ROZDZIAŁ 15
Był wczesny wieczór. Ula i Marek urzędowali w kuchni wykładając na półmiski przywieziony catering.
Józef usadowiony wygodnie w fotelu oglądał wiadomości. Stolik zapełniał się pachnącym orientalnie jedzeniem. W końcu Ula ułożyła na nim talerzyki i sztućce a Marek doniósł dzbanek z herbatą i szklanki. Zaczęli jeść. W pewnym momencie Ula popatrzyła na ojca jakby chciała się upewnić, że to nie sen i że on tu jest naprawdę. Nie wyglądał tak jak wydawało jej się, że zapamiętała, choć tak naprawdę pamiętała go tylko dzięki zdjęciu z czasów jego młodości. Teraz siedział przed nią sterany życiem człowiek, wyniszczony chorobą i ciężką pracą.
- Tato opowiedz mi jak to było… Dlaczego odszedłeś i nie dawałeś znaku życia. Rozpaczałam i płakałam za tobą przez wiele miesięcy. Tęskniłam… A ona… - westchnęła boleśnie.
- Ula, to może ja was zostawię. Musicie porozmawiać i wiele macie do nadrobienia. To takie osobiste i wrażliwe sprawy… - Marek podniósł się z kanapy, ale chwyciła go za rękaw marynarki uniemożliwiając odejście.
- Nie Marek…, nie… Uważam, że powinieneś tego posłuchać.
- Ja też tak uważam – zgodził się ze słowami córki Cieplak. - Trzeba sobie wszystko wyjaśnić, żeby nie było żadnych tajemnic i niedomówień – Józef pogładził córkę po głowie. – To była najcięższa decyzja w moim życiu. Nie chciałem odchodzić córcia, ale twoja matka nie dała mi wyboru. Tego dnia kłóciliśmy się w kuchni. Najpierw błagała, żebym tego nie robił. Nie wiem po raz który obiecywała, że się zmieni. Nie uwierzyłem jej, bo to były obietnice bez pokrycia i wielokrotnie przerabialiśmy to. Gdybym miał świadomość jaki zgotuje los mnie i tobie, nigdy bym się z nią nie ożenił. Była naprawdę piękną kobietą tak jak ty. Jesteś do niej podobna i całe szczęście, że odziedziczyłaś po niej urodę a nie charakter. Wtedy nic nie zapowiadało takiej życiowej katastrofy. Kiedy się urodziłaś nie mogłem przestać nosić cię na rękach. Byłaś moją kruszynką, moim cudem, na który niecierpliwie czekałem. To ja cię kąpałem, ja przewijałem i ja karmiłem, bo twoja matka nie miała pojęcia jak postępować z noworodkiem. U innych matek działa wtedy instynkt a ona nie miała go zupełnie. Przez pierwsze miesiące twojego życia nie troszczyła się o ciebie w ogóle. Nie sprzątała, nie zajmowała się domem, nie robiła nic tylko polegiwała w łóżku. Uznałem, że ma depresję poporodową, chociaż nigdy nie zostało to potwierdzone przez lekarza. Wziąłem zaległy urlop i przez trzy pierwsze miesiące niańczyłem ciebie i ją. Z tobą na ręku gotowałem, sprzątałem i zanosiłem jej posiłki do pokoju. Nigdy nie usłyszałem słowa „dziękuję”. Zachowywała się jak udzielna księżna, koło której należało skakać i jej usługiwać. W końcu musiałem wrócić do pracy, a ona nadal miała cię gdzieś. Wracałem do krzyczącego godzinami dziecka, które domagało się suchej pieluchy, jedzenia i odrobiny uwagi. To właśnie wtedy zaczęły się kłótnie i rzucane przeze mnie groźby, że odejdę i zabiorę jej ciebie. A jednak tkwiłem w tym chorym związku jeszcze przez parę lat. Magda uznała, że musi mnie wychować, że czegokolwiek bym się nie chwycił, wszystko robię źle. To ona dyktowała w co mam się ubrać, z kim się przyjaźnić, co gotować, jak właściwie obierać jarzyny, jakiej muzyki słuchać. Zawsze były tylko nakazy, nigdy żadnych kompromisów. Jeśli chciałem się wyłamać, zaczynały się karczemne awantury. W teorii była świetna tylko z praktyką było znacznie gorzej. Przejęła całkowicie kontrolę nad moim życiem. Cierpiałem, bo zanim ją poznałem zawsze byłem człowiekiem niezależnym, mającym własne zdanie na dany temat a tymczasem szedłem na przykład na wybory z nakazem głosowania na konkretnego człowieka z konkretnego ugrupowania, choć całkowicie się z tym nie zgadzałem. Na szczęście wybory zawsze są tajne i mogłem zrobić jak uważałem. Zacząłem się dusić w tym związku. Ty rosłaś i kłótnie były coraz częstsze. Miała dziwną manię chodzenia do lumpeksów i kupowania starej, znoszonej odzieży za grosze. Ubierała cię koszmarnie w jakieś szaro bure łachy. Inne dziewczynki chodziły w ładnych, kolorowych sukienkach a ty zawsze byłaś w zbyt obszernych spodniach i nieforemnych bluzkach. Kilka razy przywiozłem ci z Warszawy ładne ubranka, ale nie mam pojęcia co z nimi zrobiła, bo nigdy ich na tobie nie widziałem. Życie z twoją matką stało się dla mnie udręką. Pomyślałem, że nie dam rady ciągnąć tego dłużej. Odejdę, wystąpię o rozwód i o przyznanie mi praw rodzicielskich. Wydawało mi się to takie proste i naiwnie nie brałem pod uwagę opcji, że to się nie uda. A jednak nie udało się. Na rozprawie zjawiły się największe rysiowskie plotkary z Dąbrowską na czele. W czasie przesłuchania gloryfikowały Magdę. Mówiły, że dziecko jest dla niej wszystkim i trzeba być potworem chcąc jej ciebie odebrać. Konfabulowały, jaka z niej dbająca matka, troskliwa i dobra. Podważyły wszystkie moje argumenty. Gdyby było mnie stać na adwokata, wynająłbym go, żeby mnie reprezentował. Niestety nie zarabiałem kokosów. Wynikiem tego było pozbawienie mnie praw do ciebie i zakaz widywania cię. Dopięła swego. Nie mogłem się z tym pogodzić. Wiele razy wnosiłem apelacje, ale bezskutecznie. Próbowałem dogadać się z nią, ale z podobnym rezultatem. Ciągle jeździłem do Rysiowa, żeby móc choć z daleka popatrzeć jak rośniesz i jak się rozwijasz i za każdym razem pękało mi serce.
Różniłaś się od dzieci w twoim wieku. Byłaś taka wylękniona, zupełnie odizolowana, szczuplutka i drobna, jakbyś nie dojadała i jeszcze te ciuchy nie wiadomo jakiego koloru… Za każdym razem wracałem do Warszawy zdruzgotany, bo nie wiedziałem jak mam cię wyrwać stamtąd. Potem zaczęły się choroby. Bywało, że nie mogłem pracować. W końcu zwolniono mnie z kolei i musiałem szukać szczęścia gdzieś indziej. Znalazłem pracę w warsztacie samochodowym, ale i tam nie było lekko. Stan zdrowia ciągle się pogarszał aż w końcu lekarz, u którego się leczyłem stwierdził, że długo tak nie pociągnę, że potrzebuję operacji. Resztę już znasz – pokiwał smętnie głową. Po twarzy Uli płynęły strumienie łez. Zrozumiała, że to, co opowiadała o nim matka, było jednym, wielkim kłamstwem.
- Pamiętam jak odchodziłeś – szepnęła. – Trzymałam się kurczowo twojej nogi i nie chciałam cię puścić. Płakałam. Wziąłeś mnie wtedy na ręce i obiecałeś, że niedługo się zobaczymy. To nigdy się nie stało. Uwierzyłam ci wtedy. Miałam przecież tylko sześć lat. Dni mijały, a ja wciąż pytałam matkę o ciebie. Któregoś dnia powiedziała mi, że nigdy tu nie wrócisz, bo jesteś alkoholikiem. Mówiła, że poznałeś jakąś kobietę, z którą popijasz i że masz z nią dziecko. Od tej pory każdego dnia sączyła mi ten jad do ucha i sprawiła, że zaczęłam cię nienawidzić.
- To bzdura. Nigdy nie piłem alkoholu i nie piję do tej pory. Nigdy też nie byłem w związku z żadną inną kobietą oprócz twojej matki i nie mam drugiego dziecka. Miałem tylko ciebie.
- Najgorsze było to, że przez to jej gadanie całkowicie się jej podporządkowałam. Od najmłodszych lat wychowywała mnie na swoją służącą. Jak próbowałam się buntować biła mnie po twarzy i wystawiała za drzwi na trzy godziny, żebym skruszała i kajała się przed nią. Latem jakoś to wytrzymywałam, ale zimą było już trudno. Czasami myślałam, że zamarznę na mrozie na progu własnego domu. Ta kobieta nie zna litości. Jest zła i okrutna. W takich razach twierdziła, że robi to wyłącznie z miłości, że poświęciła życie dla mnie a ja jestem wyrodną córką, zwykłą niewdzięcznicą. W domu nigdy nie kiwnęła palcem. To ja byłam zawsze od sprzątania i gotowania, bo ona cierpiała na jakieś urojone choroby. Nigdy nie podjęła pracy zarobkowej. Przez wiele lat klepałyśmy biedę żyjąc tylko z alimentów przysyłanych przez ciebie. Po szkole średniej chciałam iść na studia. Bałam się jej o tym powiedzieć, bo nie wiedziałam jak zareaguje. W końcu jednak zebrałam się na odwagę i ku mojemu zdumieniu zgodziła się. Zgodziła się nie dlatego, że zależało jej na moim wykształceniu, ale dlatego, że mogła ciągnąć jeszcze przez pięć lat alimenty. Dla mnie wielką satysfakcją jest to, że skończyłam jeszcze drugi kierunek o czym ona nie ma bladego pojęcia, bo robiłam go zaocznie. Można powiedzieć, że całą kwotę alimentów, które należały się mnie, ona wydawała na siebie. Ja dorabiałam korepetycjami, jakimiś projektami i artykułami do gazet ekonomicznych. Tak żyłam przez pięć lat. Na pierwszym roku poznałam Agatę moją najlepszą przyjaciółkę, moją prawie siostrę. To dzięki niej udało mi się wyrwać z rysiowskiego szamba. Gdyby nie ona nadal bym tam tkwiła całkowicie uległa matce. Byłam już dorosła więc i ona musiała zmienić sposób postępowania wobec mnie. Zdecydowała się na szantaż emocjonalny. Kiedy chciałam się przenieść do akademika jęczała, że nie mam serca ani sumienia, bo chcę zostawić chorą, umierającą matkę na pastwę losu bez żadnej pomocy. Zrezygnowałam z tego pomysłu, bo skutecznie wzbudziła we mnie wyrzuty sumienia. Agata pytała wciąż, dlaczego się na to godzę, czy nie widzę, że ona udaje? Umierała każdego dnia na nieistniejącą chorobę, a ja miałam na to tylko jedną odpowiedź – a jak się jej naprawdę coś stanie? Pomyślałam, że pójdę do lekarki, która nas dobrze zna i zapytam, bo może matka rzeczywiście na coś choruje, a ja nic o tym nie wiem. Okazało się, że ona na nic się nie leczy i nie była w przychodni od lat. Po powrocie do domu zapytałam ją o to. Zamiast odpowiedzi trzasnęła mnie z całej siły w twarz wrzeszcząc, po co się wtrącam. Powiedziałam jej wtedy, że ona wtrącała się przez całe życie do mnie i do ciebie, manipulowała nami jak marionetkami. Obiecałam jej też, że któregoś dnia cię odnajdę i zapytam, czy to co mówiła o tobie jest prawdą. Wściekła się. Kilka dni później poszła na strych i spadła z drabiny łamiąc nogę. Złamanie było otwarte i musieli operować. Potem wysłali ją do sanatorium. Któregoś dnia wracając z pracy usłyszałam rozmowę dwóch kobiet, z których jedna usiłowała namówić drugą do odejścia od męża potwora. Mówiła, że jest wartościowa kobietą i nie powinna się tak uzależnić od drugiego człowieka, bo ma swój rozum. Ta rozmowa była dla mnie objawieniem. Już wiedziałam, co powinnam zrobić. Dziwiłam się tylko, że nie zaczęłam działać wcześniej, bo przecież każdego dnia słyszałam od Agaty podobne słowa. Wróciłam do domu i spakowałam trochę burych ciuchów. Matka miała wrócić do domu za tydzień. W dokumentach rozwodowych znalazłam twoje zdjęcie i adres, który okazał się nieaktualny. Zadzwoniłam do Agaty z pytaniem, czy jej propozycja zamieszkania razem w mieszkaniu jej babci jest nadal aktualna. Okazało się, że tak. Zanim uciekłam z domu zostawiłam matce kartkę i trzysta złotych. Poradziłam, żeby podjęła jakąś pracę, bo jest jeszcze młoda i przede wszystkim zdrowa. Może się utrzymać z pracy własnych rąk, a nie żerować wciąż na mnie. Napisałam, że ma do mnie nie dzwonić, bo nienawidzę jej za to wszystko, co mi zrobiła i nie chcę jej znać. Tu u Agaty znalazłam swój azyl i spokój. To dzięki niej od kilku miesięcy uczęszczam na sesje terapeutyczne, żeby dojść do jakiejś równowagi i normalności. Razem z nią podjęłam pracę w nowym miejscu, w firmie należącej do Marka rodziców. Agata wyszła za mąż za przyrodniego brata Marka, który także ma udziały w firmie i wyprowadziła się do niego zostawiając mi mieszkanie. W Marku znalazłam ogromne wsparcie i pomoc. Chroni mnie i nie pozwala płakać. Jest najlepszym człowiekiem na ziemi. To dzięki tej dwójce zaczynam znowu żyć i mam nadzieję, że i ty tu odżyjesz. Ja bardzo się o to postaram.
Marek przytulił ją do siebie i spojrzał na Józefa.
- Bardzo ją kocham panie Józefie i bardzo mi zależy na tym, żeby wreszcie otrząsnęła się z tych bolesnych przeżyć i odetchnęła z ulgą. Oboje nie zasłużyliście na to, co was spotkało, ale też nikt nie mógł przewidzieć takiego splotu wydarzeń. Najważniejsze, że Ula odnalazła pana, bo tym bardzo się gryzła. To był naprawdę szczęśliwy zbieg okoliczności, chociaż nasi przyjaciele na pewno nie tak to potraktują, bo przecież ulegli wypadkowi. Obiecaliśmy, że jutro odwiedzimy Sebastiana w szpitalu – zerknął na zegar stojący przy telewizorze. – Trzeba przywitać nowy rok, za chwilę północ – otworzył butelkę z szampanem i rozlał do kieliszków. – Oby był lepszy od tego, co mija.
Wychylili toast, a Ula popatrzyła na obu mężczyzn z wielką miłością. Nadzieja umiera ostatnia, a ona choć miała chwile zwątpienia to jednak jej nie straciła. Marek to jej rycerz w lśniącej zbroi, a ojciec, to rodzicielska miłość i jedyna rodzina. Ten rok, choć trudny i momentami ciężki, okazał się najszczęśliwszy od wielu, wielu lat.
Comments