top of page
Szukaj
gajazolza

ZŁOTY PIES - rozdział 8

ROZDZIAŁ 8


- Owszem Ula, zaintrygowałaś mnie. Byłem ciekawy po kim nosisz żałobę, ale nie jestem wścibski. Nigdy w życiu nie zapytałbym cię o to pierwszy. Mimo to dziękuję, że zechciałaś mi o tym opowiedzieć. Bardzo ci współczuję i żal mi twojego męża, który był pewnie za młody na śmierć. To jest właśnie ta przekorność losu, że giną ludzie wartościowi, a margines społeczny ma się całkiem nieźle. Kończymy ten bolesny dla ciebie temat. Spójrz jakie mamy cudne widoki przed sobą.

Po lewej stronie widzieli w całej okazałości panoramę Hradczan, a po prawej Stare Miasto. Mijali budynek czeskiej filharmonii zwany Rudolfinum, który jest najważniejszym neorenesansowym obiektem w mieście. Widzieli Zamek Praski, Metronom Letna i Teatr Narodowy, a także wiele innych, pięknych budynków i zabytków. Przez większą cześć trasy milczeli chłonąc piękno i urok Pragi, która z tej perspektywy wydawała się ogromna i niezwykle rozległa.

Zapadał zmierzch, gdy opuścili rzeczny prom. Marek zaproponował jeszcze spacer na Stare Miasto i kolację w jego towarzystwie. Ula jednak miała opory. Nie dlatego, że nie odpowiadało jej Marka towarzystwo, ale dlatego, że on za wszystko płacił. Czuła się z tym źle i niezręcznie.

- Posłuchaj Marek, możemy pójść na spacer, ale to teraz ja zapraszam cię na kolację. Przy okazji rozliczymy się za ten rejs. Bardzo nie lubię zaciągać długów. Już i tak mam u ciebie jeden ogromny dług wdzięczności za to, że zaoferowałeś mi pracę.

- Ula, proszę cię, nie żartuj. Te drobniaki, które wydałem są niczym w porównaniu z twoim bezcennym towarzystwem. Gdybyś nie zgodziła się, żebym ci towarzyszył, cały pobyt przeziewałbym z nudów. Poza tym to ja cię zaprosiłem i byłbym szczęśliwy, gdybyś zgodziła się zjeść ze mną bez żadnych warunków. Dla mnie to będzie wielka przyjemność.

- No dobrze… - przystała na to z trudem. – Dziękuję…

Mijając jakieś bistro dostrzegła reklamę czeskich hot-dogów zwanych tu párek v rohlíku. Nie były z parówkami, ale z jakimiś kiełbaskami i karmelizowaną cebulą.



- Weźmy to, Marek. Nie chcę nic treściwego, bo kuchnia czeska jest jeszcze cięższa od naszej. Bułka z kiełbaską i sałatą, a do niej gorąca herbata w zupełności mi wystarczy.

Nie protestował. Zamówił dwie porcje i dwie herbaty. Usiedli przy stoliku rozmawiając cicho.

- Mieszkasz w Warszawie, Ula? Pytam, bo chcę wiedzieć, jak będziesz dojeżdżać na Lwowską – wyjaśnił.

- Mieszkam na Filtrowej. To blisko centrum. Jeszcze nie wiem, jak będę dojeżdżać, ale pewnie autobusem. Zorientuję się. Na pewno będzie krócej niż wtedy, gdy dojeżdżałam przez pięć lat na SGH z Rysiowa, bo stamtąd pochodzę. Autobusy co godzinę. Nieźle musiałam się gimnastykować. A ty?

- Ja w sumie mam niedaleko, bo mieszkam na Siennej, a i tak dojeżdżam samochodem. Masz kogoś w Rysiowie? Chodzi mi o rodzinę.

- Tam jest mój rodzinny dom. Mieszka w nim ojciec i dwójka młodszego rodzeństwa, siostra i brat. A ty masz rodzeństwo?

- Niestety nie. Jestem jedynakiem chociaż nie tak do końca. Firmę założył mój ojciec z Francesko Febo, który ożenił się z Polką. Z tego związku urodziło się dwoje dzieci Paulina i Alex. Państwo Febo zginęli w wypadku samochodowym, kiedy oni byli jeszcze mali. Moi rodzice zostali ich opiekunami prawnymi więc wychowywaliśmy się razem. Miałem takie przyszywane rodzeństwo. Po latach ożeniłem się z Pauliną i to głównie pod wpływem nacisków ze strony moich rodziców, którzy uważali, że jesteśmy sobie pisani. Nic bardziej mylnego. Nigdy nie powinno było dojść do tego małżeństwa. Najlepszym tego dowodem był szybki rozwód po zaledwie roku pożycia. Najzwyczajniej nie dałem rady wytrzymać z tą Furią. Wykończyła mnie nerwowo. Długo dochodziłem do formy po tym związku, ale teraz jest już znacznie lepiej.

- Mieliście dzieci?

- Ja bardzo chciałem. Ona twierdziła, że nie będzie sobie psuła ciążą figury. Odpuściłem.

- To bardzo smutne co mówisz, ale jeśli to był toksyczny związek, to chyba lepiej, że się rozstaliście.

- Też tak uważam. Wracamy? – Ula dopiła herbatę i podniosła się od stolika.

- Wracamy.


Szli wolniutko podziwiając miasto i rzekę skąpaną w milionach świateł. Sam Most Karola też był oświetlony i wyglądał magicznie. Mijali posąg kapłana Jana Nepomucena, gdy Marek się zatrzymał.



- Zaczekaj, Ula – powiedział cicho. – Nie wiadomo, czy będzie jeszcze okazja pogłaskać złotego psa. Znam jego legendę, ale myślę, że tu nie tylko chodzi o znalezienie prawdziwej, wiernej miłości, ale też o spokój duszy. Pogłaszczmy go. Może tobie przyniesie ukojenie tego smutku po stracie ukochanej osoby, a mnie natchnie jakąś dobrą myślą i zaprowadzi ład w mojej głowie i sercu.

Podeszła do płaskorzeźby i ułożyła dłoń na grzbiecie psa. Na jego głowie wylądowała dłoń Marka. Trwali tak dłuższą chwilę w ciszy i w bezruchu. Marek przesunął palce i pogładził grzbiet dłoni Uli. Znowu to poczuła. Poczuła ten dziwny prąd, który pod wpływem jego dotyku przeszył jej ciało. Spojrzała pytająco na Marka. Uśmiechnął się zawstydzony.

- Przepraszam… To było silniejsze ode mnie… Nie zapytałem cię jeszcze o plany na jutrzejsze przedpołudnie. Wiem, że wyjeżdżacie zaraz po obiedzie. My ruszymy wieczorem.

- O ile wiem, to cała grupa wybiera się na Wzgórze Petřín. Tam jest wieża widokowa, z której widać całe miasto.



Ja jednak sobie odpuszczę. Po pierwsze trzeba pokonać ponoć około trzystu schodów, żeby dostać się na górę, a po drugie to kawałek drogi stąd, a ja chciałabym zaszyć się w jakimś ładnym parku i odpocząć. Może kupiłabym jeszcze kilka pamiątek dla rodziny? Dorota i Darek na pewno pójdą, bo o tej wieży miejscowi mówią, że jest wieżą zakochanych, a u nich to póki co permanentny stan – zachichotała.

- Za naszym pensjonatem jest ładny park. Mnóstwo w nim zieleni, ławek i nawet jest fontanna. Przyszedłbym po ciebie po śniadaniu i pokazałbym ci go. Za nim jest ta ulica, którą jechaliśmy tramwajem na Hradczany, a przy niej sporo sklepów, również tych z pamiątkami. Na pewno coś wybierzesz.

- OK. Umawiamy się na jutro, ale około trzynastej muszę wrócić do hostelu, żeby się spakować. Nie chcę, żeby wszyscy na mnie czekali.

- Bez obawy. Na pewno zdążysz – zapewnił.


Rano, tak jak poprzedniego dnia, Marek stawił się przed restauracją, w której grupa polska jadała posiłki. Przywitał się z Ulą, Dorotą i Darkiem mówiąc, że porywa Ulę na kilka godzin.

- Naprawdę macie jeszcze ochotę zwiedzać? – zapytał. – Wczoraj był taki intensywny dzień, a ty w dodatku odparzyłaś stopy.

- Dzisiaj już przezornie założyłam adidasy – roześmiała się Dorota. – Na szczęście dowiedzieliśmy się, że na Wzgórze Petřín kursuje kolejka szynowa, więc nie będziemy musieli się na nie drapać. Chcemy zobaczyć ten widok, a wy bawcie się dobrze. Do zobaczenia.

Ruszyli w dwóch przeciwnych kierunkach. Marek najpierw zaprowadził Ulę do sklepów z pamiątkami, a później odpoczywali w Letna Park siedząc przy fontannie. Przed trzynastą odprowadził ją do hostelu, a sam poszedł coś zjeść. Pojawił się ponownie w momencie, gdy pod hostel podjeżdżał ich autokar. Jeszcze przez chwilę rozmawiał z Ulą.

- Zachowałaś moją wizytówkę? Gdybyś miała jakieś pytania to zawsze możesz zadzwonić. O szczegółach pogadamy za dwa dni, jak przyjdziesz do firmy. Już nie mogę się doczekać – podniósł do ust jej dłoń i ucałował z atencją. Zarumieniła się. Odwykła od takich karesów.

- Bardzo ci dziękuję za towarzystwo, Marek. Dzięki tobie pobyt tutaj był naprawdę udany. Muszę wsiadać. Do zobaczenia.

Machał jeszcze im wszystkim, gdy autokar ruszył. Kiedy zniknął mu z oczu za zakrętem uśmiechnął się szeroko.



Po raz pierwszy w życiu poczuł, że naprawdę się zakochał i był bardzo szczęśliwy. Wiedział, że Ula nie jest gotowa na nowy związek, ale może z czasem i ona go pokocha? Znał ją zaledwie od dwóch dni, ale wiedział, że jest kimś bez wątpienia wyjątkowym.


Dorota odlepiła się od Darka i przesiadła na miejsce obok Uli.

- I co? Tak było źle? Chyba nie wyjeżdżasz stąd niezadowolona? Sporo zwiedziłaś, a co najważniejsze, poznałaś świetnego faceta. Nie odstępował cię na krok i wyraźnie cię adorował.

- Nie przesadzaj, – żachnęła się Ula – ale muszę przyznać, że rzeczywiście jestem zadowolona z tej wycieczki i cieszę się, że mnie na nią namówiłaś. W dodatku ten świetny facet zaproponował mi pracę asystentki u siebie w firmie. Zaczynam od wtorku.

Dorota wytrzeszczyła na nią oczy i przełknęła ślinę.

- Jak jeszcze raz mi powiesz, że nie masz szczęścia w życiu, to po prostu obiję ci zadek. Ty farciaro! Od roku niby szukasz pracy, ale tak naprawdę to nie ruszyłaś tyłka, żeby ją znaleźć i oto praca sama przychodzi do ciebie. Niewiarygodne… A już tak na poważnie, to Marek jest naprawdę fajnym gościem. Miły, dobrze ułożony, niezwykle szarmancki i dobrze wychowany. Ma ładną twarz i te cudne dołeczki. Jest bardzo przystojny. Arvo był idealny, ale temu też nic nie brakuje. Pamiętaj, gdyby chciał się z tobą umówić na randkę, to nawet się nie zastanawiaj. Głaskałaś złotego psa, on na pewno ci pomoże.

- Dorota daj spokój, naprawdę wierzysz w te bzdury?

- Nie bardzo…, ale zaklinam rzeczywistość. Nie mogę już patrzeć, jak każdego dnia się dręczysz i rozpamiętujesz. Na pewno będziesz Arvo opłakiwać do końca życia, ale to nie znaczy, że masz się zamknąć w klasztorze i zacząć umartwiać. Zacznij wreszcie żyć, Ula i pomyśl o sobie. Zacznij od zmiany tych przygnębiających ciuchów, od regularnych posiłków i od fryzjera. Zobaczysz, jak dobrze się poczujesz, a Marek z zachwytu połknie swój własny język.

- Twoje wizjonerstwo czasami mnie przeraża. Wracaj do Darka, chcę trochę pospać – ostentacyjnie odwróciła się do Doroty tyłem dając jej do zrozumienia, że nie ma ochoty już gadać na temat swojego życia osobistego.

79 wyświetleń0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

Comments


bottom of page