top of page
Szukaj
Zdjęcie autoragoniasz2

ZMANIPULOWANE ŻYCIE - rozdział 16


Następnego dnia Ula wstała najwcześniej. Zostawiła śpiących jeszcze ojca i Marka, i ruszyła do kuchni. Najciszej jak mogła przygotowała dla wszystkich śniadanie i cały dzbanek aromatycznej kawy. O dziewiątej pościągała ich z łóżek.

- Za godzinę chcemy wyjść – tłumaczyła ojcu. – Musimy dowiedzieć się, co z naszym przyjacielem, który ucierpiał w wypadku. Zostawiam ci leki, które weźmiesz po śniadaniu. Gdybyś miał ochotę na herbatę czy kawę, to wszystko jest w tej wąskiej szafce. Obok chlebaka jest jeszcze trochę ciasta. My postaramy się wrócić jak najszybciej.

- A może ja bym jakiś obiad zrobił córcia? Nie chcę siedzieć bezczynnie.

- W zamrażalniku jest kurczak i wyciągnę go od razu, żeby się odmroził. W szafce pod zlewem znajdziesz jarzyny i ziemniaki. Może zrób rosół? Na pewno wrócimy zmarznięci, a rosół nas rozgrzeje.

- Szczęśliwego nowego roku – usłyszeli i odwrócili się jak na komendę. Do kuchni wszedł ubrany już Marek i z przyjemnością pociągnął nosem. – Kawa pachnie bosko a tosty jeszcze lepiej. Dzwoniłem przed chwilą do Violetty i obiecałem, że zabierzemy ją do szpitala. Przepłakała prawie całą noc. Bardzo się martwi i jest roztrzęsiona. Mam nadzieję, że z Sebastianem będzie można dzisiaj porozmawiać.


Podjechali pod blok, w którym mieszkał Olszański razem z Violettą. Ona sama czekała już na nich przestępując z nogi na nogę. Była zdenerwowana i zapuchnięta od płaczu.



W szpitalu okazało się jednak, że jej chłopak dobrze zniósł tę noc i jest całkiem przytomny. Uścisnął Markowi dłoń i podziękował.

- Najbardziej martwiłem się o Violę i cieszę się przyjacielu, że zaopiekowaliście się nią.

- A jak się czujesz? Wiesz, że miałeś pękniętą śledzionę?

- Wiem. Był tu rano chirurg, który mnie operował i wszystko mi wyjaśnił. Bez śledziony można żyć. Powiedział, że i tak miałem szczęście w nieszczęściu. Sprawca wyszedł prawie bez szwanku. Ma zaledwie kilka zadrapań. Nie daruję draniowi i wystąpię o wysokie odszkodowanie. Całe szczęście, że Violi nic się nie stało, chociaż też mocno nią szarpnęło. Podobno będę tu leżał jakieś dwa tygodnie.

- Też tak słyszałem. Niczym się nie martw. Milewska cię zastąpi, choć ona nic nie wie jeszcze o wypadku. Jutro wraca Alex z Agatą i na pewno cię odwiedzą. My nie będziemy za długo siedzieć. Jeszcze o tym nie wiecie, ale Ula po wielu latach poszukiwań odnalazła ojca. To był niesamowity traf. Odnalazła go tu w szpitalu. Wczoraj go wypisano po operacji by-passów i Ula zabrała go do siebie. Tam będzie dochodził do zdrowia. Ty Viola zostajesz, czy wracasz z nami?

- Zostaję. Wrócę autobusem albo taksówką. Przywiozłam Sebie trochę rzeczy i muszę je wypakować. Chcę też porozmawiać z lekarzem, bo nie wiem, co on może jeść więc trochę czasu tu spędzę.


Po dwóch godzinach opuścili szpital. Marek podjechał do parku obok firmy wyjaśniając zdziwionej Uli, że musi jej coś powiedzieć i nie chce tego robić w domu. Wolnym krokiem doszli do stawu i tam przystanęli. Marek odwrócił się do niej i z miłością spojrzał jej w oczy.

- Wiesz jak bardzo cię kocham? – wyszeptał. – Po prostu oszalałem na twoim punkcie. Stałaś się osobą najważniejszą w moim życiu – wsadził rękę do kieszeni i wyjął z niej jakieś małe pudełko. – Czy wiesz od jak dawna nie rozstaję się z tym? Od czasu, kiedy spędzaliśmy weekend nad zalewem. Wtedy zabrałem to ze sobą po raz pierwszy, choć wiedziałem, że jeszcze za wcześnie i że mogę cię wystraszyć tym niczym nie uzasadnionym pośpiechem. Teraz być może też uznasz, że jeszcze nie pora, ale ja już nie chcę dłużej czekać. Jeśli dwoje ludzi czuje do siebie to samo, to powinni być razem w chorobie i zdrowiu, w szczęściu i nieszczęściu. Klękam tu teraz przed tobą i błagam cię, żebyś zgodziła się zostać moją żoną – otworzył wieczko i wyjął skromny, ale śliczny pierścionek. Ta przemowa poruszyła Ulę do głębi.

- Och… - wyrwało się z jej ust – kompletnie mnie zaskoczyłeś… Prawda jest jednak taka, że ja nie mogłabym być już z nikim innym. To ciebie pokochałam całym sercem i przyjmuję ten pierścionek z wielką wdzięcznością za twoją miłość i oddanie. Zostanę twoją żoną, bo kocham cię nad życie.

Wsunął jej to jubilerskie cacko na palec, podniósł się z klęczek i przylgnął do jej ust całując namiętnie. Poczuł wielką radość i wielkie szczęście. Już nie wyobrażał sobie życia bez niej. Była najwspanialszym darem od losu jaki mógł sobie wymarzyć. Oderwał się od niej. Dopiero teraz zauważył, że miała mokre od łez policzki. Starł je kciukami i mocno przytulił.

- Wracajmy. Na pewno zmarzłaś a ja nie chcę, żebyś się przeziębiła.



Po nowym roku wrócili Febo. Agata usłyszawszy historię o odnalezieniu Józefa Cieplaka nie mogła wyjść z podziwu.

- Nie uważasz, że powoli twoje życie zaczyna wkraczać na właściwe tory? Odnalazł się ojciec, Marek ci się oświadczył, sesje z psychoterapeutką dają takie pozytywne efekty... Już nie jesteś tą dawną wylęknioną Ulą, ale świadomą swojej wartości, silną kobietą. Bardzo chcę poznać twojego tatę i jeśli się zgodzisz odwiedzimy was w sobotę. Rano pojechalibyśmy do Seby i wracając ze szpitala wstąpilibyśmy do was.

- Oczywiście, że nie mam nic przeciwko temu. Opowiadałam tacie o tobie. Mówiłam, jak wiele ci zawdzięczam. On też bardzo chce cię poznać. Miałaś co do niego rację. On nigdy nie przestał mnie kochać. Byłam dla niego najważniejsza na świecie i gdyby nie to, że nie miał środków i możliwości, by odebrać mnie matce, to na pewno by tak zrobił. Pisał do mnie listy i przyjeżdżał do Rysiowa, by móc choć na mnie popatrzeć. Matka nigdy nie dała mu szansy na widzenia ze mną. Nie znam drugiej tak podłej osoby jak ona. On naprawdę wiele przeszedł i to po nim widać.


Następne tygodnie były dla Uli dość intensywne. W firmie pracy było zawsze sporo, ale oprócz tego zaliczyła też ZUS, gdzie w imieniu ojca złożyła dokumentację wraz z wnioskiem o rentę. Zarejestrowała go w przychodni kardiologicznej i poszła z nim na pierwsze kontrolne badanie po szpitalu.

Cieplak nie chciał być ciężarem dla swojej córki. Kiedy ona szła do pracy on krzątał się po mieszkaniu, wykonywał jakieś drobne naprawy i gotował jej i Markowi obiady, bo ten drugi był częstym gościem u swojej narzeczonej. O zaręczynach poinformowali go jeszcze tego samego dnia. Ula wyglądała na szczęśliwą, podobnie Marek. Cieplak ściskał ich ze łzami w oczach mrucząc tylko pod nosem: „kiedy ty tak urosłaś córcia?” Miał żal do losu, że ograbił go z tych lat, dzięki którym mógł obserwować jak dorasta, jak bardzo jest zdolna, jak pięknieje każdego dnia i rozkwita. Ta miłość do Marka dodawała jej skrzydeł. Sprawiała, że stawała się silniejsza, bardziej asertywna i dzielna. Bardzo polubił Marka za jego troskę nie tylko w stosunku do Uli, ale i do niego. Dobrzański był po prostu dobrym człowiekiem i na takiego zasługiwała jego córka.


Od złożenia wniosku rentowego upłynęły dwa tygodnie i po tym czasie przyszło wezwanie na komisję lekarską. Cieplak miał się stawić o godzinie ósmej rano w wyznaczonym pokoju. Tego dnia Marek pojechał razem z Ulą i z nim. Umówiona pora wizyty była dość wczesna i uznał, że załatwią to przed pójściem do pracy. Nastawili się wszyscy na długie czekanie a tymczasem okazało się, że Józef jest pierwszy w kolejce. Lekarz przejrzał wypis ze szpitala i wcześniejsze dokumenty, przeanalizował wyniki badań i sam zbadał Józefa. Ostatecznie stwierdził, że jest on częściowo niezdolny do pracy i przyznał mu rentę na stałe informując, że stosowna decyzja przyjdzie do domu pocztą. Józef z ulgą wyszedł z gabinetu.

- Przyznano mi tę rentę, ale też uznano częściową niezdolność do pracy. Oznacza to, że renta nie będzie wysoka, bo to jakieś siedemdziesiąt pięć procent. Dopiero jak osiągnę wiek emerytalny, to dadzą więcej. Ale i tak jestem zadowolony córcia.

Odwieźli Cieplaka do domu i ruszyli w stronę firmy.

- Wiesz Ula, skoro już i tak jesteśmy spóźnieni, to może podjechalibyśmy do jubilera i wybrali obrączki? Nie jestem wprawdzie w gorącej wodzie kąpany jak Alex, ale też nie chciałbym za bardzo zwlekać z naszym ślubem. Powoli można już zacząć załatwiać, żeby potem nie gonić z wywieszonym ozorem.

Odwróciła do niego głowę i uśmiechnęła się promiennie.

- Ja nie mam nic przeciwko temu. Zrobimy jak zechcesz.

- Sporo też myślałem nad wspólnym lokum. Nie możecie zostać w mieszkaniu Agaty, bo jest małe i klaustrofobiczne. Moje na Siennej też nie powala wielkością. Pomyślałem o kupnie domu. Dużego domu dla nas i naszych dzieci a także dla taty. Poszukalibyśmy czegoś, co ma dwa odrębne wejścia, żeby i tata miał coś swojego, choćby tylko kuchnię i pokój, ale własny i niezależny. On nie może mieszkać oddzielnie, bo trzeba czasem go doglądać, pójść do lekarza, czy na badania. Myślę kochanie, że to dobry pomysł?

- Bardzo dobry i dziękuję, że myślisz także o nim. Nie chciałabym się z nim rozstawać. Przeszedł poważny zabieg, ale być może będzie jeszcze żył przez długie lata. Nie dane mu było mnie wychować i może wynagrodzą mu to wnuki. Jest bardzo opiekuńczy i bardzo rodzinny. Będzie wspaniałym dziadkiem.


Wbrew temu co mówił, sprawy związane ze ślubem Marek załatwiał bardzo systematycznie. Obrączki wybrali bardzo skromne, ale właśnie takie podobały się Uli. Ona podobnie jak Agata skorzystała z uprzejmości firmowego projektanta, który doradził jej wybór pięknej sukni z jednej z kolekcji. Sam też dokonał niezbędnych poprawek.

Gości miało być mniej niż u Alexa i Agaty. Jak podsumowali listę okazało się, że nie będzie więcej jak trzydzieści pięć osób. To trochę psuło szyki, bo zastanawiali się jaki hotel wynajmie im salę dla tak niewielkiej liczby gości. Problem rozwiązał się niejako sam, bo będąc z wizytą u seniorów Dobrzańskich Marek podzielił się z rodzicami tym kłopotem. Helena zaczęła wyliczać miejsca, w których mogłoby się odbyć wesele, ale za każdym razem okazywało się, że domy weselne, które wymieniała, mają sale na co najmniej osiemdziesiąt i więcej osób.

- Marek, ale czy to musi być sala weselna? Skoro gości będzie tak niewielu, to może pomieszczą się w naszej oranżerii? Zamówimy odpowiedni catering, kelnerów i osoby do dekoracji. Stoliki też można wynająć. Co wy na to?

Marek i Ula popatrzyli na siebie zdumieni i niemal równocześnie wykrzyknęli – to genialny pomysł! Dlaczego mnie to wcześniej nie przyszło do głowy? Jesteś wielka mamo – Marek podszedł do niej i mocno ją uściskał. – Bardzo dziękujemy.

- Znacie już datę? Bo jak na razie to o niczym nie wiemy.

- Trzeci czerwca i mamy nadzieję, że pogoda dopisze. Byliśmy już u księdza i wszystko uzgodniliśmy. Opłaciliśmy także. Ślub odbędzie się o jedenastej w tym kościele przy Placu Grzybowskim w samym centrum.



- A co z kupnem domu synu? – odezwał się Krzysztof. – Macie już coś upatrzone?

- Szczerze powiedziawszy, to nie natknęliśmy się na nic, co by nam odpowiadało. Wiecie przecież, że jest jeszcze schorowany tata Uli, którego odnalazła po latach i nie wchodzi w grę opcja, że miałby zamieszkać osobno.

- Rozmawialiśmy z mamą na ten temat i uzgodniliśmy, że jeśli nic nie znajdziecie, to zaproponujemy wam połowę tego domu. Dobrze wiesz, że nie korzystamy z zachodniego skrzydła. Moglibyście je wyremontować i wprowadzić się jeszcze przed ślubem. W ogrodzie stoi służbówka. To niewielki domek, całkowicie niezależny – wyjaśniał Uli. - Kiedyś mieszkał tam ogrodnik, którego zatrudnialiśmy, ale od paru lat stoi pusty. Proponowaliśmy naszej Zosi zamieszkanie w nim, ale ona woli tutaj z nami. Wystarczy go też wyremontować i będzie dobrze służył twojemu tacie a i nam przyda się towarzystwo kogoś w naszym wieku. Jeśli chcecie możemy przejść i obejrzeć to wszystko. Nie ukrywamy, że jeślibyście się zgodzili, zrobilibyście nam ogromną przysługę. Bez lokatorów dom niszczeje, a i my nie jesteśmy coraz młodsi. Przemyślcie to, dobrze?

- Szczerze powiedziawszy nie pomyślałem o takiej możliwości. Teraz, kiedy to mówisz sądzę, że to nie jest zły pomysł. Posiadłość jest duża, ogromny ogród. Mówiłaś Ula, że tata lubił grzebać w ziemi więc miałby tutaj raj, a kiedyś w przyszłości mogłyby z tego skorzystać nasze dzieci. Poza tym ojciec ma rację. Czas nie stoi w miejscu i wszyscy się starzejemy. Oni mieliby w nas wyrękę i opiekę. Nie musielibyśmy dojeżdżać.

- Nie musisz mnie przekonywać, bo propozycję pana Krzysztofa uważam za naprawdę wspaniałomyślną i hojną. Przyjęcie jej zdjęłoby nam ogromny kłopot z głowy.

Marek uśmiechnął się szeroko.

- Skoro tak, to chodźmy obejrzeć tę nieużywaną część domu i domek ogrodnika. Jestem bardzo ciekaw jak to wygląda.

33 wyświetlenia0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

Comments


bottom of page