ROZDZIAŁ 2
Po jej ciele przebiegł dreszcz i uwidocznił się na skórze w postaci gęsiej skórki. Przejaśniało się i przestawał padać deszcz. Zerknęła na zegarek odnotowując, że autobus miał przyjechać pięć minut temu. Westchnęła z ulgą dostrzegając go na odległym zakręcie. Ludzi było całkiem sporo. Nawet nie liczyła na miejsce siedzące. Niesiona tą ludzką falą wcisnęła się w kąt i przylgnęła do okna. Błyskawicznie w autobusie zrobił się zaduch. Ludzie zaczęli parować w ciepłym wnętrzu. Gdzieś za plecami usłyszała cichą rozmowę dwóch kobiet.
- Nie powinnaś pozwalać tak sobą pomiatać. Kim ty dla niego jesteś? Zrobił z ciebie pomywaczkę, sprzątaczkę, kucharkę i zwykłe niewolnicze popychadło. Przecież posiadasz swój rozum. Jak możesz być tak bezwolna i nie buntować się przeciwko tej psychicznej i fizycznej przemocy? Wczoraj podbił ci oko, co będzie dzisiaj? Połamie ci kości? Jesteś taką mądrą i wartościową kobietą. Jak możesz dać się tak poniżać? Powinnaś już dawno od niego odejść i ułożyć sobie życie od nowa z kimś, kto będzie cię naprawdę kochał i szanował. Jeśli nie podejmiesz żadnej rozsądnej decyzji nic w swoim życiu nie osiągniesz, bo on ci na to nie pozwoli. Jeszcze jest czas póki nie macie dzieci. Kiedy one przyjdą na świat będzie ci z każdym dniem trudniej od niego odejść. Przywykniesz do razów i podłego traktowania a najgorsze jest to, że jedynym wytłumaczeniem jego postepowania będzie miłość jaką do niego czujesz. Miłość ofiary do kata. Jeśli się odważysz, ja ci pomogę. Załatwię prawnika i szybki rozwód. Decyzja należy do ciebie.
Ula odwróciła się i spojrzała na kobietę w średnim wieku tłumaczącą te proste prawdy drugiej, znacznie młodszej. Starsza popatrzyła jej w oczy i zamilkła. Ula wyszeptała cicho „przepraszam” odwracając wzrok. Poczuła jak coś w niej pękło i rozlało się boleśnie w okolicy serca. Ileż razy słyszała podobne słowa od Agaty? Dlaczego wcześniej jej nie posłuchała i tkwiła w jakimś głupim uporze broniąc matki, choć wcale na to nie zasługiwała? Jeśli nadal będzie bierna, jeśli w dalszym ciągu nie zrobi nic, utknie na całe życie na takim etapie jak teraz. Przecież i ona ma swój rozum, więc dlaczego do tej pory go nie używała? Radykalne odcięcie od matki da jej ogromną szansę na ułożenie sobie życia. Może i ona znajdzie kogoś, kto ją pokocha i będzie dla niej dobry? Po tym jak ścięła się z Agatą broniąc matki unikała z nią kontaktów przez blisko cztery miesiące. Wymigiwała się od spotkań z przyjaciółką wynajdując coraz bardziej naiwne wymówki. W końcu to Agata przełamała pierwsze lody pytając, czy ma zamiar do końca życia obrażać się i dąsać.
- Na pewno nie powinnam tak mówić o twojej mamie, ale jestem przekonana, że w głębi duszy przyznajesz mi rację. Nie chcę się z tobą kłócić, ale być dla ciebie wsparciem. Tego samego oczekuję w zamian.
Ula rozpłakała się i uściskała ją mocno.
- Ja też cię przepraszam. Masz rację a ja niepotrzebnie bronię matki jak niepodległości. Mam serdecznie dość jej tyranii i wiecznego podejmowania decyzji za mnie.
- Więc zrób coś z tym. Dasz radę a ja ci pomogę.
Tak samo powiedziała ta starsza pani z autobusu. Nie wiadomo kim była dla młodej kobiety, czy matką, czy przyjaciółką, ale dodawała otuchy i wspierała tę nieszczęśliwą ofiarę przemocy tak jak Agata ją.
Dotarła wreszcie do domu. Deszcz ustał. Pachniało ściętą trawą i maciejką rosnącą pod oknami. Rzuciła reklamówkę na ziemię i przycupnęła na betonowych schodach wspominając swoje dotychczasowe życie.
Po raz pierwszy od wielu lat pomyślała o tacie. Nie znała jego miejsca pobytu. Kiedyś przypadkowo dowiedziała się, że pracuje na kolei. To był jedyny punkt zaczepienia. Zerwała się nagle jakby doznała olśnienia. Przecież może przeszukać dokumenty matki. Ona od tygodnia była rehabilitowana w Centrum Rehabilitacji w Konstancinie, a raczej była rehabilitowana jej prawa noga, którą fatalnie złamała schodząc ze strychu po drabinie. Lamentom i biadoleniu nie było końca. Twierdziła, że umiera i nie dożyje jutra. Uli było naprawdę wstyd za cały ten cyrk, który odstawiła w obecności tylu ludzi na szpitalnym korytarzu. Przez sześć tygodni usługiwała jej jak udzielnej księżnej, choć matka całkiem nieźle radziła sobie chodząc o balkoniku i z powodzeniem mogła obsłużyć się sama. Wreszcie umówiony wcześniej sąsiad odwiózł ją do Konstancina. Ula nie miała zamiaru jej odwiedzać. Miała zamiar psychicznie odetchnąć od toksycznej matki. Ona wracała za niespełna tydzień więc czasu było dość na przeglądnięcie wszystkich ważnych dokumentów.
Zrobiła sobie gorącej herbaty i przeszła do pokoju matki zaczynając szperanie od sporej komody. Już w pierwszej szufladzie natknęła się na dokumenty rozwodowe i te dotyczące alimentów. Na każdym z nich widniał adres taty. Pytanie brzmiało, czy nadal jest aktualny. Jednak musiała od czegoś zacząć. Spisała sobie wszystkie dane na kartce z wielkim postanowieniem, że zabierze się za odnalezienie ojca jak najszybciej.
Wieczorem postanowiła zadzwonić do Agaty. Podjęła ważną decyzję, którą chciała się podzielić z przyjaciółką.
- Agata? – zapytała, gdy usłyszała jej głos. – Możesz rozmawiać?
- No pewnie. Coś się stało?
- Chyba tak. Właśnie podjęłam życiową decyzję i chciałam cię zapytać, czy twoja propozycja wspólnego zamieszkania jest nadal aktualna?
- Naprawdę? Wyprowadzasz się z Rysiowa?
- Naprawdę. To jedyna okazja i drugi raz może się już nie powtórzyć. Nabrałam odwagi, bo jak wiesz mamy nie ma w domu. Zabiorę trochę rzeczy i już mnie tu nie ma a ona niech radzi sobie sama. Jest zdrowa i za chwilę będzie w pełni sprawna. Niech poczuje jak to dobrze jest żyć bez służącej. Mam jej po dziurki w nosie. We wszystkim miałaś rację, to tylko ja nie dopuszczałam do siebie myśli, że mogłabym tak po prostu odejść.
- Jutro rano przyjadę po ciebie, żebyś nie targała walizki do autobusu. Będzie dobrze a ty odetchniesz.
- Dziękuję. Jesteś najlepszą przyjaciółką na świecie.
Do północy pakowała walizkę. Nie chciała zabierać z tego domu niczego, co było stare, wytarte, czy dziurawe, choć wybór miała naprawdę niewielki, bo wszystkie ciuchy pochodziły przecież z lumpeksów. Wybrała tylko kilka najpotrzebniejszych. Takich, które miały jej pomóc przetrwać do wypłaty. Już nie będzie się nią dzielić z matką, która jest jeszcze w sile wieku i spokojnie może sama pójść i zapracować na własne utrzymanie, a nie żerować na córce. Zasunęła zamek od torby podróżnej i wyniosła ją do przedpokoju. Postanowiła zostawić matce wiadomość. Nie chciała, żeby ta po powrocie narobiła paniki i zaczęła ją szukać przy pomocy policji.
Wydarła kartkę z jakiegoś zeszytu, usiadła za stołem w kuchni i zaczęła pisać.
Mamo – odchodzę. Odchodzę na zawsze. Mam dość wiecznego mówienia mi co lubię jeść, w co się ubierać i co jest dla mnie najlepsze. Otóż oświadczam Ci, że nienawidzę ryb, paprykarza i golonki. Nie cierpię zupy fasolowej. Na samą myśl o ciuchach, które każdego tygodnia wykopujesz w lumpeksach mam odruch wymiotny. Nie jest mi do twarzy w łachach o barwie przypominającej brudną ścierkę do podłogi. Nie znoszę disco-polo i tanich romansideł, które według Ciebie powinnam przeczytać. Nienawidzę Ciebie za to wszystko co mi zrobiłaś. Wychowałaś mnie na swoją służącą. Ubezwłasnowolniłaś, jakbym nie posiadała własnego rozumu i nie odróżniała dobrego od złego. Jesteś wyrodną matką, bo zniszczyłaś mi życie. Zniszczyłaś życie także tacie. Gdybyś była inna, on nigdy nie musiałby opuszczać tego domu. Któregoś dnia go odnajdę i skonfrontuję Twoje informacje na jego temat z rzeczywistością, bo mam nieodparte wrażenie graniczące z pewnością, że wszystko to, co wmawiałaś mi o nim przez lata, było wymyślonym przez Ciebie kłamstwem. On odszedł, bo nie potrafił znieść wiecznego manipulowania jego życiem. Ja odchodzę z tego samego powodu. Nie wiem czy kiedykolwiek uda mi się zbudować relację z jakimś mężczyzną. Upośledziłaś mnie również i pod tym względem wmawiając mi, że małżeństwo i rodzina to nie dla mnie, bo przecież pierwszą moją powinnością jest zajmowanie się chorą i niedołężną matką. Nie jesteś ani chora, ani niedołężna. Masz pięćdziesiąt trzy lata a zdrowia i siły więcej ode mnie. Od teraz sama dbasz o swoje utrzymanie. Zostawiam Ci trzysta złotych, żebyś mogła przetrwać do pierwszej wypłaty.
Nie szukaj mnie i nie wydzwaniaj, bo postaram się jak najszybciej zmienić numer telefonu. Postaram się też z całych sił o tobie zapomnieć podobnie jak o koszmarze, który mi zgotowałaś „kochana mamusiu”. Jeszcze kilka miesięcy z Tobą i wylądowałabym w jakimś psychiatryku. Na pewno sobie tego nie zafunduję. Żegnaj. Ula.
Wytarła mokre od łez policzki. Ten list wykończył ją emocjonalnie. Momentami wydawał się być dość brutalny, ale przecież napisała prawdę i nie zmieniłaby w nim ani słowa. Przycisnęła kartkę stojącą na stole cukiernicą. Kładła się spać z lekkim sercem i wrażeniem, jakby ktoś zdjął z jej pleców stutonowy ciężar.
Obładowane bagażem i zakupami weszły do mieszkania Agaty. Ula dobrze je znała, bo przecież nie raz bywała tutaj. Uwielbiała starszą panią Barańską i jej znakomite racuchy z cukrem pudrem, czy knedle z truskawkami. Wraz z Agatą objadały się nimi nieprzyzwoicie. Teraz mieszkanie wyglądało zupełnie inaczej, bardziej nowocześnie. Zniknęły stare, gdańskie, masywne meble, a pojawiły się lekkie i nowoczesne komody zajmujące znacznie mniej miejsca.
- Jak tu przestronnie i naprawdę ładnie. Twój tato dokonał cudu.
- Chodź, pokażę ci twój pokój. Pamiętasz jaki był kiedyś zagracony? – Agata otworzyła na oścież drzwi. – Spójrz. Czyż nie jest przytulny?
Ula obrzuciła wzrokiem pomieszczenie. Rzeczywiście było urzekające. Jednoosobowy tapczanik, niewielka ława, dwa małe foteliki i dość pojemna komoda.
- Jest naprawdę piękny i ma wszystko, co człowiekowi potrzebne do życia.
- W przedpokoju jest wbudowana we wnękę szafa, więc tam możesz powiesić kurtki, czy płaszcze, bo miejsca jest dość dla nas obu. Rozpakuj się a ja wstawię wodę na kawę i zamówię jakąś chińszczyznę, bo burczy mi w brzuchu.
Najedzone siedziały w pokoju Agaty popijając aromatyczną kawę. Ula milczała, jakby przetrawiała od początku słuszność podjętego przez siebie milowego kroku, na który się zdecydowała. Agata przyglądała jej się z troską. Martwiła się, jak Ula poradzi sobie w zwykłym życiu, w którym każdego dnia trzeba podejmować setki decyzji. W pracy nie będzie problemu, bo znała się na tym, czym się zajmowała i była naprawdę świetna, ale co z życiem po pracy…? Agata wielokrotnie była w sytuacji, gdy Ula nie miała odwagi zająć własnego stanowiska lub sprzeciwić się matce choćby w kwestii tych ciuchów.
- Naprawdę ci się to podoba? – pytała Agata. – Przecież ten kolor w ogóle do ciebie nie pasuje.
- Podoba mi się – odpowiadała wówczas. – Mam takie samo zdanie jak mama.
Takie konkluzje zupełnie rozwalały Agatę, bo doskonale wiedziała, że matka po prostu wymusza na córce noszenie tego ohydztwa.
- O czym tak intensywnie myślisz? Żałujesz?
- No coś ty – obruszyła się Cieplakówna. – Myślę, że to najmądrzejsza rzecz, którą do tej pory zrobiłam w życiu nie licząc studiów. Matka do dzisiaj nie ma pojęcia, że skończyłam drugi kierunek. Pomyślałam sobie, że chyba powinnam zmienić pracę. Boję się, że ona będzie mnie nagabywać zwłaszcza o pieniądze. Wie przecież, gdzie pracuję.
- Nie pomyślałam o tym, – Agata pokiwała głową – ale jeśli chcesz zmienić pracę, czekają cię rozmowy kwalifikacyjne. Musimy coś zmienić w twoim wyglądzie, bo inaczej to będzie próżny trud. Ciuchów też nie masz odpowiednich. Jeśli chcesz to jutro po pracy możemy pojechać na Bakalarską na targowisko. Tam naprawdę można ubrać się ładnie i tanio. Poza tym koniecznie trzeba coś zrobić z włosami. Może podciąć i zmienić im kolor? Teraz są ni to szare, ni rude. Nijakie. Masz jasną cerę i włosy powinny jednak stanowić dla niej łagodny kontrast. Jestem pewna, że ta przemiana uczyni z ciebie naprawdę ładną kobietę, która zrobi wrażenie na komisji kwalifikacyjnej. Jutro też zaczniemy przeglądać ogłoszenia.
Comments