, że nie chce, aby Cieplak domyślił się, kto za tym stoi.

- Ja robię to w imieniu jego córki, która wreszcie uzbierała dość pieniędzy, żeby pokryć koszty zabiegu. Nie ma jej teraz w kraju i to dlatego ja załatwiam za nią te sprawy.

- Skoro to takie pilne, to wyznaczę termin od dzisiaj za tydzień. Niech ten chory przyjedzie z całą dokumentacją medyczną.

Marek podziękował i natychmiast przekazał dobre informacje Uli, a ta niezwłocznie zadzwoniła do ojca.

- Przesyłam ci tato pieniądze na zabieg. Znajomy załatwił go w prywatnej klinice. Musisz się tam stawić we wtorek w przyszłym tygodniu ze wszystkimi dokumentami z leczenia. Weź taksówkę, żeby zawiozła cię na miejsce. Poproś Marysię Szymczykową o opiekę nad dzieciakami, chociaż właściwie tylko Betti, bo Jasiek sobie poradzi. Trzeba to wreszcie załatwić, bo ty żyjesz na krawędzi. Mam nadzieję, że jak wrócę będziesz już w pełni sił.

Józef kolejny raz się rozkleił. Wiedział, że ta operacja jest dla niego szansą na lepsze życie bez bólu i cierpienia.

- Wszystko załatwię córcia. Tak bardzo jestem ci wdzięczny za twoje poświęcenie dla mnie. Pewnie urabiałaś się po łokcie, żeby uzbierać tyle pieniędzy.

- To nieważne tatusiu. Najważniejsze jest twoje zdrowie. Ja zadzwonię do ciebie w ten wtorek wieczorem. Pewnie będziesz już po pierwszych badaniach i być może będziesz wiedział czy zakwalifikują cię do zabiegu.

Po rozmowie z nim rozpłakała się głośno. Marek będący jej świadkiem przytulił Ulę do siebie podając jej jednocześnie chusteczkę.

- Nawet nie wiesz jak bardzo ci jestem wdzięczna i ile to dla mnie znaczy. Przecież to wszystko co zrobiłam było głównie dla niego, po to, żeby żył i mógł się cieszyć zdrowiem przez długie lata.

- Wiem Ula, wiem. Nie płacz. Zobaczysz, że ojciec wróci do domu jak nowonarodzony. Ta klinika ma najlepszych specjalistów w Warszawie. To oni zawsze stawiali mojego ojca na nogi. Są bardzo skuteczni.


Niedługo potem Marek dostał wezwanie na rozprawę rozwodową. Od prawnika wiedział, że pierwsza będzie polubowna i jeśli nie dojdą do porozumienia, to druga będzie rozstrzygająca. Wszystko potoczyło się bardzo szybko i to dzięki prawnikowi właśnie. Marek nie miał pojęcia jakich zaklęć użył adwokat, ale po drugiej rozprawie wyszedł z sądu jako wolny człowiek kilka dni przed porodem Uli. Paulina nie robiła mu żadnych trudności i podpisała wszystkie dokumenty. Z firmy zniknęła tuż po wyprowadzce do Alexa i to od niego dowiedział się Marek, że postanowiła wyjechać z Polski. Nie zmartwił się tym. Nie chciał mieć z tą kobietą już nic wspólnego.


ROZDZIAŁ 10


Poród zbliżał się wielkimi krokami i oboje szykowali się do niego. Ula nie chciała czekać do ostatniej chwili więc Marek postanowił, że zawiezie ją do kliniki dzień przed rozwiązaniem. Nieco wcześniej jednak przeprowadził z nią rozmowę, która miała zmienić wszystko a głównie to, żeby przestali trzymać się założeń podpisanej wcześniej umowy.

- Chciałbym ci coś zaproponować Ula i mam nadzieję, że to co zaraz usłyszysz, przyjmiesz ze zrozumieniem – zagaił siadając obok niej na kanapie w salonie. – Wiem, że umawialiśmy się na coś. Sądziłem wtedy, że to dla mnie idealne wyjście, bo wówczas ufałem jeszcze Paulinie. Teraz jednak już tak nie myślę. Uważam, że tej umowy w ogóle nie powinno być, bo sytuacja uległa zmianie. Nie chcę przez to powiedzieć, że nie dostaniesz reszty pieniędzy na jakie się umawialiśmy. Mam zamiar zapłacić ci co do grosza. Myślę jednak, że aby uniknąć chodzenia po sądach i zakładania sprawy o adopcję ze wskazaniem, można by było od razu po porodzie wpisać moje nazwisko jako ojca dziecka. Tak byłoby prościej i bez kłopotu. Poza tym wiem, że już kochasz małą nieprzytomnie i mam świadomość jak trudno będzie ci się z nią rozstać. Rozumiem to doskonale i wcale nie chcę pozbawiać cię z nią kontaktu. W ogóle najlepiej by było, gdybyś została tu ze mną na zawsze.

Jej oczy wpatrywały się w niego zdumione i miały wielkość młyńskich kół. Kompletnie ją zaskoczył tą propozycją.

- Ale jak to na zawsze…? Jako kto?

- Jako matka mojego dziecka i może w przyszłości, o ile się zgodzisz, moja żona.

Zatkało ją na amen. W życiu by się tego nie spodziewała. Ona miałaby zostać panią Dobrzańską? Owszem Marek bardzo jej się podobał. Był atrakcyjnym mężczyzną i przy tym naprawdę wrażliwym i dobrym człowiekiem. Przez cały okres ciąży opiekował się nią, poświęcał dla niej swój czas, często wbrew Paulinie, ale żeby od razu tak się deklarował? To było jakieś niedorzeczne. Poczuła jego dłoń na swojej.

- Ja wiem, że cię zaskoczyłem Ula, ale nie będę owijał w bawełnę i powiem wprost. Zakochałem się w tobie. Jesteś najmilszą, najłagodniejszą, najlepszą i najmądrzejszą osobą jaką znam. Masz coś takiego w sobie, co chwyta człowieka za serce i naprawdę wcale nie tak trudno było mi się w tobie zakochać. Będziemy mieć dziecko. Nasze wspólne, małe szczęście i byłbym najszczęśliwszym z ludzi, gdybyśmy mogli wychowywać je razem. Bardzo pragnę, żeby ta kruszynka miała normalną rodzinę. Miała mamę i tatę. Ty będziesz dla niej najlepszą matką pod słońcem. Jestem o tym przekonany. Jeśli się zgodzisz, będziemy musieli załatwić jeszcze jedną rzecz. Twój ojciec jest już w domu. Czuje się świetnie i błyskawicznie dochodzi do zdrowia. Uważam, że zasługuje na to, żeby poznać prawdę. W końcu mała będzie też jego wnuczką. Pojedziemy do niego oboje jak już ona się urodzi i opowiemy mu o wszystkim. Mam przeczucie, że wcale cię nie potępi a będzie wręcz z ciebie dumny, bo jesteś wspaniałą córką. Uważasz, że to co powiedziałem mogłoby się spełnić?

Potrząsnęła głową jakby obudziła się z ciężkiego snu. Jej oczy lśniły od łez.

- Nie wiem Marek. Naprawdę nie wiem. Nie wiem, czy jestem taka wspaniała jak mówisz i nie wiem, czy sprawdzę się jako żona i matka, chociaż rzeczywiście kocham to dziecko najmocniej na świecie. Ostatnią rzeczą jakiej bym chciała, to rozczarowanie, które mógłbyś poczuć, bo być może to co o mnie powiedziałeś to tylko twoje wyobrażenie na mój temat.

Uśmiechnął się szeroko i wytarł kciukiem łzy, które płynęły jej po policzkach.

- Nie mylę się Ula i wiem co mówię. Doskonale też wiem, co do ciebie czuję, bo trudno to pomylić z czymś innym. Ja chcę tylko, żebyśmy spróbowali być razem, żebyśmy dali sobie szansę. Może z czasem i ty do mnie poczujesz coś więcej?

- Skoro mielibyśmy być razem to ja nie mogę od ciebie wziąć tych pieniędzy. To byłoby nieuczciwe.

- Te pieniądze miały być dla twojej rodziny, pamiętasz? Miały być środkiem, który poprawi ich byt i warunki w jakich mieszkają. To był cel, który przyświecał ci jak zdecydowałaś się na ten desperacki krok. Ja pieniędzy mam dość i bardzo chętnie podzielę się nimi z twoją rodziną. Oboje zadbamy o nią, żeby już nigdy nie odczuła biedy. To nie jest nieuczciwe Ula.

- To bardzo szlachetne z twojej strony, ale uwierz mi, że wciąż czułabym się tak, jakbym sprzedała ci nasze wspólne dziecko.

- Tak miało być na początku, ale teraz nie możesz do tego podchodzić w ten sposób. To dziecko, to najwspanialszy dla mnie dar. Dar ze szczerego serca, z twojego serca, bo jest dobre i wspaniałe. Tak właśnie to odbieram. Pieniądze nie mają tu nic do rzeczy. Ty po prostu mi zaufaj, bo wiem co mówię.

Po tej rozmowie długo nie mogła zasnąć. Marek podawał jej miłość na tacy. Nie miała sumienia jej odrzucić, bo podświadomie czuła, że kiedyś ją odwzajemni. Był dobrym, spokojnym człowiekiem, który darzył ją szacunkiem i uczuciem. Miała pewność, że będzie też wspaniałym, troskliwym i opiekuńczym ojcem. To on od początku pragnął tego dziecka. Był w przeciwieństwie do Pauliny w stu procentach zaangażowany w cały proces, któremu Ula musiała się poddać. Zawsze przy niej był. Cieszył się i martwił razem z nią. - Co dalej będzie, czas pokaże – pomyślała sennie. – Marek jest wspaniały…



Tak jak wspólnie ustalili, dzień przed terminem porodu Marek zawiózł Ulę do kliniki. Miał zamiar czekać tam wraz z nią do rozwiązania, ale wybiła mu to z głowy.

- To niedorzeczne Marek. Nie wiadomo kiedy złapią mnie bóle. To może trwać całymi godzinami a krzesła na korytarzu są bardzo niewygodne. Obiecuję ci, że jak tylko się zacznie zadzwonię do ciebie, żebyś przyjechał.

- Bardzo chciałbym być przy porodzie. Chciałbym przeciąć pępowinę i usłyszeć pierwszy krzyk naszej córeczki. Nie chcę, żeby to mnie ominęło.

- Przysięgam ci, że cię nie ominie. Myślę, że tak naprawdę wszystko zacznie się jutro nie dzisiaj. Zresztą powiem lekarzowi, że chcesz być obecny na sali porodowej a on na pewno się zgodzi. Jedź do pracy. I tak więcej cię w niej nie ma niż jesteś i to z mojego powodu. Zajmij czymś głowę. Ja jestem w dobrych rękach i nic mi się nie stanie. Jak tylko poczuję pierwsze skurcze dam ci znać.

- No dobrze…, jadę w takim razie, ale to nie znaczy, że się nie będę martwił – pochylił się i po raz pierwszy ją pocałował tak naprawdę. – Trzymaj się kochanie – wyszeptał pieszczotliwie.

Wkrótce po jego wyjściu podpięto ją do maszyny monitorującej pracę serca dziecka i pobrano jej krew.

Wszystkie zabiegi znosiła cierpliwie. Nie chciała się niepotrzebnie denerwować. Wiedziała, że za kilkanaście godzin będzie miała już dziecko przy sobie, bo brzuch opadł dość nisko i mała przyjęła właściwą pozycję głową w dół. Ula czekała już tylko na pierwsze skurcze. Pojawił się też doktor Żamojda. Poprosiła go, by Marek mógł być przy porodzie.

- Bardzo mu zależy doktorze.

- No skoro tak, to może wywołamy poród wcześniej? Może dzisiaj po południu? Podamy leki na przyspieszenie akcji porodowej i jak odejdą wody zadzwoni pani do niego. Może być?

- Jak najbardziej doktorze. Bardzo dziękuję.


Wody odeszły tuż przed siedemnastą. Marek właśnie zbierał się do wyjścia z biura, kiedy rozdzwonił się jego telefon. Odebrał natychmiast widząc na wyświetlaczu „Ula”.

- Przyjeżdżaj – usłyszał jej głos. - Odeszły mi wody. Doktor przyspieszył poród. Jest szansa, że nasze dziecko urodzi się dzisiaj.

Nie zwlekał. Zanim wsiadł do samochodu zadzwonił jeszcze do rodziców informując ich, że właśnie ich wnuczka się rodzi i jeśli chcą, mogą przyjechać do kliniki.

- Ja jestem już w drodze, bo chcę być przy porodzie. Jak mnie nie będzie na korytarzu to zaczekajcie.

Wpadł na oddział, ale nie zastał już Uli w pokoju. Jakaś życzliwa pielęgniarka podała mu fartuch, kapcie, maseczkę na twarz i zaprowadziła go na salę porodową. Ula była już gotowa do porodu. Miała częste skurcze. Asystowała jej pielęgniarka i doktor Żamojda. Marek przywitał się i stanął u wezgłowia.

- Trzymasz się jakoś? – szepnął Uli do ucha.

- Trzymam, tylko jak przychodzi skurcz to bardzo boli, ale dam radę – skrzywiła się, bo nadeszła kolejna fala bólu.

- Oddychaj kochanie, oddychaj…

Nie miał pojęcia jak długo to trwało. Stracił poczucie czasu. Jedyne czego chciał, to żeby było już po wszystkim i Ula przestała cierpieć.

- Jeszcze ze dwa parcia i mała będzie z nami – usłyszał głos lekarza. – Pełna mobilizacja pani Urszulo, za chwilę będzie po wszystkim.

Zebrała się w sobie i parła ostatkiem sił ciężko dysząc.

- Mamy ją. Panie Dobrzański zapraszam. Tu są nożyczki a tu proszę ciąć.

Mimo zdenerwowania zrobił to szybko i zdecydowanie. Lekarz zgrabnie zawiązał pępowinę i wtedy usłyszeli płacz dziewczynki.

- Piękna mała. Zaraz ją umyjemy i pokażemy państwu – podał dziecko położnej. Ta wytarła je i zważyła. Lekarz dokładnie je zbadał. – Mamy zdrowego noworodka. Dziesięć w skali Apgar.

Kiedy położna położyła na piersiach Uli to krzyczące zawiniątko Ula rozpłakała się ze szczęścia. Marek pochylił się i ucałował czółko córeczki.

- Witaj na świecie kochanie – wyszeptał. – Jestem szczęśliwy – jeszcze raz ucałował dziecko i przywarł do ust Uli. – Dziękuję kochanie. Bardzo was kocham. Bardzo. Czy mała może mieć na imię Marzenka? To dlatego, że długo była tylko moim marzeniem, które właśnie się spełniło.

- Bardzo ładne imię. Marzena Dobrzańska. Idealnie.

- Przepraszam, ale musi pan teraz wyjść – przy Marku pojawiła się jedna z asystujących lekarzowi pielęgniarek. - Trzeba żonę oczyścić. Za jakieś pół godzinki przewieziemy ją wraz z małą na salę poporodową i tam będzie pan mógł porozmawiać.

Wyszedł na korytarz. Zauważył rodziców, którzy siedzieli na jego końcu. Wolnym krokiem podszedł do nich i uśmiechnął się szeroko.

- Jest piękna. Po prostu piękna. Dziesięć w skali Apgar. Ma pięćdziesiąt dwa centymetry wzrostu i trzy i pół kilo wagi. Marzena Dobrzańska.

Rodzice obstąpili go i gratulowali. Pytali o Ulę jak zniosła ten poród.

- Była bardzo dzielna. Obie były bardzo dzielne. Za chwilę pozwolą nam je zobaczyć. Jestem szczęśliwy.


ROZDZIAŁ 11

ostatni


Marek delikatnie nacisnął klamkę i uchyliwszy drzwi do sali porodowej, w której umieszczono Ulę, wsunął przez nie głowę.

- Ula? – wymówił cicho jej imię. Na jego widok uśmiechnęła się. – Możemy wejść?

- Możemy? – odpowiedziała pytaniem na pytanie.

- Są tu ze mną moi rodzice. Bardzo chcą zobaczyć małą.

- Oczywiście, niech wejdą, zapraszam.

Marek otwarł szerzej drzwi przepuszczając Helenę przodem. Za nią wszedł Krzysztof.

- Pozwól Ula, że ci przedstawię. To Helena a to Krzysztof Dobrzańscy, moi rodzice i dziadkowie Marzenki.

Ula wyciągnęła dłoń witając się z nimi.

- Bardzo mi miło poznać państwa.

- I nam jest miło Uleńko – Helena zaglądała już do łóżeczka małej. – Jest taka śliczna. Bardzo ci dziękujemy kochanie za ten cud. Od dawna marzyliśmy o wnukach.

- Będzie chyba podobna do Marka. Ma kruczoczarne włoski.

- Gratuluję synu – senior poklepał Marka po ramieniu. – To naprawdę piękne dziecko. Jesteś bardzo dzielna Ula – zwrócił się do Cieplakówny – i za to zawsze będziemy ci wdzięczni.

- Chyba już pójdziemy. Nie chcemy cię dłużej męczyć – Marek przysiadł na skraju łóżka. – Zmordowana jesteś i powinnaś wypocząć. Ja przyjadę jutro rano i dowiem się jak długo będą was tu trzymać.


Faktycznie nie trzymano Uli i dziecka w klinice. Obie były zdrowe i po trzech dniach Marek zabrał je do domu. W nim zastali seniorów, którzy wraz z synem urządzili pokoik dla wnuczki.

- To niespodzianka dla ciebie Uleńko – Helena objęła Ulę prowadząc w głąb korytarza. – Postanowiliśmy zagospodarować pokój dla małej, ten obok twojego pokoju. Mam nadzieję, że nam wybaczysz, ale nie mogliśmy się oprzeć. Spójrz – otworzyła na oścież drzwi. Ula stanęła w progu i z zachwytem lustrowała pomalowane na blady popiel z różowymi akcentami pomieszczenie. Stało w nim łóżeczko z baldachimem, przewijak, dwie urocze komódki i mnóstwo pluszaków.

- Jest piękny – wyszeptała z zachwytem. – Bardzo państwu dziękuję.

Marek wniósł nosidełko i przeniósł córkę na łóżeczko. Spała sobie smacznie posapując cichutko.

- Tu Uleńko masz wszystko, co niezbędne takiemu maluszkowi – Helena mówiąc szeptem wskazała na jedną z komód. - Są najmniejsze pampersy, śpioszki, śliniaczki, kaftaniki, smoczki i butelki do karmienia, choć myślę, że te ostatnie przydadzą się dopiero za jakiś czas.

- Tak, to prawda. Na razie karmię piersią.

- Chodźmy na kawę. Mała śpi spokojnie więc mamy trochę czasu – Marek wyszedł z pokoju kierując się do salonu. – Kupiliśmy takie urządzenia, które będą nam dawały znać jak dziecko będzie płakać – mówił do Uli. - Na razie zostawimy drzwi otwarte.


Przez pierwsze dwa miesiące Ula oswajała się z nową sytuacją. Czy to jednak była dla niej nowa sytuacja? Przecież po śmierci mamy to ona niańczyła swoją młodszą siostrę, bo też była niemowlęciem tak jak Marzenka. Ona była dość spokojna. Jadła i spała. Płakała rzadko i dawała rodzicom czas na oddech. Marek zakochany był w córce bez pamięci. Po pracy gnał do domu i pomagał Uli w opiece i pielęgnacji. Często przyjeżdżali też seniorzy Dobrzańscy. Bardzo polubili Ulę. Wiedzieli już o miłości ich syna do niej i trzymali mocno kciuki za to, żeby ten związek uprawomocnił się w urzędzie.

Kiedy Marzenka skończyła trzy miesiące Marek uznał, że powinni jechać do Rysiowa. Ula była pełna obaw. Tęskniła bardzo za swoimi bliskimi, ale drugim dominującym uczuciem był strach przed tym jak ojciec przyjmie prawdę, którą miała zamiar mu wyjawić. Marek wspierał i pocieszał.

- Będzie dobrze kochanie. Nie można w nieskończoność tego odkładać. Oni powinni wiedzieć.

Jechała do Rysiowa pełna najgorszych przeczuć chociaż z drugiej strony znała doskonale swojego ojca i wiedziała, że jest dobrym i wyrozumiałym człowiekiem.

Marek zatrzymał się przed bramą i pomógł Uli wysiąść. Wyciągnął nosidełko i ująwszy Ulę pod ramię wraz nią wszedł na podwórko. Zauważyła otwarte na oścież drzwi od garażu i od razu pomyślała, że ojciec pewnie coś majsterkuje w środku. Rzeczywiście tak było. Stał tyłem do wejścia i czyścił jakiś stary silnik. Przystanęli w progu.

- Dzień dobry tatusiu… - była tak wzruszona, że momentalnie jej policzki pokryły się słoną wilgocią. Cieplak odwrócił się a jego oczy rozszerzyły się ze zdumienia.

- Ula? Mój Boże! Ula! Wróciłaś! – podszedł do niej z rozpostartymi ramionami i zamknął ją w nich. – Dlaczego nie zadzwoniłaś? Taka niespodzianka! Moja dziewczynka kochana! Jak bardzo ja tęskniłem a dzieciaki? Szkoda gadać. Takie szczęście, takie szczęście… - dopiero teraz zauważył Marka i dziecko w nosidełku. Wypuścił Ulę z ramion i ciekawie przyjrzał się mężczyźnie.

- To tato jest mój chłopak, a to…, to jest twoja wnuczka Marzenka.

Marek uścisnął Cieplakowi dłoń.

- Od dawna pragnąłem pana poznać i bardzo się cieszę, że się wreszcie doczekałem.

Józef odwzajemnił uścisk dłoni, ale oczu nie mógł oderwać od dziecka.

- To jest moja wnuczka? Ale jak…? Kiedy…? Jest śliczna.

- To długa historia panie Józefie i jeśli ma pan chwilę, to panu opowiemy.


Siedzieli w pokoju gościnnym Cieplaków słuchając opowieści Marka, bo to on widząc Uli niepewność postanowił zrelacjonować całą prawdę. Opowiedział więc o swoim małżeństwie, o tym jak bardzo pragnął mieć dziecko, którego własna żona nie mogła mu dać. Opowiedział jak znaleźli ogłoszenie Uli i jak spotkali się z nią i doszli do porozumienia w sprawie in vitro.

- Ona zdecydowała się na ten krok z czystej desperacji. Niczego bardziej nie pragnęła jak pomóc wam wyjść z długów i zapewnić wam godne życie. Ten sposób zarobienia pieniędzy wydał jej się najszybszy. Ani ona, ani ja nie mieliśmy pojęcia, że moja żona mnie oszukuje. Nie była bezpłodna jak się później okazało, ale nie chciała mi dać dziecka ze względów czysto egoistycznych. Zanim Ula urodziła Marzenkę, ja rozwiodłem się z żoną. Przez okres pobytu w moim domu pańska córka stała mi się bardzo bliska. Jest wspaniałą osobą i wielkim szczęściem dla mnie. Pokochałem ją całym sercem. Pragnę stworzyć z nią rodzinę dla naszego dziecka.

Kiedy wyznałem Uli miłość powiedziała mi, że skoro mamy być razem nieuczciwe będzie branie ode mnie reszty pieniędzy, na które się umawialiśmy. Tłumaczyłem, że przecież te pieniądze są dla pana i dzieciaków, ale chyba nie przekonałem jej do końca. A skoro tak, mam dla was inną propozycję. Chciałbym was wszystkich zabrać do siebie przynajmniej na okres dwóch miesięcy. Mam ogromny dom i z całą pewnością pomieścimy się w nim wszyscy. W tym czasie nacieszycie się małą i Ulą a ja zajmę się waszym domem. On ewidentnie potrzebuje liftingu a właściwie generalnego remontu. Po dwóch miesiącach wrócicie do odnowionego i z pewnością wygodniejszego domu. To będzie niejako spłata długu wdzięczności jaki mam wobec pana córki.

Józef był oszołomiony tak ogromną ilością informacji i długo milczał.

- A ja myślałem, – odezwał się w końcu - że ty jesteś w Niemczech…

- Przepraszam cię za to kłamstwo tatusiu – powiedziała Ula płaczliwym głosem. – Gdybym powiedziała ci prawdę, nigdy byś się nie zgodził na to, co chciałam zrobić. Ja pragnęłam tylko, żeby żyło wam się lepiej, żebyście nie cierpieli z powodu biedy…

- Wiem, córcia, wiem… I naprawdę cię rozumiem. Poświęciłaś się dla nas... – zadrżał mu głos.

- Tylko nie płacz, proszę cię. Już dość łez. Teraz będzie tylko lepiej. Marek jest wspaniałomyślnym i najlepszym człowiekiem jakiego znam. On nam pomoże. Ty musisz tylko zgodzić się na jego propozycję.

- Zgadzam się na wszystko i bardzo dziękuję za wszystko. A teraz pokażcie mi to cudeńko – wyciągnął ręce w stronę wnuczki.


Dwa miesiące, które rodzina Cieplaków spędziła w domu Marka jawiły się im wszystkim jak najwspanialszy sen. Józef wraz z Beatką poświęcił się opiece nad Marzenką a i często Jasiek dołączał do nich. Ula dzięki temu miała więcej czasu dla siebie i Marka. Cieplakowie poznali także seniorów Dobrzańskich, którzy kilkakrotnie gościli ich w swoim domu.

Przez te dwa miesiące trwały też intensywne prace budowlane w Rysiowie. Marek nie szczędził pieniędzy. Wynajął trzy ekipy budowlane, które rozwaliły ściany powiększając przestrzeń, a tym samym unowocześniając budynek. Kiedy Cieplakowie wrócili na stare śmieci nie poznali swojego domu. Józef chodził od pokoju do pokoju i tylko cmokał z zachwytu.

- W życiu bym nie pomyślał córcia, – mówił do Uli – że spotka nas kiedyś takie szczęście. Marek jest wspaniały. Cała rodzina Dobrzańskich jest wspaniała. Naprawdę nie wiem jak my im się za to wszystko odwdzięczymy.

- Pomyślę o tym. Obiecuję – Ula uśmiechnęła się tajemniczo.


Był słoneczny, sobotni poranek. Marek obudził się dość wcześnie i zszedł na parter. Zajrzał do pokoju córki. Ona też już nie spała, ale leżała spokojnie i cicho bawiąc się zawieszonymi nad głową zabawkami. Pochylił się nad nią i wziąwszy ją na ręce ułożył na przewijaku. Zmienił jej pampers i śpioszki. Z nią na rękach wszedł do kuchni i nastawił expres do kawy. Chwilę później pojawiła się Ula.

- Już wstaliście? – zapytała jeszcze sennym głosem. Marek podszedł do niej całując ją czule.

- Pomyślałem, że zjemy śniadanie i pojedziemy w jakieś ładne miejsce. Zapowiada się pogodny dzień.

- Dobrze. Na wszystko się zgadzam. Daj mi chwilkę. Pójdę się umyć i nakarmię Marzenkę. Potem zrobię śniadanie.

To śniadanie było wyjątkowe. Wyjątkowe dlatego, że Marek runął przed Ulą na kolana i wyciągnąwszy dłoń, na której spoczywał piękny pierścionek, poprosił ją o rękę.

- Wiesz jak bardzo cię kocham i wiesz też jak bardzo pragnę się przy tobie zestarzeć. Nie chcę już dłużej czekać. Chcę, żebyśmy stali się prawdziwą rodziną dla siebie i dla naszej córki. Nie odwlekajmy tego i pobierzmy się jak najszybciej. Zostaniesz moją żoną?

- Zostanę. Ja też bardzo cię kocham.

Wzruszony wsunął jej pierścionek na palec. Po raz pierwszy wyznała mu, że odwzajemnia jego miłość. Był naprawdę szczęśliwy. Długi, namiętny pocałunek przypieczętował te zaręczyny.

Od tego momentu sprawy potoczyły się bardzo szybko. Marek działał jak nakręcony. Ula chciała skromne przyjęcie więc nawet nie zamawiał sali. Postanowił, że urządzą wesele w domu. Miejsca było dość a gości naliczyli niewielu. Ze strony Marka tylko rodzice, mistrz Pshemko, firmowy guru mody i najbliższy przyjaciel Sebastian z dziewczyną. Oni mieli pełnić rolę świadków. Ze strony Uli tylko ojciec, rodzeństwo i Szymczykowie. Zapowiadała się więc impreza całkowicie kameralna. W Baccaro zamówili catering i dwóch kelnerów, którzy mieli obsługiwać przyjęcie.

Ślub zawarli w Urzędzie Stanu Cywilnego. Z oczywistych względów nie mógł odbyć się kościelny, bo Marek był przecież rozwodnikiem. Mimo to i tak było uroczyście i podniośle. Państwo młodzi złożyli sobie przysięgę a po uroczystości bawili się wraz ze swoimi gośćmi niemal do białego rana.

Kiedy zmęczeni znaleźli się w małżeńskiej sypialni Marek podszedł do żony i rozplótłszy jej włosy przytulił ją. do siebie.

- Jestem najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi, bo mam ciebie i Marzenkę. Chciałbym mieć jeszcze przynajmniej jedno dziecko, ale już nie z in vitro, ale z miłości do ciebie.

- Będziemy mieć tyle dzieci, ile tylko zechcesz – wyszeptała mu w usta – i wszystkie zostaną poczęte z miłości.

Szybko pozbawił ją i siebie ubrań. Nagą ułożył na łóżku podziwiając jej nieskazitelną figurę, której nie zniszczyła ciąża.

- Jesteś taka piękna – szeptał między jednym pocałunkiem a drugim. Rozsiewał je po całym jej ciele rozpalając w niej pożądanie. Wszedł w nią ostrożnie i przez chwilę mościł się w niej. Westchnęła i zaczęła się poruszać. Podjął rytm. Ten akt trwał długo i był pełen pasji, miłości i wielkiej namiętności. Kiedy poczuł, że drży i pulsuje sam doszedł wypełniając ją swoim nasieniem. Otworzyła oczy. Były pełne łez.

- Bardzo cię kocham – powiedziała cicho. – To było wspaniałe, piękne i o wiele przyjemniejsze niż in vitro.

Uśmiechnął się uszczęśliwiony i przylgnąwszy do jej ust całował je długo i pożądliwie.


K O N I E C

49 wyświetleń0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

Comentarios


bottom of page