top of page
Szukaj
  • gajazolza

ZŁOTY PIES - rozdział 3

ROZDZIAŁ 3


Arvo przekręcił w zamku klucz i usiadł ciężko na kanapie. Ula nastawiła expres i kilka minut później podała mu filiżankę z kawą. Usiadła obok popijając małymi łykami czarną ciecz i przyglądając mu się w milczeniu.

- Może twoi rodzice mają rację…? Może ja nie nadaję się na twoją żonę…? – powiedziała cicho.



Arvo żachnął się.

- Ula, jak możesz tak mówić? Jestem po prostu wściekły i nie dlatego, że nawet nie podjęli próby pogodzenia się, ale dlatego, że sposób, w jaki cię potraktowali, był obrzydliwy. Nie będą mi mówić, co mam robić i z kim się wiązać. W poniedziałek mam nocny dyżur. Rano podjadę do notariusza, żeby dopisał cię do aktu notarialnego jako współwłaścicielkę mieszkania. Wpadnę też do banku, żeby załatwić upoważnienie cię do mojego konta i wycofam upoważnienie dla rodziców. Spróbuję też załatwić w Maistraatti (fiński urząd) formalności związane ze ślubem. Musisz mi tylko dać dokumenty. Umowę o pracę, paszport i podać fiński numer identyfikacyjny (henkilötunnus). Ten ostatni bardzo ułatwia załatwianie spraw.

- Długo się czeka?

- Bardzo krótko. Z terminami nie ma problemów, a sam ślub trwa chyba z dziesięć minut. U was pewnie jest inaczej, bo sporo macie katolików. My weźmiemy tylko cywilny ślub. Mam nadzieję, że wszystko uda się załatwić po mojej myśli. Jeśliby tak było, za dwa tygodnie będziemy witać na lotnisku twoją rodzinę.


Nie wszystko poszło tak, jak sobie Arvo wymyślił. Do urzędu i notariusza musieli pojechać obydwoje i zrobili to w czasie przerwy na lunch. Któregoś dnia wieczorem usiedli do laptopa i zabukowali trzy bilety na samolot dla Cieplaków. Mieli zabukować jeszcze dwa dla najlepszej przyjaciółki Uli, Doroty i jej męża, ale okazało się, że nie mogą przyjechać. Dorota zbytnio się nie tłumaczyła. Powiedziała tylko, że żyje z mężem jak pies z kotem i wiecznie są skłóceni.

- Jestem całkiem bliska decyzji o rozwodzie z tym dupkiem. Mam nadzieję, że przynajmniej ty trafisz lepiej.

- Jestem w szoku. Nie sądziłam, że jest tak źle. Przecież dopiero minął rok od waszego ślubu, a ty już chcesz się rozwodzić?

- A po co się męczyć z takim burakiem? Na razie albo mamy ciche dni, albo urządzamy karczemne awantury. Życie w stanie ciągłej wojny jest ekstremalne i nie do zniesienia.


Ula już nie mogła doczekać się przyjazdu swoich. Wcześniej ustalili z Arvo, że nie będą wynajmować żadnej restauracji, bo jego mieszkanie jest na tyle duże, że pomieści wszystkich gości. On miał tylko zamówić catering, a Ula mając obawy, czy te fińskie specjały przypadną jej rodzinie do gustu postanowiła sama przygotować coś polskiego.

Kilka dni przed przylotem Cieplaków Arvo zadzwonił do siostry. Chciał się upewnić, czy będzie na ślubie i czy rodzice też przyjadą.

- Wiesz, że masz być naszym świadkiem. Drugim będzie mój kolega z pracy.

- Ja na pewno cię nie zawiodę, ale rodzice powiedzieli, że nie przyjadą, bo są zajęci.

- Przekaż im, że ja w razie ich ewentualnej choroby, czy śmierci też będę mocno zajęty.

Taka odpowiedź, której świadkiem była Ula, mocno kłóciła się z charakterem Arvo. Z reguły był powściągliwy, jak większość jego rodaków i rzadko uzewnętrzniał swoje emocje. Tym razem było inaczej. Kiedy skończył rozmawiać podeszła do niego i pogładziła po głowie.

- Nie powinieneś tak mówić. Oni już postanowili i żadne argumenty ich nie przekonają. Dobrze, że Mila będzie. Ładną parę będą stanowić z Lasse.

- Nie chcę ich znać – wyrzucił z siebie z goryczą. – Nie spodziewałem się, że nawet w tak ważnym dla mnie dniu okażą się tacy nieustępliwi. No nic…, jakoś przeżyję.


Przylot samolotu z Polski był planowy. Ula i Arvo niecierpliwie wypatrywali Józefa i dzieci. Wreszcie ich dostrzegła i zaczęła gwałtownie machać rękami. Po chwili już wpadła w ramiona ojca, który ściskał ją ze łzami w oczach. Wszystkim udzieliło się wzruszenie, nawet Arvo. Poznał ich już wcześniej rozmawiając z nimi przez skypa. Józef uścisnął mu dłoń i przyjaźnie poklepał po ramieniu.

- Witaj synu. Nareszcie mam okazję zobaczyć cię na własne oczy. Przetłumacz Ula, bo nic nie zrozumiał – Cieplak uśmiechnął się szeroko.

- Dobry mieliście lot?

- Bardzo dobry – Jasiek przytulił siostrę – i krótki. Nie spodziewałem się, że to niecałe tysiąc kilometrów. Sądziłem, że polecimy kilka godzin. Nawet nie zdążyliśmy się zmęczyć.

Betti przykleiła się do Uli i nie odstępowała na krok mocno ściskając jej rękę.

- Ulcia, a będę mogła sypać kwiatki na ślubie?

- Nie kochanie, bo to ślub cywilny nie kościelny. Pobierzemy się w tutejszym magistracie, a potem będziemy świętować. Tu są trochę inne zwyczaje niż w Polsce.

Kiedy rodzinka rozlokowała się w mieszkaniu, Józef wyciągnął z torby rzeczy, które udało mu się przemycić.

- Strasznie się bałem, że to wykryją i skonfiskują, ale udało się. Tu masz dwie wielkie paczki kawy, bo mówiłaś że ta fińska jest lurowata i kwaśna. Jeszcze dzisiaj lub jutro powinna nadejść paczka z naszymi wędlinami. Wysłałem wcześniej i to same wędzonki, żeby się nie popsuły.

- Dziękuję, tatusiu. Tu ciężko o dobrą wędlinę. Króluje głównie makkara i w smaku jest ohydna, bo ma konsystencję plasteliny. Trochę przypomina nasze parówki, ale tylko trochę. Ja chciałam cię prosić, żebyś pomógł mi w kuchni. Zrobimy tradycyjną jarzynową sałatkę, śledzie w oleju i może barszcz czerwony z krokietem na ciepło. Krokiety będą z mięsem renifera, bo jest tu bardzo popularne. Upieczemy też kilka kurczaków. Za dużo szykować nie będziemy, bo będzie nas zaledwie siódemka. Nasi świadkowi i wy. Arvo zamówił też catering, bo Finowie przyzwyczajeni są do własnej kuchni.


W dniu ślubu Ula pospieszała swoją rodzinę.

- Nie możemy się spóźnić. Ten naród znany jest ze swojej punktualności i raczej nie toleruje spóźnialskich. Wyglądacie elegancko –zerknęła na Arvo wchodzącego właśnie do pokoju. On też wyglądał idealnie. Granatowy garnitur podkreślał jego sportową sylwetkę. Podszedł do niej i cmoknął ją w policzek.

- Wyglądasz cudownie – szepnął jej do ucha. – Powinniśmy już jechać.

Wpakowali się wszyscy do Saaba Arvo i ruszyli do magistratu. Przed nim czekała już Mila i Lasse. Punktualnie o jedenastej weszli do sali ślubów. Cała uroczystość faktycznie trwała nie dłużej jak dziesięć minut i zakończyła się podpisaniem aktu ślubu. – Jakie to proste – pomyślała Ula. – U nas ta celebra trwa znacznie dłużej, a w kościele to już w ogóle. Od dzisiaj jestem Urszula Cieplak-Kiuru – z miłością spojrzała na swojego przystojnego męża. – Kocham cię – wyszeptała.

- Ja ciebie też.


Wrócili do domu. Ula z pomocą Arvo i Jaśka przygotowała stół i podała najpierw obiad, a po nim wszelkiej maści przekąski polskie i fińskie. Był również tort własnoręcznie upieczony przez nią i wędliny, które zdążyły dotrzeć z Polski. Impreza trwała do dwudziestej drugiej. O tej godzinie Mila i Lasse zaczęli zbierać się do domu. Finowie nigdy nie bawią się na weselach do białego rana.


Cieplakowie wyjechali po tygodniu. Przez ten czas zdążyli trochę zwiedzić i pozachwycać się tutejszym krajobrazem. W powietrzu czuć było już zimę.

- Latem to my do was przyjedziemy. Muszę pokazać choć kawałek Polski Arvo.


Była z nim naprawdę szczęśliwa. On spełnił jej wszystkie marzenia o zgodnym, pełnym uczuć związku. Nadal dużo pracowała również w soboty i niedziele, gdy Arvo miał dyżur. Nie chciała siedzieć sama w domu i czekać na niego. Tak przynajmniej mogła zajrzeć na oddział i wypić z nim kawę w przerwie między zabiegami. Z rodzicami nadal nie utrzymywał kontaktów. Mila wpadała czasem, gdy załatwiała sprawy w Helsinkach i to od niej wiedzieli, co porabiają staruszkowie.

Zgodnie z tym, co obiecali Józefowi, w lipcu wzięli oboje miesiąc urlopu i ruszyli do Polski. Arvo wynajął na ten czas spory samochód, którym całą familią zwiedzili Trójmiasto, Warszawę, Kraków i Zakopane. Teraz to Arvo smakował polskich potraw. Zachwycał się bigosem i kotletami schabowymi. Po powrocie do Helsinek znowu wpadli w kierat obowiązków zawodowych. Wieczorami zamknięci w swojej małej intymności marzyli o dzieciach i snuli plany na przyszłość. Niestety Ula jakoś nie mogła zajść w ciążę. Po trzech latach małżeństwa uznała, że chyba najwyższy czas pójść do dobrego ginekologa i zacząć się leczyć. Poszli oboje i przebadali się. Niby wszystko było w porządku, a jednak ani jedno, ani drugie nie mogło się doczekać upragnionej ciąży.

- Może jesteśmy przepracowani, – snuł domysły Arvo – a może za bardzo nam zależy i żyjemy w ciągłym stresie? Może powinniśmy wyjechać w jakieś spokojne miejsce, odreagować i podejść do tego z dystansem? Jedźmy nad norweskie fiordy.



Tam jest pięknie. Jeszcze piękniej niż tutaj. Może tam nam się uda?

- To dobry pomysł, kochanie – poparła jego decyzję. – Wierzę, że wszystko jeszcze się ułoży, a ja urodzę ci zdrowego bobasa.

Mieli jechać w czerwcu. Tak właśnie planowali. Teraz dopiero był marzec, a świat wokół nich nadal biały i mroźny.

Wieczorem wzięli wspólną kąpiel i kochali się namiętnie aż do północy. Tuż przed drugą obudził ich dźwięk komórki Arvo. Odebrał rozpoznając numer szpitala.

- Już jadę. Oczywiście, jak najszybciej – rozłączył się i pochylił nad Ulą wyciskając na jej ustach całusa.

- Muszę jechać, kochanie. Był wypadek. Jest sporo rannych. Wszyscy chirurdzy wezwani na miejsce zdarzenia. Pośpij jeszcze, bo jest środek nocy. Wrócę najszybciej jak to będzie możliwe, ale myślę, że prędzej zobaczymy się na oddziale.

Ubrał się pospiesznie. Zabrał klucze od samochodu i cicho wyszedł z domu. Przytuliła twarz do jego poduszki czując na niej zapach jego ciała. Usnęła.


Ocknęła się słysząc uporczywy dźwięk swojego telefonu. Przetarła oczy i zerknęła na okno. Za nim panowały egipskie ciemności. Złapała komórkę odnotowując, że jest dopiero za piętnaście piąta.

- Halo – wyrzuciła z siebie przez zaschnięte gardło.

- Ula? Tu Lasse.

Zdziwiła się. On był przyjacielem Arvo, ale ona sama niewiele miała z nim kontaktów. Zaledwie kilka razy rozmawiali na szpitalnym korytarzu, a potem na ślubie.

- Przepraszam, że cię obudziłem, ale stało się wielkie nieszczęście.

- Arvo? Coś z Arvo?

- Miał wypadek. Wiesz, że był wezwany do tej kraksy. Śpieszył się, bo wielu ludzi było rannych i kilka ofiar śmiertelnych. On wpadł w poślizg, Ula i nie wyrobił się na zakręcie. Uderzył w drzewo bokiem od strony kierowcy. Zarzuciło go i stoczył się z dość wysokiej skarpy, bo koła nie miały przyczepności na śliskim podłożu.

- Bardzo ucierpiał? – zapytała płaczliwie.

- On nie żyje, Ula. Nie miał szans. Reanimowaliśmy go przez blisko godzinę, ale serce nie podjęło pracy. Jeśli możesz przyjdź na oddział. On jeszcze tu jest. Potem zabiorą go do kostnicy.

Telefon wypadł jej z ręki. Była w szoku. Płacząc podeszła do szafy i wyciągnęła z niej ubranie. Biegła po zaśnieżonych chodnikach potykając się i dławiąc łzami. Nie Arvo, nie on… Przecież dopiero rozmawiali o planach na przyszłość. Mieli starać się o dziecko. – Jak to się stało kochany? Dlaczego nie zwolniłeś? Jak ja mam teraz bez ciebie żyć? - Przebiegła kilka przecznic i wpadła wprost w otwierające się automatycznie drzwi szpitala. Nie zawracała sobie głowy windą i ruszyła schodami. Przed oddziałem chirurgii natknęła się na Lasse. Czekał na nią. Próbował jej coś tłumaczyć, ale ona patrzyła na niego rozszerzonymi z przerażenia oczami i sprawiała wrażenie, jakby nic do niej nie docierało.

- Chodź, zaprowadzę cię – Lasse wyciągnął do niej dłoń. – On leży w izolatce.


79 wyświetleń0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie
bottom of page