ROZDZIAŁ 10
Przebrane w opalacze i cienkie narzutki na ramionach zeszły na parter. W holu natknęły się na Sebastiana, który najwyraźniej na nie czekał.
- Dobrze, że już jesteście. Mamy zamówiony stolik w tej knajpce obok. Należy nam się jakieś solidne śniadanie. Chodźcie.
Przy stoliku zobaczyły Alexa i Marka dyskutujących z ożywieniem. Na ich widok zamilkli rozciągając twarze w uśmiechu. Wstali od stołu podsuwając dziewczynom krzesła.
- Co zamawiacie? Tu nie ma obsługi i trzeba samemu wszystko przynieść. Ja zbieram zamówienia – Marek wyciągnął z kieszeni kawałek kartki i długopis. Stanęło na jajecznicy, twarogu i pomidorach. Mężczyźni zamówili sobie jeszcze kiełbaski. Do tego po dużej kawie.
Najedzone towarzystwo wprost z knajpki ruszyło na plażę. Sebastian wypożyczył dla siebie i Violetty leżaki, pozostali woleli wyłożyć się na kocach. Wybrano miejsce i usadowiono się wygodnie. Ula ściągnęła cienką tunikę i wysmarowawszy się olejkiem do opalania wyłożyła na kocu. Było wczesne przedpołudnie, ale słońce prażyło już niemiłosiernie. Przy niej wyciągnął się Marek. Oparłszy się na łokciach z przyjemnością obserwował śliczny profil Uli. Na kocu obok, Alex z wielkim pietyzmem wsmarowywał w ciało Agaty jakiś krem z filtrem.
Było przyjemnie gorąco i tylko znad wody dolatywał do nich łagodny wietrzyk, który jednak nie dawał ochłody ich ciałom. Na plaży przybywało ludzi i robiło się coraz gwarniej. Po czterdziestu minutach leżenia Ula miała dosyć. Usiadła na kocu rozglądając się dokoła.
- Strasznie grzeje… - wychrypiała przez zaschnięte gardło. – Chyba nie dam rady smażyć się dalej na tym słońcu – zarzuciła tunikę na siebie. – Pospaceruję trochę wzdłuż brzegu.
Marek poderwał się z koca gotowy pójść z nią.
- Zabierzesz mnie ze sobą? – uśmiechnął się do niej wsuwając okulary przeciwsłoneczne na nos.
- Jeśli chcesz…?
Brodzili po ciepłej, nagrzanej słońcem wodzie oddalając się coraz bardziej od swojego towarzystwa. Marek zaproponował, żeby weszli do jeziora i ochłodzili się trochę.
- Może spróbujesz popływać? Będę cię asekurował… - Popatrzyła na niego z lękiem. – Ula nie bój się. Przecież nie pozwolę ci się utopić. Wejdziemy powoli i opłuczemy się najpierw, bo mamy rozgrzane ciała. Jak już przyzwyczaimy się do wody, wejdziemy głębiej – wyciągnął do niej dłoń. – No chodź. Odwagi.
Podała mu niepewnie swoją, a on wolno poprowadził ją na płyciznę. Ochlapawszy się trochę zaczęli oddalać się od brzegu. Kiedy woda zaczęła Uli sięgać do pasa Marek przystanął.
- Zanurz się powoli przynajmniej po szyję i spróbuj położyć się na plecach. Ja podłożę pod nie rękę.
Zrobiła jak mówił, ale wciąż uczepiona była jego lewej ręki i potwornie sztywna.
- Ula rozluźnij się. Jesteś tak sztywna jak deska. Trzymam cię. Zacznij machać nogami i na przemian rękami.
Chlapała strasznie wzniecając wokół siebie fontanny wody. Marek przekręcił ją na brzuch i pokazał ruch rękami jak do żabki. Tak było zdecydowanie lepiej choć nałykała się trochę wody i zaczęła krztusić.
- Spokojnie, spokojnie. Widzisz, że nie było tak źle? Na dzisiaj wystarczy. Nie wzięliśmy ręczników więc będziemy musieli wyschnąć na słońcu. Jutro spróbujemy jeszcze raz – spontanicznie wziął ją na ręce, wyszedł z nią na brzeg i postawił na piasku. Rumieńce na mokrych policzkach świadczyły o jej zażenowaniu.
- Mogłeś sobie to darować, przecież ja mam dwie zdrowe nogi.
- Wiem, wiem, ale jesteś takim słodkim ciężarem, że nie mogłem się powstrzymać – podniósł z piasku tunikę i podał jej. – Chodźmy dalej. Musimy się wysuszyć.
Kilometr później uznał, że trzeba zawrócić. Zbliżała się pora obiadowa i nie chciał, żeby całe towarzystwo czekało w długiej kolejce do stolika. A towarzystwo bawiło się świetnie. Skorzystawszy z kąpieli dołączyli do jakiejś pary grającej w piłkę i to właśnie zobaczyła Ula i Marek, kiedy już dochodzili do miejsca leżakowania.
- Gdzie wyście zniknęli? Już mieliśmy was iść szukać – zapytała Agata. - Pływaliście? – zdziwiona patrzyła na mokre włosy Uli.
- „Pływaliście”, to w moim przypadku spore nadużycie tego słowa – Ula usiadła na kocu i sięgnęła po ręcznik. – Marek miał ze mną tylko kłopot. Chyba nie mam zdolności.
- Nieprawda – zaprzeczył Dobrzański. – Dobrze ci poszło. Jeszcze trochę i będziesz pływać jak ryba. Idziemy na jakiś obiad? Zgłodniałem.
- Ja też – Alex złapał za róg koca. – Zejdź Ula. Zbieramy się.
Po obiedzie wszyscy poszli się przebrać. Słońce grzało jeszcze, ale oni mieli go na dzisiaj dosyć. Alex porywał gdzieś Agatę. Violetta też wyruszała „w miasto” z Sebastianem i tylko Ula nie bardzo wiedziała co ma ze sobą zrobić. Ubrana w krótkie, jeansowe spodenki i bluzeczkę odsłaniającą pępek przerzuciła torebkę przez ramię i wyszła z pokoju zamykając go na klucz, który zostawiła w recepcji. Pomyślała, że po prostu poszwenda się po okolicy bez konkretnego celu. Ledwo minęła wejściowe drzwi, gdy usłyszała swoje imię. Zerknęła w bok i zobaczyła wstającego z ławki Marka. Podszedł do niej pytając dokąd się wybiera.
- Właściwie to sama nie wiem. Powałęsam się trochę po okolicy…
- W takim razie powałęsamy się razem. Zapraszam cię na pyszne lody, które podają tu niedaleko, a potem możemy pójść do mariny popatrzeć na żaglówki.
Nie protestowała i tak nie miała nic lepszego do roboty. Ruszyli spacerkiem. Marek prowadził, bo już dobrze znał okolicę z wcześniejszych pobytów tutaj. Weszli w dość zalesiony teren i wkrótce dotarli do urokliwej chatki oferującej zimne przysmaki i spory wybór ciast. Marek zamówił po porcji lodów z bitą śmietaną i małej filiżance kawy. Położył tacę na stoliku stawiając przed Ulą spory pucharek. Usiadł i rozejrzał się dokoła.
- Wiesz, że tu niedaleko jest park linowy? Z chłopakami byłem tam już kilka razy i wierz mi, że zabawa jest świetna. Może chciałabyś spróbować? Od razu mówię, że nie ma żadnego ryzyka i nic ci się nie stanie, bo zabezpieczona będziesz specjalną uprzężą. To naprawdę frajda.
- Od kiedy tu przyjechaliśmy odnoszę wrażenie, że wciąż biorę udział w jakichś sportach ekstremalnych. Najpierw taniec, potem pływanie, a teraz to. Sprawdzasz mnie? – wbiła wzrok w jego oczy. Roześmiał się głośno.
- Ula, o co ty mnie podejrzewasz? Ja tylko chcę jakoś urozmaicić ci ten pobyt i tyle. Nie mam żadnych złych zamiarów, – uniósł ręce w poddańczym geście – przysięgam.
- No dobrze, mogę spróbować… - skwitowała pojednawczo.
Park był naprawdę atrakcją. Miał trzy trasy w tym jedną przeznaczoną dla dzieci, ale oni wybrali trasę dla dorosłych. W trudniejszych momentach Ula piszczała wniebogłosy.
Szła na trzęsących się nogach po zawieszonych na linach pionowych balach i darła się na całe gardło. Asekurujący ją Marek chichotał ubawiony i kiedy zeszli już na ziemię przytulił ją mocno. Czuł jak dygocze na całym ciele z emocji i strachu.
- Już po wszystkim. Byłaś bardzo dzielna. Pokonałaś własne demony. – Ona pomyślała, że pokonała tylko lęk wysokości i strach przed postawieniem kolejnego kroku, ale te najgorsze demony wciąż w niej siedzą i nie chcą wyjść. Podniosła zarumienioną z wysiłku twarz i uśmiechnęła się niemrawo. – Weź głęboki oddech, albo nawet kilka i ochłoń trochę. To była najcięższa część trasy.
Pomógł ściągnąć jej uprząż i kask. Sam też uwolnił się z tego sprzętu. Przyciągnął ją do siebie i objął ramieniem. Nadal się trzęsła a nogi miała jak z waty.
- Chcesz gdzieś usiąść? – zapytał z troską. – Chyba jeszcze nie doszłaś do siebie.
- Już się uspokajam… To było naprawdę ekstremalne przeżycie. Spróbowałam, ale już nigdy więcej. Za dużo nerwów mnie to kosztuje.
- Obiecuję, że nie będę cię już ciągał na tego rodzaju atrakcje. Prawda jest jednak taka, że wciąż jesteś dla mnie zagadką i wciąż próbuję cię rozgryźć. W pracy jesteś jak lwica. Walczysz z wszelkimi przeciwnościami do upadłego i nie odpuszczasz. W życiu nie spotkałem tak wojowniczej kobiety. A prywatnie jesteś delikatna, wrażliwa i krucha. Sprawiasz wrażenie jakbyś potrzebowała nieustannej opieki i troski, jakbyś bała się zranienia. Nie wiem, co spotkało cię w przeszłości, ale musiało być naprawdę traumatyczne, bo na zawsze odcisnęło piętno na twoim życiu. Widać to w twoich oczach. Teraz też widzę w nich niepewność i lęk. Nie martw się i nie bój. Nie mam zamiaru o nic cię wypytywać. Mam nadzieję, że kiedyś zaufasz mi na tyle, że sama mi o tym opowiesz. Ja tylko chcę, żebyś czuła się przy mnie bezpieczna, bo ja nigdy bym cię nie skrzywdził.
Zmierzchało, gdy dochodzili do portu. Przy drewnianych pomostach zacumowane były żaglówki. Przeszli na sam koniec kładki i stanęli zasłuchani w cichy plusk wody.
- Tu jest naprawdę pięknie – powiedziała cicho Ula. – Nie trzeba daleko jechać, żeby natknąć się na wiele takich miejsc. Kiedy człowiek jest już dorosły, zaczyna pracować i utrzymywać sam siebie, zaczyna też żałować, że przeszło mu koło nosa tyle niewykorzystanych szans. Niby świat stoi przed tobą otworem i możesz czerpać z niego pełnymi garściami, ale dla takich jak ja to były tylko pozory, piękna iluzja, którą mogłam zobaczyć jedynie w telewizji. Teraz stoję tu, chłonę to piękno i myślę, że za chwilę dostanę pomieszania zmysłów, bo nie jestem w stanie udźwignąć ciężaru tych emocji, które we mnie się dzieją. Żałuję, wciąż żałuję, że życie przeciekało mi między palcami a ja nie byłam w stanie nic z tym zrobić, nie mogłam tego powstrzymać, bo byłam za słaba, zbyt bezwolna i po prostu głupia. Do dzisiaj nie mogę zrozumieć jak mogłam się tak dać zniewolić… - jej piersią targnął szloch i rozpłakała się głośno. Marek objął ją ramionami i przytulił usta do jej czoła.
- Nie wiem, o czym mówisz Ula, nawet się nie domyślam – wyszeptał. – Gdybym wiedział…, gdybym tylko wiedział, zrobiłbym wszystko, żeby wreszcie w twoich oczach zobaczyć szczęście. Nie będę cię naciskał. Powiem tylko, że nie jesteś w tym sama i jeśli będziesz gotowa, jeśli pozwolisz sobie pomóc, ja zrobię to bez wahania.
- Przepraszam… Czasami wydaje mi się, że oszaleję – wytarła załzawione oczy. – To minie, wierz mi, ale potrzeba na to czasu. To coś mnie niszczy, ale staram się ze wszystkich sił z tym walczyć i coraz częściej mi się udaje. Dzisiaj nie chciałam się przy tobie rozkleić, ale emocje bywają silniejsze ode mnie – splotła ręce na piersiach i zadrżała. Potarła mocno zziębnięte ramiona. – Wracajmy… Późno się zrobiło i chłód ciągnie od wody.
Comments