top of page
Szukaj
  • Zdjęcie autoragoniasz2

"ZEMSTA NIE ZAWSZE JEST SŁODKA" - rozdział 7

ROZDZIAŁ 7

 

 

Weszła do konferencyjnej odnotowując w niej z niejakim zdziwieniem obecność Violetty. Pomyślała, że oto nadarza się okazja wypytania jej o plany Marka na najbliższe dni. Kubasińska nawet nie podniosła głowy skupiona na układaniu dokumentów.

 - Cześć, Viola. Widzę, że jesteś bardzo zajęta.

 - Cześć – odpowiedziała bez krzty entuzjazmu. Paulina pomyślała, że jednak jej „przyjaciółka” zmieniła się. Dawniej rzucała jej się niemal na szyję, a teraz… Stonowana, opanowana, po prostu spokojna bez tej denerwującej egzaltacji.

 - Wciąż jesteś na mnie obrażona? Byłoby dobrze, gdybyś nieco zmieniła front. Będziemy się widywać codziennie i będziemy współpracować.



 - Masz rację – Kubasińska wstała z krzesła – będziemy się widywać, ale nie będziemy współpracować. Jak zapewne pamiętasz ja jestem sekretarką Marka, a ty specjalistą od czegoś tam. Nasze kompetencje w ogóle się nie zazębiają. Ja robię swoje, a ty swoje. Ja z całą pewnością nie zamierzam ci niczego ułatwiać. Nastaw się więc na to, że pozyskiwanie wszystkich potrzebnych dokumentów i ewentualne kserowanie ich leży w twojej gestii. Mnie nic do tego. Mam dość własnej roboty i nikomu nie zamierzam robić dobrze zwłaszcza teraz, gdy Ulka awansowała i zostałam sama jak palec – sięgnęła po plik dokumentów wsadzając go sobie pod pachę. – No to chyba wszystko sobie wyjaśniłyśmy, prawda?

 - Zmieniłaś się – stwierdziła Febo.

 - Bo nie jestem już taka głupia i naiwna jak kiedyś? Zresztą nieważne. Ważne jest to, że znacznie ostrożniej dobieram sobie przyjaciół niż dawniej. Miłej pracy – podeszła do szklanych drzwi.

 - Viola, zaczekaj. Nie chcę się z tobą kłócić ani wymuszać na tobie cokolwiek. Nie chcę też, żebyś wyświadczała mi jakieś przysługi. Chciałam zapytać cię o Marka. Dzisiaj miałam z nim pogadać o dokładnym zakresie moich obowiązków, ale od Seby wiem, że go nie ma. Nie wiesz kiedy się pojawi?

 - Nie wiem. Ma jakieś ważne sprawy do załatwienia. To zapewne zajmie mu kilka dni. Tyle wiemy od dzisiejszego ranka więc twoja sprawa będzie musiała poczekać.

Nie czekając już na dalsze indagowanie przez Paulinę energicznie wyszła z sali konferencyjnej.

 

Marek skończył rozmawiać z Sebastianem i ruszył do łazienki. Nadal czuł się zmęczony i niewyspany, ale wierzył, że chłodny prysznic postawi go do pionu i doda trochę energii. Rzeczywiście po nim poczuł się nieco lepiej. Zaparzył sobie kawę i zjadł kilka kanapek. Po śniadaniu szybko się ubrał i wsiadłszy w samochód ruszył w stronę szpitala robiąc po drodze jakieś drobne zakupy w postaci jogurtów i soków słusznie podejrzewając, że nic bardziej konkretnego Ula nie przełknie. Wchodząc już na oddział natknął się na lekarza, który opatrywał wczoraj Ulę. Zagadnął o jej samopoczucie i bez wiary w to, że będzie możliwe zapytał o jej ewentualne wyjście ze szpitala.

 - Wiem, że ona w domu poczułaby się znacznie swobodniej i lepiej więc jeśli nie planujecie już żadnych badań, to może mógłbym ją zabrać do domu?

Lekarz zastanowił się chwilę.

 - O ile dobrze pamiętam, to wszystkie badania zostały zrobione wczoraj i dzisiaj rano. Na czczo pobrano jej jeszcze krew do analizy – wyjaśnił. – Musiałbym zajrzeć do karty pacjentki. Proszę iść do niej, a ja zaraz dołączę.

 - Bardzo dziękuję, doktorze. Jestem naprawdę zobowiązany.

Lekarz zniknął w dyżurce, a Marek poszedł do sali, w której umieszczono Ulę.

 - Witaj, kochanie – podszedł do łóżka i pochyliwszy się nad nią ucałował czule. – Jak się czujesz?

 - Obolała. Bardzo obolała.

 - Pytałem przed chwilą lekarza, czy mogliby cię wypisać. W domu na pewno poczułabyś się lepiej.

 - Byłoby wspaniale. Poza tym uzmysłowiłam sobie, że koniecznie muszę zastrzec kartę i powiadomić bank o kradzieży. Tym bandziorom nie podałam pinu, ale kto wie. Dla takich cwaniaków to betka, żeby wyczyścić mi konto.

 - Wszystko załatwimy. Za chwilę będzie tu ten lekarz, który wczoraj cię opatrywał. On nam powie, czy możliwy jest wypis.

Lekarz zmaterializował się po kilku minutach z dobrymi wieściami.

 - Mogę panią wypisać pod warunkiem, że za dziesięć dni przyjadą państwo na ściągnięcie szwów z łuku brwiowego. Warga powinna się ładnie zagoić. Ja zaraz przygotuję wypis i kilka recept. Potrzebuje pani maści, którą trzeba będzie wcierać w siniaki i te krwiste podbiegnięcia na reszcie ciała. Szybciej się wtedy zagoją. Trochę leków przeciwbólowych też się pani przyda. Proszę powolutku się pakować, a ja przyjdę za chwilę. Może pan zwieźć pacjentkę na wózku inwalidzkim aż na parking. Przynajmniej zaoszczędzi sobie bólu przy poruszaniu się.

Marek uśmiechnął się szeroko i uścisnął lekarzowi dłoń.

 - Jeszcze raz bardzo panu dziękujemy oboje, a na zdjęcie szwów na pewno przyjedziemy.

Po wyjściu lekarza Marek pozbierał wszystkie rzeczy Uli do sporej reklamówki. Uznał, że skoro boli ją całe ciało nie będzie jej męczył przebieraniem w spódnice i bluzkę. Zresztą rzeczy, w których była wczoraj były mocno sfatygowane szarpaniną i brudem zalegającym koło śmietników, przy których leżała.

 - Zostań w szlafroku – doradził. – I tak pojedziemy prosto do domu. Kartę zastrzeżemy przez internet, lub zadzwonimy. Na pewno można to załatwić inaczej niż tylko osobiście. Tymczasem usiądź na tym wózku. Wyjdziemy na korytarz i tam zaczekamy na wypis.

 



 

Siedząc na korytarzu Marek ukradkiem zerkał na Ulę. Naprawdę się o nią martwił i dopuszczał do siebie myśl, że być może to wyjście ze szpitala jest przedwczesne. Była bardzo blada, a na czoło wystąpiły jej kropelki potu. Wyjął chusteczkę higieniczną i delikatnie otarł go.

 - Dobrze się czujesz? Trochę się niepokoję, czy nie za wcześnie wyciągam cię z tego szpitala. Słabo wyglądasz…

Ula uśmiechnęła się blado.

 - Trochę mnie boli i jestem słaba, ale w domu odżyję, zobaczysz. Będzie dobrze. Jak poczuję się lepiej, będę musiała załatwić mnóstwo rzeczy. Ukradli mi wszystkie dokumenty i trzeba będzie wyrabiać od nowa. Naprawdę żałuję, że cię nie posłuchałam – zalśniły jej w oczach łzy. – Gdybym to zrobiła, nie miałabym teraz tylu kłopotów.

 - Nie myśl już o tym. Stało się i będziemy musieli dalej z tym żyć. Ja jutro pójdę do urzędu i pobiorę wnioski do wypełnienia. Poza tym jest coś takiego, że zanim nie wyrobisz nowego dowodu, to policja wystawia taki dokument, którym możesz się okazać w celu potwierdzenia tożsamości. To też postaram się załatwić.

 - Nie wiem czy to dobrze angażować cię w to wszystko. Przecież musisz chodzić do pracy…

 - Nie muszę. Wziąłem kilka dni wolnego. Seba mnie zastępuje, a i Viola jest na posterunku. Oboje bardzo przejęli się tym napadem. Póki co, zakazałem o nim mówić komukolwiek.

 

Wracali. Ula wydawała się osowiała i apatyczna. Marek pomyślał nawet z obawą, czy nie zostanie w niej jakaś trauma po tym brutalnym ataku. Jeśli tak się stanie będą musieli zaliczyć jeszcze kilka wizyt u psychologa. Trudno…, jakoś sobie poradzą. Nie sądził, żeby Ula mogła wrócić do pracy wcześniej niż za miesiąc. Uruchomi Turka. W końcu jest jej zastępcą.

Już w domu poprosiła go, by pomógł jej zmyć ten szpitalny zapach.

 - Wciąż go czuję. Jest obrzydliwy.

 - Dobrze, kochanie, ale trzeba uważać na opatrunek i nie moczyć go.

Była tak obolała, że nawet nie dawała sobie rady z namydleniem ciała. Zrobił to Marek delikatnie traktując jej posiniaczoną skórę gąbką. Potem zarządził, że ma iść do łóżka.

 - Ja zrobię nam dobrej kawy, a potem ugotuję coś dobrego i niezbyt wymagającego na przykład spaghetti.

 - Pycha – uśmiechnęła się na samą myśl.

 

Piętnaście minut później wszedł do sypialni z tacą, na której parowały filiżanki przesycone obłędnym aromatem kawy.

 - Proszę kochanie, taka jak lubisz, z odrobiną mleka. Ja też wypiję razem z tobą. – Usadowił się na łóżku tuż przy niej. – Jak skończymy zabiorę recepty i pojadę je wykupić zwłaszcza tę maść. Może przestanie cię tak bardzo boleć. Ty tymczasem pośpij trochę. Sen to najlepsze lekarstwo.

Odebrał od niej pustą filiżankę i przylgnął do jej ust całując ostrożnie, by nie urazić jej pękniętej wargi.

 - Odpoczywaj, skarbie. Ja za pół godzinki będę z powrotem.

 



 

Następnego dnia po południu mieli gości. Przyjechali „Olszańscy”. Marek pomógł Uli założyć szlafrok i przejść do salonu. Zarówno Violetta jak i Sebastian byli wstrząśnięci jej widokiem. Twarz nadal miała opuchniętą.

 - Jak nazwać kogoś, kto tak potrafi zmasakrować kobietę? – powiedział zszokowany Sebastian. – Strasznie nam przykro Ula, że cię to spotkało. Violka wciąż nie może sobie darować, że pobiegła do tego autobusu.

 - Nie rób sobie wyrzutów, Viola – Ula poklepała ją lekko po ramieniu. – Ich było trzech i równie łatwo mogli zaatakować dwie kobiety. Dobrze się stało, że pojechałaś. A co w firmie?

 - Wszystko dobrze. Adam przejął twoją działkę, choć nadal nie rozumie twojej nieobecności. Na razie nic nikomu nie mówiliśmy, bo nie chcemy wywoływać jakiejś niezdrowej sensacji i plotek.

 - No ja od wczoraj nie mogę się opędzić od ociekającej miodem Pauliny. Co nieco usłyszała ode mnie, a przede wszystkim to, że nie może liczyć na moją pomoc w niczym. Przypomniałam jej, że ja jestem sekretarką Marka, a ona specjalistą od kreowania wizerunku. Bardzo chce mnie mieć po swojej stronie, ale chyba tylko po to, żeby wyciągnąć ode mnie jakieś informacje. To nawet jest dość podejrzane, bo wciąż o coś pyta. A to o Marka, a to o ciebie… Chciałabym wiedzieć jaki ma w tym interes. Poza tym moja droga mam dla ciebie prawdziwą bombę. Sama niemal zemdlałam, kiedy dzisiaj zobaczyłam ją wychodzącą z windy i otuloną pięknym szalem marki Dolce&Gabbana. Takim samym, jaki kupiłaś wczoraj. Nawet podeszłam i zapytałam ją, gdzie nabyła to cudo. Powiedziała, że przywiozła sobie z Włoch. Akurat jej wierzę. Nie uważacie, że to dość dziwny zbieg okoliczności? Mam jedną głowę i dam ją sobie uciąć, że w tym napadzie miała wydatny udział.

 - Nic nie mówiłaś, że kupiłaś szal – Marek zwrócił się do Uli.

 - Po prostu o nim zapomniałam skupiając się wyłącznie na kradzieży dokumentów, ale faktycznie kupiłam, bo był naprawdę piękny i Viola bardzo mnie namawiała…

Marek dolał wszystkim kawy i usiadł przy stoliku.

 - Myślę Viola, że coś jest na rzeczy i możesz mieć rację. Ona najpierw dzwoni do ciebie, potem za kilka dni pojawia się w firmie i coraz bardziej dochodzę do wniosku, że nie po to, żeby popracować, ale po to, żeby mieć łatwy dostęp do informacji. Coś kombinuje. To pewne. Poza tym Ula twierdzi, że jeden z napastników mówił po polsku, ale z włoskim akcentem. To kolejna poszlaka, która łączy się jakoś z Pauliną. Zdecydowanie należy wzmóc czujność i mieć oczy naokoło głowy. Jak wrócę, muszę jeszcze porozmawiać z Pshemko i uczulić go na poczynania Pauliny, a do ciebie Seba prośba. Nie chciałbym Uli zostawiać samej. Sam widzisz w jakim jest stanie. Musi być regularnie smarowana maścią pomagającą na te zasinienia. Sama nie da rady tego zrobić, bo kopano ją nawet po rękach, którymi się zasłaniała. Wziąłbym wolne do końca tygodnia. Na razie nie ma nic pilnego i nie spodziewam się żadnego trzęsienia ziemi. Poza tym napiszesz nową umowę dla Violi. Zostaje moją asystentką i nie będę już nikogo szukał. Pensja cztery i pół tysiąca brutto.

Violetta wydała z siebie głośny pisk radości i rzuciła się Markowi na szyję.

 

117 wyświetleń1 komentarz

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie
bottom of page