ROZDZIAŁ 10
Ula
Żadne słowa nie wyrażą bólu jaki czuję po Twoim wyjeździe. Mam wrażenie, jakbym stracił kogoś dla mnie najważniejszego i mi najbliższego. Nie wiem czy się z tym pogodzę. Nie powinienem tak myśleć ze względu na pamięć po Joasi, ale rozpaczam znacznie bardziej niż wtedy, gdy ona umarła. Jestem ci bardzo wdzięczny, że uprzedziłaś dziewczynki o swoim wyjeździe. Dzięki Tobie dobrze to zniosły a ja miałem ułatwione zadanie. Rozmawiałem z nimi przy kolacji. Ugotowaliśmy spaghetti według Twojego przepisu. Dziewczynki doskonale go zapamiętały i dzięki temu wyszło pysznie.
Byłem dzisiaj u rodziców i rozmawiałem z mamą. Nie mogę poradzić sobie z żalem i wyrzutami sumienia, bo nie mogłem nic zrobić, żeby Cię zatrzymać. Mama uświadomiła mi bardzo wiele rzeczy a rozmowa z nią po prostu mną wstrząsnęła. Byłem ślepy Ula. Nie zauważałem tak wielu oczywistych znaków, że sam sobie się dziwię. Jeśli będzie dane nam się jeszcze spotkać, chciałbym Ci to wszystko wyjaśnić i prosić o wybaczenie. Mam nadzieję, że swoim postępowaniem zasłużę sobie na nie. Błądziłem przez lata i szukałem nie wiedzieć czego. Okazało się, że przez ten cały czas miałem szczęście w zasięgu ręki i nie potrafiłem go docenić. Odcinam przeszłość grubą kreską i zaczynam wielką przemianę. Robię to dla Ciebie i dla dziewczynek, które kochamy oboje. Mam nadzieję, że kiedyś powiesz mi prosto w oczy, że jesteś ze mnie dumna.
Życzę Ci szczęścia moja najwierniejsza z wiernych i najlepsza z najlepszych.
Marek.
Wytarła twarz. Była mokra od łez. - Czyżby on wreszcie zrozumiał? Co powiedziała mu Helena? – Ten sms wydał jej się bardzo szczery. Marek jest gotowy do zmian. Miała nadzieję, że wytrwa w tym postanowieniu, że głęboko przemyśli to, co wydarzyło się w jego życiu w przeszłości i wyciągnie z tego mądre wnioski. Dziewczynki zasługują na mądrego tatę, a nie wiecznie bawiącego się lekkoducha. Kładła się spać pokrzepiona słowami Marka. Bardzo chciała wierzyć, że to co napisał jest prawdą.
Przez pierwsze kilka dni wdrażała się w nowej pracy. Dyrektor Rycka osobiście wprowadzała ją we wszystkie zagadnienia dotyczące budżetu ogrodu.
- Tu zawsze mamy deficyt i permanentnie jesteśmy niedofinansowani. Można powiedzieć, że stosujemy ekwilibrystykę finansową, żeby na wszystko starczyło. Przed każdym wejściem do parku umieściliśmy spore puszki na dobrowolne datki, ale rzecz jasna nie możemy liczyć na zbyt wiele. Zwierząt jest sporo i każde ma inną dietę. Obszar parku też jest ogromny. Na całości nasadzono mnóstwo różnych gatunków drzew, urządzono małą architekturę. To wszystko wymaga pracy i nakładów, bo drzewa trzeba przycinać a trawę kosić. Nie jest nam łatwo.
- Nie myśleliście nigdy o zorganizowaniu akcji na przykład „Pomóżcie zwierzętom przetrwać zimę?” Chodzi o nowe klatki, zbiórkę starych koców, nawet zbiórkę żywności. Wystarczy tylko to nagłośnić, może zrobić jakiś festyn póki jest ciepło. Mogłabym się tym zająć w wolnej chwili. Myślę, że ludzie wciąż są dobrzy i kochają zwierzaki. Rozumieją, że park jest wielką atrakcją i jeśli zostaną jej pozbawieni, skończy się chodzenie na spacery i podziwianie zwierząt. ZOO w przeciwieństwie do Parku Linowego, czy Wesołego Miasteczka otwarte jest przez okrągły rok i to jest wielki atut.
Anna Rycka słuchała słów Uli jak natchniona. Właśnie ktoś taki był tu potrzebny. Ktoś kreatywny, z dobrymi pomysłami i energiczny. Zapaliła się do tych pomysłów.
- Pojedziemy obie do prezydenta miasta i przedstawimy mu nasze plany. Z reguły jest nam przychylny i wiele rzeczy może udostępnić za darmo choćby wydrukowanie plakatów. Idzie nam na rękę, bo przecież to on przyznaje parkowi budżet i dobrze wie, że jest go zdecydowanie za mało. Z każdym rokiem mniej. Dopracujemy wszystkie szczegóły i odwiedzimy go wkrótce.
Następnego dnia po wyjeździe Uli Marek dzięki temu, że dziadkowie odprowadzali dziewczynki do zerówki, pojawił się w pracy bardzo wcześnie. Skontaktował się z Adamem Turkiem, głównym księgowym firmy, kiedyś prawą ręką Alexa i poprosił go, żeby przyszedł. Nie rozwodząc się zbytnio poinformował go, że jego szefowa musiała nagle wyjechać i od teraz on zostanie pełniącym obowiązki dyrektora finansowego.
- Nie proponowałbym ci tej funkcji gdybym uważał, że jesteś niekompetentny. Wiem, że jesteś sumienny, rzetelny, obowiązkowy i na pewno sobie poradzisz. Pytanie tylko, czy się na to zgodzisz. Jeśli się sprawdzisz osobiście wręczę ci dyrektorską nominację.
- Oczywiście, że się zgadzam. Alex tylko obiecywał mi przez lata dyrektorski stołek, ale na obiecankach się skończyło. Mam dobry i doświadczony zespół, na pewno sobie poradzę.
Marek podszedł do niego i uścisnął mu dłoń.
- Na to właśnie liczyłem. Przenieś się od razu do gabinetu i uprzedź o wszystkim swoje dziewczyny. Z tego co przekazała mi Ula wiem, że sierpień zamknęła na czysto i nie ma żadnych zaległości. Na biurku zostawiła teczki więc możesz to sprawdzić, choć myślę, że to strata czasu, bo Ula nic nie robiła połowicznie. Zacznij działać. Pensja od tego miesiąca będzie dyrektorska, to zrozumiałe.
Adam rozciągnął usta w błogim uśmiechu i podziękował Markowi. Gnębiły go raty, które teraz będzie mu łatwiej spłacić.
Ledwie Turek zamknął za sobą drzwi pokazał się w nich Olszański. Przywitał się z przyjacielem i ciężko usiadł na kanapie.
- Zastanawiałeś się co dalej? – zagadnął.
- Odkąd wyjechała nie myślę o niczym innym. Rozmawiałem z mamą. Potrzebowałem tej rozmowy, bo nie umiem poradzić sobie sam ze sobą. Nie mogę uwierzyć, że tak po prostu zostawiła nas i wyjechała. Nie rozumiałem jej pobudek. Dopiero mama otworzyła mi oczy na wszystko. Zawsze miała z Ulą dobre relacje. Zresztą ty kilka lat temu sugerowałeś, że Ula mnie kocha. Nie uwierzyłem ci i zbagatelizowałem twoje spostrzeżenia. Gdybym nie był takim dupkiem… - przełknął nerwowo ślinę. Znowu zaszkliły mu się oczy. – Straciłem ją Seba. Straciłem na zawsze. Nie mogę sobie darować, że byłem aż tak ślepy. Ona mnie kochała, a ja na jej oczach puszczałem się z pannami wątpliwej reputacji i robiłem to nawet tu w firmie sądząc, że nikt tego nie odkryje. Ona wiedziała o wszystkim, choć nie od niej się tego dowiedziałem a od mamy. Tak bardzo przywykłem do obecności Uli w moim życiu i życiu dziewczynek, że do głowy mi nie przyszło, że ona ma przecież swoje własne, które przez lata poświęcała dla nas. Wykorzystywałem to na każdym kroku jak ostatni drań. Szedłem z tobą do klubu, balowałem do bladego świtu a ona niańczyła moje dzieci. Odchodząc uświadomiła mi jak bardzo byłem nieodpowiedzialny, jak bardzo beztroski, jak bardzo podły. Dla własnej wygody i przyjemności zrobiłem z niej niańkę, służącą i Bóg wie kogo jeszcze. Wykorzystywałem jej dobroć, łagodność i uczynność. Mama powiedziała mi, że ona robiła to wszystko tylko z jednego powodu. Kochała mnie tak mocno, że nie potrafiła odmówić. Jestem zdruzgotany Seba i kompletnie załamany. Nie wiem jak sobie poradzę bez niej, nie wiem czy dam radę, ale jedno jest pewne, że muszę zmienić swój dotychczasowy styl życia. Mam dwójkę wspaniałych dzieci i nie spieprzę już nic więcej. Będę harował i będę się starał ze wszystkich sił, bo wierzę, że któregoś dnia staniemy oboje twarzą w twarz a ja będę jej patrzył prosto w oczy z podniesioną głową, bo już nie będę musiał się niczego wstydzić - ukrył w dłoniach mokrą od łez twarz. – Strasznie za nią tęsknię… Czuję się tak, jakby wyrwano mi serce.
- A ja myślę Marek, że ty też ją kochasz, chociaż nie zdajesz sobie z tego sprawy. Gdyby było inaczej nie rozpaczałbyś aż tak. Zachowujesz się tak, jakbyś pochował kogoś naprawdę bliskiego. Ula nie umarła a ty możesz jeszcze wszystko naprawić. Ja ci pomogę. Rozruszamy tę firmę i wyniesiemy ją na szczyt. Kończymy z łajdackim życiem i hulankami w klubach. Od teraz stajemy się porządnymi facetami. Powiedziała ci dokąd wyjeżdża?
- Nie… Uznała, że to nie moja sprawa. Zabroniła mi nawet dzwonić. Wczoraj wysłałem do niej sms-a, ale nie wiem, czy doszedł, bo mówiła, że zmienia numer telefonu.
- Gdyby zmieniła, to na twoim ukazałaby się prawdopodobnie informacja, że nie doszedł do odbiorcy, a skoro tak nie było, to oznacza, że jednak dotarł. No dobra – Sebastian podniósł się z kanapy – zabieramy się do roboty. Co na dzisiaj w planie?
- Ja muszę iść do Pshemko i zapytać, czy są gotowi z jesienno-zimową kolekcją. Ty mógłbyś pojechać do Pomarańczarni z umową i dopilnować, żeby podpisali. Zanim to zrobisz daj ogłoszenie, że potrzebuję asystenta. Ma być facet po Szkole Głównej Handlowej przynajmniej z paroletnim doświadczeniem.
Ula zawsze była tytanem pracy. Jeśli już za coś się zabierała, to poświęcała się temu bez reszty. Trzy pierwsze tygodnie pracy były dla niej prawdziwym wyzwaniem. Rycka przystając na pomysł akcji charytatywnej dla ZOO dała jej we wszystkim zielone światło. Zostawała w biurze do samego wieczora drukując tysiące ulotek z treścią, którą wcześniej zredagowała. Zrobiła projekt wielkiego plakatu, którego kolorowe kopie zostały wydrukowane w Urzędzie Miasta i rozklejone w ważniejszych punktach Katowic i miastach ościennych. Zgłosili się do pomocy wolontariusze i to dzięki nim powstawała scena i cała otoczka przyszłego festynu. Sam prezydent objął patronatem tę akcję przyznając niewielką pulę pieniędzy na najpotrzebniejsze wydatki. Każdego dnia zgłaszały swój akces tutejsze zespoły muzyczne i ludzie zajmujący się rozrywką. Skromny pomysł, który wylęgł się w głowie Uli nabierał coraz większego rozmachu. Każdego wieczora kładła się spać z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku i każdego wieczora przed snem odczytywała kolejny raz sms od Marka. Tęskniła za dziećmi i za nim. Przypuszczała, że lepiej zniesie tę rozłąkę, że jest silniejsza, tymczasem nie było dnia, żeby nie płakała z powodu tego oderwania od nich. Nie zmieniła numeru telefonu. Nie sądziła, że Marek odważyłby się do niej zadzwonić. Zresztą i ona nie miałaby odwagi odebrać. W wiadomościach usłyszała zapowiedź pokazu jesienno-zimowej kolekcji F&D. Pokazano Marka, który opowiadał o projektach i kunszcie Pshemko, a także pomyśle ekspansji firmy na rynki Europy.
- Jesteśmy otwarci na wszelkie propozycje podobnych firm jak nasza. Oczekujemy od przyszłych partnerów wymiany doświadczeń. Ze swojej strony proponujemy pełną współpracę dotyczącą naszych kolekcji i sprzedaż odzieży przyszłych kooperantów w naszych sztandarowych butikach. Kolejne plany to regularne wydawanie naszego kwartalnika pokazującego najnowsze trendy modowe i to, co najchętniej noszą polskie elegantki.
Gładziła twarz Marka na monitorze i zalewała się łzami. Najwyraźniej wziął sobie do serca wszystkie jej rady i zaczął działać.
- Tak trzymaj kochany, to dobry kierunek. Dasz radę – szeptała.
ROZDZIAŁ 11
Festyn zbliżał się wielkimi krokami. Najważniejsze było to, że pogoda dopisała i nie padało. W pierwszych rzędach przed estradą zasiedli miejscowi notable z prezydentem miasta na czele. Na scenie pokazała się Rycka w towarzystwie Uli. Przywitała uroczyście wszystkich gości i powiedziała kilka słów na temat kondycji ZOO.
- Mam nadzieję, że znajdą się wśród państwa ludzie o wielkich sercach, którym nie jest obojętny los naszych zwierząt. Ta akcja nosi wymiar niezwykle szlachetny a zawdzięczamy ją tej oto niewiarygodnie skromnej osobie, pani Urszuli Cieplak naszemu dyrektorowi ekonomicznemu. To w jej głowie i sercu narodził się ten wspaniały pomysł polepszenia losu naszych podopiecznych.
Po wystąpieniu Ryckiej na scenę wchodziły pojedyncze osoby, głównie mali i średni przedsiębiorcy z okolicznych gmin deklarując stałą lub doraźną pomoc dla ZOO w postaci paszy, ziarna dla ptactwa, mięsa czy ryb. Ula miała łzy w oczach, bo ta lawina ludzkiej dobroci nie miała końca. Właściciele firm niezwiązanych zupełnie z przetwórstwem żywności składali na ręce Ryckiej czeki opiewające na znaczące sumy pieniędzy przeznaczone na remonty wybiegów, ogrodzeń, czy basenów. Na samym końcu wszedł na estradę prezydent dziękując wszystkim w imieniu władz miasta za tę ogromną hojność.
- Przypomnę trochę faktów z historii parku. Powstawał na ogromnym terenie w wielkim trójkącie rozpiętym między Katowicami, Chorzowem i Siemianowicami Śląskimi. Jego budowę zainicjowano w tysiąc dziewięćset pięćdziesiątym roku z inicjatywy społecznej a samo ZOO zaczęto budować cztery lata później przy udziale organizacji społecznych, młodzieży, pracowników urzędów i przedsiębiorstw. Od tego czasu powstało tu sporo innych atrakcji. W same weekendy odwiedza to miejsce około dwustu tysięcy osób. Wyobraźmy sobie, że nagle znika jedna z największych atrakcji tego miasta, ukochane przez wszystkich ZOO. Czyż nie byłaby to ogromna strata dla naszej aglomeracji? Urząd wspiera park najlepiej jak potrafi, ale budżet każdego roku jest coraz bardziej okrojony a potrzeb bardzo wiele. Rola was wszystkich w dzisiejszym dniu jest nie do przecenienia i w imieniu władz bardzo wam wszystkim dziękuję. Dziękuję również tym dwóm wspaniałym kobietom, pani dyrektor Annie Ryckiej i pani dyrektor Urszuli Cieplak. I kto proszę państwa powiedział, że kobiety to słaba płeć? – Odwrócił się i wręczył obu paniom ogromne bukiety kwiatów. Dalszy program uroczystości przewidywał teraz część rozrywkową. Zaplanowano liczne koncerty, gry i zabawy dla młodszych dzieci, i konkursy dla starszych. Na sam koniec odbył się pokaz fajerwerków. Ula i Rycka już tego nie widziały. Zmęczone, ale szczęśliwe siedziały w gabinecie tej ostatniej popijając szampana i przepijając nim bruderszaft.
Marek pracował jak jeszcze nigdy w życiu. Wszędzie było go pełno. Po bardzo udanym pokazie kolekcji jesienno-zimowej firma wzbogaciła się o sporą liczbę nowych kooperantów, z którymi Marek zawierał umowy. Zgłosili się też przedstawiciele zagranicznych firm zainteresowani kolekcją. Marek zapraszał ich do swojej. Oprowadzał, opowiadał, pokazywał jakość szycia, woził do szwalni. Chyba po raz pierwszy odkąd istniało F&D spotkał się z tak ogromnym zainteresowaniem przekładającym się na realną współpracę. Wkrótce stworzyli z Sebastianem zgrany team i obaj harowali jak dobrze naoliwiona maszyna. Pieniądze z butików płynęły szerokim strumieniem a oni wciąż planowali dalszy, prężny rozwój, wymianę starego parku maszynowego w szwalniach i powiększenie liczby sklepów jeśli utrzyma się taka tendencja zwyżkowa. Dobrzański senior puchł z dumy. Teraz częściej zaglądał do firmy i czasem doradzał synowi w jakichś negocjacjach. Marek przy tym wszystkim nie zaniedbywał córek. Po pracy zabierał je do domu, pomagał w stawianiu pierwszych literek i uczył czytać. Wieczorami podgotowywał obiad na następny dzień i konsekwentnie trzymał się tego, co Ula wbiła mu do głowy.
Był koniec września. Wracał do domu z dziewczynkami od swoich rodziców, u których zjedli niedzielny obiad. Marek był rozluźniony i uśmiechał się do lusterka nad głową widząc w nim bliźniaczki podrygujące w fotelikach i śpiewające piosenkę słyszaną w radio.
- Tatuś zrobisz nam naleśniki na kolację? Takie z serkiem jak robiła ciocia Ula.
- Chyba nie mamy serka w domu. Mogę wam usmażyć, ale zjecie z dżemem.
- Też dobre.
Już w domu zagonił je do spakowania plecaczków na następny dzień. Sam uruchomił pralkę i zaczął ogarniać mieszkanie. Przebrał dziewczynkom pościel, starł kurz z mebli i umył wszędzie podłogi. W końcu koło dziewiętnastej zabrał się za naleśniki. Dziewczynki urzędowały w salonie oglądając telewizję. Nagle zobaczyły coś, co zmusiło je do wydania z siebie przeraźliwego krzyku.
- Tato! Chodź szybko! Szybko! - Wpadł do salonu jak burza sądząc, że coś się stało jednej z nich, ale one wskazywały na ekran a Marta naciskała przycisk zgłaśniający na pilocie. – Ciocia Ula w telewizji! Może ją jeszcze pokażą.
Zorientował się, że to jakaś relacja regionalnej telewizji z festynu odbywającego się w chorzowskim ZOO. Przysiadł na kanapie i wbił wzrok w ekran. Właśnie przemawiał prezydent. Na końcu dziękował jakiejś kobiecie i Uli tytułując ją dyrektorem. Wyglądała pięknie. Kiedy kamera objęła jej twarz niemal przestał oddychać. Jak mógł nie zauważyć tych pięknych, niemożliwie błękitnych oczu, tych pełnych, ponętnych ust, które rozchylały się teraz w uśmiechu odsłaniając śnieżno białe zęby. Już wiedział dokąd uciekła przed nim, ale musiał dowiedzieć się czegoś więcej.
Po kolacji zagonił dziewczyny pod prysznic a potem do łóżek. Sam uruchomił laptop i wszedł na stronę Urzędu Miasta Katowice. Doczytał się o patronacie jakim objął prezydent akcję charytatywną w chorzowskim ZOO. Obejrzał zdjęcia z tej imprezy. Jedno szczególnie go zainteresowało a mianowicie zdjęcie Uli stojącej na estradzie obok kobiety, którą widział w telewizji. – To dyrektorka ZOO, a Ula jest dyrektorem ekonomicznym – mruknął. Ponownie wszedł na przeglądarkę wklepując „dyrekcja chorzowskiego ZOO”. Na stronie głównej znalazł adres i numer telefonu. Spisał to wszystko skrupulatnie i zlokalizował na mapie budynek dyrekcji. Nie…, nie zamierzał tam dzwonić i zakłócać Uli spokój. Minął niespełna miesiąc odkąd wyjechała. Zbyt mało czasu upłynęło, by mógł jej się pochwalić swoimi sukcesami, bo na razie było ich niewiele.
Rano odwożąc dziewczynki do szkoły został zasypany gradem pytań. Dlaczego ciocia tam wyjechała, a kiedy wróci i czy pojadą ją odwiedzić. Na niektóre musiał udzielić odpowiedzi wymijającej.
- Tęsknimy za nią tatusiu – poskarżyła się Dorotka.
- Wiem skarbie, wiem… Ja też bardzo za nią tęsknię. Kochamy ją przecież, prawda?
- A nie mógłbyś się z nią ożenić? – odezwała się Marta. – Przecież ona i tak jest jak nasza mamusia. Nasza prawdziwa umarła dawno temu. Ciocia zabiera nas czasem na cmentarz, żebyśmy się pomodliły za spokój jej duszy.
- Jeździłyście z ciocią na grób mamy? – zapytał zszokowany nie reagując na pierwsze pytanie Marty. Ze wstydem pomyślał, że od śmierci Joasi nawet nie przyszło mu do głowy, żeby na jej grób zabrać dziewczynki. Sam nie był na jej grobie od kiedy zainwestował w marmurowy grobowiec. – Jeśli chcecie możemy pojechać do mamy po szkole – postanowił nadrobić to karygodne zaniedbanie.
Spektakularna akcja charytatywna na rzecz ZOO przekroczyła najśmielsze oczekiwania Anny i Uli. Wszystkie dostępne magazyny pękały w szwach. Przez następne tygodnie urywały się telefony z propozycjami wsparcia czy to żywnością, czy rzeczami materialnymi. Zgłosiło się kilka ekip budowlanych oferując pomoc przy remontach. Obie miały pełne ręce roboty, żeby rozdysponować to spontaniczne wsparcie. Wciąż przyjeżdżały samochody dostawcze z owocami, warzywami a nawet używanymi kocami z dwóch miejskich noclegowni. Obu kobietom puchło serce z dumy.
- Miałam wielkie szczęście, - mówiła Rycka – że pojawiłaś się tutaj. Sama nigdy bym nie wpadła na akcję przeprowadzoną z takim rozmachem. To spektakularny sukces. Już jestem spokojna o nasze zwierzaki. Będą miały w zimie ciepło i będą miały co jeść. Na wiosnę pomyślimy o remontach. Zrobimy plan i sukcesywnie będziemy odnawiać. W pierwszej kolejności basen dla fokarium. Jest w najgorszym stanie. Potem fosa dla niedźwiedzi i sztuczny staw dla hipopotamów. Któregoś dnia wybierzemy się na inspekcję budynków i ocenimy, które muszą być odnowione. Dużo pracy przed nami, ale ja bardzo się cieszę. To ZOO jest jak moje drugie dziecko.
- Doskonale cię rozumiem. Przed przyjazdem tutaj wybrałam się do warszawskiego, ale tam wcale nie jest lepiej. Na pierwszy rzut oka wszystko pięknie utrzymane, a jak przyjrzeć się bliżej to sama wiesz. Chyba wszystkie tego typu placówki cierpią na chorobę znacznego niedofinansowania. Poza tym na wiosnę możemy powtórzyć tę akcję. Może nie na aż tak dużą skalę, ale jakieś pieniądze zebrać można.
Na początku grudnia Ula zadzwoniła do Rysiowa. Koniecznie musiała porozmawiać z ojcem o świętach.
- Bardzo bym się cieszyła gdybyście tym razem przyjechali do mnie. Ja wszystko przygotuję i o nic nie będziecie musieli się martwić. Niezależnie od wszystkiego wpłacę ci na konto trochę pieniędzy, żebyś mógł zrobić świąteczne zakupy.
- A to nie będzie kłopot córcia? Tyle osób w małym mieszkaniu?
- Pomieścimy się. Jasiek niech sprawdzi połączenia i da mi znać. Wyjadę po was na dworzec.
Sama powoli przygotowywała się do tych świąt gromadząc wszystko, co miało być jej potrzebne. Anna pozwalała jej czasem wyskoczyć na jakieś zakupy wiedząc, że Ula nie ma jeszcze na tyle urlopu, żeby z niego skorzystać. Tym sposobem nabyła świąteczne prezenty dla swojej rodziny. Pomyślała także o bliźniaczkach i Marku. Nie chciała im wysyłać paczki, bo po stemplu szybko zorientowałby się, skąd została wysłana. Siadła któregoś dnia do laptopa, żeby skorzystać ze sprzedaży wysyłkowej. Dziewczynkom wybrała dwa piękne golfy z grubej wełny w ulubionym kolorze każdej z nich a do tego dwie pary porządnych jeansów. Markowi też wybrała sweter bardzo elegancki w kolorze jego oczu. Zaznaczyła, że paczkę ma doręczyć kurier najlepiej w godzinach wieczornych. W okienku przeznaczonym na korespondencję poprosiła, żeby do paczki dołączono kartkę o treści: „Udanych świąt dla wszystkich, a was moje dwa kochane promyczki mocno ściskam i całuję. Ula”.
ROZDZIAŁ 12
Grudzień dla Marka i Sebastiana był niezwykle pracowity. Nie mieli chwili wytchnienia. Ciągle za czymś gonili, coś załatwiali, lub umawiali spotkania. Jednak tydzień przed wigilią mocno wyhamowali. Marek doszedł do wniosku, że najwyższy czas jechać po prezenty dla pracowników. To była już tradycja zapoczątkowana przez Krzysztofa. Wcześniej zrobili nasiadówkę z Adamem Turkiem, bo chcieli mieć rozeznanie, ile pieniędzy mogą przeznaczyć na świąteczne premie. Było całkiem nieźle, a Adam miał dla nich wyłącznie dobre wiadomości.
- Pniemy się panowie. Już dawno nie było tak dobrze. Ludzie będą zadowoleni.
- To świetne wieści Adam. Oby tak dalej. Zostawiamy cię na posterunku, bo jedziemy po prezenty dla załogi. Kupimy też jakieś choinki na hol, żeby było świątecznie. Jeśli możesz – zwrócił się do Olszańskiego – to poproś Violkę, żeby wywiesiła informację na tablicach, że firmowa wigilia odbędzie się pojutrze o godzinie dwunastej. Dzięki panowie, ja już się ubieram i zjeżdżam na dół. Tam będę na ciebie czekał. Pojedziemy dwoma samochodami.
W dniu firmowej wigilii panował na korytarzach F&D świąteczny nastrój. Choinki przystrojone stały w kilku miejscach w tym również i w sali konferencyjnej. Tam też zebrała się cała załoga, której Marek składał życzenia i dziękował za ten trudny, miniony rok. Wraz z Sebastianem i Adamem wznosił toast szampanem i wręczał prezenty. Nie zapomniał poinformować też o świątecznych premiach, które przelano pracownikom na konto.
Po imprezie pozwalniał wszystkich do domu. On sam Wigilię miał spędzać z dziećmi u rodziców. Nie chciał wszystkiego zrzucać na barki mamy i postanowił zrobić chociaż część zaopatrzenia. Wybiegł z firmy i ruszył po ryby. Wszyscy bardzo je lubili więc nakupował kilka gatunków. Był i karp, i łosoś, tłuste śledzie i spory dorsz, którego preferował senior. Na stoisku ze swojskimi wyrobami nabył szynki, kiełbasy, wędzone boczki i pieczone pasztety z dziczyzny. Wszystko to zawiózł do Anina zostawiając dla siebie tylko ułamek tego, co kupił. Helena proponowała mu obiad, ale odmówił. Śpieszył się do szkoły po dzieci. Wypakował tylko bagażnik i już go nie było. W domu podgrzał obiad i usiadł z dziewczynkami do stołu.
- Szkoda, że w święta nie będzie z nami cioci – powiedziała z żalem Marta. – Fajnie by było. Zawsze przed świętami piekłyśmy z nią pierniczki, a potem ozdabiałyśmy lukrem. Super zabawa.
- No ja nie będę piekł z wami pierników, bo nie potrafię. Możemy upiec ciasto marchewkowe jak… - przerwał usłyszawszy ostry dźwięk dzwonka. Poszedł otworzyć. Przed drzwiami stał kurier trzymając w dłoniach wielką paczkę, na której leżało nieco mniejsze pudełko.
- Przesyłka dla pana – kurier postawił paczki na podłodze. – Proszę potwierdzić odbiór.
Wniósł paczki do salonu. Nie miał pojęcia, od kogo są. Przy wydatnej pomocy dziewczynek otworzył tę większą. Na wierzchu leżała kartka.
- To od cioci Uli – wyjaśnił. – Życzy nam wszystkim wesołych świąt a was promyczki mocno ściska i całuje. To świąteczne prezenty dla nas. Rozpakujcie.
Bardzo podobał mu się ten sweter. Był gustowny, bardzo dobry gatunkowo i markowy. Dziewczynki też były zachwycone swoimi. Druga paczka zawierała mnóstwo słodyczy i solidnie zapakowaną wielką bombkę na stojaku.
Było mu trochę wstyd, że on dla niej nic nie przygotował. Mógłby to zrobić. Pojechać do Rysiowa i poprosić Cieplaka o przekazanie prezentu Uli. Nie wiedział jednak, czy ona pojawi się w rodzinnym domu, czy oni pojadą do niej a przy tym wszystkim wyczuwał niechęć Józefa do siebie i nie był pewien, czy nie odmówi.
Święta minęły i minął stary rok. Marek uparcie rozwijał firmę, szukał nowych kontaktów i rozbudowywał sieć sklepów. Mitygował i uspokajał Pshemko, który czasem popadał w zły nastrój a wtedy stawał się nieobliczalny. Kolejny raz namówił go do zaprojektowania kolekcji wiosenno letniej dla sześciolatków.
- Najlepiej by było, gdybyśmy wybrali materiały w pastelowych kolorach, niezwykle lekkie i zwiewne. Nie mam zamiaru oszczędzać na ich zakupie. Mają być najwyższej jakości. Dla dorosłych podobna tonacja i lekkość. Co myślisz?
- Myślę, że czytasz mi w myślach. Tak właśnie wizualizowałem sobie tę kolekcję. Zabieram się w takim razie do pracy. Przyprowadź dziewczynki, bo trzeba z nich zdjąć miarę. Na pewno urosły od czasu, kiedy widziałem je ostatni raz.
Wróciła do domu zmęczona. Z Anną obeszły dzisiaj całe ZOO kontrolując stan budynków i wybiegów. Wszystko skrupulatnie zapisywała. Musiała pochylić się potem nad tym i ustalić przynajmniej koszty szacunkowe. Ogród zoologiczny zmieniał się z dnia na dzień. Rozkwitał wraz z wiosną. Fokarium było ukończone. Teraz zwierzęta nie musiały się już wygrzewać na ziemi ale miały porobione sztuczne kry wystające ponad poziom wody. Kończono staw dla hipopotamów a po nim miała być remontowana fosa dla niedźwiedzi. Specjaliści orzekli, że tu będzie najwięcej roboty, bo trzeba uzupełnić ubytki kamienia, którym była wyłożona i wyczyścić ją z glonów. Budynki przedstawiały się dość mizernie. Właściwie prawie każdemu przydałby się lifting. Nie miały aż tyle środków, ale postanowiły robić to sukcesywnie.
Weszła do mieszkania i zrzuciła z nóg buty. Już z przyzwyczajenia włączyła telewizor, żeby wiedzieć, co się dzieje w świecie i poszła zaparzyć herbatę. W kuchni usłyszała znajomy głos i wróciła do pokoju. Przed kamerą produkował się Pshemko zapowiadając nową, letnią kolekcję.
- Ona będzie wyjątkowa, bo i pomysły na nią innowacyjne i świeże. Znowu pokażemy małych modeli. Tym razem projektujemy dla sześcio- siedmiolatków, głównie dziewczynek. Jak państwo pamiętają twarzami kolekcji dla dzieci są bliźniaczki Dobrzańskie. Tu próbka dwóch wzorów odzieży – podsunął pod kamerę zdjęcie przedstawiające Martę i Dorotkę. Uli zalśniły w oczach łzy. Minęło zaledwie kilka miesięcy a one niesamowicie podrosły. – Jesteście takie śliczne – wyszeptała - i takie już duże. Strasznie tęsknię za wami.
- W takiej mniej więcej tonacji i charakterze będzie utrzymana cała kolekcja. Oczywiście nie zabraknie pięknych sukien dla pań i oryginalnych letnich ubrań dla panów. Pokaz odbędzie się tradycyjnie w Starej Pomarańczarni dziesiątego kwietnia.
Wbrew temu co myślała na początku ta rozłąka stawała się dla niej coraz trudniejsza do zniesienia. Miłość do Marka nie osłabła ani trochę. Kochała go jeszcze mocniej podobnie jak dziewczynki. – Już lepiej było się męczyć w Warszawie niż wierzyć, że zmiana miejsca cokolwiek zmieni. Nigdy nie uwolnię się od tej miłości choćbym stanęła na głowie.
Pokaz wiosenno letniej okazał się kolejnym sukcesem. Już na bankiecie Marek był oblegany przez starych i potencjalnych kontrahentów. Wszystkich zapraszał do firmy na poniedziałek i zapewniał, że jeśli tylko warunki kontraktów będą im odpowiadać on na pewno podpisze taki kontrakt z każdym z nich. Przedstawiał im Sebastiana mówiąc, że jest jego prawą ręką i z nim również mogą załatwiać interesy, bo posiada wszelkie pełnomocnictwa.
Dotarł wreszcie do rodziców siedzących przy stoliku z wnuczkami. Helena uściskała go.
- Jesteśmy z ciebie tacy dumni synku. Ula też by była, gdyby zobaczyła jak daleko zaszedłeś.
- Ciocia mogłaby już wrócić i ożenić się z tatą – wypaliła Dorotka. – Przecież ona jest jak nasza mama i bardzo nas kocha. Babciu powiedz tacie, żeby się ożenił z ciocią Ulą – marudziła dalej.
- To nie taka prosta sprawa kochanie, ale może kiedyś…?
- Wiem gdzie ona jest – Marek pochylił się do ucha matki. – Jest dyrektorem ekonomicznym śląskiego ZOO. Jest w Katowicach. Mam zamiar do niej pojechać razem z dziewczynami. Trzymam to na razie przed nimi w sekrecie. Niech mają niespodziankę. Jeśli będzie trzeba na kolanach będę ją błagał, żeby do nas wróciła. Już nie jestem taki jak kiedyś. Zmieniłem się.
- To prawda. My podziwiamy cię za to, bo myśleliśmy w pewnym momencie, że dla świata jesteś już stracony. Wyrwałeś się z tego marazmu i udowodniłeś, że jak się bardzo chce, to można góry przenosić. Mam nadzieję, że ona ci wybaczy i wróci.
- Ja też…
Kończył się maj. Marek zawarł mnóstwo umów i zdopingował szwalnie do szycia. Teraz mógł trochę odpocząć. Siedział z Sebastianem w swoim gabinecie i mówił mu o wyjeździe na Śląsk.
- Wypiszę kilka dni urlopu, może tydzień, zabiorę dziewczynki i pojedziemy do Uli. Dojrzałem do tego, żeby z nią poważnie porozmawiać i dojść do jakiegoś porozumienia. Bardzo bym chciał, żeby wróciła.
- No cóż… Ja mogę życzyć ci tylko szczęścia i obiecać, że będę trzymał za was kciuki.
Kilka dni przed wyjazdem postanowił przygotować bliźniaczki i powiedzieć im, co zamierza zrobić. Usadził je na kanapie a sam usiadł na podłodze.
- Słuchajcie, zbliża się dwudziesty szósty maj. Wiecie co to za data? – Obie pokręciły przecząco głowami. – W tym dniu obchodzimy święto wszystkich mam. Ciocia Ula była dla was od początku jak rodzona matka. Opiekowała się wami, troszczyła o wasze zdrowie i prawidłowy rozwój. Myślę, że należy jej się piękny bukiet kwiatów. Dlatego dwudziestego szóstego maja wstaniemy wcześnie rano i najpierw podjedziemy na cmentarz, żeby położyć kwiaty na grobie mamy Joasi, a potem ruszymy do Katowic do Uli. Odnajdziemy ją, złożymy jej życzenia, wręczymy kwiaty i poprosimy, żeby do nas wróciła. Co wy na to?
Odpowiedział mu jeden, wielki, przeciągły pisk. Bliźniaczki rzuciły mu się na szyję. Ściskały go i całowały. Były przeszczęśliwe.
Do Katowic dojechał bez przeszkód. Zaparkował w pobliżu rynku i ruszył w stronę straganów, gdzie kwiaty sprzedawały katowickie kwiaciarki. Dziewczynkom kupił po wiązance herbacianych róż a dla siebie wziął ogromny bukiet krwisto czerwonych. GPS bez problemu poprowadził go właściwą trasą do samego ZOO. Zajął miejsce na parkingu, w kasie wykupił bilety wstępu i wraz z dziewczynkami ruszył w stronę budynku dyrekcji oddalonego od głównej bramy o jakieś trzysta pięćdziesiąt metrów. Już w środku zauważył portiera i podszedł, by zapytać o numer pokoju, w którym urzęduje dyrektor Cieplak. Okazało się, że to na piętrze. Weszli na górę i stanęli przed gabinetem.
- Gotowe? – zapytał cicho. Kiwnęły w odpowiedzi głowami. Nacisnął klamkę i przepuścił dziewczynki przodem.
Siedziała przy biurku pochylając się nad jakimiś wyliczeniami. Była tak skupiona, że nawet nie podniosła głowy. Dziewczynki tym razem nie zareagowały spontanicznie, lecz podeszły cicho zasłaniając się bukietami. Dopiero jak były tuż przy biurku podniosła głowę.
- Co to…
Marta i Dorotka odsłoniły bukiety.
- Wszystkiego najlepszego z okazji dnia matki – wypowiedziały jednocześnie. Momentalnie w oczach Uli pokazały się łzy. Zobaczyła Marka i przyłożyła dłoń do ust powstrzymując szloch. Objęła mocno dziewczynki całując je i szeptając jak bardzo się za nimi stęskniła i jak bardzo je kocha.
- Jesteście całym moim światem, moim życiem, moim wszystkim. Popełniłam ogromny błąd uciekając od was. Niedawno to zrozumiałam.
- To ja popełniłem względem ciebie mnóstwo błędów – usłyszała głos Marka i spojrzała na niego zapłakanymi oczami. – Muszę ci wiele rzeczy wyjaśnić, za wiele przeprosić. Czy zgodzisz się mnie wysłuchać?
ROZDZIAŁ 13
ostatni
- Tak…, ale nie tutaj… Chodźmy na spacer. Dziewczynki zobaczą trochę zwierząt, a my porozmawiamy.
Szli wolno asfaltową alejką a przed nimi biegły bliźniaczki zatrzymując się od czasu do czasu przy jakimś wybiegu.
- Bardzo zawiniłem wobec ciebie Ula – zaczął Marek. – Zdałem sobie z tego sprawę dopiero jak wyjechałaś. To zawsze tak jest, że zaczynamy doceniać coś dopiero wtedy jak to stracimy. Ja nie mogłem się opamiętać. Rozpaczałem jak jeszcze nigdy w życiu. Czułem się tak, jakby ktoś wyrwał mi serce. Nie potrafiłem się z tym pogodzić. Wszystko zacząłem rozumieć dopiero po rozmowie z mamą. To ona uświadomiła mi jak karygodny błąd popełniłem i że straciłem szansę na szczęśliwe życie. Życie z tobą. Miotałem się jak ranne zwierzę i gdyby nie dzieci pewnie palnąłbym sobie w łeb. Sebastian to wszystko widział i któregoś dnia powiedział mi, że wyglądam jak ktoś, kto stracił kogoś najbliższego, najważniejszego i najdroższego sercu. Powiedział, że nawet nie zdaję sobie sprawy jak bardzo cię kocham. To było takie odkrywcze, że zaniemówiłem a potem przyznałem mu rację. Moją największą miłość miałem pod samym nosem i pozwoliłem, żeby wymknęła mi się z rąk. Kocham cię Ula jak nigdy nikogo nie kochałem. Szukałem tej miłości latami w klubach wypełnionych oparami alkoholu i papierosów. Tymczasem moja miłość była tuż obok szlachetna, dobra i czysta. Ależ byłem głupi… Przepraszam cię za te wszystkie kobiety, z którymi przyłapywałaś mnie w różnych sytuacjach. To było niskie i podłe. Przepraszam, że wykorzystywałem twoją dobroć, łagodność i oddanie. To było grubo nie w porządku. Byłem cholernym egoistą, który nie dbał o nic i o nikogo. Kiedy wyjechałaś postanowiłem, że od teraz będzie inaczej, lepiej. Żeby nie myśleć o tobie rzuciłem się w wir obowiązków i tych zawodowych, i tych domowych. Wziąłem wreszcie odpowiedzialność Ula za firmę i za moją rodzinę. Harowałem jak wół, urabiałem sobie ręce po łokcie, a efekty przerosły moje najśmielsze oczekiwania. Firma stoi rewelacyjnie. Jest w świetnej kondycji finansowej. Zmodernizowałem szwalnie, rozbudowałem sieć sklepów. Zawarłem kontrakty na najbliższe dziesięć lat nie tylko z polskimi kooperantami, ale i z firmami zagranicznymi. To zaprocentowało i pozwoliło podnieść ludziom pensje. Dziewczynek też nie zaniedbałem. Nie prosiłem rodziców o pomoc, ponieważ uznałem, że to ja sam powinienem się nimi zająć, bo są moje. Poświęcam im sporo czasu. Uczę je czytać i pisać. Wymyślam ciekawe zajęcia. Tylko za każdym razem słyszę, że fajnie byłoby upiec z ciocią pierniczki na święta lub usmażyć naleśniki z najlepszym nadzieniem na świecie. Ja tego nie przebiję Ula choćbym wyszedł ze skóry. One cię kochają i wciąż wierzą, że nadejdzie dzień, w którym do nich wrócisz. Do nich i do mnie. Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie. To prawdziwa udręka nie mieć cię koło swego boku. Najgorsza jest tęsknota i tak ogromnie boli, że człowiekowi chce się wyć. Jeśli jesteś w stanie, to proszę wybacz mi. Ja już nie wrócę do tej niechlubnej przeszłości, bo wstydzę się za nią. Zmieniłem się Ula. Ty mnie zmieniłaś i jeśli teraz mi powiesz, że nie czujesz do mnie absolutnie nic to moja desperacja sięgnie zenitu. Wiem, że mnie kochałaś. Ja też cię kocham, chociaż uświadomiłem to sobie całkiem niedawno. Dajmy sobie szansę. Jeśli tego nie zrobimy, oboje będziemy nieszczęśliwi – wyciągnął zza pleców ten ogromny bukiet róż i runął przed nią na kolana. – Stańmy się prawdziwą rodziną Ula. Klęczę tu przed tobą i błagam, zostań moją żoną. Nie zawiodę cię, bo jestem już innym człowiekiem. Jesteś miłością mojego życia. Chcę być z tobą szczęśliwy i przy tobie się zestarzeć – otworzył zaciśniętą pięść. Na dłoni spoczywał najpiękniejszy pierścionek jaki w życiu widziała. Nie potrafiła opanować emocji jakie wywołała spowiedź Marka. Rozpłakała się na cały głos nie bacząc na przechodzących ludzi. Podbiegły do nich dziewczynki zauważywszy, że coś się dzieje. Zrozumiały, że to coś ważnego. Marek podniósł głowę. Jego twarz też była mokra od łez.
- Właśnie poprosiłem Ulę o rękę – wyjaśnił. Obie przytuliły się do szlochającej Uli.
- Ciociu zgódź się. My od tak dawna o tym marzymy. Mówiłaś, że nas kochasz. My też cię bardzo kochamy i chcemy być z tobą.
- Zgadzam się, – wyszeptała – ale jeśli wrócisz do dawnych nawyków odejdę, bo nie będę w stanie z tobą być.
Marek podniósł się z klęczek i wsunął jej pierścionek na palec.
- O tym nie ma mowy. To zamknięty rozdział, który najchętniej wymazałbym ze swojej pamięci – przyciągnął ją do siebie i zamknął w ramionach. – Nawet nie wiesz jak wielki ciężar spadł mi z serca. Bardzo cię kocham. Jest tu jakaś knajpka? Chyba wszyscy musimy trochę ochłonąć.
- Jest, ale kawałek stąd. Lepiej wróćmy do biura. Spakuję swoje rzeczy i pojedziemy na jakiś obiad tu niedaleko, a potem zabiorę was do domu.
Siedzieli w jej pokoju gościnnym popijając kawę. Dziewczynki bawiły się na balkonie. Marek ujął dłoń Uli i przycisnął do ust.
- Kiedy planujesz wrócić do Warszawy? Ja wiem, że nie możesz tak z dnia na dzień, bo musisz pozałatwiać mnóstwo spraw, ale chociaż w przybliżeniu.
- Naprawdę nie wiem… Postaram się jak najszybciej. Sama doszłam niedawno do wniosku, że zmiana miejsca pobytu była błędem. Myślałam, że przestanę cię kochać, a tymczasem kochałam cię coraz bardziej. To było nie do zniesienia. Jak mnie w ogóle znalazłeś?
- To nie ja, to dziewczynki. Oglądały telewizję i pokazywali jakąś akcję charytatywną na rzecz ZOO. Rozwrzeszczały się jak zobaczyły ciebie. Obejrzałem relację do końca a namiary na ZOO wziąłem z internetu. To było jakiś miesiąc po twoim wyjeździe. Nie chciałem cię od razu szukać, bo wtedy nie mogłem się jeszcze niczym pochwalić. Potem pomyślałem, że dzień matki będzie taki symboliczny. Jeśli dasz mi klucze od mieszkania przygotuję je na twój powrót. Zrobimy w nim porządek i zaopatrzymy lodówkę. Może już teraz mógłbym coś wziąć. Nie chcę wracać od razu, bo wziąłem tydzień urlopu. Pozwiedzamy trochę. Może ty też mogłabyś wziąć jakieś wolne?
- Zapytam, ale myślę, że Anna nie będzie miała nic przeciwko temu. Poza tym muszę ją przygotować na to, że znowu będzie musiała dać ogłoszenie o pracę. A na moje stanowisko przyjąłeś kogoś?
- Adam jest pełniącym obowiązki i zamierzam dać mu nominację, bo świetnie sobie radzi. Ty zostaniesz wiceprezesem i mam nadzieję, że nie odmówisz.
Uśmiechnęła się do niego wdzięcznie.
- Nie odmówię.
- Podasz mi swój nowy numer?
- Jest taki jaki był. Nie zmieniłam. – Zrobił taką minę, że parsknęła śmiechem.
Od momentu, w którym wrócił do stolicy działał na wysokich obrotach. Opowiedział o przebiegu tej wizyty rodzicom i Sebastianowi. Przyznał, że oświadczył się Uli i został przyjęty, a teraz będzie załatwiał ich ślub najszybciej jak to tylko możliwe. Tempo miał naprawdę zabójcze. Obrączki, zaproszenia i termin w kościele zaklepał w ciągu jednego dnia. U Pshemko zamówił suknię z ostatniej kolekcji. Miała być najpiękniejsza i to pozostawił już w gestii mistrza podobnie jak sukienki dla Marty i Dorotki. Helena udostępniła ogród, w którym miał stanąć namiot dla gości weselnych.
Do Uli dzwonił codziennie informując ją o postępach. Wreszcie powiedział jej, że ich ślub odbędzie się na początku sierpnia a dokładnie trzeciego w kościele w Rysiowie. Wyznał jej, że poszedł do taty Cieplaka i opowiedział mu o wszystkim a głównie o tym, że kocha jego córkę nad życie, że się jej oświadczył i został przyjęty. Poinformował też o dacie ślubu. Jeszcze tego samego dnia Ula rozmawiała z ojcem i potwierdziła rewelacje Marka. Józef nie był za bardzo zadowolony jednak wyjaśniła mu, że Marek bardzo się zmienił a ona może zostać żoną tylko jego, bo nie przestała go kochać ani trochę. Pod koniec lipca wróciła do Warszawy. Anna rozstawała się z nią z wielkim żalem, ale rozumiała jej potrzebę ustabilizowania sobie życia. Mieszkanie było wysprzątane na błysk, lodówka pełna a na stole pysznił się ogromny bukiet kwiatów, obok którego leżała kartka o treści: „Jeśli czujesz się na siłach to przyjedź do firmy”. Ruszyła od razu. Wiedziała, że musi pójść do Pshemko przymierzyć suknię, którą dla niej wybrał.
Na jej widok Marek zerwał się z fotela, podbiegł do niej i wpił się w jej usta. Całował ją długo i namiętnie.
- Już się nie mogłem doczekać. Każda komórka mojego ciała wyła za tobą z tęsknoty. Dobrą miałaś podróż?
- Dobrą, ale teraz nie chcę tracić czasu. Najpierw pójdę do Pshemko na przymiarkę a potem do Olszańskiego. Na koniec zajrzę do Adama i jeśli się zgodzisz osobiście wręczę mu nominację. Zasłużył sobie. Potem tu wrócę, napiję się kawy i razem pojedziemy po dziewczynki do seniorów. Z nimi też chcę się przywitać.
Siedzieli u Dobrzańskich w ogrodzie i omawiali ostatnie szczegóły dotyczące przygotowań ślubnych. Dziewczynki nie opuszczały Uli na krok jakby bały się, że znowu im ucieknie.
- A wy już przymierzałyście swoje sukienki?
- Są już gotowe. Ja będę miała krótką a Marta dłuższą, ale z tego samego materiału. Obie są śliczne. Babci też się podobają, bo mówi, że wyglądamy jak księżniczki.
- Bo wyglądacie. Babcia ma rację. Moja suknia też jest piękna. Pshemko wybrał najładniejszą z kolekcji.
- Właściwie dziewczynki mogłyby u nas zostać. Macie jeszcze tyle spraw do załatwienia… Do ślubu został niespełna tydzień i spokojnie mogą tu przez ten czas pomieszkać. Przynajmniej odpadnie wam codzienne przywożenie ich tutaj i odbieranie.
Marek spojrzał na córki.
- To jak, zostaniecie u dziadków? To ułatwiłoby nam wiele rzeczy a przede wszystkim nie musielibyśmy się martwić, czy macie dobrą opiekę.
- Zostaniemy...
Wracali na Pańską. Ula była zmęczona, ale szczęśliwa. Zaparkowali obok siebie i weszli do mieszkania. Nastawiła expres i przygotowała dwie filiżanki. Poczuła Marka dłonie oplatające ją w pasie i jego usta na swojej szyi.
- Kocham cię i pragnę jak wariat – wyszeptał jakby się bał, że ktoś go usłyszy. Odwrócił ją do siebie i nie przestając całować zaczął rozpinać jej bluzkę. Pocałunki stały się coraz bardziej natarczywe. Gorączkowo pozbawiał ją odzieży przy okazji zrzucając z siebie własną. Po chwili zostali tylko w bieliźnie.
- Jesteś taka piękna… - mruknął z czułością. Sięgnął po zapięcie biustonosza uwalniając jej piersi. Wziął ją na ręce i ruszył z nią do sypialni. Po chwili leżała przed nim kompletnie naga a on nie mógł oderwać od niej wzroku. Zrzucił z siebie bokserki i przywarł do jej ciała chłonąc jego zapach i gładkość skóry. Całował je i pieścił a ona wiła się pod jego ręką wilgotniejąc coraz bardziej. Usadowił się między jej nogami i wolno w nią wszedł. Westchnęła i przymknęła powieki. Pomyślała, że dzieje się prawdziwa magia a ona nigdy nie była taka szczęśliwa. Pchnięcia były głębokie i wolne jakby Marek chciał dotrzeć w najdalsze zakamarki jej ciała. Krzyknęła, gdy nagle przyspieszył. Penetrował energicznie i mocno drażniąc dłońmi jej płeć. To było trudne do zniesienia. Dygotała od samego dotyku jego palców. Przytulił się do jej ust wypełniając je językiem. Po chwili pocałunki przeniósł na piersi. Choć wydawało jej się to niemożliwe on jeszcze bardziej przyspieszył. Stały rytm tych pchnięć wywołał u niej falę błogiej rozkoszy. Pod jej wpływem zaczęła pulsować czując niesamowitą przyjemność. Marek doszedł wypełniając jej wnętrze swoim ciepłem. Otworzyła oczy i zobaczyła jego twarz nad swoją. Nadal czuła go w sobie. Uśmiechnął się do niej.
- To było piękne i mocne – szepnął. – Było wspaniałe. Kocham cię.
Wesele było bardzo udane. Udane do tego stopnia, że Józef przekonał się wreszcie do szczerych intencji swojego zięcia i zaprzyjaźnił się z seniorami znajdując z nimi wiele wspólnych tematów do dyskusji. Betti nie odstępowała bliźniaczek na krok i wynajdowała im coraz ciekawsze zabawy. Catering załatwiony przez Marka okazał się wspaniały, a zespół, który przygrywał do tańca – rewelacyjny. Wszyscy goście wydawali się bardzo zadowoleni.
Pierwszego września jako jedna rodzina Ula i Marek towarzyszyli bliźniaczkom. Szły do pierwszej klasy. Oboje z dumą patrzyli na swoje dzieci uzbrojone w wielkie rogi obfitości wypełnione po brzegi słodyczami. Tuż po ślubie Ula przeniosła się na Sienną, ale Marek wciąż marudził, że jednak mają tu za mało miejsca i uparcie szukał dla nich domu. W końcu trafiła się okazja i nabyli ładną, piętrową willę z urokliwym ogrodem. Mieszkanie Uli zaanektował Jasiek, a Marek swoje sprzedał. Wkrótce okazało się, że Ula jest przy nadziei. Cieszyła się i bała jednocześnie, bo w wieku trzydziestu czterech lat ciąża niosła ze sobą spore ryzyko. Marek znalazł dobrego lekarza, który monitorował ciążę Uli aż do rozwiązania. Do końca nie chcieli znać płci dziecka. Urodził się chłopiec tak podobny do Marka, że nawet dołeczki w policzkach miał takie jak on. Dobrzański szalał ze szczęścia podobnie jak bliźniaczki, które nie odstępowały małego na krok.
Marek z każdym dniem czuł się coraz bardziej szczęśliwy i spełniony jako mąż i ojciec. Wciąż powtarzał, że mama miała rację mówiąc, że tylko z Ulą może przeżyć życie w wielkim spokoju, wzajemnym poszanowaniu i ogromnej miłości. Helena nie pomyliła się. Od początku wiedziała, że Ula jest tą jedyną i właściwą kobietą dla jej syna.
K O N I E C
Comments