top of page
Szukaj
Zdjęcie autoragoniasz2

ZAPOMNIEĆ - rozdziały: 5, 6, 7, 8 ostatni

ROZDZIAŁ 5


Wstała wcześnie. Jeszcze przed budzikiem. Przede wszystkim koniecznie musiała jechać do pracy. Wprawdzie dzwoniła tam tuż po wypadku, ale ta nieobecność musiała być poparta wnioskiem urlopowym. Nie miała bladego pojęcia jak długo potrwa rekonwalescencja Krystiana. Nie wyobrażała sobie, że miałaby w tym czasie chodzić do pracy. Wprawdzie on sam podkreślał, że nie jest już małym dzieckiem, ale przecież miał dopiero osiem lat i wciąż był jej ukochanym, małym synkiem.

Stojąc przed lustrem zrobiła delikatny makijaż i rozpuściła włosy. Nie wyglądała na swoje trzydzieści pięć lat. Zachowała tę dziewczęcość, która przejawiała się w nieśmiałym uśmiechu i drobnej, szczupłej sylwetce. Pomyślała o Marku. Nie sądziła, że będzie darzył ją tak mocnym uczuciem jak kiedyś. Wtedy, gdy wyjeżdżała z Piotrem wiedziała, że Marek ją kocha. Zrobiła mu wielką krzywdę. Sobie również. Miał rację kiedy mówił, że gdyby byli wówczas wobec siebie szczerzy, to dzisiaj mogliby być szczęśliwym małżeństwem. Była bezdennie głupia i bardzo żałowała, że nie zrobiła nic, by go zatrzymać. Współczuła mu. Mimo wszystko nie uważała, żeby on zasłużył sobie na życie z Pauliną. Doskonale pamiętała tę włoską furię. Pamiętała, jak wiele świństw mu robiła, jak często drwiła z niego i czyniła przy ludziach uszczypliwe uwagi. Zastanawiała się jak on mógł to znosić przez tyle lat. Zdała sobie sprawę z beznadziejności całej sytuacji. Nie można już wrócić do tego, co ich kiedyś łączyło. To bez znaczenia, że i ona nie przestała nigdy go kochać. On jest zajętym człowiekiem, a ona ostatnią osobą, która chciałaby ten związek rozbijać.

Wyszła z domu i odpaliła samochód. Dojechawszy do firmy skierowała swoje kroki do gabinetu prezesa. Na szczęście był wolny i nie miał żadnych petentów. Wyłuszczyła mu całą sprawę.

- To dla mnie bardzo trudne chwile panie prezesie i jeśli może mi pan pomóc, to proszę o trzy miesiące urlopu. Jeden miesiąc wykorzystałabym za ten rok, a dwa miesiące bezpłatne. Proszę o tyle, bo nie wiem jak długiej rehabilitacji będzie potrzebował mój syn. Może pan Szewczyk mógłby zastąpić mnie przez ten czas?

- Bardzo pani współczuję pani Urszulo. Widziałem migawki z tego wypadku. Wstrząsające. I tylko wielka szkoda, że pani dziecko musiało tyle wycierpieć. Oczywiście w pełni akceptuję ten urlop. Będziemy czekać na pani powrót.

Podziękowała mu za wyrozumiałość i już nie zwlekając poszła do kadr, gdzie wypisała wniosek urlopowy. Później dotarła do szkoły. Wiedziała, że nauczyciele przez okres wakacyjny mają dyżury. Przekazała jednemu z nich informacje o Krystianie i zadowolona, że załatwiła wszystko ruszyła do szpitala. Tam zastała niecodzienny obrazek. Jej syn z uśmiechem od ucha do ucha rżnął z Dobrzańskim w karty popijając przez słomkę jakiś sok. Wsunęła się cicho na salę. Oprócz Krystiana leżał tu jakiś starszy mężczyzna i spał.

- No ładne kwiatki – powiedziała cicho. – Uczysz moje dziecko hazardu? - Marek odwrócił się z szerokim uśmiechem. – Matko Boska, minęło dziesięć lat. Oboje się postarzeliśmy a na mnie wciąż działają te uwodzicielskie dołeczki – pomyślała.

- Nie gniewaj się Ula. Pomyślałem, że trochę go rozerwę jeśli będzie się dobrze czuł. To tylko gra w makao, całkiem nieszkodliwa i na pewno się od niej nie uzależni.

- Właśnie mamuś. Pan Marek przyniósł mi pyszny sok, a na śniadanie dostałem od niego serek.

Podeszła do łóżka i z miłością ucałowała syna policzki.

- Już dobrze kochanie, żartowałam. Nie gniewam się przecież. Jestem szczęśliwa, że czujesz się lepiej. Boli cię głowa?

- W ogóle. Nie martw się mamo.

- Rozmawiałem wczoraj z ordynatorem i powiedział, że można dawać mu jakieś przecierane zupy. Sok wiem jak się robi, ale o przecieranych zupach nie mam pojęcia. Nawet nie wiem co to jest, bo ugotowałbym mu. – Roześmiała się widząc jego strapioną minę.

- To po prostu zupa przetarta przez sitko albo, co jest o wiele prostsze zmiksowana i jutro taką dostanie. To taka zupa-krem. Od jutra, a właściwie już od dzisiaj jestem na trzymiesięcznym urlopie więc będę ci gotować różne pyszności, a ty tylko zdrowiej kochanie, żebyś mógł jak najszybciej stąd wyjść. Przyniosłam ci kilka fajnych książek, żebyś mógł poczytać jak będzie ci się nudziło.

- Dzięki mamuś, a jakie?

- Gąsiorowskiego. Bardzo lubi historyczne powieści – wyjaśniła Markowi. – Już od dawna zaczytuje się w Jasienicy, Bunschu i Gąsiorowskim właśnie. To chyba jego ulubiony pisarz.

Marek popatrzył na chłopca z podziwem.

- Kolejny raz zaimponowałeś mi bracie. Jestem pod wrażeniem.

Wyszli ze szpitala z obietnicą, że zajrzą do małego jutro. Szczególnie dopytywał Marka, czy zechce znowu z nim jutro zagrać. Idąc na parking rozmawiali jeszcze.

- A może pojedziemy na jakiś obiad? Trochę zgłodniałem. Może do Baccaro?

- To ta knajpa jeszcze istnieje? – zdziwiła się.

- Istnieje i ma się całkiem dobrze. Nadal mają tam znakomitą kuchnię.


Jedli w milczeniu. Marek przyglądał się Uli z przyjemnością. Długą drogę przeszła od firmowej Brzyduli do kobiety, która w tej chwili siedziała naprzeciw niego. - Jest piękna, subtelna i taka eteryczna – przemknęło mu przez myśl. - Na jej twarzy malowało się zmęczenie wywołane ostatnimi wydarzeniami, ale wciąż widział w jej oczach ten blask, który tak go uwodził wcześniej. Za jej uśmiech dałby się posiekać. Żadna kobieta nie miała piękniejszego. Wykwitał na jej twarzy zupełnie spontanicznie najpierw nieśmiały a po chwili szeroki i szczery. Czy można było jej nie kochać?

- Wiesz, w sobotę jest pogrzeb Piotra. Będę musiała pójść. On tam w Gdańsku nie miał żadnej rodziny i postanowiłam, że spocznie tutaj. Przynajmniej Krystian będzie miał blisko. Pozostaje jeszcze likwidacja jego mieszkania. Powinnam zgłosić się na policję, żeby wydali mi jego rzeczy. – Splótł ze sobą ich palce.

- O nic się nie martw. Ja będę zaglądał do Krystiana. Będę towarzyszył ci też na pogrzebie. Długo miałem żal do Piotra, że mi cię zabrał. Teraz ten żal nie ma sensu. Najchętniej pojechałbym z tobą do Gdańska, ale to chyba nie najlepszy pomysł.

- No chyba nie… Ja postaram się zabawić tam nie dłużej niż dwa dni. Mieszkanie jest po jego rodzicach, którzy od dawna nie żyją i nie jest własnościowe, więc odpadnie mi sprawa sprzedaży. To stara kamienica, która ma swojego właściciela. Zwrócę mu klucze. Wcześniej zamówię ekipę, żeby wyniosła meble, a ubrania oddam biednym. A tak w ogóle, to naprawdę jestem ci wdzięczna za to, co robisz dla Krystiana i dla mnie.


To była przygnębiająca uroczystość. Na pogrzeb Piotra przyjechali jego koledzy z Gdańska, a także stawili się ci, z którymi pracował tutaj w Warszawie. Nie spodziewała się tak licznej grupy żałobników. Nie szykowała żadnej stypy. Nie uważała, że jest do czegoś zobowiązana. Owszem załatwiła wszystkie sprawy związane z pochówkiem, bo miała świadomość, że w przeciwnym wypadku pochowa go miasto jak bezdomnego. Podobnie było z mieszkaniem. Zamierzała zabrać z niego wyłącznie jakieś pamiątki, które w przyszłości odziedziczyłby Krystian. Takie, które miały jakąś wartość sentymentalną.

Po pogrzebie i nie kończących się kondolencjach pojechali do szpitala. Opowiedziała synowi, że jego ojciec spoczywa już w grobie i jak tylko będzie zdrowy pojadą, żeby zapalić mu światełko.

- W poniedziałek kochanie jadę do Gdańska na jakieś dwa dni. Muszę zlikwidować mieszkanie taty. Pan Marek będzie do ciebie przyjeżdżał więc nie będziesz się nudził.


Postanowiła jechać samochodem. Zawsze to wygodniej upchać jakieś rzeczy, a nie nieść je w rękach na dworzec. Wieczorem przed wyjazdem gościła jeszcze Marka.

- Będę dzwonić.

- I będziesz uważać na drodze. Nie szarżuj, bo nigdzie nie musisz się spieszyć. Tu wszystko pod kontrolą więc jedź i wracaj szczęśliwie. Będę czekał – pochylił się i z czułością pocałował jej usta. Poczuła się zażenowana.

- Nie powinniśmy tego robić Marek. Wiesz, że już nie wróci to co było i teraz możemy być jedynie przyjaciółmi. – Zwiesił ze smutkiem głowę.

- Nawet nie wiesz, o co mnie prosisz Ula. Czy mam się wyrzec tej miłości w imię dalszego życia z kobietą, do której nie czuję nic? To zbyt ciężka kara dla mnie. Zbyt ciężka. Czy naprawdę zasłużyłem sobie na to wszystko?

Nie wiedziała co ma mu odpowiedzieć.



- Dzień dobry Helenko.

- Paulinka! Witaj! Jak miło cię widzieć. Dawno u nas nie byliście. A Marek gdzie?

- No właśnie w tej sprawie przychodzę. Muszę się wygadać, bo już naprawdę nie wiem, co mam robić. A gdzie Krzysztof? Dobrze się czuje?

- Jest w gabinecie, coś tam czyta.

- Może to i lepiej…

Usiadła na kanapie czekając aż Helena poda kawę. Po chwili weszła niosąc na tacy dwie parujące filiżanki i talerzyk z herbatnikami.

- To co tym razem cię niepokoi?

Paulina wzięła głęboki oddech i zaczęła opowiadać.

- Pamiętasz dawną asystentkę Marka, a potem panią prezes F&D Urszulę Cieplak? – Dobrzańska kiwnęła głową.

- Trudno nie pamiętać. Uratowała naszą firmę. – Paulina żachnęła się.

- A przy okazji uwiodła Marka. Wyobraź sobie, że dwa tygodnie temu był wypadek na moście Poniatowskiego. Zderzyły się dwa samochody. Kierowcy zginęli. Uratowano tylko dziecko, ośmioletniego chłopca. Okazało się, że tego dnia zupełnie ponoć przypadkowo Marek spotkał się z Brzydulą. Mało tego, to dziecko, to jej syn. Miał ponoć ciężkie obrażenia głowy i nie wiadomo było, czy z tego wyjdzie. Jeden z kierowców, którzy zginęli był jej byłym mężem. Marek przesiedział wtedy w szpitalu wiele godzin. Dopiero po powrocie powiedział mi, że ta jego znajoma, to właśnie Cieplak. W ogóle się z tym nie krył. Od tego czasu regularnie jeździ do szpitala i odwiedza małego a przy okazji widuje się z jego matką. Robi to ostentacyjnie jakby chciał mi zrobić na złość. Po dziesięciu latach małżeństwa okazuje się, że ma mnie za nic. Bagatelizuje fakt, że jestem jego żoną. Lekceważy mnie. Już naprawdę nie wiem jak mam do niego dotrzeć. Może ty byś spróbowała, bo ewidentnie to małżeństwo zaczyna się sypać.

Helena była wstrząśnięta tymi rewelacjami. Tyle trudu włożyła w przekonanie go, że ślub z Pauliną będzie naprawdę czymś dobrym i pozytywnym, a teraz ma znowu zaczynać od początku?

- Przede wszystkim uspokój się, bo nic jeszcze nie jest przesądzone. Obiecuję, że porozmawiam z nim i zobaczę jak się sprawy mają. Może to wcale tak nie wygląda jak to przedstawiasz.

- No oczywiście, że nie wygląda. On sam utrzymuje, że robi to z wdzięczności za to, że uratowała firmę i ja powinnam być jej wdzięczna, że prowadzę życie na wysokim poziomie. – Helena uśmiechnęła się półgębkiem.

- No wiesz… Poniekąd ma rację. Gdyby nie jej genialny plan naprawczy my już dawno poszlibyśmy z torbami. Mamy za co być jej wdzięczni.

- I co? Z tej wdzięczności mam jej oddać męża? Po moim trupie.

- Nie nakręcaj się i poczekaj spokojnie na wynik mojej z nim rozmowy. Dopiero po niej będziesz się albo cieszyć, albo wściekać.


Był trochę niespokojny. Dzisiaj zadzwoniła jego matka prosząc go o przyjazd i chwilę rozmowy. – Czyżby Paulina znowu zaczęła używać swoich starych sztuczek? Nie…, nie tym razem. - Już nie pozwoli się tłamsić. Jest dorosły, nie potrzebuje matczynych rad. One już dość zamieszania poczyniły w jego życiu. Z każdym dniem dojrzewał coraz bardziej do decyzji rozstania się z Pauliną. Już drażniła go nawet sama jej obecność pod wspólnym dachem. Definitywnie musi zakończyć to małżeństwo. Definitywnie.

Wszedł do domu i przywitał się z matką. Po chwili dołączył również i ojciec. Matka nie owijała w bawełnę i od razu przeszła do konkretów.

- Była tu wczoraj Paulinka…

- No tak… - przerwał jej. – Wróciła do dawnych metod i znowu przyjeżdża, żeby pożalić się na mnie? Od razu cię uprzedzę, że już dawno się na to uodporniłem. Jakbyś zapomniała, to całkiem niedawno skończyłem trzydzieści osiem lat i od dawna jestem już dużym chłopcem. Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak wiele złego wyrządziłaś mi w życiu. Ojciec stał po mojej stronie, ale nie miał odwagi, żeby ci się przeciwstawić. Pchałaś mnie do tego ślubu jak taran, chociaż dobrze wiedziałaś, że rozbitego dzbana nie da się już posklejać. Do dziś nie mogę sobie wybaczyć, że byłem taki głupi, że tak dałem się wam omotać, że uległem tym wszystkim perswazjom i pozwoliłem się zaciągnąć do ołtarza jak baran na rzeź. Już nigdy więcej nie będziesz mi mówiła, co mam robić i jak postępować. Już nigdy do tego nie dopuszczę. Brałem ślub z kobietą, do której nie czułem nigdy nic. Zawsze kochałem, kocham i będę kochał Ulę, czy wam się to podoba, czy nie. Jestem już całkiem blisko decyzji o rozwodzie i wkrótce złożę pozew. Nie jestem w stanie żyć dłużej z tą kobietą.

- Ona cię kocha Marek… - Roześmiał się głośno trzymając się ostentacyjnie za brzuch.

- Nie bądź śmieszna mamo. I tylko dlatego mam z nią być, że ona mnie kocha? Myślałem, że do udanego związku potrzeba miłości obu stron. Paulina nikogo nie kocha, a już z całą pewnością nie mnie. Jest dwulicowa i narcystyczna. Widziałem często jak bardzo stara się hamować gniew, jak ciężko pracuje nad sobą, żeby nie wybuchnąć. Uczyłaś ją tego, prawda? Panowania nad sobą. Ostatnio już nie panuje i coraz częściej robi mi awantury, a wiesz o co? O to, że jestem w stosunku do niej przeraźliwie szczery. Nie oszukuję i mówię wprost jak jest. Do tej pory uważała mnie za swoją własność. Już czas, żeby przejrzała na oczy – podniósł się z fotela. – To wszystko co miałem wam do powiedzenia. Mam zamiar na stałe związać się z Ulą. Już dawno powinienem był to zrobić i czy wam się to podoba czy nie, ona zostanie moją żoną.



ROZDZIAŁ 6


Był wściekły na tę głupią kobietę, którą wciąż jeszcze nazywał żoną. To przechodziło wszelkie granice jego pojmowania, bo ona zachowywała się jak dziecko w piaskownicy lecące ze skargą do mamy, bo ktoś zabrał mu łopatkę. Po powrocie do domu miał zamiar z nią porozmawiać. Niestety nie zastał jej. Kiedy kładł się spać nie było jej jeszcze. Nie zmartwił się. Niech robi sobie co tylko chce. On ma to już gdzieś. Teraz liczy się tylko Ula i mały Krystian. Jutro pojedzie do prawnika i poprosi o zredagowanie pozwu. Czas odciąć tę zgniłą pępowinę.



Zaparkowała przed gdańską, starą kamienicą i z ulgą odpięła pas. Męcząca była ta droga, ale nie chciała tracić czasu. Wyjechała z Warszawy w środku nocy, bo o dziewiątej miała umówioną ekipę do wyniesienia mebli. Miała zaledwie godzinę, żeby z nich wszystko powykładać. Zabrała się z marszu do pracy. Wszystkie ubrania Piotra odłożyła na jedną kupkę. Miały pójść dla biednych. Zaczęła przetrząsać szuflady komód. Pozbierała albumy, w których było mnóstwo zdjęć ze wspólnych wypraw z Krystianem. To były cenne pamiątki. Zabrała też oryginalny i bardzo stary kominkowy zegar i kilka olejnych obrazów. W jednej z szuflad natknęła się na dużą, szarą kopertę. Była bardzo gruba i zaintrygowała ją szczególnie, że na wierzchu widniał napis „Dla Krystiana”. Otworzyła ją delikatnie i zajrzała do środka. Oniemiała. Wnętrze zawierało porządnie ułożone i spięte banderolami pliki stuzłotówek. Przeliczyła. Było równo sto tysięcy. Dokopała się też do kartki, na której przeczytała, że pieniądze przeznaczone są na studia dla Krystiana. Nie sądziła, że będzie Piotra stać na taki gest. Jednak bardzo kochał syna i myślał o jego przyszłości. Wzruszyła się. Nie rozumiała tylko, dlaczego trzymał pieniądze w domu a nie na jakiejś lokacie bankowej, ale tego pewnie się już nigdy nie dowie. Pieczołowicie wsadziła kopertę do torebki z postanowieniem, że zatrzyma się przy pierwszym lepszym banku, otworzy synowi rachunek i wpłaci na niego pieniądze z zastrzeżeniem, że Krystian będzie mógł je wypłacać po ukończeniu osiemnastego roku życia. Do tego czasu sama będzie zasilać konto, żeby pomnożyć tę sumę. I tak musiała jeszcze sprawdzić konto Piotra i wypłacić to, co ewentualnie na nim było, bo w dokumentach, które przekazała jej policja była też karta kredytowa wraz z dopiętym do niej numerem PIN. Pomyślała, że to lekkomyślne ze strony Piotra, ale z drugiej strony on nigdy nie miał pamięci do liczb i pewnie stąd ta kartka. Kiedyś jak byli jeszcze małżeństwem mieli wspólne konto, z którego bez przeszkód mogła pobierać pieniądze. Ciekawe, czy po ich rozwodzie Piotr założył sobie nowe? Musiała to sprawdzić. Sięgnęła po plastikową teczkę, w której Piotr przechowywał dokumenty bankowe i uważnie przejrzała jej zawartość. Nigdzie nie natknęła się na nową umowę. To świadczyło, że jednak nic nie zmieniał, a ona wciąż ma dostęp do tego rachunku. Pewnie nawet nie przyszło mu to do głowy, a jeśli nawet, to nie chciało mu się tracić czasu na pójście do banku. Postanowiła, że jutro z samego rana podjedzie, spróbuje przelać pieniądze na własne konto i zamknąć to.

Kilka minut po dziewiątej zjawili się ludzie z firmy, którą wynajęła. Byli bardzo sprawni. Załadowali wszystkie meble na samochód. Pozwoliła im wziąć także telewizor i DVD. Te rzeczy nie były jej potrzebne, bo miała podobny sprzęt w domu. Laptop zatrzymała dla Krystiana. Na pewno się ucieszy. Do późnego popołudnia wysprzątała całe mieszkanie i umyła podłogi. Zamknęła drzwi na klucz i zeszła na parter, gdzie mieszkał właściciel kamienicy. Złożył jej kondolencje i wyraził ubolewanie z powodu śmierci doktora. Zadeklarował się też, że zawiezie ubrania po Piotrze do przytułku. Była mu za to wdzięczna. Pożegnała się i ruszyła do najbliższego bankomatu. Kolejny raz doznała szoku. Nie sądziła, że jej były mąż był taki oszczędny. To znaczy wiedziała, że nie lubił wydawać pieniędzy na rzeczy zbędne, ale żeby do tego stopnia? A może wynikało to z faktu, że ciągle brał dyżury i nie miał czasu, by wydać te pieniądze na własne przyjemności? Było tego siedemdziesiąt osiem tysięcy.

Miała dość na dzisiaj. Była zmęczona i fizycznie i psychicznie. Dojechała do Qubus Hotel Gdańsk, gdzie wcześniej zarezerwowała sobie pokój. Ciepły prysznic podziałał relaksująco. Ubrana w szlafrok usiadła na łóżku i wysłała jeszcze do Marka krótkiego sms-a. Nie chciała dzwonić i prowokować telefonem Pauliny. Nie chciała, żeby miał kłopoty. Ułożyła się na łóżku i zasnęła kamiennym snem.

Nazajutrz ruszyła do banku. Z duszą na ramieniu podawała kasjerce swój dowód mówiąc, że chce zlikwidować to konto a pieniądze przelać na indywidualne. Kasjerka sprawdzała rachunek, a ona umierała ze strachu. Wszystko jednak wydawało się być w porządku. Kobieta uśmiechnęła się do niej z sympatią.

- Dużo tego. Dlaczego chce pani zamknąć rachunek? Nie jest pani zadowolona z naszych usług?

- Nie, nie, – zaprzeczyła – to nie dlatego. Mój mąż zmarł, a ja oprócz tego wspólnego mam indywidualne konto w banku, w którym pracuję. Tak będzie dla mnie wygodniej. Tu mam akt zgonu. Może będzie potrzebny…

Kasjerka bez przeszkód przelała pieniądze i zamknęła konto. Ula podziękowała i jak najszybciej wyszła z banku. To było stresujące doświadczenie. Wróciła do hotelu i spakowała swoje rzeczy. Nie miała tu już nic więcej do roboty. Mogła wracać.

Wieczorem przyjechał Marek i zdał jej relację z postępów Krystiana. Powiedział, że jutro będą go ściągać z łóżka. O planach rozwodowych na razie nie mówił nic. Nie chciał zapeszać.


Przyjechała do szpitala trochę wcześniej. Dzisiaj był ważny dzień. Dzisiaj po raz pierwszy mieli pionować Krystiana i ustalić, czy w ogóle będzie się mógł utrzymać na nogach, które w dalszym ciągu były słabe.

- Czas zacząć go rehabilitować – mówił doktor Wilk. – Im dłużej leży tym gorzej dla mięśni, bo są coraz słabsze. - Podsunięto pod łóżko balkonik. Lekarz podał chłopcu rękę i pociągnął lekko zmuszając go, żeby usiadł. - Pomalutku Krystian. Jak zawróci ci się w głowie to powiedz.

Posiedział chwileczkę i złapał rękami balkonik. Powoli zsunął się z łóżka. Chwiał się i z trudem utrzymywał równowagę.

- Chyba mam trochę za słabe nogi. Jakby zdrętwiałe.

- Spróbuj zrobić krok naprzód.

- Dam radę, ale bez podpórki nie. Muszę się trzymać.

- To zrozumiałe chłopcze. To dopiero pierwszy dzień. Zobaczysz, że z każdym następnym będzie coraz lepiej – pocieszał lekarz. – Na dzisiaj wystarczy. Jutro spróbujesz dojść do drzwi, a pojutrze wyjdziesz na korytarz.

Uli oczy błyszczały od łez. Miała świadomość, że nie będzie łatwo, ale jej dzielny synek naprawdę ją dzisiaj zaskoczył. Przytuliła go mocno.

- Jestem z ciebie taka dumna kochanie. Bardzo dumna.

Oddał ten uścisk i ucałował jej mokre policzki.

- Nie płacz mamusiu. Zobaczysz, że jeszcze będę biegał.



Tak jak postanowił tak i zrobił. W porze lunchu wyrwał się z pracy i podjechał pod kancelarię adwokacką. Mecenas Piotrowicz od lat był prawnikiem rodziny. Trochę się zdziwił widząc Marka. Już od dość dawna Dobrzańscy nie korzystali z jego usług. Marek pokrótce wyjaśnił mu z czym przychodzi.

- Chcę jak najszybciej się rozwieść. Już nie jestem w stanie żyć pod jednym dachem z moją żoną. Najlepiej by było bez orzekania o winie, ale jeśli będzie się stawiać, wywlokę wszystkie brudy. Nie będę się z nią patyczkował. Na otarcie łez mogę jej zostawić dom. O alimentach nie ma mowy. Ona jest współwłaścicielką Febo&Dobrzański i jak na dzisiejsze standardy zarabia krocie. Pana chciałbym prosić o zredagowanie pozwu. Całkowity rozkład pożycia to chyba dobry powód?

- Bardzo dobry, ale pisząc go muszę wiedzieć, czy decydujecie się oboje na polubowne załatwienie sprawy.

- W porządku. Ja jeszcze dzisiaj z nią porozmawiam i jutro dam panu znać.

Wrócił do firmy. Od wczoraj nie widział się ze swoją żoną, więc prosto z windy skierował się do jej gabinetu. Była. Przeglądała jakiś katalog.

- Cześć – rzucił krótko i przysiadł w fotelu naprzeciwko. Z niepewną miną obrzuciła jego sylwetkę.

- Przychodzisz z czymś konkretnym?

Uśmiechnął się ironicznie.

- Nawet bardzo konkretnym. Możesz mi powiedzieć, co ty wyprawiasz? Wracasz do metod sprzed dziesięciu lat? Kolejny raz chcesz mnie osaczyć przy pomocy mojej matki? Pojechałaś, żeby się wyżalić? Ile ty masz lat, co? Ty naprawdę powinnaś zasięgnąć porady specjalisty, bo z twoją głową coś nie halo. Rozgryzłem cię moja droga. Przez dziesięć lat udawałaś dobrą żonę. Nawet jak byłaś wściekła jakoś radziłaś sobie z furią, chociaż za każdym razem byłaś na granicy wybuchu. Ostatnio popuściłaś cugli, co przełożyło się na krzyki i awantury nie wiadomo o co. Aaa nie…, wiadomo! O Ulę. Kolejny raz wyszła z ciebie ta niby zazdrość. Ja mam tego po dziurki w nosie. Nie mam zamiaru tego znosić i męczyć się z tobą przez resztę życia. Wracam właśnie od prawnika, który napisze pozew rozwodowy.

Paulina była w wyraźnym szoku. Sądziła, że po rozmowie z Heleną ta przywróci syna do pionu i będzie tak jak dawniej. Najwyraźniej nic to nie dało i tylko rozwścieczyło go.

- Nie dam ci żadnego rozwodu. Nie pozwolę, żebyś miał się związać z tą szmatą Cieplak. – Roześmiał się.

- Tę, jak to określasz „szmatę” Cieplak kochałem przed naszym ślubem i w tym względzie nic się nie zmieniło, bo kocham ją równie mocno jak wtedy, a może nawet bardziej. Do ciebie nie czułem, nie czuję i nigdy nie poczuję takiej miłości. Jesteś mi zupełnie obojętna. Chciałem zaproponować ci rozwód bez orzekania o winie. Pójdzie wtedy szybko i bezboleśnie, a jako rekompensatę za te dziesięć lat dostaniesz dom. Jeśli nie zgodzisz się na ten wariant będę prał brudy i z całą pewnością wybuchnie skandal, bo brukowce nie odpuszczą, a ja mogę ci obiecać, że będę z nimi brutalnie szczery. Opowiem jak pchałyście mnie obie do ołtarza na siłę i po trupach. Jakich podstępów używałyście, żebym tylko wyraził zgodę. Mam jeszcze nagranie, które zrobiłem po naszym powrocie z Mediolanu. Sądziłyście, że nic nie słyszę, a ja nagrywałem każde wasze słowo. To był piękny uknuty przez was plan, który faktycznie wam się udał. Przy okazji dostanie się mojej matce, ale Bóg mi świadkiem zasłużyła sobie na to. Przed sądem opowiem jak to było wcześniej z naszym narzeczeństwem. Jak ośmieszałaś mnie na każdym kroku, jak wymuszałaś adorację i prezenty. Jak wynajmowałaś detektywów, żeby mnie śledzili. Chcę ci tylko uświadomić, że jestem bardzo zdesperowany i nie cofnę się przed niczym rozumiesz, przed niczym. Wywlokę nawet to, że nie mogłaś mi dać dziecka, chociaż wiem, że to chwyt poniżej pasa i rzeczywiście wolałbym tego argumentu nie używać. To jaka jest twoja decyzja? – obrzucił ją beznamiętnym spojrzeniem.

Milczała. Analizowała wszystkie za i przeciw. Nie podaruje tego afrontu. Na pewno nie. Znajdzie tę Brzydulę i policzy się z nią za to, że kolejny raz postawiła ją w takiej sytuacji.

- Dobrze. Niech będzie jak chcesz. Zgadzam się na rozwód bez orzekania o winie.

- Dziękuję. Przynajmniej teraz wykazałaś się zdrowym rozsądkiem – wstał z fotela i wyszedł z gabinetu.

Jak tylko zamknęły się za nim drzwi sięgnęła po telefon. Sprawdziła jeszcze w internecie numer szpitala, w którym leżał syn Brzyduli. Zapamiętała jego imię i jak tylko odezwała się kobieta z centrali, kazała się łączyć z oddziałem urazowym. Tam bez trudu dowiedziała się, w której sali leży Krystian Sosnowski.


Obudziła się dzisiaj w naprawdę dobrym nastroju. Po wczorajszym dniu uwierzyła, że jej mały synek dojdzie do zdrowia. Był naprawdę bardzo dzielny i taki uparty. Czasem zżymała się na tę jego upartość, ale teraz cieszyło ją, że ten upór tak wspaniale przekłada się na wielką chęć osiągnięcia sprawności.

Do południa ogarnęła mieszkanie i przygotowała Krystianowi jego ulubione przysmaki na obiad. Uwielbiał zupę pomidorową i naleśniki z serem i rodzynkami. Było już po trzynastej, gdy zapakowała to wszystko do samochodu i ruszyła do szpitala.

Krystian też był dzisiaj podekscytowany. Opowiadał jak o balkoniku dwa razy przemierzył długość pokoju.

- Pan doktor był bardzo ze mnie zadowolony. Powiedział też, że jutro ściągną mi ten turban z głowy, bo dreny są czyste i nic już nie wycieka z rany pooperacyjnej. To dobra wiadomość, prawda mamusiu?

- Bardzo dobra kochanie. A ja mam dzisiaj dla ciebie same przysmaki – wyciągnęła termosy z torby – i mam nadzieję, że chętnie zjesz. Musisz nabrać sił, żeby móc chodzić. - Nalała z termosu gorącą zupę i wyłożyła równie ciepłe naleśniki. – Proszę, wcinaj.

Z przyjemnością patrzyła jak pochłania wszystko z talerzy.

- Pyszne, naprawdę pyszne. Na jutro poproszę placki ziemniaczane.

Po obiedzie poczytała mu trochę. Czekała na Marka, bo o to prosił. Mówił, że będzie na szesnastą, bo ma dla Krystiana jakąś niespodziankę. Jej syn naprawdę go polubił i najwyraźniej do niego lgnął. Piotra już nie było, a on rozpaczliwie szukał oparcia w jakimś mężczyźnie, który stanowiłby chociaż namiastkę ojca. Marek spełniał wszystkie wymogi. Zawiązali prawdziwą sztamę i mówili sobie po imieniu. Tak zadecydował. Uważał, że taki rodzaj relacji na pewno ich zbliży do siebie i miał rację.


Przed szesnastą wyszła na chwilę z sali. Fizjologia była nieubłagana. Zamknęła za sobą drzwi i już miała ruszyć w stronę toalet, gdy nagle jak spod ziemi wyrosła przed nią Paulina Febo wprawiając ją w totalne osłupienie. Nawet nie zdążyła zareagować, gdy Febo złapała ją za łokieć i brutalnie pchnęła na ścianę.

- Co pani wyprawia…? Oszalała pani?

- Ty podła dziwko, kolejny raz próbujesz zniszczyć mi życie? – wysyczała przez zaciśnięte żeby. – Nie daruję ci tego – zamierzyła się i z całej siły uderzyła Ulę w twarz. Ta zasłoniła się instynktownie, ale ciosy padały nadal. Osunęła się na podłogę. Ktoś wyjrzał z dyżurki i podniósł alarm. To nieco ostudziło zapędy Pauliny. Nagle poczuła mocne szarpnięcie, które niemal pozbawiło ją równowagi, a następnie silny cios otwartą dłonią w policzek. Przed nią stał Marek i kipiącym z wściekłości głosem powiedział:

- Tym razem przeholowałaś. Zaraz dzwonię na policję i oskarżę cię w imieniu Uli o czynną napaść. Mamy świadków. Nie najlepsze miejsce wybrałaś na zemstę. Doigrałaś się, a ja wyczerpałem już limit na pobłażanie ci.

Wokół nich zebrało się pięć pielęgniarek. Przybiegł też zaalarmowany lekarz dyżurny. Pochylił się nad Ulą. Miała rozciętą wargę, która silnie krwawiła.

- Zawiadomiłyśmy ochronę – powiedziała jedna z kobiet – i policję.


ROZDZIAŁ 7


Usłyszeli tupot ciężkich butów. W ich kierunku zbliżało się dwóch rosłych mężczyzn w mundurach ochrony. Pielęgniarki gorliwie wskazały im sprawczynię całego zamieszania. Zabrali ją na parter. Tam mieli czekać na przybycie policji.

- Trzeba będzie to zdezynfekować –lekarz zwrócił się do Uli. – Chodźcie państwo ze mną do zabiegówki.

Po dokonaniu odpowiednich zabiegów wrócili do Krystiana. Mały ze zdumieniem i przerażeniem wbił oczy w matkę.

- Mamusiu, co ci się stało? Masz rozciętą wargę i chyba siny policzek…

- To nic synku, – nie chciała go martwić – niezdara ze mnie i tyle. Przewróciłam się na tej śliskiej posadzce. Przywitaj się z Markiem. Ma dla ciebie niespodziankę.

- Cześć smyku. Mama ma rację. Wiem, że jak nas nie ma to nudzisz się czasem, no bo ile można czytać, prawda? Zobacz, co ci kupiłem – wyciągnął z teczki płaskie pudełko i otworzył je wyciągając z niego nowiutki tablet. Krystianowi zaświeciły się oczy z zachwytu. Przylgnął do Marka ściskając go mocno.

- To naprawdę dla mnie? Dziękuję. Już od dawna o takim marzyłem. Tata obiecał mi, że dostanę na gwiazdkę – zakręciły mu się w oczach łzy. – Gdyby nie umarł na pewno by mi kupił. Trafiłeś z tym prezentem bez pudła Marek. Jest naprawdę świetny i taki duży. Nauczysz mnie jak się nim posługiwać?

- No pewnie. Przecież to nic trudnego.

Do pokoju wsunęła się pielęgniarka. Podeszła do Uli i szepnęła jej do ucha

- Pani Urszulo na korytarzu czekają dwaj policjanci. Chcą, żebyście złożyli zeznania. Zabroniłam im tu wchodzić, bo nie chciałam, żeby mały się wystraszył.

- Dziękuję. Już idziemy. Krystian – zwróciła się do syna – my musimy na chwilę wyjść, dosłownie na piętnaście minut. Pobaw się na razie sam tabletem, a jak wrócimy Marek wyjaśni ci jego działanie.

Wyszedłszy na korytarz przywitali się z funkcjonariuszami i przedstawili się. Najpierw Ula opowiedziała, że zna od dawna Paulinę Febo-Dobrzańską, ale nie widziała jej od dziesięciu lat, a jej pojawienie się tutaj mocno ją zaskoczyło. Nie spodziewała się napaści. Resztę dopowiedział Marek. Wyjaśnił, że jest mężem napastniczki, że złożył pozew o rozwód i to dlatego jego żona tak się wściekła obarczając Ulę winą za rozpad małżeństwa, chociaż ta nie miała z tym nic wspólnego. Naświetlił też nienajlepsze relacje z żoną. Ula była zaskoczona, gdy usłyszała, że on złożył pozew o rozwód. Najwyraźniej musiał mieć jakiś dobry powód, że zadziałał tak spontanicznie. Może on sam jej o tym powie? Postanowiła, że po wyjściu ze szpitala zaprosi go do jakiejś knajpki i wyciągnie od niego, o co chodzi z tym rozwodem.


Siedzieli w małej, klimatycznej kawiarence popijając mocne espresso. Ula wciąż jeszcze była roztrzęsiona po całym zajściu. W szpitalu trzymała się dzielnie, ale jak tylko z niego wyszła, rozsypała się zupełnie.

- Naprawdę nie rozumiem co ją napadło? Przecież ja nie mam zamiaru jej ciebie zabierać. To chora kobieta i ma jakieś urojenia.

- To nie urojenia Ula. Ostatnio coraz gorzej znosiłem jej obecność. Znowu zaczęły się awantury. Po prostu puszczały jej nerwy i nie potrafiła już nad nimi zapanować. Oliwy do ognia dolał fakt, że pojechała do moich rodziców kolejny raz napuszczając matkę na mnie. Nie miałem o tym pojęcia do momentu, kiedy mama zadzwoniła do mnie prosząc o przyjazd. Jak usłyszałem, że Paulina znowu przyleciała z pretensjami i skargami na mnie, że zdradzam ją z tobą, dostałem szału. Na drugi dzień poszedłem do prawnika, żeby napisał pozew. Rozmawiałem też z nią i powiedziałem jej, że nie dam rady z nią dłużej żyć i odchodzę. Prosiłem, żeby zgodziła się na rozwód bez orzekania o winie. Zgodziła się, ale do głowy by mi nie przyszło, że planuje przyjść do szpitala i pobić cię. Kompletnie jej odbiło. Jest bezdennie głupia. Teraz oprócz sprawy rozwodowej będzie miała jeszcze sprawę o pobicie. Doigrała się.

- Ona czuje się skrzywdzona Marek. Powiedziałeś jej wprost, że nigdy jej nie kochałeś. Musiała się poczuć okropnie i teraz jeszcze ten pozew. Może ja powinnam wycofać tę sprawę o pobicie? Rany wcześniej czy później zagoją się, a ona będzie miała przez to dodatkowe kłopoty.

- Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że jej współczujesz? Zasłużyła sobie. Przez te wszystkie lata starałem się być wobec niej lojalny i uczciwy. Nie zdradzałem jej i to głównie dlatego, że nosiłem przez cały czas w sercu miłość do ciebie. Gdybym ją zdradzał, to tak jakbym zdradzał ciebie. Nie mogła mieć o to do mnie pretensji, a jednak gdzieś w tyle jej głowy zawsze tkwiło podejrzenie, że mam jakieś kobiety na boku. Niby wyrozumiała, niby mi wierzyła, ale nie pozbyła się podejrzeń. Ten dzisiejszy incydent utwierdził mnie tylko w przekonaniu, że ona nie jest zrównoważona psychicznie. Normalni ludzie nie wpadają do szpitala z zamiarem wszczęcia awantury i pobicia kogoś. Jak posiedzi trochę w więzieniu, to może wyciągnie jakąś nauczkę na przyszłość.


Następnego dnia wieczorem, gdy wrócił do domu zastał w nim swoją żonę. Nawet się nie przywitał. Bez słowa przeszedł do garderoby i wyciągnął z pawlacza dwie ogromne walizki, w których systematycznie zaczął układać swoje rzeczy. Przyglądała się temu w milczeniu. Była śmiertelnie na niego obrażona za to, że trzasnął ją w twarz na środku szpitalnego korytarza, że stanął w obronie tej pokraki, że pozwolił, by zabrano ją do aresztu i przeprowadzono tam upokarzające dla niej przesłuchanie. Oczywiście to, że ona sama okładała Ulę było bez znaczenia i jak uważała, zupełnie uzasadnione.

Marek natomiast uważał, że podniósł na nią rękę wyłącznie dlatego, że widok jaki zastał w szpitalu doprowadził go do ostateczności. To był pierwszy raz, gdy uderzył kobietę i zapewne ostatni.

Dopakował resztę swoich rzeczy. Wszystkie swoje dokumenty schował do skórzanej teczki. Rozejrzał się jeszcze po pomieszczeniu, ale nie zauważył już nic, co mogło należeć do niego. Postanowił, że nie będzie się z nią szarpał o meble, w które zainwestował sporo pieniędzy. Niech ma.

Wyszedł z walizkami przed dom i wpakował je do bagażnika. Zupełnie nie miał pojęcia dokąd jechać. Jednego był pewien, że jego noga już nigdy więcej nie postanie w tym domu. Nie miał zamiaru też korzystać z gościnności rodziców. Już dość się nasłuchał od matki. To było nie do przyjęcia, że strofowała go jak małego chłopca. Jedyne wyjście jakie mu pozostało to hotel, lub mieszkanie Uli. Nie był pewien jak ona zareaguje na ten niespodziewany nalot, ale postanowił spróbować. Jeśli mu powie, że nie może u niej zostać, wtedy skorzysta z hotelu.

Podjechał pod blok, w którym mieszkała. Nie zabierał bagażu. Niepewnie nacisnął na dzwonek. Otworzyła mu i była zdziwiona jego przyjazdem, bo widzieli się już dzisiaj w szpitalu.

- Marek? Coś się stało? – Pokiwał twierdząco głową.

- Wpuścisz mnie?

- Oczywiście, – otwarła szerzej drzwi – wchodź. Z niepokojem obserwowała jego zachowanie. Wydawał się jakiś nieswój. – Powiesz mi o co chodzi? – zapytała wprost. Spojrzał jej w oczy i powiedział cicho.

- Wyprowadziłem się z domu. Odszedłem od tej suki. Nie mam się gdzie podziać. Do rodziców nie chcę jechać, bo musiałbym się znowu nasłuchać. Jeśli nie zgodzisz się przenocować mnie przez kilka dni, dopóki sobie czegoś nie znajdę, to pojadę do jakiegoś hotelu. – Jej oczy wyrażały ogromne zaskoczenie. Nie sądziła, że zdobędzie się na coś takiego.

- A gdzie masz rzeczy?

- W samochodzie.

- To przynieś. Przecież nie będziesz spał byle gdzie. Tu są cztery pokoje i jest gdzie spać. To idź, a ja przygotuję ci łóżko.

Faktycznie mieszkanie miało cztery pokoje, ale niezbyt duże. Największy był salon. Ona i Krystian zajmowali dwa mniejsze, a trzeci był pokojem dla gości, których nie miewała często.

Wtoczył walichy do mieszkania i całe naręcze pokrowców zawierających garnitury, płaszcze i kurtki.

- Powieś to może tutaj – wskazała na zabudowaną szafę w przedpokoju. – Na pewno się zmieszczą. Daj, pomogę. – Następnie pokazała mu pokój.

- Nie jest duży, ale ma wygodną kanapę, a tu w komodach możesz poukładać swoje rzeczy. To ja idę. Zrobię nam kawy. Nie będę ci przeszkadzać. – Chciała wyjść, ale zatrzymał ją w drzwiach.

- Dziękuję Ula. Naprawdę to doceniam. Przyrzekam, że będę się starał sprawiać ci jak najmniej kłopotu. Od jutra zacznę szukać jakiegoś mieszkania. – Poklepała jego ramię.

- Nie spiesz się. Nie przeszkadzasz, naprawdę. – Pogładził jej siny od ciosu Pauliny policzek.

- Bardzo cię boli? – Uśmiechnęła się do niego szeroko.

- Trochę boli, ale przecież wytrzymam.

- Dzielna dziewczynka. Krystian ten hart ducha ma po tobie.

- Tak uważasz?

- Nie inaczej. Jest bardzo zdeterminowany. Zobaczysz, że ani się obejrzymy jak będzie śmigał na rolkach.


Krystian ewidentnie zdrowiał. Zniknął turban z bandaża, a w jego miejsce pojawił się niewielki plaster.

- Rana bardzo dobrze się goi – mówił doktor Wilk. – Chłopak jest silniejszy. Szczerze powiedziawszy mile nas zaskoczył, bo nie spodziewaliśmy się aż takiej poprawy po urazie jakiego doznał. Był u okulisty i wzrok ma dobry. Powiekę zoperujemy, żeby podnieść mu komfort życia, ale to za jakiś czas. Na razie nieźle sobie radzi. Widzę, że sporo czyta i jakoś niespecjalnie ta powieka mu przeszkadza. Uważam jednak, że zabieg zrobić warto choćby ze względów estetycznych.

Uli po tych słowach rosło serce. - Może już niedługo go wypuszczą? – myślała z nadzieją. Teraz przyjeżdżała do szpitala koło trzynastej, a o szesnastej dołączał Marek. Krystian do południa miał robione intensywne zabiegi i w sumie od ósmej do dwunastej miał wypełniony czas.


W pracy natykał się czasem na Paulinę, ale mijali się obojętnie. Nie rozmawiali. Pozew leżał już w sądzie i czekał na swoją kolej. Marek nadal mieszkał u Uli. Wprawdzie mówił jej, że ma wyrzuty sumienia, bo siedzi jej tak długo na głowie, ale ona uśmiechała się tylko łagodnie.

- Przecież cię nie wyganiam. Cieszę się, że jesteś. Przynajmniej mam z kim pogadać wieczorami. Doceniam też wsparcie, które dajesz mnie i Krystianowi. To naprawdę dla nas dużo znaczy.

Po takich słowach przytulał ją mocno dziękując, że jest taka wyrozumiała. Na nic więcej sobie nie pozwalał. Znał ją bardzo dobrze i wiedział, że dopóki jest mężem Pauliny Ula nie pozwoli mu się do siebie zbliżyć. Takie miała zasady. Nie chciała, a być może bała się powtarzać swoje błędy sprzed dekady. On z niecierpliwością czekał na pierwszą rozprawę.


Siedział w biurze sprawdzając jakieś statystyki, gdy do gabinetu weszła jego sekretarka informując go, że przyszli jego rodzice. Skrzywił się, bo czuł, że ta rozmowa nie będzie miła.

- Poproś ich.

Przywitał się z nimi bardzo powściągliwie, choć ojca dłoń ściskał długo patrząc mu w oczy i usiłując coś z nich wyczytać, ale senior tylko westchnął i pokręcił głową. Helena rozsiadła się na kanapie.

- Byliśmy właśnie u Pauliny i dowiedzieliśmy się bardzo nieprzyjemnych rzeczy. Zastanawiam się, jak ty możesz jej to wszystko robić? Jak możesz ją tak przedmiotowo traktować? Nie zasłużyła sobie na to. Dziesięć lat była wierną i oddaną żoną, a ty zostawiasz ją dla jakiejś byłej asystentki i składasz pozew o rozwód? To naprawdę podłe.

- Podłe? A to, co uknułyście obie dziesięć lat temu nie było podłe wobec mnie? I nie zaprzeczaj bo jestem w posiadaniu nagrania z waszej rozmowy. Jeśli przyszłaś tu po to, by prosić mnie o wycofanie pozwu, to tracisz czas. Mam nadzieję, że powiedziała ci również o drugiej rozprawie jaka ją czeka. Rozprawie o pobicie. – Helena spojrzała na Marka z niedowierzaniem.

- To jakiś absurd. Paulina jest dobrze wychowana. To kobieta z klasą a nie jakaś awanturnica. Nigdy w życiu nie posunęłaby się do rękoczynów.

- Nie? Ta kobieta z klasą jak mówisz, wykazała kompletny jej brak przychodząc do szpitala, w którym po wypadku leży syn Uli i pobiła ją na korytarzu. Interweniowała policja. Ciekawe, że zapomniała ci o tym powiedzieć. Może wrócisz do niej i zapytasz. Przy okazji możesz jej przekazać, że jeśli zmieniła zdanie i postanowiła jednak nie podpisać rozwodu bez orzekania o winie, pozbawię ją domu i zacznę wyciągać brudy. Wywlokę również wasz genialny plan, który zmusił mnie do ożenku z nią. Będziesz tak samo umoczona w skandal jak ona. Jeśli obie tego chcecie to proszę bardzo.

- Własną matkę wplątałbyś w coś takiego? Nie wierzę.

- Ja też nie mogłem uwierzyć, że stanęłaś po stronie tej włoskiej furiatki, że stanęłaś przeciwko mnie, twojemu jedynemu synowi, więc postaraj się, żeby dała mi ten rozwód szybko i bezboleśnie.

Helena wstała i bez słowa wyszła z gabinetu. Do Marka podszedł ojciec.

- Dobrze robisz synu. Jestem całym sercem z tobą. Tak trzymaj.

Tymi słowami utwierdził Marka w przekonaniu, że postępuje właściwie.

Helena tymczasem faktycznie wróciła do gabinetu Pauliny prosząc ją o wyjaśnienia.

- Naprawdę ją pobiłaś? Jak to możliwe?

- Nie wytrzymałam nerwowo Helenko. Ona zabrała mi wszystko i to już drugi raz. Tyle zachodu i pracy kosztowało nas przekonanie Marka, żeby do mnie wrócił i żebyśmy się pobrali, a ona pojawiła się nie wiadomo skąd i zniszczyła mi kolejny raz życie. Która kobieta zniosła by coś takiego ze stoickim spokojem?

- Już wiesz, kiedy będzie ta rozprawa?

- Nie mam pojęcia. Póki co mam zakaz wyjazdu z Warszawy i z Polski w ogóle. Zabrali mi paszport i dowód. Mam tylko zaświadczenie z policji, którym mogę się posługiwać jak dowodem.

- Podpiszesz ten rozwód bez orzekania o winie? On mówi, że jeśli tego nie zrobisz zabierze ci dom i wywlecze wszystkie brudy na rozprawie. Wiesz, że nie możemy do tego dopuścić?

- Nie obawiaj się. Podpiszę ten rozwód. Nie pozwolę się uwikłać w żaden skandal. Już wystarczy ta jedna rozprawa o pobicie. Chyba spalę się ze wstydu.


ROZDZIAŁ 8


- No spróbuj smyku. Nie bój się, bo ja jestem przy tobie i nie pozwolę, żebyś miał się przewrócić. Śmiało.

Krystian chwiejąc się na nogach stał uczepiony łóżka, a Marek stojąc przed nim i wyciągając do niego ręce zachęcał go do postawienia pierwszego, samodzielnego kroku. Wreszcie przesunął prawą nogę i potem lewą. Z trudem utrzymywał równowagę, ale mimo to stał. – No jeszcze jeden. Dasz radę. – Tym sposobem dotarł do drzwi i uśmiechnął się do Marka uszczęśliwiony. Ula miała mokre policzki. – A teraz z powrotem. Jesteś silny jak tur. Głowa musi rozkazać twoim mięśniom, żeby się ruszały. No dalej… - Kiedy chłopiec pokonał drogę powrotną aż krzyknął.

- Widziałaś mamusiu?! Dałem radę. Będzie coraz lepiej. Już tak bardzo chciałbym wrócić do domu. Porozmawiaj z panem doktorem. Może mi pozwoli. Przecież w domu też mógłbym ćwiczyć, albo przywoziłabyś mnie tutaj na ćwiczenia.

Pomyślała, że jej syn ma rację. Trochę miała już dość tej szpitalnej atmosfery.

- Co o tym myślisz Marek?

- Myślę, że to bardzo dobry pomysł. W tygodniu możesz wozić go na zajęcia tutaj, a w soboty będziemy robić sobie męskie wypady na basen. Lubisz pływać Krystian?

- Uwielbiam! Tata uczył mnie pływać w morzu i w tym roku pływałem już bez pompowanego koła. Mamusiu zapytaj doktora – złożył ręce jak do modlitwy. – Ja chcę jeździć z Markiem na ten basen. – Podniosła się z krzesła.

- Jesteś męczykichą, wiesz? Idę i spytam.

Ordynatora zastała w pokoju pielęgniarek i poprosiła go na słówko. Wyłuszczyła z czym przychodzi. Lekarz uśmiechnął się.

- Pewnie ma już dość leżenia w szpitalu, co? Za kilka dni sam bym to zaproponował, bo mały świetnie sobie radzi. Ćwiczenia utrzymamy, bo są konieczne. Skoro mówi pani, że będzie w stanie go tu przywozić, to nie pozostaje mi nic innego jak tylko wyrazić zgodę. Jutro może być? – Uśmiechnęła się radośnie.

- Jak najbardziej może. Proszę mi jeszcze powiedzieć, czy on może korzystać z basenu? Lubi pływać.

- Nie ma przeciwwskazań. Woda jest też zbawienna przy tego typu niedowładach i powinna pomóc. Przygotujemy na jutro wypis.

- Bardzo, bardzo dziękuję panie doktorze, za wszystko. - Z dobrymi wieściami wróciła do sali. Na ich pytające spojrzenia zachichotała – ale macie miny… Jutro wracasz do domu. Koniec twojej szpitalnej męki.

Z radości rzucił się jej na szyję.


Następnego dnia przyjechali po niego oboje najnowszym modelem Lexusa Marka. Miał sentyment do tych samochodów i przez ostatnie dwanaście lat nie zmienił marki. Ula pomogła się ubrać synowi i pozbierała jego rzeczy. Na wypis poczekali na korytarzu. Pielęgniarka, która im go przyniosła wskazała inwalidzki wózek mówiąc, że mogą w nim wywieźć małego.

- Nie będzie nam potrzebny, prawda Krystian? – Marek przykucnął tyłem do chłopca – wsiadaj. Dzisiaj masz jazdę ekstra. – Mały zaśmiał się i objął szyję Marka. Był zachwycony. Rozbawieni zeszli na parking.

- Masz superowe auto – Krystian był pod wrażeniem. – Kiedyś też sobie takie kupię.

Marek usadził go na siedzeniu i pomógł zapiąć pas. Bez zwłoki ruszyli w kierunku domu. Krystian wiedział, że Marek mieszka u nich. Ula już dużo wcześniej uprzedziła go o tym, żeby nie było niespodzianki. Ku jej zdumieniu syn bardzo się z tego ucieszył.

- Lubię Marka, to naprawdę świetny facet - skwitował.



Wezwanie na rozprawę rozwodową przyszło na adres firmy. Na razie tylko taki mógł podać, bo przecież u Uli mieszkał bez meldunku. Nerwowo rozerwał kopertę i przebiegł wzrokiem po treści wezwania a następnie spojrzał na kalendarz. – Za dwa tygodnie… Za dwa tygodnie będę wreszcie wolnym człowiekiem. – Natychmiast zadzwonił do Uli i poinformował ją o tym. W domu zjawił się z bukietem czerwonych róż i wręczając je Uli powiedział:

- Za dwa tygodnie spełni się jedno z moich marzeń. Wreszcie uwolnię się od tej toksycznej kobiety. Mam nadzieję na spełnienie drugiego. Ja wiem, że to przedwczesne Ula, ale bardzo chcę być częścią twojej rodziny i jeśli się zgodzisz, to po tych wszystkich zawirowaniach pobierzemy się. Niczego więcej nie pragnę. Kocham ciebie i kocham Krystiana. Wiem, że właśnie tu przy was jest moje miejsce. – Uśmiechnęła się a ten uśmiech rozjaśnił jej twarz. Te dwa błękity, w których zakochał się kiedyś bez pamięci patrzyły na niego z miłością. Pogładziła jego szorstki policzek.

- To rzeczywiście trochę za wcześnie, ale wierzę, że wszystko uda nam się pomyślnie zakończyć. Twój rozwód i moją rozprawę. Bardzo pragnę, żeby nam się udało.

- Uda się Ula. Teraz wiem, że wszystko pójdzie po naszej myśli.


Do sądu przyszedł z prawnikiem. Chciał się w ten sposób zabezpieczyć, gdyby Paulina zmieniła zdanie. Wchodząc do holu zauważył ją jak siedziała na ławce. Kiwnął jej głową na powitanie. Nie odpowiedziała, tylko obrzuciła go pełnym nienawiści spojrzeniem. Nie przejął się. Po chwili wezwano ich na salę. Wszystko trwało nie dłużej jak piętnaście minut. Sędzia bez problemu orzekł rozwód ze względu na rozkład pożycia i różnice nie do pogodzenia. Paulina bez protestu podpisała dokumenty.

Mijając go w drzwiach syknęła na pożegnanie.

- Życzę ci żebyś zdechł za moją krzywdę.

Nie pozostał jej dłużny i ironicznie odpowiedział.

- A ja przeciwnie. Życzę ci stu lat w dobrym zdrowiu. Arrivederci.



W sobotę do południa Marek z Krystianem szaleli na basenie. Ula została w domu. Miała trochę sprzątania i koniecznie musiała uzupełnić zapasy. Ilekroć pomyślała o Marku robiło jej się ciepło wokół serca. Jakże był inny od dawnego Marka. Przede wszystkim stał się bardzo opiekuńczy. Odczuwała to na każdym kroku. Z wielką pasją poświęcił się rehabilitacji Krystiana. Nigdy nie odpuszczał tych kilkugodzinnych, sobotnich pobytów na basenie. Widział, że pływanie ewidentnie wzmacnia mu mięśnie. Nogi były silniejsze. Jeszcze potrzebował podpórki w postaci jego ręki, ale dobrze sobie radził i z każdym dniem lepiej. Marek zainwestował w stacjonarny rowerek, na którym chłopak ćwiczył z wielką pasją. Sam zauważył u siebie pozytywne zmiany i pedałował bez obijania się. Teraz też ścigali się przemierzając długość basenu. Zdyszani dotarli na jego drugą stronę i trzymając się barierki uspokajali oddechy.

- Marek, – wysapał Krystian – mogę cię o coś spytać?

- Pewnie. Wal.

- Czy moja mamusia ci się podoba? – Zaskoczył go tym pytaniem.

- Czy mi się podoba? Twoja mama jest najładniejszą kobietą jaką kiedykolwiek poznałem. To anioł w ludzkiej skórze. Nie znam drugiej takiej. Jest wyjątkowa, przecież wiesz.

- No wiem. Jest najlepszą mamą na świecie, ale chodzi mi o to, czy ty kochasz mamę.

- Nawet nie wiesz jak bardzo. Zakochałem się w niej przed ponad dziesięciu laty i kocham do dzisiaj. Gdyby nie to, że kiedyś bardzo się pokłóciliśmy i że wtedy poznała twojego tatę, dzisiaj ty byłbyś moim synem a ja jej mężem. – Mały pokiwał głową.

- Tata był fajny, ale kiedyś zrobił co złego i rozwiedli się. Kochałem go i zawsze jeździłem do niego na wakacje. Myślałem, że będzie mi tego brakować, tych wspólnych wypadów, ale chyba tak nie jest, bo jesteś ty i zapewniasz mi to wszystko. Żal mi mamy. Ona od kiedy się rozwiedli jest całkiem sama. Niejednokrotnie słyszałem jak płacze. Nie lubię kiedy jest smutna. Teraz jak jesteś z nami ona jest zupełnie inna, wesoła. Jeśli kochasz mamę, to może mógłbyś się z nią ożenić? Ona bardzo cię lubi i na pewno się zgodzi.

Marek uśmiechnął się szeroko a na jego policzkach ukazały się dwa wdzięczne dołeczki nadające jego twarzy zawadiacki wygląd.

- Zdradzę ci tajemnicę – nachylił się do ucha chłopca. – Taki mam właśnie zamiar. Bardzo kocham ją i bardzo kocham ciebie. Zależy mi na waszym szczęściu. Nie chcę ci zastępować ojca, bo miałeś naprawdę wspaniałego tatę. Ja chcę, żebyśmy zostali przyjaciółmi i dobrymi kumplami. Jak tylko skończą się perypetie w sądzie poproszę mamę o rękę. – Krystian rzucił mu się na szyję.

- Jesteś naprawdę fajnym facetem.



Ula doczekała się wreszcie swojej rozprawy. Marek również został wezwany jako świadek i składał zeznania. Potwierdził to wszystko, co powiedział po incydencie na szpitalnym korytarzu policjantom. Paulina siedziała sztywna jakby połknęła kij od miotły. Nie za bardzo uważała na przebieg rozprawy i wydawało się, że ją to w ogóle nic nie obchodziło. Najważniejsza była myśl, że tam za drzwiami przed salą zauważyła zbierający się tłumek fotoreporterów i już kombinowała jak przed nimi uciec. Kiedyś uwielbiała brylować w warszawskich magazynach. Uwielbiała pozować do zdjęć. Dzisiaj najchętniej schowałaby się w mysią dziurę. O rozwodzie nikt nie wiedział więc miała spokój, choć kilka dni po nim nękano ją telefonami w tej sprawie, bo wieści się rozniosły. Bezwiednie omiotła wzrokiem salę sądową, by zawiesić go na stojącej przy barierce dla świadków i zeznającej Uli. Dopiero teraz mogła jej się przyjrzeć dokładniej. Musiała przyznać, że po dawnej Brzyduli nie pozostał ślad. Teraz była piękną kobietą o niezwykle subtelnej urodzie. Dotarły do niej strzępy słów, które wypowiadała.

- Ja chciałam tylko powiedzieć, że nie mam żalu do pani Febo. Nie leży też w moim interesie, żeby trafiła do więzienia. Proszę sąd o potraktowanie jej łagodnie.

Paulinę zatkało. Ona prosi dla niej o łagodny wyrok? Świat się przekręca.

Wyrok rzeczywiście ją zaskoczył. Mówiono, że przynajmniej na sześć miesięcy trafi za kratki. Owszem dostała sześć miesięcy, ale w zawieszeniu. Opuszczała salę sądową z podniesioną głową. Nawet nie raczyła zaszczycić spojrzeniem Uli, a co dopiero podziękować jej.

- Widziałaś? – Marek pochylił się szepcząc jej do ucha. – Kobieta z klasą. Koń by się uśmiał. Chodźmy stąd. Wreszcie mamy to już za sobą. Podjedziemy do domu i zabierzemy Krystiana. Trzeba to uczcić.

Tego wieczora siedząc w Baccaro, restauracji, którą oboje darzyli wielkim sentymentem Marek wyjąwszy z kieszeni złoty pierścionek uklęknął przed Ulą oświadczając się jej.

– Musisz się zgodzić mamusiu – dopingował Krystian. – Marek to fajny facet i bardzo nas kocha. Będzie moim drugim tatą.

Wzruszona przyjęła te oświadczyny patrząc z miłością na uszczęśliwione miny jej dwóch najważniejszych na świecie mężczyzn.

Tej nocy, kiedy Krystian już smacznie spał, oni kochali się po raz pierwszy od tego pamiętnego SPA. Nie mógł uwierzyć, że jej ciała nie zniszczył czas i ciąża. Była tak samo piękna i pociągająca jak wtedy. Nie mógł się nią nacieszyć. Pieścił ją i całował do utraty tchu. Nie była mu dłużna. Od czasu Piotra nie spała z żadnym innym mężczyzną. Ten akt był niezwykle intensywny i niósł ze sobą ogrom najrozkoszniejszych doznań. Nie był też jedyny tej nocy. Kochali się tak jakby chcieli nadrobić zaległości z całej dekady.

Zsunął się z niej i pieszczotliwie odgarnął włosy z jej twarzy. Kolejny raz przylgnął do jej ust.

- Kocham cię jak wariat – wyszeptał. – Jakbym cofnął się w czasie. Kiedy pojechaliśmy do tego SPA i po raz pierwszy kochaliśmy się, zrozumiałem, że jesteś najważniejszą osobą w moim życiu. Sądziłem, że nie będę potrafił bez ciebie żyć i w jakimś sensie tak było, bo mimo, że zostałem mężem Pauliny nie byłem w stanie zapomnieć o tym wielkim uczuciu jakie do ciebie żywiłem i nie przestałem o tobie myśleć. Jesteś marzeniem, które było do niedawna takie nierealne, a jednak spełniło się. Dzięki temu jestem szczęśliwym człowiekiem.

- Ja też cierpiałam. Czułam przywiązanie do Piotra, ale nic więcej. Myślałam, że z czasem go pokocham, ale tak się nie stało. Spełniałam obowiązki żony, ale nie robiłam tego z miłości. Kiedy urodził się Krystian przelałam tę miłość na niego. Wreszcie miałam dla kogo żyć. Resztę już znasz. Piotr zdradził mnie. Być może wcale nie kochał mnie tak mocno jak twierdził? Nie miałam żalu, ale też nie mogłam z nim dłużej być, bo stracił moje zaufanie. Kiedy zobaczyłam cię na progu mojego mieszkania po tych dziesięciu latach prawie ścięło mnie z nóg. Wszystko wróciło, a ja musiałam przyznać sama przed sobą, że nigdy nie przestałam cię kochać. Moje marzenie też się spełniło.



Marek nie nosił „żałoby” po Paulinie. Był szczęśliwy i jak najszybciej chciał to szczęście zalegalizować. Ula nie protestowała. Jej też zależało, żeby stali się wreszcie rodziną. W tych działaniach wspierał ich i dopingował Krystian. Nie chciał, żeby cokolwiek go ominęło. Uczestniczył w wyborze obrączek, załatwianiu sali weselnej i wybieraniu zaproszeń ślubnych. To miał być skromny ślub. Ojciec Uli już nie żył, ale była Ala, która w Rysiowie wychowywała jej nastoletnią siostrę, a z Niemiec miał przyjechać jej brat, który tam ułożył sobie życie. Mieli być ich świadkami.

Któregoś dnia podjechali wszyscy pod dom seniorów Dobrzańskich chcąc i im wręczyć zaproszenie na ślub. Helena przyjęła ich bardzo chłodno. Ula poczuła się wręcz niezręcznie. Natomiast Krzysztof bardzo się ucieszył z tej uroczystości i zapewnił, że na pewno się zjawi.

Sama ceremonia trwała krótko, bo pobierali się w Urzędzie Stanu Cywilnego. Helena oczywiście nie była obecna czym zraziła sobie syna już na dobre. Nie chciał jej znać. Za to Krzysztof dotrzymał słowa. Bardzo polubił Ulę już wcześniej i był jej zawsze wdzięczny, że uratowała firmę przed plajtą. Polubił Krystiana.

Kiedy Marek kupił dla nich dom, Krzysztof był tam częstym gościem. Za to jego żona coraz bardziej gorzkniała. Samotnie krążyła po swoim wielkim domu nie mając nawet do kogo ust otworzyć. Jej ukochana Paulinka nie mogąc znieść wstydu wyjechała do brata do Mediolanu i nawet nie raczyła zadzwonić od czasu do czasu. Coraz częściej Dobrzańska zastanawiała się, czy w ogóle było warto swatać ją z Markiem, ale było już za późno na żal i łzy.

Kilka miesięcy po ślubie okazało się, że Ula jest w ciąży. Wpadła w prawdziwą panikę. Miała ponad trzydzieści sześć lat i poważne obawy, czy to dziecko urodzi się zdrowe. Praktycznie od początku była pod stałą opieką lekarzy, a jej mężczyźni robili wszystko, by nie czuła dyskomfortu.

Kiedy urodziła małą Karolinę Marek szalał ze szczęścia. Podobnie Krystian. Dziecko było zdrowe i miało wszystko na swoim miejscu. W dodatku było podobne do Marka.



Siedzieli w salonie przy płonącym kominku. Krystian czytał książkę, a Ula kołysała Karolinkę do snu nucąc jej coś cichutko. Marek postawił tacę z kolacją na stole i z miłością kontemplował ten obrazek. – Tak wygląda szczęście – pomyślał. – Moje wielkie, potrójne szczęście.


K O N I E C

37 wyświetleń0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

Comments


bottom of page