ROZDZIAŁ 3
Nie traciły czasu. Następnego dnia po pracy wybrały się na targowisko. Ula na zbyt wiele nie mogła sobie pozwolić, bo przecież część pieniędzy zostawiła matce, a część przeznaczyła na opłaty za czynsz i media. Jednak Agata miała dryg do wyszukiwania rzeczy modnych i dosyć tanich.
- Nie musimy kupować od razu wszystkiego. Skupimy się na rzeczach podstawowych. Przede wszystkim porządny i schludny kostiumik najlepiej granatowy lub czarny. Taki, w którym nie będziesz się wstydzić rozmawiając z petentami, lub współpracownikami. Do niego kupimy trochę jasnych, cienkich bluzeczek z krótkim rękawem. Są tanie i w różnych kolorach na przykład takie – wskazała na jeden ze straganów, na którym piętrzyły się równe stosiki barwnych bluzek. – Kupimy ze dwie białe, ze dwie błękitne i tę kremową. Ta bladożółta też się nada. A jak u ciebie z bielizną? Tu obok mają niezłe komplety i niedrogie. Trzeba kupić ze dwa, żebyś miała na zmianę. No i jeszcze buty. Najlepiej czółenka w kolorze czarnym, bo pasują do wszystkiego i jakieś lekkie sandałki. Po następnej wypłacie trzeba też będzie tu przyjechać po jakąś kurtkę jesienną i zimową. Przydadzą się też kozaczki. Ale to wszystko następnym razem. Póki co jest ciepło i nie musimy się tym martwić. Na jutro zmówiłam ci fryzjerkę na godzinę dziesiątą. Nie będziemy musiały nigdzie jechać, bo salon jest na osiedlu.
Ula była oszołomiona tempem w jakim dokonywały zakupów. Musiała przyznać, że Agata jest w tym naprawdę dobra. Ona sama nie wiedziałaby, co wybrać i pewnie wyszłaby z targowiska z niczym.
Kiedy wróciły do domu i już na spokojnie Ula poprzymierzała wszystkie rzeczy musiała stwierdzić, że wreszcie wygląda jak człowiek. Po raz pierwszy w życiu miała coś nowego. To jednak dość upokarzające, kiedy zdziera się ubrania po kimś. Matka kupując te rzeczy z drugiej ręki kierowała się wyłącznie ceną a nie ładnym wyglądem odzieży. Ula nie pamiętała żeby kiedykolwiek kupiła jej jakąś nową sukienkę czy spódnicę choćby na bazarze. Agata przerwała te rozmyślania.
- Załóż jeszcze buty. - Kiedy Ula to zrobiła, przyjaciółka zlustrowała ją od stóp do głów. – Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo te ciuchy cię odmieniły. Jutro zrobimy porządek z włosami i idę o zakład, że okażesz się prawdziwą pięknością w dodatku z naprawdę świetną figurą. Jesteś taka szczuplutka, że aż ci zazdroszczę. Te nieforemne ubrania skutecznie zasłaniały wszystkie twoje największe atuty. Już nigdy więcej ciuchów ze szmateksu.
Agata miała rację. Kiedy fryzjerka skończyła Ulę strzyc, ta nie przypominała już tej biednej, szaro-burej dziewczyny. Włosy zostały znacznie skrócone i ufarbowane na ciemny brąz. Nigdy nie sądziła, że może tak wyglądać.
Zmiana była bardzo radykalna i dla niej wręcz porażająca. Agata pochyliła się nad Ulą i wraz z nią spoglądała w lustro.
- Wiedziałam, że tkwi w tobie wielki potencjał i wystarczyło tak niewiele, żebyś stała się prawdziwą pięknością. Jesteś naprawdę śliczna i trudno będzie znaleźć mężczyznę, który się za tobą nie obejrzy.
- Na tym akurat mi nie zależy. Teraz najważniejsze jest znalezienie jakiejś pracy.
- Znajdziemy i pracę. Bez obaw. Wracamy do domu ślicznotko.
Magda Cieplak wysiadła z zatłoczonego pociągu i stanęła na peronie rozglądając się z uwagą. Wprawdzie podróż z Konstancina trwała zaledwie godzinę, ale to i tak był niezły powód do narzekań, że za długo, że za tłoczno, że walizka za ciężka i że na pewno tę jazdę przypłaci jakąś chorobą… Od paru dni w dodatku nie mogła się skontaktować ze swoją córką. Dzwoniła kilkanaście razy, ale bez powodzenia. Zdesperowana napisała jej w końcu sms-a, że wraca i w Warszawie będzie koło dziewiętnastej. „Masz na mnie czekać, – brzmiała druga część wiadomości – bo bagaż jest ciężki i nie poradzę sobie”.
Tłum zrzedniał i peron w końcu opustoszał, ale Uli nigdzie nie było.
- Co za głupie dziewuszysko – pomyślała wściekła. – Cholera wie, gdzie się szwenda i z kim. Pewnie z tą beznadziejną Barańską.
Postała jeszcze chwilę aż w końcu złapała rączkę walizki i ruszyła na przystanek autobusowy. Do Rysiowa wróciła już nabuzowana jak butelka z gazem. W myślach obiecywała Uli, co z nią zrobi jak wreszcie ją dorwie. Od nieumiejętnego kierowania walizką miała poobijane nogi, ale to było nic w porównaniu z rosnącym wciąż poziomem furii.
Wytargała walizkę po nierównych schodkach i nacisnęła klamkę. To była kolejna niemiła niespodzianka. Z nerwów zaczęła kopać niczemu niewinne drzwi. Wreszcie wygrzebała z samego dna torebki klucze. W mieszkaniu panowała głucha cisza i lekki zaduch, jakby przez cały czas jej nieobecności córka zapominała o otwieraniu okien. Magda zmełła przekleństwo w ustach. Zostawiła walizkę w przedpokoju i przeszła do kuchni zapalając światło. Pierwsze, co rzuciło jej się w oczy, to zapisana kształtnym pismem Uli kartka i trzy stuzłotowe banknoty. Założyła wiszące na rzemyku okulary i zaczęła czytać. Z każdym zdaniem jej twarz traciła kolor a zęby zaciskały się coraz bardziej. W końcu wydała z siebie nie krzyk, ale ryk wyrażający jej wściekłość i kompletną bezsilność.
- Jak ona mogła, jak mogła… Dałam jej wszystko, poświęciłam się dla niej… Głupia, beznadziejna dziewucha… Niech cię szlag kochana córeczko, niech cię szlag… - nerwowo złapała się za lewą pierś, ale przypomniała sobie, że jest sama i nie ma dla kogo wykonywać tych teatralnych gestów. – Beze mnie jesteś nikim, niedorajdą, niedojdą nie mającą pojęcia o prawdziwym życiu. Wrócisz tu do mnie na kolanach i będziesz błagać i skamleć jak pies, żebym przyjęła cię pod swój dach. Niedoczekanie… Jak Kuba Bogu tak Bóg Kubie.
A jednak znalezienie pracy okazało się wcale nie takie proste i łatwe. Popołudniami wciąż przeszukiwały internet i wertowały gazety niestety z marnym skutkiem. Na te kilka ciekawszych ofert, na które zareagowały wysyłając Uli CV, nawet nie dostały odpowiedzi. Ula była coraz bardziej sfrustrowana i zniechęcona. Agata jednak uparcie wierzyła, że w końcu coś znajdą.
Któregoś dnia podczas przerwy na lunch podekscytowana Agata trzymając w ręce jakiś wydruk zbiegła na drugie piętro do działu Uli.
- Znalazłam! – zdyszana przysiadła na krześle obok biurka. – Jest dla ciebie robota! – z tryumfem potrząsnęła kartką. – Kojarzysz ze studiów Marka Dobrzańskiego?
- Z naszego roku? Chyba nie było takiego.
- Nie z naszego… On jest chyba trzy lata od nas starszy. Skup się i wróć pamięcią do tamtego okresu. Było na uczelni dwóch bardzo popularnych facetów: Marek Dobrzański i Sebastian Olszański. Przyjaźnili się, ale to mało ważne. Ten Dobrzański uchodził za prawdziwe ciacho. Zawsze elegancko ubrany, z dobrej rodziny, niby o nienagannych manierach i w dodatku nieziemsko przystojny. Wysoki brunet z wdzięcznymi dołeczkami w policzkach i długimi rzęsami jak u kobiety. Olszański nie był aż tak przystojny, ale też podobał się płci żeńskiej. Latały za nimi wszystkie baby ze starszych roczników, a oni podobno wykorzystywali je i traktowali przedmiotowo.
- No dobrze, ale co to ma wspólnego z moją pracą?
- Ano ma. Właśnie wygrzebałam w internecie ogłoszenie, że firma Febo&Dobrzański poszukuje kobiety na stanowisko asystentki dyrektora do spraw marketingu. Spójrz na wymagania. Ukończone studia ekonomiczne najlepiej w Szkole Głównej Handlowej, mile widziana znajomość co najmniej dwóch języków, znajomość mechanizmów giełdowych, kreatywność i umiejętność nawiązywania kontaktów interpersonalnych, praktyka w zawodzie. Ulka ty posiadasz to wszystko. Znasz cztery języki, masz pojęcie o giełdzie. Wiele razy robiłaś symulacje giełdowe i zawsze z powodzeniem. Masz wiedzę o systemach sterujących polskim rynkiem walutowym. Posiadasz certyfikaty ukończonych ważnych kursów. Same plusy. Jeśli oni tego nie docenią, to są idiotami. I jeszcze jedna ciekawostka. Dokumenty należy składać w dziale kadr u Sebastiana Olszańskiego. Oni nadal trzymają się razem. To godne podziwu, że ta przyjaźń przetrwała tyle lat. Jest tylko jedno „ale”. Dokumenty należy złożyć osobiście do dwudziestego. To już za dwa dni. Wypisz sobie urlop na jutro. Nie można dopuścić, żeby taka okazja przeszła ci koło nosa.
Agata dopingowała i zachęcała do działania, co przyniosło spodziewany efekt, bo Ula faktycznie wypisała urlop asekuracyjnie nie na jeden dzień, ale na trzy, choć robiła to z dużym powątpiewaniem i niewiarą, że to w ogóle wypali. Nie bardzo kojarzyła Dobrzańskiego a Olszańskiego to już w ogóle. Zazwyczaj przemykała uczelnianymi korytarzami ze spuszczoną głową i nie wyróżniała się wśród studenckiej braci.
Po wyjściu Agaty zerknęła do internetu wpisując nazwę firmy. Kiedy otworzyła się strona z ogromnym logiem F&D kliknęła w zdjęcia zarządu. Na pierwszych widnieli założyciele firmy, a już na następnych pojedyncze osoby według zajmowanych stanowisk. Prezesem był Krzysztof Dobrzański, jeden z założycieli. Po nim ukazało się zdjęcie głównego projektanta firmy Pshemko. Pomyślała, że to trochę dziwne, i że facet działa pewnie pod jakimś pseudonimem. Dalej był dyrektor finansowy Alexander Febo i dyrektor do spraw zarządzania i marketingu Marek Dobrzański. Na nim zatrzymała się dłużej. Rzeczywiście kojarzyła go jako zawsze obleganego przez dziewczyny faceta. Trochę zarozumiałego i chełpliwego, ale generalnie dość sympatycznego. Nigdy nie miała z nim żadnego kontaktu, nigdy nie rozmawiali ze sobą. To nie była jej liga. Kliknęła w kolejną fotografię przedstawiającą dyrektora HR Sebastiana Olszańskiego. Tak, przypomniała sobie. On stanowił zawsze satelitę tego Dobrzańskiego. Takie papużki nierozłączki. Na końcu figurowało zdjęcie naprawdę ładnej kobiety Pauliny Febo, ambasadora firmy, cokolwiek miało to znaczyć. Pewnie była siostrą tego Alexandra, bo byli bardzo podobni.
Wynotowała sobie jeszcze adres i sprawdziła na mapie dojazd. Nie było tak źle.
Następnego dnia uzbrojona w teczkę pełną dokumentów ruszyła na Lwowską, przy której mieściła się siedziba F&D. Bez trudu odnalazła właściwy budynek. Weszła przez szklane drzwi i zapytała ochroniarza, na którym piętrze mieści się gabinet pana Olszańskiego. Uprzejmy człowiek wskazał jej drzwi windy, poinformował, że to piąte piętro i podał numer pokoju.
Zapukała cicho i kiedy usłyszała „proszę” nieśmiało weszła do środka. Olszański wstał, zapiął guzik marynarki i gapił się na Ulę jak na nadprzyrodzone zjawisko.
- Czym mogę pani służyć? – wydukał wreszcie.
- Nazywam się Urszula Cieplak i przyszłam w sprawie ogłoszenia o pracę dla asystentki dyrektora. Czy jest jeszcze aktualne? – podeszła do HR-owca i uścisnęła mu dłoń.
- Jak najbardziej. Termin składania CV mija jutro więc jeszcze nie rozstrzygnęliśmy…
- Ja także chciałabym złożyć dokumenty, jeśli pan pozwoli – podała Olszańskiemu białą teczkę. - Kiedy będziecie ogłaszać wyniki?
- Będziemy informować każdego z kandydatów i kandydatek indywidualnie, ale z całą pewnością będzie pani znała rozstrzygnięcie do dwudziestego drugiego.
- Bardzo panu dziękuję – podniosła się z krzesła – i czekam na wiadomość – ponownie uścisnęła mu dłoń i szybkim krokiem wyszła z gabinetu. Kiedy zamknęły się za nią drzwi Olszański poluzował krawat i wypuścił powietrze z płuc.
- O jasna cholera! Ależ ona piękna! Piękniejszej chyba nie widziałem – otworzył teczkę i zaczął czytać dokumenty przyniesione przez Ulę. – O ja pierniczę! Nie dość, że piękna to jeszcze gruntownie wykształcona. Musi być piekielnie zdolna… Koniecznie trzeba pokazać tę teczkę Markowi. – Zerwał się z fotela i złapawszy dokumenty pognał z nimi do przyjaciela. W sekretariacie nikogo nie było więc nie zwlekając wparował do pokoju Marka. – Nie uwierzysz chłopie! Ja sam nie mogę się jeszcze opamiętać.
- A co się stało?
- Przed chwilą była u mnie kobieta w sprawie pracy na stanowisku twojej asystentki. Człowieku, to nie była kobieta, to było zjawisko. Śliczne, delikatne, nieśmiałe, kruche, skromne, a przy tym tak zdolne i świetnie wykształcone, że czytając jej CV po prostu oniemiałem. Nikt z ludzi, którzy do tej pory się zgłosili nic podobnego nie posiada. Zresztą sam zobacz – podał Dobrzańskiemu teczkę i rozparł się wygodnie na białej kanapie.
Comments