top of page
Szukaj
Zdjęcie autoragoniasz2

ZAPOMNIEĆ - rozdziały: 1, 2, 3, 4

Moi drodzy

To opowiadanie jest kontynuacją short story napisanej przez Biedronkę i opublikowanej na streemo BrzydUli. Za zgodą autorki podjęłam się rozwinięcia tej historii i mam nadzieję, że przyjmiecie ją pozytywnie.

Przyjemnego czytania.

ZAPOMNIEĆ

ROZDZIAŁ 1


To był ten moment kiedy czułem cały świat,

a cały świat zapomniał o mnie.

To był ten moment,

kiedy byłaś blisko tak,

tak blisko jak gasnący płomień


Nie zawsze układamy swoje życie tak jak byśmy tego chcieli. Czasem wszystko układa się zupełnie na odwrót. Codziennie patrząc w lustro plujesz sobie w twarz, że mogłeś zrobić wszystko inaczej, a teraz już nie ma odwrotu. Jesteś z kobietą, której nie kochasz... Uderzasz głową w mur. Codziennie udajesz przed całym światem, że jesteś szczęśliwy, a tak naprawdę to tylko pozory. Masz ochotę uciec. Tylko dokąd?


Słowa są puste, kiedy słyszysz ich dźwięk,

cisza bezduszna echo dni,

za każdym lustrem czai się zimny cień,

zaklęci w środku, inna ja, inny ty…


Był piękny majowy wieczór. Marek Dobrzański jak zwykle był zapracowany. No może nie jak zwykle, bo jakieś dziesięć lat temu nikt nie podejrzewałby go o pracoholizm. Wtedy był kimś zupełnie innym. Tak, zmienił się. Z kobieciarza, bawidamka i wiecznego chłopca stał się statecznym, odpowiedzialnym facetem. Na jego głowie pojawiły się pierwsze kosmyki siwych włosów. Praca była jedyną ucieczką. Tak naprawdę praca stała się sensem jego życia.

W gabinecie rozległ się dzwonek telefonu. Spojrzał na wyświetlacz. „Paulina”. Odebrał.

- Słucham.

- Kiedy będziesz ? Czekam z kolacją.

- Mam jeszcze trochę pracy. Nie czekaj na mnie. Będę późno.

- Marek powinieneś odpocząć. Jesteś przemęczony - mówiła spokojnie. Wiedziała, że nie ma sensu się z nim kłócić. On i tak zawsze stawiał na swoim.

- No dobrze…, może masz rację, będę o dwudziestej OK?

- Dobrze, czekam. Kocham cię.

- Ja ciebie też.

Te słowa piekły jak ogień. Przecież jej nie kochał. Szanował ją, ale nie kochał. Już nie zdradzał. Starał się jej nie ranić. Paula bardzo się zmieniła, a przynajmniej sprawiała takie wrażenie. Starała się być dobrą żoną. Przestała go kontrolować, ufała mu.

Jakieś dziewięć lat temu wrócili z Włoch. Potem wzięli ślub i zaczęli wszystko od początku. Mieli piękny dom z ogrodem na obrzeżach Warszawy. Nie mieli dzieci, chociaż oboje bardzo chcieli je mieć, ale nie udało się. Paula była bezpłodna. Nie miał do niej żalu. Widocznie dzieci nie były im pisane. Dogadywali się. Prowadzili wspólnie firmę. Tak naprawdę to jej poświęcali cały swój czas. Chyba byli przyjaciółmi. Dbali o siebie nawzajem. Starali się być dla siebie oparciem, chociaż nie darzyli się miłością. Odłożył słuchawkę.


Choć dalej zabawa trwa,

kapela do tańca gra,

żyję znów mocniejszy o mój ból,

jestem tu.

Choć inny ktoś przy mnie jest,

zapomnieć wciąż uczę się.

Idę sam mocniejszy z każdym dniem. Budzę się.


Czasem wracał do wspomnień, do wydarzeń sprzed dziesięciu lat. Czasem zastanawiał się, co by było, gdyby wtedy pojawił się na pokazie FD Gusto, gdyby zrezygnował z wjazdu z Pauliną, gdyby powiedział Uli o swoim uczuciu, które przecież tak naprawdę nigdy nie wygasło. Tak, kochał ją. Nigdy nie przestał. Może teraz tworzyliby szczęśliwe małżeństwo? Na pewno byliby szczęśliwi. Cóż…, nigdy się tego nie dowie… Miewał takie momenty, gdy zastanawiał się jak potoczyło się jej życie. Czy jest szczęśliwa? Jak teraz wygląda? Ula zawszę będzie zajmowała szczególne miejsce w jego sercu. Była kobietą jego życia. Miłością jego życia. Nie szukał jej, nie chciał ranić Pauliny. A może nie miał odwagi jej szukać? Zresztą, co miałby jej powiedzieć? „Cześć pamiętasz mnie? Kocham cię”. Bez sensu.


Zapomnij o mnie

jak zapomnieć można sen,

ten pierwszy sen w nieznanym miejscu.

Daj mi żyć,

żebym nie czuł myśli twych,

myśli co tkwią wciąż w moim sercu



Biegała. Zawsze lubiła biegać. Wyrobiła w sobie ten nawyk. Bieganie pozwalało zostać sam na sam z myślami. Uważała te chwile za rodzaj medytacji, właśnie dlatego wolała uprawiać ten sport samotnie. Nigdy nie mogła zrozumieć, dlaczego inni lubią to robić w grupie.

Była szczęśliwa, że nie ma z nią Krystiana, chociaż bardzo go kochała. Każda matka potrzebuje czasem oddechu. Cieszyła się, że w okresie wakacji będzie miała spokój.

Trzy dni temu zawiozła syna na stację. Miał odwiedzić w Gdańsku swojego ojca, a jej byłego męża. Dopiero gdy zwróciła mu uwagę, Krystian uświadomił sobie, że ani się do niej nie przytulił, ani nie pocałował jej na pożegnanie.

- Przepraszam mamo- powiedział. – Kocham cię. Nie tęsknij za mną za bardzo, dobrze?

Nie czuła do niego żalu, że niewiele brakowało, by o niej zapomniał. Miał osiem lat i był w takim wieku, kiedy publiczne przytulanie się czy całowanie mamy uważa się za obciach.

Od czasu rozwodu przed trzema laty utrzymywała z Piotrem poprawne stosunki i chociaż okazał się nie najlepszym mężem, był bardzo dobrym ojcem dla Krystiana. On zachwycał się odwiedzinami u ojca, a ona cieszyła się razem z nim.

Zaczęła się zastanawiać jak spędzić resztę dnia. Pewnie przeczyta jedną z książek, które czekają na nią od roku. Jakoś nigdy nie miała zbyt wiele czasu dla siebie. Zajmowała poważne stanowisko w dużej firmie. Była dyrektorem finansowym. Pracowała pod ciągłą presją terminów, a w domu też było zawsze sporo pracy. Talerze do pozmywania, pranie, sprzątanie, odrabiane lekcji z Krystianem… Czasem brakowało jej męskiego oparcia.

Minęły już trzy lata od czasu rozwodu. Nie znienawidziła Piotra za to co zrobił, ale straciła do niego szacunek. Nie potrafiłaby z nim żyć wiedząc o zdradzie bez względu na to, czy była to jedna noc, czy długotrwały romans. To, że nie ożenił się z kobietą, z którą zdradzał ją przez dwa lata, nie poprawiło jej samopoczucia. Utrata zaufania okazała się bezpowrotna. Ona została w Warszawie, a on wyjechał do swojego rodzinnego Gdańska, gdzie szybko znalazł pracę w szpitalu.

Od czasu rozwodu była na kilku randkach, ale jakoś żadna nie kończyła się udanie. Była atrakcyjną kobietą. Podobała się sobie. Miała ciemno brązowe włosy obcięte do ramion i szczupłą sylwetkę. Lubiła dbać o siebie. Chodziła do fryzjera i kosmetyczki, ale najbardziej lubiła zakupy. Sentyment do ubrań pozostał jeszcze z czasów młodości. Nie czuła się staro. Nadal marzyła o tym, by się zakochać, by ktoś wziął ją w ramiona i sprawił, że poczułaby się najważniejsza na świecie. Czasem tęskniła za Piotrem. Od rozstania z nim nie była z żadnym mężczyzną. Tęskniła za bliskością fizyczną. Niby znalezienie kogoś do łóżka dla atrakcyjnej kobiety nie było niczym trudnym, ale po prostu nie było to w jej stylu. Seks był zbyt ważny, by uprawiać go z byle kim, z pierwszym lepszym facetem.

Czasem wracała myślami do swojej wielkiej miłości. Tą miłością wcale nie był Piotr, ale Marek. Uśmiechała się do wspomnień. Ten romans sprzed dziesięciu lat był czymś szczególnym i mimo, że Marek bardzo ją skrzywdził, zawsze będzie dla niej kimś ważnym. To on nauczył ją kochać. Pokazał jak to jest być z mężczyzną. To dzięki niemu uwierzyła w siebie. Z perspektywy czasu niczego nie żałowała, nie żałowała tego, że zakochała się w Marku, nie żałowała, że miała z nim romans. Chociaż nie… Jednej rzeczy żałowała, żałowała, że po rozstaniu nie była z nim szczera, że nie powiedziała, że go kocha.


Biegała chyba ze dwie godziny. Taki wycisk był jej potrzebny. Od razu, gdy wróciła do mieszkania wzięła zimny prysznic. Nalała sobie kieliszek wina i włączyła muzykę. Gdy pokój wypełnił się dźwiękami jazzu, przejrzała pocztę. Jak zwykle były to głównie rachunki więc odłożyła je na później.

Na automatycznej sekretarce nagrano osiem wiadomości. Dwie z nich od mężczyzn, z którymi kiedyś się spotkała. Prosili o telefon, gdyby znalazła wolną chwilę. Zastanowiła się krótko, potem doszła do wniosku, że do nich nie odzwoni. Żaden z nich jej nie pociągał i nie miała ochoty spotykać się z nimi tylko dlatego, że była wolna. Wysłuchała wiadomość od siostry. Pomyślała, że powinna do niej zadzwonić w tygodniu.

Bez Krystiana dom wydawał się pusty i cichy. Na pocieszenie mogła sobie powiedzieć, że miło jest przyjść do domu i sprzątać tylko po sobie. Jej życie nie ułożyło się tak jak sobie to wymarzyła. Zawsze marzyła o dużej rodzinie, kochającym mężu i pięknym domu z ogródkiem. Wszystko ułożyło się zupełnie inaczej. Była rozwódką samotnie wychowującą dziecko, mieszkającą w centrum Warszawy. Szczerze powiedziawszy, to nie udało jej się spełnić żadnego z marzeń.


Poszła do łóżka i sięgnęła po jakąś powieść. Czytała szybko nie odrywając oczu. Zaliczyła prawie sto stron. Poczuła zmęczenie i zamknęła oczy. Śniło jej się, że spaceruje pustą plażą, ale nie wiedziała jak się tam znalazła.


W poniedziałek miała mnóstwo pracy. Poprosiła, by nie łączono do niej żadnych rozmów. Siedziała już nad raportem jakieś sześć godzin. Prawie kończyła. Była profesjonalistką. Lubiła oddawać wszystko w terminie. Poczuła głód i postanowiła zjeść coś na mieście. Nie chciało jej się gotować tylko dla siebie. Potem będzie musiała jeszcze wrócić do firmy, aby przygotować się na spotkanie, które miała zaplanowane na jutro. Nie chciała być niczym zaskoczona.

Siedziała przy stoliku w restauracji i nie mogła się zdecydować, jakie danie zamówić. Wszystkie nazwy potraw brzmiały jakoś obco. Rzadko jadała w takich miejscach. Była zwolenniczką kuchni domowej. Przynajmniej miała pewność, że jej syn je zdrowy posiłek. Dzieci w jego wieku muszą się zdrowo odżywiać. Postanowiła zadzwonić do Krystiana. Wybrała numer i po chwili usłyszała jego głos.

- Cześć, mamo!

- Witaj kochanie. Co dzisiaj robiłeś z tatą?

- Byliśmy na plaży. Jest super. Tata uczy mnie pływać.

- Bardzo się cieszę, że dobrze się bawisz.

- A ty pewnie w pracy ?

- A tu cię zaskoczę. Wyszłam coś zjeść na mieście.

- Ty na mieście!? Mamo nie poznaję cię - śmiał się do telefonu. - Przecież to niezdrowo. Jak wrócę, to będę musiał sobie z tobą poważnie porozmawiać - mówił udawanym, poważnym tonem.

- Jak ty mówisz do matki, co? - śmiała się do telefonu.

- Mamo?

- Słucham.

- Szkoda, że nie ma cię tu z nami.

- Skarbie, przecież wiesz...

- No wiem, wiem... Już nigdy nie będzie tak jak kiedyś, szkoda.

Przez chwilę zapadła cisza w słuchawce. Nie wiedziała co powiedzieć.

- Mamuś ja muszę kończyć, tata woła mnie na obiad.

- Smacznego... Uważaj na siebie.

- Mamo, nie jestem już dzieckiem.

- Wiem, tylko obiecaj to staroświeckiej matce.

- Dobrze, obiecuję.

- Trzymam za słowo. Pozdrów tatę. Pa.

- Pa.


Do gabinetu Marka wszedł Sebastian.

- Cześć Stary, Violi nie będzie dziś w pracy. Bliźniaki znowu chore. Trzeci raz w tym miesiącu. Mam dość!

- Takie uroki ojcostwa – śmiał się Marek. - Jak to mówią, kto ma pszczoły ten ma miód, kto ma dzieci ten ma...

- Dobra, nie kończ! Zawsze można liczyć na słowo wsparcia od najlepszego kumpla – powiedział z sarkazmem.

- A tak poważnie to może chcesz wziąć wolne? Pomożesz Violce.

- Viola świetnie sobie radzi. Ja wolę zostać w pracy. Tu przynajmniej mam chwilę spokoju.

- W takim razie co to za pogawędki w trakcie pracy?! Panie dyrektorze proszę zabierać się do roboty, bo jak nie to polecę po pensji – mówił Marek ze śmiechem.

- Ostatnio zrobiłeś się strasznym służbistą.

Po wyjściu przyjaciela Marek wszedł na jakiś portal ekonomiczny. Przejrzał kilka artykułów, potem chwilę popracował. Jakoś nie mógł się skupić i poczuł głód. Postanowił iść na lunch do ulubionej knajpy. Usiadł przy jednym ze stolików i rozejrzał się za kartą. Zamiast niej zobaczył plik jakichś dokumentów. Sięgnął po nie i przebiegł wzrokiem po tekście. Nerwowo przełknął ślinę. – To niemożliwe… - Nie mógł uwierzyć własnym oczom. Dokumenty należały do niejakiej Urszuli Cieplak – Sosnowskiej zamieszkałej przy ulicy Adama Mickiewicza osiemdziesiąt sześć, mieszkania dziesięć.


ROZDZIAŁ 2


Krystian siedział na tylnym siedzeniu samochodu i spał ukołysany cichą, spokojną melodią dochodzącą z samochodowego radia. Byli w drodze do Warszawy. To były fantastyczne wakacje. Taki męski wypad. Spędzili razem dwa tygodnie, ale wszystko co dobre kiedyś się kończy. Podróż trwała bardzo długo i zmęczyła chłopca. Było już ciemno kiedy wjeżdżali na most Poniatowskiego. Piotr zerknął w lusterko nad głową i uśmiechnął się na widok śpiącego syna. Po chwili znów spojrzał na drogę i wtedy zobaczył jadący z dużą prędkością wprost na niego samochód. Było już jednak za późno na wykonanie jakiegoś manewru, żeby uniknąć zderzenia. Zarejestrował tylko błysk świateł i porażającą oczy błyskawicę zmierzającą prosto na niego. Rozległ się przerażający, potworny huk, głośne tarcie metalu o metal i wreszcie eksplozja szkła. To był prawdziwy Armagedon. W ciągu ułamków sekund samochody zderzyły się i zawirowały wokół siebie jak szalone. Nadjeżdżające z obu stron inne pojazdy dokonywały wprost cudów, aby się z nimi nie zderzyć. Przeraźliwy ryk klaksonów, pisk opon, dźwięk eksplozji, straszliwy hałas ocierających się o siebie blach i w końcu przeciągłe wycie syren. Ludzie opuściwszy swoje auta biegli w stronę tych dwóch złączonych ze sobą w śmiertelnym uścisku. Wydawało się zupełnie nieprawdopodobne, aby ktokolwiek mógł to przeżyć.


Czekała na Krystiana. Dzisiaj miał wrócić z wakacji. Specjalnie dla niego upiekła ciasto czekoladowe, które tak bardzo lubił. W telewizji leciał jakiś nudny film. Nagle rozległ się dzwonek do drzwi. Ucieszona zerwała się z kanapy sądząc, że za chwilę uściska swojego jedynaka. Otworzyła i stanęła jak wryta.

- Marek? – wyjąkała zdziwiona. Poznała go od razu.

- Ula?

- Co ty tu…? - z trudnością kleiła zdania.

- Znalazłem twoje dokumenty i pomyślałem..., nieważne… - podał jej teczkę. - Chyba nie powinienem tu przychodzić. Pójdę już.

- Marek nie wygłupiaj się. Wejdź. Chyba możemy porozmawiać i napić się herbaty. Nie widzieliśmy się tyle lat.

Nie mogła uwierzyć. W jej salonie siedział Marek Dobrzański. Był ostatnią osobą, którą spodziewała się dzisiaj spotkać. Wniosła dwie herbaty.

- Może to głupio zabrzmi, ale pięknie wyglądasz – uśmiechnął się do niej z sympatią.

- Dziękuję - odparła z uśmiechem. - Opowiadaj co u ciebie?

- Szczerze? To chyba nie jest najlepszy temat do rozmowy.

Na chwilę zapadło milczenie. Ani jedno ani drugie nie wiedziało co powiedzieć. Niezręczna była ta cisza. Za oknem szalał wiatr. Zanosiło się na burzę. Nagle ich milczenie przerwał dzwonek telefonu.

- Przepraszam odbiorę - spojrzała na wyświetlacz telefonu. Nie znała tego numeru. – Słucham.

- Czy rozmawiam z panią Urszulą Cieplak - Sosnowską?

- Tak. Kto mówi? - Jakieś złowrogie przeczucie nagle ścisnęło jej serce.

- Dzwonię ze Szpitala Wojewódzkiego przy Grodzkiej. Pani syn miał wypadek.

- O mój Boże… - nagle zdjął ją paniczny strach. - Czy żyje?

- Tak, ale cały czas jest nieprzytomny. Jego obrażenia są bardzo poważne.

- O Boże... O Boże... Co to za wypadek?

- Czołowa kolizja na moście Poniatowskiego przy wjeździe do Warszawy. Zostali uderzeni przez nadjeżdżający z przeciwległej strony samochód.

- A kierowca?

-Zginął na miejscu. Nie mogliśmy nic zrobić. - Poczuła ukłucie w sercu. Piotr był częścią jej życia, a teraz… Nie mogła w to uwierzyć. Jedna chwila. - Proszę jak najszybciej przyjechać do szpitala .

- Oczywiście, będę jak najszybciej - z ciężkim sercem odłożyła telefon. Pobladła na twarzy.

- Ula, co się stało?

- Mój syn..., on miał wypadek. Czołowe zderzenie. Jego stan jest krytyczny. Przepraszam cię bardzo, ale muszę pojechać do szpitala... Gdzie są moje kluczyki do samochodu? – mówiła do siebie.

- Wszystko będzie dobrze..., uwierz mi. Uspokój się. Wszystko się zaraz wyjaśni. Z pewnością nie jest aż tak źle. Musisz się opanować - mówił spokojnie. - Pojadę z tobą. Nie powinnaś prowadzić, jesteś zdenerwowana.

- Może masz rację, ale pospieszmy się.


Szpital znajdował się w odległości ośmiu minut jazdy od jej domu. Marek błyskawicznie zaparkował samochód i biegiem ruszyli w stronę budynku.

Oddział przyjęć lśnił od świateł. Ludzie bez przerwy przemieszczali się tam i z powrotem, a w korytarzu siedziało z pół tuzina osób w oczekiwaniu na swoją kolejkę. Jakaś ciężarna kobieta przeszła z wyrazem cierpienia na twarzy mocno wsparta na ramieniu męża. Ulę interesowało tylko jedno. Chciała zobaczyć swojego synka, swoje ukochane dziecko.

Podeszła do stanowiska recepcyjnego i zapytała pielęgniarkę, gdzie może znaleźć syna. Twarz kobiety natomiast spoważniała. Miała ładne rysy twarzy i sympatyczny wyraz oczu, w których widać było wiele życzliwości i współczucia. Ula była śmiertelnie blada i całe jej ciało drżało jak w febrze.

- Pani jest jego matką?

Skinęła głową czując, że jeszcze bardziej dygota.

- Czy on…, czy on...

- Żyje. - Nogi ugięły się pod nią i gdyby nie Marek, który stał obok i podtrzymywał ją, z pewnością osunęłaby się na ziemię. - Stan pani syna jest ciężki. Odniósł bardzo poważne obrażenia głowy. Właśnie jest przy nim nasz zespół neurochirurgów. Czekamy na ordynatora. Kiedy przyjdzie, będziemy mogli powiedzieć pani coś więcej. Na razie jakoś się trzyma. Kierowca pojazdu zginął na miejscu.

Wszystkie te informacje kłębiły jej się w głowie. Nie potrafiła poskładać myśli. Marek poprowadził ją do krzesła i pomógł jej usiąść. Było tak, jakby w ułamku sekundy zwalił jej się na głowę świat. Łzy natychmiast napłynęły strumieniem do oczu, kiedy usiłowała zrozumieć to, co do niej mówiła tamta kobieta. Neurochirurdzy..., zespół neurochirurgów..., jest bardzo poważnie. Chciała, żeby to wszystko okazało się żartem, albo złym snem. Marek stał obok niej. Chciał jakoś jej pomóc, ale był kompletnie bezradny.

- Ula, tak mi przykro... - ujął jej dłoń i przez chwilę mocno tulił w swoich. - Musisz wierzyć, że wszystko będzie w porządku.

- A jeśli nie będzie? - Była mu ogromnie wdzięczna, że jest tu z nią, że nie jest sama.

- Nie płacz... Spróbuj nie myśleć o najgorszym.

- Jak mogę nie myśleć? Jak możesz tak mówić? - wyrwała rękę i zaczęła

szlochać. - Przecież on może umrzeć.

Podszedł do nich jakiś reporter. Obserwował ich przez pewien czas, kiedy

rozmawiali.

- Czy pani jest matką chłopca, który miał dzisiaj wypadek? - zapytał wprost i stanął tuż obok niej bacznie jej się przyglądając.

- Tak… - zupełnie nie zdawała sobie sprawy kim był ten człowiek. Przez sekundę myślała nawet, że to lekarz. Przerażona podniosła na niego wzrok podczas gdy Marek obserwował go z nieskrywaną nieufnością.

- Co z Krystianem? - zapytał tak, jakby go dobrze znał. Dowiedział się jego imienia od pielęgniarki.

- Nie wiem... Myślałam, że to pan będzie wiedział… - zauważyła plakietkę z nazwiskiem i fotografią. - Czego pan ode mnie chce? - Wyglądała na zakłopotaną i przerażoną bezceremonialnością natręta.

- Chciałem się jedynie dowiedzieć jak się pani czuje? Co z Krystianem? Czy dobrze? Pani znała Piotra Sosnowskiego? Jaki on był? A może sądzi pani, że...

Naciskał tak mocno na Ulę, że zdenerwowany Marek w końcu postanowił przerwać tę lawinę pytań.

- Nie sądzę, aby to był czas... - Marek zrobił krok w jego kierunku, lecz młody reporter jakby tego nie zauważył.

- Czy pani wie, że drugi kierowca był pijany? - powiedział wyraźnie ją prowokując. - I co pani na to?

Jej oczy bardziej się powiększyły, gdy go słuchała. Do czego ten mężczyzna zmierzał? Czyżby chciał doprowadzić ją do szaleństwa? Jakie to miało znaczenie, kim był ten drugi kierowca. Czy ten człowiek był w takim samym stopniu szalony, jak zdawał się być nieczuły? Spojrzała bezradnie na Marka i zauważyła, że wyraźnie zirytowały go pytania reportera.

- O co panu chodzi? - wstała. Jej spojrzenie było pełne nienawiści. - Mój syn jest umierający - tak mocno łkała, że z trudnością wymawiała te słowa. - Niech pan nas zostawi w spokoju. Jestem pewna, że policja zrobiła wszystko, co należało. Dlaczego pan to robi? Dlaczego sprawia nam pan tyle przykrości? Czy nie zdaje pan sobie sprawy z tego, co pan robi? - usiadła i ukryła twarz w dłoniach, gdy Marek wkroczył między nią a natręta. Złapał go za klapy skórzanej kurtki i wysyczał.

- A teraz zostaw nas. Wynoś się! Nie masz prawa robić czegoś takiego! - ryknął, chcąc by jego głos zabrzmiał jak ostrzeżenie, ale podobnie jak głos Uli, jego również wyraźnie się łamał.

- Jak najbardziej mam prawo. Społeczeństwo ma prawo wiedzieć o takich faktach.

- A co to ma za znaczenie? - spytał Marek ze złością. Co ci ludzie tu robią? To nie ma nic wspólnego ani z prawdą, ani z troską o społeczeństwo i o jego prawa. Wiele wspólnego ma natomiast z wietrzeniem niezdrowej sensacji, złym wychowaniem i zadawaniem pytań ludziom, którzy i tak już strasznie cierpią.

- Szukam prawdy, to wszystko - powiedział obojętnym tonem, po czym wolno odszedł, aby porozmawiać z kimś innym.

Marek był wciąż oburzony zachowaniem tego człowieka, jego niezwykłym tupetem, brakiem wrażliwości, złymi manierami i insynuacjami, które miały ich rozwścieczyć. To było obrzydliwe. Oboje długo nie mogli dojść do siebie.

- Ula mogę zadać ci pytanie? - Skinęła głową na znak zgody. - Ja wiem, że to nie moja sprawa, ale dlaczego Piotr prowadził samochód? On jest twoim mężem?

- Byłym..., byłym mężem. Piotr jest…, to znaczy był ojcem Krystiana. Oni byli bardzo ze sobą związani, mieli świetny kontakt. Krystian ciężko przeżył nasz rozwód, a my to znaczy ja i Piotr zostaliśmy przyjaciółmi. Nie chcieliśmy prowadzić wojny. Bo to przecież bez sensu... Teraz nie ma już Piotra, a Krystian...


Minęła kolejna godzina, kiedy pielęgniarka znowu do niej podeszła. Przekazała, że neurochirurdzy gotowi są spotkać się z nią.

- Mogę zobaczyć Krystiana?

- Za chwilę. Najpierw lekarze chcieliby zobaczyć się z panią, aby wyjaśnić, w jakim stanie znajduje się pani syn.

Przynajmniej wciąż jeszcze mogli jej coś wyjaśnić. Lecz kiedy podniosła się, Marek spojrzał na nią z niepokojem. Znali się od dawna.

- Czy chcesz, żebym poszedł z tobą? - zapytał.

Zawahała się, po czym skinęła głową. Bardzo się bała tego, co zamierzali jej powiedzieć, ale jeszcze bardziej obawiała się chwili, kiedy ujrzy syna, chociaż bardzo chciała go zobaczyć.

- Naprawdę mógłbyś? – wyszeptała, kiedy ruszyli wzdłuż korytarza do gabinetu, w którym czekali na nich lekarze.

- Nie bądź niemądra – powiedział przyspieszając kroku.

Na tym kończy się tekst Biedronki


Idąca przed nimi pielęgniarka zatrzymała się przed obitymi pikowanym, brązowym skajem drzwiami. Przekręciła gałkę i przepuściła ich przodem.

- Proszę wejść – powiedziała zamykając za nimi drzwi. W sporym pomieszczeniu siedziało czterech lekarzy. Ula przedstawiła siebie i Marka. Starszy mężczyzna w białym kitlu podszedł do nich z wyciągniętą dłonią.

- Witam państwa. Nazywam się Błażej Wilk. Jestem neurochirurgiem i ordynatorem oddziału. To profesor Leszek Wawrzecki, również neurochirurg i to bardzo wybitny, którego ściągnęliśmy na konsultacje wraz z siedzącym obok doktorem Rafałem Czerwińskim. Ostatni z lekarzy to anestezjolog doktor Michał Curyłło. Proszę spocząć – wskazał dłonią dwa fotele. – Przejdę od razu do rzeczy, bo mamy mało czasu. Zwołałem to konsylium w celu oceny zdrowia pani syna i uzgodnienia, jakie kroki winniśmy podjąć, żeby przywrócić mu wszystkie funkcje życiowe i motoryczne jakie posiadał do tej pory. Sytuacja jest o tyle skomplikowana, że mamy do czynienia z wieloma uszkodzeniami czaszki i rezultat takiej operacji jest bardzo niepewny. O jednym jesteśmy przekonani w stu procentach, a mianowicie, że taką operację należy wykonać jak najszybciej i potrzebujemy na to pani zgody.


ROZDZIAŁ 3


Siedziała załamana a na jej dłonie kapały łzy. Z rozpaczą w oczach spojrzała na ordynatora.

- Oczywiście podpiszę taką zgodę. Nie traćcie czasu, proszę… Uratujcie go. Tylko jego mam…

Ordynator podsunął jej stosowne dokumenty i pokazał, w których miejscach ma podpisać. Kiedy to zrobiła oddał je jednemu z neurochirurgów mówiąc:

- Zacznijcie działać. Ja za chwilę do was dołączę.

Wszyscy lekarze wyszli z gabinetu, a Wilk usiadł obok Uli.

- Chciałem państwu wyjaśnić jakie obrażenia ma syn i jakie mogą wyniknąć z nich konsekwencje. Nie będę ukrywał, że stan jest bardzo poważny a operacja będzie trwała wiele godzin. Musicie być na to przygotowani. Ten wypadek spowodował u chłopca stłuczenie mózgu. Przez jakiś czas był nieprzytomny, ale kiedy odzyskał świadomość okazało się, że jest mocno splątany i zdezorientowany. Ewidentnie nastąpiły zaburzenia funkcji intelektualnych. Nie kontrolował też odruchów. Te wszystkie czynniki doprowadziły do obrzęku mózgu i to dlatego czas jest tu tak bardzo ważny, bo koniecznie musimy ten mózg odbarczyć. On na przemian traci i odzyskuje przytomność, ale na krótko. To nie wróży dobrze, bo już spowodowało opadnięcie powieki i rozszerzenie źrenicy prawego oka, zaburzenia mowy i lekki niedowład kończyn. To niestety nie wszystko. Rezonans wykazał co najmniej dwa krwiaki nad i podtwardówkowy, które wywołały wzrost ciśnienia wewnątrzczaszkowego. Mam nadzieję, że zdążymy je zoperować zanim dojdzie do wklinowania, czyli niekorzystnego przesunięcia się mózgu, a co za tym idzie uciskania jego ważnych obszarów.

Skala obrażeń głowy syna świadczy o tym, że energia urazu była bardzo duża w momencie wypadku. Chłopiec ma tylko osiem lat i nie wiadomo jak zniesie tak ciężki zabieg. Ja mogę państwa zapewnić, że zrobimy wszystko co możliwe, żeby uratować mu życie. Operacja potrwa jakieś sześć do siedmiu godzin. Proszę odpocząć przez ten czas i wrócić do domu. Po zabiegu będę mógł powiedzieć znacznie więcej.

Wyszli z gabinetu ordynatora. Ula jakby zapadła się w sobie. Była tak roztrzęsiona, że ledwo mogła ustać na nogach. Marek objął ją wpół i podprowadził do stojących w rzędzie krzeseł. Usiadła a on podszedł do stojącego obok automatu z kawą i po chwili podał jej gorący płyn.

-Proszę Ula, może pozwoli ci się nieco uspokoić. Wypijemy i zawiozę cię do domu.

- Nigdzie się stąd nie ruszam. Nigdzie. Moje dziecko walczy o życie. Myślisz, że mogłabym jechać do domu i spokojnie czekać tam na wynik operacji? Zostaję, ale ty nie musisz tu ze mną siedzieć. Dziękuję ci, że towarzyszyłeś mi przez cały ten czas. To już chyba nie jest konieczne. Poradzę sobie, a ty wracaj do domu i odpocznij.

Trochę zabolały go jej słowa, a z drugiej strony dobrze ją rozumiał. Wcale nie chciał wracać do domu. Coraz częściej nie chciał i to wcale nie dlatego, że Paulina robiła mu jakieś sceny zazdrości. Nie robiła. Już dawno zrozumiała, że warunkiem udanego małżeństwa jest zgoda i życie bez awantur. Ich małżeństwo i tak było dalekie od ideału, a ona wciąż miała wrażenie, że Marek do tej pory nie pogodził się z naciskami jakie wywierali na niego rodzice wtedy, gdy ona i on wrócili z Mediolanu. Matka usilnie pracowała nad nim i doprowadziła do tego, że wreszcie zgodził się poślubić Paulinę. Nie znosił przymusu i nie znosił jak ktoś wtrącał się w jego życie, a tak właśnie postąpiła jego matka. Uległ, ale nigdy się z tym nie pogodził. Nie kochał Pauliny. Ula przez te wszystkie lata zajmowała miejsce w jego sercu. Teraz przewrotny los ponownie zetknął ich ze sobą w dodatku w tak dramatycznych okolicznościach. Pragnął przy niej być, pragnął ją wspierać. Ta niemoc i kompletna bezradność zmaterializowały się na jej twarzy. Była trzydziestopięcioletnią kobietą, a wyglądała jak zagubione, nieszczęśliwe dziecko.

- Nie zostawię cię tu samej. Razem poczekamy aż operacja się skończy. Ja tylko wykonam jeden telefon – wstał, wyjął z kieszeni komórkę i wybrał numer Pauliny. Odezwała się po kilku sygnałach.

- Gdzie ty jesteś Marek? Myślałam, że razem wrócimy do domu, ale Sebastian powiedział mi, że wyszedłeś z pracy w porze lanchu. O której wrócisz?

- Tak naprawdę to nie wiem. Zdarzył się wypadek na moście Poniatowskiego. Nic mi nie jest, ale jestem w szpitalu. Ucierpiało dziecko mojej znajomej. Nie będę opowiadał o tym przez telefon. Nie czekaj na mnie, bo to może długo potrwać. Niewykluczone, że do rana.

Paulinie zapaliła się w głowie czerwona lampka. – O jaką znajomą chodzi i czy to aby na pewno znajoma? – Nie skomentowała tego głośno. Już dawno nauczyła się panować nad tą zazdrością i nie wyciągać zbyt daleko idących wniosków.

- No dobrze, skoro musisz tam zostać, to zostań, ale zadzwoń do mnie jak będziesz wracał.

- Zadzwonię. Dobranoc.

Rozłączył się i usiadł ponownie na krześle.

- Nie wiedziałam, że jednak się pobraliście – usłyszał cichy głos Uli. – To znaczy…, domyślałam się, że skoro pojechałeś z nią do Mediolanu, to pewnie nie po to, żeby spędzać tam czas osobno.

- Spędzaliśmy czas osobno. Ona miała swoje towarzystwo a ja swoje. Dopiero po powrocie matka nękała mnie wciąż, żebym do niej wrócił. Nie kochałem jej i nie pokochałem do tej pory. To małżeństwo czysto biznesowe. Ciebie już nie było, a ja nie widziałem przed sobą celu. Zupełnie biernie poddałem się biegowi wypadków. Ona trochę się zmieniła. Schowała zazdrość do kieszeni i przestała mi robić awantury. Niby żyjemy spokojnie, ale mnie coraz trudniej jest udawać, że to tak ma być i że wszystko jest w porządku. Nie jest niestety. Życie bez miłości nie jest warte funta kłaków. Czasami myślę, że to kara za to jaki byłem podły wobec ciebie. – Jej dłoń spoczęła na jego dłoni.

- Nie rób sobie wyrzutów. Było minęło, a ja niczego nie żałuję i z sentymentem wspominam naszą znajomość. Chwilami tylko mi żal, że nie wykorzystałam do końca tego czasu, który był nam dany. Chciałam ci tyle jeszcze powiedzieć, ale ty wyjechałeś, a potem i ja leciałam za ocean…

Zamilkli. Obojgu myśli kłębiły się w głowach. Wreszcie Marek przerwał tę ciszę.

- Kochałaś go?

Spojrzała na niego zaskoczona. Nie sądziła, że o to zapyta. Potrząsnęła głową jakby odganiała się od nocnej mary.

- Nie… Nigdy go nie kochałam, ale on dawał mi poczucie bezpieczeństwa i nadzieję na szczęśliwą przyszłość. Zawsze podkreślał, że jest uczciwy i szczery. Okazało się, że niestety to tylko słowa, a rzeczywistość była całkiem inna. Trzy lata temu rozwiodłam się z nim. Zdradzał mnie i nie widziałam już szansy na przetrwanie naszego małżeństwa, bo nie potrafiłabym mu już zaufać. Rozstaliśmy się we względnej zgodzie i do tej pory utrzymywaliśmy poprawne stosunki ze względu na Krystiana. Piotr wrócił do Gdańska zostawiając nam mieszkanie w Warszawie. Krystian był u niego na wakacjach. Piotr odwoził go do domu. To straszne, że zginął. W dodatku nie wiadomo co będzie z Krystianem… - rozpłakała się. Objął ją ramieniem i mocno przytulił podając jej jednocześnie chusteczkę.

- Musisz być silna Ula. Silna dla niego. On będzie cię potrzebował. Zobaczysz, że wszystko będzie dobrze. Musisz tylko w to uwierzyć. Operują go najlepsi specjaliści. Musi się udać.

- A ty? – spytała płaczliwie. – Ty masz dzieci?

- Niestety nie… Chciałem je mieć, ale nie z Pauliną. Poza tym okazało się, że ona jest bezpłodna i choć współczułem jej to mnie w jakiś sposób ta wiadomość ulżyła. Ciągle odnosiłem wrażenie, że ona nie byłaby dobrą matką, chociaż być może się myliłem. Wygląda na to, że oboje popełniliśmy ten sam błąd związując się z osobami, których nie kochaliśmy i oboje wiedliśmy życie bez miłości. To była pomyłka Ula. Okrutna pomyłka, która ciągnie się za nami przez całe życie. Ja nie przestałem cię kochać. Kocham cię tak samo jak wtedy i tak strasznie żałuję, że nie mogliśmy się wówczas porozumieć i dojść do ładu ze swoimi uczuciami. Gdybyśmy byli wtedy szczerzy wobec siebie, dzisiaj moglibyśmy żyć szczęśliwie razem, a Krystian mógłby być naszym synem – powiedział z goryczą.

Siedziała ze spuszczoną głową i słuchała jego słów. – Więc i jemu nie przeszła ta miłość? Ona nadal nie ma szans, żeby się spełnić. Jesteś żonaty Marek, a i ja jestem już na innym etapie.

- Musisz zapomnieć Marek – wyszeptała. - Upłynęła niemal dekada. Nie jesteśmy już tacy jak kiedyś. Mnie jest równie żal jak tobie, ale musimy zrozumieć, że te czasy już nie wrócą. Nie ma do nich powrotu. Ty jesteś żonaty i mimo tego, że jak twierdzisz, nie kochasz Pauliny, to jednak nie powinieneś jej krzywdzić, bo być może ona cię kocha.

- Paulina nikogo nie kocha oprócz samej siebie. Pod tym względem nie zmieniła się zupełnie. Ona tylko złagodniała nieco, ale reszta pozostała w niej bez zmian.


Ula przysypiała ze zmęczenia na jego ramieniu. Mijało sześć godzin od chwili, gdy wzięto Krystiana na salę operacyjną. Marek dostrzegł jakiś ruch na korytarzu i zrozumiał, że to lekarze wracają. Pochylił się do ucha Uli i szepnął, że operacja się skończyła. Przetarła oczy i twarz patrząc nieco przytomniej. Ordynator Wilk podszedł do nich zdziwiony.

- A państwo tutaj? Sądziłem, ze skorzystacie z mojej rady i pojedziecie do domu.

- Przepraszam panie doktorze, ale musiałam zostać – Ula wstała z krzesła i stanęła przed nim patrząc mu z przejęciem w oczy. – Powie mi pan co z moim synem? – Lekarz usiadł ciężko. Przysiadła z powrotem i ona.

- To była naprawdę skomplikowana operacja. Staraliśmy się być bardzo ostrożni, żeby nie uszkodzić żadnych struktur mózgu. Usunęliśmy te dwa krwiaki i odbarczyliśmy tkankę mózgową. Jest jeszcze obrzęk, ale niewielki i będzie się cofał. Na teraz nie potrafię powiedzieć, czy operacja powiodła się na tyle, że on nie będzie odczuwał żadnych konsekwencji tego urazu i będzie taki jak przed wypadkiem. Zadecydują o tym najbliższe dwadzieścia cztery godziny. Następstwem takiego uszkodzenia głowy może być między innymi niedowład, który już zaczął się przed zabiegiem i padaczka pourazowa. Mam nadzieję, że to ostatnie będzie mu oszczędzone. Jeśli niedowład się nie pogłębi damy radę wyciągnąć go z tego. Jakby na to nie patrzeć zagrożenia życia już nie ma – poklepał Ulę pocieszająco po dłoni. – Proszę jechać do domu i odpocząć. On się nie wybudzi aż do jutra. Nie ma sensu tu przy nim tkwić. Będzie pod dobrą opieką i będzie cały czas monitorowany.

Ze łzami w oczach dziękowała temu człowiekowi. Najważniejsze, że jej mały, kochany synek będzie żył.

- Mam jeszcze jedną prośbę. Czy mogłabym go zobaczyć? Chociaż na chwilkę?

- No dobrze, ale niech to naprawdę będzie chwilka. Przedostatnie drzwi na prawo.

Podziękowali mu i ruszyli w stronę, którą im wskazał. Uchyliła ostrożnie przeszklone matowe drzwi. Marek stanął obok nich a ona podeszła do Krystiana. Miał zabandażowaną całą głowę, a spod tego turbanu wystawały jakieś sączki. Podłączono mu kroplówkę i aparat tlenowy. Ścisnęło jej się serce. Oddała by wszystko, żeby zamienić się z nim miejscami. Pogładziła jego blady policzek.

- Bardzo cię kocham synku. Walcz i nie poddawaj się.

- Musicie państwo już iść – usłyszała cichy głos siedzącej przy monitorze pielęgniarki. – Ja mam przy nim dyżur przez całą noc i zapewniam, że nie spuszczę go z oka ani na chwilę.

- Dziękuję. Jestem naprawdę bardzo wdzięczna. Dobranoc.


Była trzecia w nocy, gdy opuszczali szpital. Drżała mimo, że noc była dość ciepła. Marek otworzył jej drzwi i pomógł zapiąć pas.

- Odwiozę cię Ula do domu i sam też powinienem wrócić. Może załapię kilka godzin snu. Dasz mi swój numer telefonu? Nie chciałbym tracić z tobą kontaktu.

- Wciąż mam ten sam niezmiennie od dwunastu lat.

- Żartujesz… - pokręciła głową.

- Nie…

Wbił w nią spojrzenie szaro stalowych oczu.

- Jestem kretynem.


Podjechał pod swoją posesję i pilotem otworzył bramę. Wjechał przez nią wolno i zatrzymał się na podjeździe. Postanowił nie wjeżdżać do garażu. Za kilka godzin znowu będzie potrzebował samochód. Zanim wszedł do domu jego wzrok prześliznął się po oknach. Zauważył, że w salonie pali się mała lampka dając słabą poświatę. – Cholera, miałem zadzwonić! Całkiem wyleciało mi to z głowy. – Przekręcił w zamku klucz i cicho wsunął się do korytarza. Ściągnął buty i w samych skarpetkach przeszedł do salonu. Zwinięta w kłębek na kanapie spała Paulina. Nie chciał jej budzić. Wyciągnął z pufy ciepły koc i nakrył ją. Miała jednak lekki sen. Poruszyła się i otworzyła oczy.

- Jesteś już? Która godzina?

- Za piętnaście czwarta. Skoro się obudziłaś, to idź do sypialni. Tu nie jest zbyt wygodnie. – Zbagatelizowała jego słowa.

- Widziałam w wiadomościach migawki z tego wypadku. To wyglądało naprawdę strasznie, a z samochodów została jedna miazga. Co z tym dzieckiem? Przeżyło?

- Tak. Jest już po operacji. Nic mu nie grozi, ale rokowania na dojście do całkowitej sprawności nie są najlepsze.

- Mówili, że obaj kierowcy nie żyją. Jeden z nich był pijany.

- Tak, to prawda.

- To ktoś bliski tej twojej znajomej?

- Ten pijany nie. Ten drugi był kiedyś jej mężem. Odwoził dziecko z wakacji. – Był naprawdę zmęczony, a pytania Pauliny irytowały go coraz bardziej. – Czy naprawdę musimy teraz o tym rozmawiać? Jestem śpiący, a za parę godzin trzeba będzie wstać.

- Powiesz mi kim jest ta twoja znajoma? Znam ją? – Spojrzał na nią przeciągle zastanawiając się, czy pyta o to z zazdrości, czy zwykłej ciekawości. Nie zamierzał nic przed nią ukrywać.

- Znasz, a raczej kiedyś znałaś. To Ula Cieplak po mężu Sosnowska – powiedział z jakąś dziką premedytacją.


ROZDZIAŁ 4


Paulina wytrzeszczyła na niego oczy. Nie sądziła, że jeszcze kiedyś usłyszy nazwisko tej wiejskiej dziewuchy. To przez nią rozpadł się jej związek z Markiem i gdyby nie interwencja Heleny, on nigdy by się z nią nie ożenił. Nagle teraz po prawie dziecięciu latach ona kolejny raz włazi w ich życie z buciorami. Przełknęła nerwowo ślinę.

- Brzydula? – Spojrzał na nią zezem. Był coraz bardziej zdenerwowany.

- Nie nazywaj jej tak - wysyczał. - Trochę szacunku do osoby, która postawiła ci firmę na nogi. To dzięki niej żyjesz na poziomie, do którego przywykłaś i nie zapominaj o tym. Idę spać, bo ta dyskusja zmierza donikąd – odwrócił się na pięcie i poszedł w stronę schodów prowadzących do ich wspólnej sypialni.

Została sama. Przez jej głowę przebiegały setki myśli. Czy to czysty przypadek, że spotkał ją właśnie teraz, czy też szukał jej przez te wszystkie lata i wreszcie znalazł? Nagle poczuła się zagrożona. A co jeśli on zechce do niej wrócić? Może ta głupia miłość nie wywietrzała mu całkiem z głowy, a teraz, kiedy spotkał tę Cieplak po latach, odżyła na nowo? Musiała przyznać sama przed sobą, że nie darzyła Marka jakimś gorącym uczuciem. Po prostu przez to, że od początku ich swatano przyzwyczaiła się do niego i nauczyła się z nim żyć. Był zawsze bardzo atrakcyjny i stanowił pokusę dla wielu kobiet. To głównie dlatego robiła mu te wszystkie awantury. Była zazdrosna o jego kochanki i o kobiety, które adorował. Uważała, że on należy wyłącznie do niej. To Helena uświadomiła jej, że nie może tak postępować, bo jeszcze bardziej zrazi go do siebie i o ich ślubie nie będzie wówczas mowy.

- Musisz zacząć nad sobą panować Paulinko – mówiła – i schować wszystkie te negatywne emocje do kieszeni. Marek nie znosi tych awantur, mówił mi o tym. Sama wiesz, że z natury jest spokojnym człowiekiem. Jeśli się nie zmienisz, on nigdy nie zostanie twoim mężem. Nie zmieniła się, ale nauczyła się doskonale przed nim grać łagodną i wyrozumiałą kobietę, której na nim bardzo zależy. Nie miała pojęcia, czy wypadała dość przekonywująco. On ożenił się z nią, ale wciąż odnosiła wrażenie, że sposób w jaki ją traktował i jak do niej się odzywał, to była wymuszona kurtuazja. I nagle pojawia się ta Cieplak, która stanowi bardzo poważne zagrożenie dla ich małżeństwa. Postanowiła, że będzie o nie walczyć. Nie pozwoli, żeby ta wywłoka drugi raz zniszczyła jej życie. Niedoczekanie.

Następnego dnia zaskoczyła Marka zupełnie. Niemal ociekała miodem. Przygotowała śniadanie i przyniosła je do łóżka. Obudziła go namiętnym pocałunkiem i uśmiechając się do niego szepnęła.

- Pora wstawać kochanie.

Zdecydowała, że nie będzie wracać już do tej nocnej rozmowy. Nie chciała go drażnić. Przez kolejne tygodnie będzie dla niego najlepszą żoną.

Do firmy pojechali razem. Kiedy rozstawali się przy windach zapytała, czy może też liczyć na wspólny powrót do domu.

- Naprawdę nie wiem. Mam sporo roboty i kilka spotkań. Zawsze możesz wziąć taksówkę, nie?

- No tak, oczywiście… Na razie.

Jak tylko usiadł za biurkiem wyciągnął telefon i wybrał numer Uli. Odebrała natychmiast. Zdziwił się nieco, bo sądził, że będzie jeszcze spała.

- Witaj Ula. Spałaś chociaż trochę?

- Spałam, ale niewiele. Od godziny jestem w szpitalu. Pozwolili mi zostać przy Krystianie. On nie wybudził się jeszcze. Trochę mnie to martwi.

- Myślę, że na wyrost Ula. Operacja była bardzo inwazyjna i jest słaby. Potrzebuje tego snu. Przyjadę koło dwunastej. Będziesz?

- Na pewno. Nigdzie się nie wybieram. Muszę tu być kiedy się obudzi.

Pożegnała się z Markiem i schowała telefon do torebki. Przytuliła do policzka dłoń syna.

- Obudź się kochanie – wyszeptała. – Nawet nie wiesz, że umieram ze strachu o ciebie. Zrób to dla mamy i otwórz oczy.

Wciąż nie reagował. Przyszedł doktor Wilk i sprawdził parametry życiowe. Uspokajał ją, że taki długi sen to normalne po takim zabiegu.

- Na razie wszystko bez zmian. W nocy nie działo się nic niepokojącego i to daje nadzieję, że być może wszystko z nim w porządku. Na pewno nie cofnie się opadnięta powieka, bo uszkodzenie jest trwałe, ale kiedy już on całkowicie dojdzie do zdrowia, można będzie wykonać operację plastyczną i podnieść ją.

Dwie godziny później usłyszała przeciągły jęk i aż wstała pochylając się nad synem.

- Synku, obudź się, coś cię boli? Siostro, może pani tu przyjść? On się poruszył.

Pielęgniarka natychmiast znalazła się przy łóżku. Mały wyginał się dziwnie i krztusił się. Widząc to wszczęła alarm. Lekarze zjawili się w mgnieniu oka.

- On walczy z rurką tracheotomijną. Chyba chce oddychać samodzielnie – poinformowała ich. Zaczęli działać i już po chwili wyciągnęli mu ją z gardła. Mały nabrał wielki haust powietrza i odetchnął głęboko.

- Krystian, Krystian, obudź się. Słyszysz mnie? – Doktor Czerwiński uważnie wpatrywał się w twarz chłopca. – Jeśli mnie słyszysz, kiwnij głową. – Uśmiechnął się, kiedy Krystian to zrobił. – A teraz powoli spróbuj otworzyć oczy. Twoja mama bardzo chce cię uściskać.

Rzeczywiście bardzo powoli unosił powieki. Jedna z nich uniosła się niewiele, ale za to druga całkowicie i wreszcie Ula mogła ujrzeć te błękitne oczy tak bardzo podobne do jej własnych. Po policzkach toczyły się jej łzy. Ujęła Krystiana za dłoń.

- Poznajesz mnie synku? To ja, twoja mama.

- Mamusia – wyszeptał z trudem. – Tęskniłem…

- Ja też kochanie. Ja też. Miałeś poważny wypadek. Jesteś w szpitalu po operacji. Pan doktor zbada cię teraz dokładnie, bo musi wiedzieć, czy wszystko z tobą w porządku.

Doktor Czerwiński odkrył kołdrę i poprosił.

- Spróbuj poruszać palcami chłopcze.

Ruszał, ale bardzo niemrawo. Z trudem usiłował podnieść nogi. Denerwował się.

- Mamuś, ja ich nie czuję, dlaczego?

- To minie Krystian – zamiast niej odpowiedział lekarz. – Musisz tylko być bardzo cierpliwy i konsekwentny. Musisz dużo ćwiczyć. Najważniejsze, – zwrócił się do Uli – że mówi składnie i artykułuje myśli. Tego obawialiśmy się najbardziej, że nie będzie potrafił składać sensownych zdań. To bardzo dobra wiadomość. Myślę, że już nie ma potrzeby, żeby tkwił tu na intensywnej terapii, bo już nic mu nie zagraża. Oddycha samodzielnie i większość funkcji percepcyjno - motorycznych ma przywróconą Po południu przewieziemy go na oddział urazowy.

- Dziękuję panie doktorze – uścisnęła z wdzięcznością dłoń lekarza. – To naprawdę pocieszające wieści.

Kiedy została z synem sama delikatnie przytuliła usta do jego policzka. Bardzo martwiła się o niego, ale teraz już mogła odetchnąć. Najważniejsze, że żyje.

- Jestem taki zmęczony mamuś – usłyszała jego cichy głos – i trochę głowa mnie boli.

- Spróbuj zasnąć kochanie. Miałeś ciężką dobę, a sen to najlepsze lekarstwo. Ja cały czas będę przy tobie.


Tuż po jedenastej wyszedł z biura. Podjechał jeszcze do swojej ulubionej restauracji i zamówił dwa obiady na wynos. – Pewnie nawet nic nie jadła od wczoraj – pomyślał. Położył dwa styropianowe opakowania na przednim siedzeniu i ruszył w stronę szpitala. Kiedy uchylił szklane drzwi zobaczył Ulę, która oparłszy głowę na brzegu łóżka syna, spała w najlepsze. Podszedł do niej i pogładził jej ramię. Ocknęła się i spojrzała na niego nieprzytomnie.

- Witaj Ula. Chyba jesteś wykończona, bo na taką wyglądasz. Jadłaś coś w ogóle? – Zaprzeczyła. – Przyniosłem nam obiad. Zjesz?

- Dziękuję. Chętnie – powiedziała szeptem. - Krystian się obudził. Już rozmawiałam z nim. Z mową wszystko dobrze. Z wyrażaniem myśli też. Tylko powieka opadła i trochę jest kłopotu z nogami, bo ma lekki niedowład, ale wszystko do wyleczenia. Dzisiaj będą go przewozić na normalną salę. Odetchnęłam i już jestem spokojniejsza.

Zaczęli jeść. Obudził się Krystian i zerknął na mężczyznę siedzącego przy matce.

- Mamusiu? - Odłożyła pojemnik z obiadem i pochyliła się nad synem.

- I jak kochanie? Nadal boli cię głowa?

- Już trochę mniej. A gdzie tata? Czy on… Przypomniałem sobie ten wypadek. Tata prowadził, a ja spałem na tylnym siedzeniu. Usłyszałem jak tata krzyczał, a potem straszny szczęk blachy. Później już nic. Chyba mocno uderzyłem się w głowę. – Pogładziła jego dłoń.

- Masz rację kochanie. Tak to właśnie wyglądało. To był straszny wypadek i to prawdziwy cud, że udało ci się z niego wyjść. Niestety tata nie miał tyle szczęścia. Naprawdę mi przykro. – Chłopiec zaczął płakać. – Skarbie nie płacz, bo głowa jeszcze bardziej cię rozboli. Dla taty już nic nie można było zrobić, bo zginął na miejscu. Teraz najważniejsze, żebyś ty wyzdrowiał jak najszybciej. Tata zawsze będzie w twoim sercu i zawsze będziesz o nim pamiętał. – Wytarła mu buzię chusteczką. – No już… cichutko…

- Co to za pan – z ciekawością spojrzał na Marka. On podszedł do łóżka i uścisnął chłopcu dłoń.

- Dzień dobry Krystian. Bardzo się cieszę, że mogę cię poznać. Zaimponowałeś mi, bo byłeś bardzo dzielny. Jestem dawnym znajomym mamy. Zupełnie przypadkowo spotkaliśmy się wczoraj i to podczas tego spotkania zadzwoniono i powiedziano mamie o twoim wypadku.

Mały pociągnął nosem.

- Coś ładnie pachnie. Jeść mi się chce.

- Wiem kochanie, ale jeszcze nic nie możemy ci dać. Dopiero jak pan doktor pozwoli. Żeby cię nie drażnić skończymy jeść na korytarzu. Zaraz wrócimy – Ula przykryła go szczelniej kołdrą i kiwnęła na Marka. – Chodźmy.

Usiedli na krzesłach kończąc posiłek.

- Nawet nie sądziłem, że będzie aż tak dobrze Ula. On jest bardzo kontaktowy i bardzo świadomy tego co mówi. Przypomniał sobie wypadek. To naprawdę dużo zważywszy, że miał tak bardzo poważne obrażenia głowy. Jestem pod wrażeniem również tego jak bardzo przypomina ciebie. Nie ma nic z Sosnowskiego. Świetny chłopak. Naprawdę. – Uśmiechnęła się szeroko.

- Wiem i bardzo go kocham. Nie wyobrażam sobie, że miało by nagle go zabraknąć. Chyba nie przeżyłabym. Jest sensem mojego życia. Jutro muszę pozałatwiać wiele spraw. Trzeba zawiadomić szkołę, że nie będzie go na rozpoczęciu roku szkolnego i później. Sama nie wiem jak długo potrwa leczenie. Muszę też załatwić sobie jakiś urlop w pracy. Nie chcę go samego zostawiać.

- To może ja mógłbym przyjechać jutro rano i zostać z nim dopóki nie przyjedziesz? - Pokręciła głową.

- To bardzo szlachetne z twojej strony, ale ja nie chcę cię aż tak wykorzystywać. I tak jestem ci bardzo wdzięczna, że byłeś tu ze mną od wczoraj. Masz na pewno sporo pracy. Poza tym Paulina chyba nie byłaby z tego zadowolona i musiałbyś się tłumaczyć.

- Nie musiałbym Ula. Ona wie, że spotkaliśmy się wczoraj i wie o wypadku. Nie miałem zamiaru ukrywać tego przed nią. To jedna z rzeczy, której mnie nauczyłaś – mówić prawdę i być szczerym. Tak staram się żyć od kiedy ciebie zabrakło. Nie obchodzi mnie, czy ona to zaakceptuje czy nie. Nie okłamuję jej i nic przed nią nie taję.

- W takim razie zgadzam się. Jeśli mógłbyś być tu o ósmej rano, byłoby wspaniale. Ja powinnam do jedenastej pozałatwiać wszystko. Dziękuję.


Zanim wyszedł ze szpitala pomyślał, że byłoby dobrze dowiedzieć się co Krystian może jeść. Nie miał pojęcia, czy on musi przestrzegać jakiejś diety, czy też nie. Na korytarzu natknął się na ordynatora Wilka, który uspokoił go nieco.

- Wie pan, z niczym nie należy przesadzać. Na pewno nie będzie mógł zjeść schabowego z kapustą. Na początek gęste soki owocowe najlepiej z wyciśniętych owoców, a nie te ze sklepu z ogromną ilością cukru. Mają być naturalne. Może też jeść przetarte zupy. Wszystko lekkostrawne. Do jutra rana będzie miał podawane kroplówki na wzmocnienie, ale śniadanie może już zjeść. Może jakiś naturalny serek homogenizowany?

Podziękował doktorowi. W drodze do biura zrobił stosowne zaopatrzenie. Wieczorem ku zdziwieniu Pauliny z uporem maniaka wyciskał sok z pomarańczy, ananasów i brzoskwiń.

- Na co ci tyle soku - pytała zaciekawiona.

- To nie dla mnie. To dla Krystiana, synka Uli. Obiecałem, że zastąpię ją jutro przy małym, bo ona musi pozałatwiać mnóstwo spraw.

Paulinie momentalnie znikł uśmiech z twarzy.

- To ty jeździsz do szpitala? Widujesz się z nią? To chyba nie jest normalne?

- Tak uważasz? A ja myślę, że to bardzo normalne. Mam jej sporo do zawdzięczenia i przynajmniej w taki sposób mogę to zrobić. Ona jest zupełnie sama z tym wszystkim.

- A ja? Co ze mną? Przypominam ci tylko, że jestem twoją żoną, a ty bezczelnie i zupełnie otwarcie mówisz mi, że opiekujesz się synem swojej byłej kochanki. A może już nie byłej?! – z każdym słowem podnosiła głos. Z każdym słowem wzbierała w niej wściekłość. Dawno jej takiej nie widział. – Może sentymenty wzięły górę i teraz zdradzasz mnie z nią tak jak kiedyś? Jesteś podły! – wrzasnęła. – Dziesięć lat zgodnego życia i nagle robisz mi coś takiego!?

- Przestań wrzeszczeć – mówił opanowanym głosem. – Chyba już zapomniałaś, że nie znoszę cię takiej. Opamiętaj się i pohamuj swoją bujną wyobraźnię, bo zaprowadzi cię za daleko, a wtedy nie będę już taki pobłażliwy. - Brzydula? – Spojrzał na nią zezem. Był coraz bardziej zdenerwowany.

- Nie nazywaj jej tak - wysyczał. - Trochę szacunku do osoby, która postawiła ci firmę na nogi. To dzięki niej żyjesz na poziomie, do którego przywykłaś i nie zapominaj o tym. Idę spać, bo ta dyskusja zmierza donikąd – odwrócił się na pięcie i poszedł w stronę schodów prowadzących do ich wspólnej sypialni.

Została sama. Przez jej głowę przebiegały setki myśli. Czy to czysty przypadek, że spotkał ją właśnie teraz, czy też szukał jej przez te wszystkie lata i wreszcie znalazł? Nagle poczuła się zagrożona. A co jeśli on zechce do niej wrócić? Może ta głupia miłość nie wywietrzała mu całkiem z głowy, a teraz, kiedy spotkał tę Cieplak po latach, odżyła na nowo? Musiała przyznać sama przed sobą, że nie darzyła Marka jakimś gorącym uczuciem. Po prostu przez to, że od początku ich swatano przyzwyczaiła się do niego i nauczyła się z nim żyć. Był zawsze bardzo atrakcyjny i stanowił pokusę dla wielu kobiet. To głównie dlatego robiła mu te wszystkie awantury. Była zazdrosna o jego kochanki i o kobiety, które adorował. Uważała, że on należy wyłącznie do niej. To Helena uświadomiła jej, że nie może tak postępować, bo jeszcze bardziej zrazi go do siebie i o ich ślubie nie będzie wówczas mowy.

- Musisz zacząć nad sobą panować Paulinko – mówiła – i schować wszystkie te negatywne emocje do kieszeni. Marek nie znosi tych awantur, mówił mi o tym. Sama wiesz, że z natury jest spokojnym człowiekiem. Jeśli się nie zmienisz, on nigdy nie zostanie twoim mężem. Nie zmieniła się, ale nauczyła się doskonale przed nim grać łagodną i wyrozumiałą kobietę, której na nim bardzo zależy. Nie miała pojęcia, czy wypadała dość przekonywująco. On ożenił się z nią, ale wciąż odnosiła wrażenie, że sposób w jaki ją traktował i jak do niej się odzywał, to była wymuszona kurtuazja. I nagle pojawia się ta Cieplak, która stanowi bardzo poważne zagrożenie dla ich małżeństwa. Postanowiła, że będzie o nie walczyć. Nie pozwoli, żeby ta wywłoka drugi raz zniszczyła jej życie. Niedoczekanie.

Następnego dnia zaskoczyła Marka zupełnie. Niemal ociekała miodem. Przygotowała śniadanie i przyniosła je do łóżka. Obudziła go namiętnym pocałunkiem i uśmiechając się do niego szepnęła.

- Pora wstawać kochanie.

Zdecydowała, że nie będzie wracać już do tej nocnej rozmowy. Nie chciała go drażnić. Przez kolejne tygodnie będzie dla niego najlepszą żoną.

Do firmy pojechali razem. Kiedy rozstawali się przy windach zapytała, czy może też liczyć na wspólny powrót do domu.

- Naprawdę nie wiem. Mam sporo roboty i kilka spotkań. Zawsze możesz wziąć taksówkę, nie?

- No tak, oczywiście… Na razie.

Jak tylko usiadł za biurkiem wyciągnął telefon i wybrał numer Uli. Odebrała natychmiast. Zdziwił się nieco, bo sądził, że będzie jeszcze spała.

- Witaj Ula. Spałaś chociaż trochę?

- Spałam, ale niewiele. Od godziny jestem w szpitalu. Pozwolili mi zostać przy Krystianie. On nie wybudził się jeszcze. Trochę mnie to martwi.

- Myślę, że na wyrost Ula. Operacja była bardzo inwazyjna i jest słaby. Potrzebuje tego snu. Przyjadę koło dwunastej. Będziesz?

- Na pewno. Nigdzie się nie wybieram. Muszę tu być kiedy się obudzi.

Pożegnała się z Markiem i schowała telefon do torebki. Przytuliła do policzka dłoń syna.

- Obudź się kochanie – wyszeptała. – Nawet nie wiesz, że umieram ze strachu o ciebie. Zrób to dla mamy i otwórz oczy.

Wciąż nie reagował. Przyszedł doktor Wilk i sprawdził parametry życiowe. Uspokajał ją, że taki długi sen to normalne po takim zabiegu.

- Na razie wszystko bez zmian. W nocy nie działo się nic niepokojącego i to daje nadzieję, że być może wszystko z nim w porządku. Na pewno nie cofnie się opadnięta powieka, bo uszkodzenie jest trwałe, ale kiedy już on całkowicie dojdzie do zdrowia, można będzie wykonać operację plastyczną i podnieść ją.

Dwie godziny później usłyszała przeciągły jęk i aż wstała pochylając się nad synem.

- Synku, obudź się, coś cię boli? Siostro, może pani tu przyjść? On się poruszył.

Pielęgniarka natychmiast znalazła się przy łóżku. Mały wyginał się dziwnie i krztusił się. Widząc to wszczęła alarm. Lekarze zjawili się w mgnieniu oka.

- On walczy z rurką tracheotomijną. Chyba chce oddychać samodzielnie – poinformowała ich. Zaczęli działać i już po chwili wyciągnęli mu ją z gardła. Mały nabrał wielki haust powietrza i odetchnął głęboko.

- Krystian, Krystian, obudź się. Słyszysz mnie? – Doktor Czerwiński uważnie wpatrywał się w twarz chłopca. – Jeśli mnie słyszysz, kiwnij głową. – Uśmiechnął się, kiedy Krystian to zrobił. – A teraz powoli spróbuj otworzyć oczy. Twoja mama bardzo chce cię uściskać.

Rzeczywiście bardzo powoli unosił powieki. Jedna z nich uniosła się niewiele, ale za to druga całkowicie i wreszcie Ula mogła ujrzeć te błękitne oczy tak bardzo podobne do jej własnych. Po policzkach toczyły się jej łzy. Ujęła Krystiana za dłoń.

- Poznajesz mnie synku? To ja, twoja mama.

- Mamusia – wyszeptał z trudem. – Tęskniłem…

- Ja też kochanie. Ja też. Miałeś poważny wypadek. Jesteś w szpitalu po operacji. Pan doktor zbada cię teraz dokładnie, bo musi wiedzieć, czy wszystko z tobą w porządku.

Doktor Czerwiński odkrył kołdrę i poprosił.

- Spróbuj poruszać palcami chłopcze.

Ruszał, ale bardzo niemrawo. Z trudem usiłował podnieść nogi. Denerwował się.

- Mamuś, ja ich nie czuję, dlaczego?

- To minie Krystian – zamiast niej odpowiedział lekarz. – Musisz tylko być bardzo cierpliwy i konsekwentny. Musisz dużo ćwiczyć. Najważniejsze, – zwrócił się do Uli – że mówi składnie i artykułuje myśli. Tego obawialiśmy się najbardziej, że nie będzie potrafił składać sensownych zdań. To bardzo dobra wiadomość. Myślę, że już nie ma potrzeby, żeby tkwił tu na intensywnej terapii, bo już nic mu nie zagraża. Oddycha samodzielnie i większość funkcji percepcyjno - motorycznych ma przywróconą Po południu przewieziemy go na oddział urazowy.

- Dziękuję panie doktorze – uścisnęła z wdzięcznością dłoń lekarza. – To naprawdę pocieszające wieści.

Kiedy została z synem sama delikatnie przytuliła usta do jego policzka. Bardzo martwiła się o niego, ale teraz już mogła odetchnąć. Najważniejsze, że żyje.

- Jestem taki zmęczony mamuś – usłyszała jego cichy głos – i trochę głowa mnie boli.

- Spróbuj zasnąć kochanie. Miałeś ciężką dobę, a sen to najlepsze lekarstwo. Ja cały czas będę przy tobie.


Tuż po jedenastej wyszedł z biura. Podjechał jeszcze do swojej ulubionej restauracji i zamówił dwa obiady na wynos. – Pewnie nawet nic nie jadła od wczoraj – pomyślał. Położył dwa styropianowe opakowania na przednim siedzeniu i ruszył w stronę szpitala. Kiedy uchylił szklane drzwi zobaczył Ulę, która oparłszy głowę na brzegu łóżka syna, spała w najlepsze. Podszedł do niej i pogładził jej ramię. Ocknęła się i spojrzała na niego nieprzytomnie.

- Witaj Ula. Chyba jesteś wykończona, bo na taką wyglądasz. Jadłaś coś w ogóle? – Zaprzeczyła. – Przyniosłem nam obiad. Zjesz?

- Dziękuję. Chętnie – powiedziała szeptem. - Krystian się obudził. Już rozmawiałam z nim. Z mową wszystko dobrze. Z wyrażaniem myśli też. Tylko powieka opadła i trochę jest kłopotu z nogami, bo ma lekki niedowład, ale wszystko do wyleczenia. Dzisiaj będą go przewozić na normalną salę. Odetchnęłam i już jestem spokojniejsza.

Zaczęli jeść. Obudził się Krystian i zerknął na mężczyznę siedzącego przy matce.

- Mamusiu? - Odłożyła pojemnik z obiadem i pochyliła się nad synem.

- I jak kochanie? Nadal boli cię głowa?

- Już trochę mniej. A gdzie tata? Czy on… Przypomniałem sobie ten wypadek. Tata prowadził, a ja spałem na tylnym siedzeniu. Usłyszałem jak tata krzyczał, a potem straszny szczęk blachy. Później już nic. Chyba mocno uderzyłem się w głowę. – Pogładziła jego dłoń.

- Masz rację kochanie. Tak to właśnie wyglądało. To był straszny wypadek i to prawdziwy cud, że udało ci się z niego wyjść. Niestety tata nie miał tyle szczęścia. Naprawdę mi przykro. – Chłopiec zaczął płakać. – Skarbie nie płacz, bo głowa jeszcze bardziej cię rozboli. Dla taty już nic nie można było zrobić, bo zginął na miejscu. Teraz najważniejsze, żebyś ty wyzdrowiał jak najszybciej. Tata zawsze będzie w twoim sercu i zawsze będziesz o nim pamiętał. – Wytarła mu buzię chusteczką. – No już… cichutko…

- Co to za pan – z ciekawością spojrzał na Marka. On podszedł do łóżka i uścisnął chłopcu dłoń.

- Dzień dobry Krystian. Bardzo się cieszę, że mogę cię poznać. Zaimponowałeś mi, bo byłeś bardzo dzielny. Jestem dawnym znajomym mamy. Zupełnie przypadkowo spotkaliśmy się wczoraj i to podczas tego spotkania zadzwoniono i powiedziano mamie o twoim wypadku.

Mały pociągnął nosem.

- Coś ładnie pachnie. Jeść mi się chce.

- Wiem kochanie, ale jeszcze nic nie możemy ci dać. Dopiero jak pan doktor pozwoli. Żeby cię nie drażnić skończymy jeść na korytarzu. Zaraz wrócimy – Ula przykryła go szczelniej kołdrą i kiwnęła na Marka. – Chodźmy.

Usiedli na krzesłach kończąc posiłek.

- Nawet nie sądziłem, że będzie aż tak dobrze Ula. On jest bardzo kontaktowy i bardzo świadomy tego co mówi. Przypomniał sobie wypadek. To naprawdę dużo zważywszy, że miał tak bardzo poważne obrażenia głowy. Jestem pod wrażeniem również tego jak bardzo przypomina ciebie. Nie ma nic z Sosnowskiego. Świetny chłopak. Naprawdę. – Uśmiechnęła się szeroko.

- Wiem i bardzo go kocham. Nie wyobrażam sobie, że miało by nagle go zabraknąć. Chyba nie przeżyłabym. Jest sensem mojego życia. Jutro muszę pozałatwiać wiele spraw. Trzeba zawiadomić szkołę, że nie będzie go na rozpoczęciu roku szkolnego i później. Sama nie wiem jak długo potrwa leczenie. Muszę też załatwić sobie jakiś urlop w pracy. Nie chcę go samego zostawiać.

- To może ja mógłbym przyjechać jutro rano i zostać z nim dopóki nie przyjedziesz? - Pokręciła głową.

- To bardzo szlachetne z twojej strony, ale ja nie chcę cię aż tak wykorzystywać. I tak jestem ci bardzo wdzięczna, że byłeś tu ze mną od wczoraj. Masz na pewno sporo pracy. Poza tym Paulina chyba nie byłaby z tego zadowolona i musiałbyś się tłumaczyć.

- Nie musiałbym Ula. Ona wie, że spotkaliśmy się wczoraj i wie o wypadku. Nie miałem zamiaru ukrywać tego przed nią. To jedna z rzeczy, której mnie nauczyłaś – mówić prawdę i być szczerym. Tak staram się żyć od kiedy ciebie zabrakło. Nie obchodzi mnie, czy ona to zaakceptuje czy nie. Nie okłamuję jej i nic przed nią nie taję.

- W takim razie zgadzam się. Jeśli mógłbyś być tu o ósmej rano, byłoby wspaniale. Ja powinnam do jedenastej pozałatwiać wszystko. Dziękuję.


Zanim wyszedł ze szpitala pomyślał, że byłoby dobrze dowiedzieć się co Krystian może jeść. Nie miał pojęcia, czy on musi przestrzegać jakiejś diety, czy też nie. Na korytarzu natknął się na ordynatora Wilka, który uspokoił go nieco.

- Wie pan, z niczym nie należy przesadzać. Na pewno nie będzie mógł zjeść schabowego z kapustą. Na początek gęste soki owocowe najlepiej z wyciśniętych owoców, a nie te ze sklepu z ogromną ilością cukru. Mają być naturalne. Może też jeść przetarte zupy. Wszystko lekkostrawne. Do jutra rana będzie miał podawane kroplówki na wzmocnienie, ale śniadanie może już zjeść. Może jakiś naturalny serek homogenizowany?

Podziękował doktorowi. W drodze do biura zrobił stosowne zaopatrzenie. Wieczorem ku zdziwieniu Pauliny z uporem maniaka wyciskał sok z pomarańczy, ananasów i brzoskwiń.

- Na co ci tyle soku - pytała zaciekawiona.

- To nie dla mnie. To dla Krystiana, synka Uli. Obiecałem, że zastąpię ją jutro przy małym, bo ona musi pozałatwiać mnóstwo spraw.

Paulinie momentalnie znikł uśmiech z twarzy.

- To ty jeździsz do szpitala? Widujesz się z nią? To chyba nie jest normalne?

- Tak uważasz? A ja myślę, że to bardzo normalne. Mam jej sporo do zawdzięczenia i przynajmniej w taki sposób mogę to zrobić. Ona jest zupełnie sama z tym wszystkim.

- A ja? Co ze mną? Przypominam ci tylko, że jestem twoją żoną, a ty bezczelnie i zupełnie otwarcie mówisz mi, że opiekujesz się synem swojej byłej kochanki. A może już nie byłej?! – z każdym słowem podnosiła głos. Z każdym słowem wzbierała w niej wściekłość. Dawno jej takiej nie widział. – Może sentymenty wzięły górę i teraz zdradzasz mnie z nią tak jak kiedyś? Jesteś podły! – wrzasnęła. – Dziesięć lat zgodnego życia i nagle robisz mi coś takiego!?

- Przestań wrzeszczeć – mówił opanowanym głosem. – Chyba już zapomniałaś, że nie znoszę cię takiej. Opamiętaj się i pohamuj swoją bujną wyobraźnię, bo zaprowadzi cię za daleko, a wtedy nie będę już taki pobłażliwy.

47 wyświetleń0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

Comments


bottom of page